6.
-Nie ob-przerwałam jednemu.
-Zamknij się. Wy nic nie macie do gadania-powiedziałam groźnie-Wychodze.
-Sama?-zapytała zaskoczona Bella.
-Tak.
Wyszłam z pokoju, a później z ośrodka. Kierowałam się do miasta, bez celu. Wkącu zayrzymałam się na mostku. Zamknełam oczy i rozmyślałam nad wszystkim i niczym.
W pewnej chwili, ktoś podniósł moją głowe. Chcąc, niechcąc otworzyłam oczy z wrogą miną, ale po jednej sekundzie moja mina przybrała wyraz zaskoczonej i wystraszonej.
-C-czego chcesz-zapytałam cicho. Czułam, jak nogi mi się uginają. Całe moje ciało ogarną strach i panika.
-Grzeczniej-wysyczał do mnie i uśmiechną się podle.
Najpierw mnie popchną na ziemię. Utrzymując równowagę, uderzył mnie w głowe. Gdy upadłam, stanąmi na ręce, co bolało nie miłosiernie. Na koniec kopną mnie w oko i wypowiedział jedno zdanie:
"Żałuje że żjesz kochana,ale nie martw się. Długo to nie potrwa"
Po czym odszedł. Wstałam, zakryłam włosami czerwone, jak nie bordowe oko, i udałam się do sierocinca.
Gdy tam byłam, zobaczyła mnie opiekunka. Spojrzała na mnie pytająco.
-Luna, co ci się stało?-zapytała zmartwiona. Pokiwałam przecząco głową i spojrzałam na nią.
-Gdzie Rose i Bella?-zapytałam cicho.
-Wyszły z tą trójką. Powiedziały, że jak wrócisz masz się udać do parku, bo musicie podjąć jakąś decyzję-powiedziała. Przytaknełam jej i udałam się do swojego pokoju.
Weszłam to odrazu podeszłam do szafy. Wyjełam z niej turkusową bluze z kieszenią i kapturem, i czarne leginsy. Poszłam do łazięki, zdjełam wszystko pozostawiając tylko w bieliźnie.
Wyjełam nożyczki i zrobiłam kilka małych, ale głębokich kresek na dłoniach i udach. Bolało. Bardzo bolało.
Ubrałam wcześniej wybrane rzeczy, rozczesałam włosy i ubrałam kaptur. Wyszłam z pokoju i oznajmiłam opiekunce że wychodze, po czym wyszłam.
Szłam do parku, szybko ale spokojnie mając nadzieje że znowu go nie spotkam. Niemalże wbiegłam do parku i zauwarzyłam całą piątke. Podeszłam do nich, a oni gadają i śmieją się jak nigdy.
-No jestem-odpowiedziałam zimno na co wszyscy spojrzeli na mnie.
-Okej, to jaka jest wasza decyzja-zapytał Toby. Spojrzałam na niego pytająco.
-Albo idziemy, albo giniemy-wyjaśniła Bella.
Spojrzałam najpierw na Rose, później na Belle a na koniec na tą trójkę. Widziałam gwiazdki w oczach dziewczyn. Chyba mocno zżyli się z nimi, i na odwrót.
-Ugh... Dobra-odparłam i odwróciłam się do nich plecami. Usłyszałam radosny okrzyk dziewczyn, a 3 sekundy puźniej jak toś mnie przytula. Lekko oddałam ten gest i odcepiłam się od dziewczyn-Noto prowadzcie.
Toby, Masky i Hoody wstali i ruszyli do lasu a my za nimi. W tedy maiałam pierwszą obawę.
-Dobra, a gdzie my idziemy? I co to za idio...-przerwała Rose gdy chłopak w stroju elfa i chłopak w białej bluzie z krwią podeszli do nas.
-A co to za panieńki?-zapytał rozbawiony.
-Jeff, to są te dziewczyny o ktróe prosił nas Slenderman-powiedział Toby.
-To te, em... Cośtam de cośtam?-zapytał elf.
-Enrichi de meutre-odpowiedziałam razem z dziewczynami w jednym momęcie.
-Czyli?...
-Wzbogacone o morderstwo-powiedziałam. Jeff i krasnal spojrzeli na mnie wybuchi śmiechem. Rose i Bella spojrzeli na nich z miną ,, Coś wam kurwa jest?"
-I niby ona są tymi "najleprzymi i najpiękniejszymi" mordercami?! Spójrz tylko na tą w niebieskim! Jaka ona brzydka!!-wykrzyczał elf.
Odwróciłam się i wyszłam z lasu. Gdzie? Gdziekolwiek...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top