Wyścig 46


1 października 2023



Albus Potter nigdy nie pomyślał o sobie, że jest idiotą. Idąc jednak ciemnymi korytarzami pod Peleryną Niewidką ojca, nadal miał w pamięci słowa Hugo kiedy ten dowiedział się, że to Potter wysłał to wszystko. Albus wiedział, że nie może tego ukrywać, bo w końcu Weasley by się dowiedział, a wtedy jeszcze bardziej byłby wściekły. Dlatego przyznał się kiedy tylko Rose i Lily usłyszały całą historię, siostra rudzielca wygłosiła całą litanię wątpliwości, bo przecież ona też mieszkała w Pomarańczy, a niczego nie widziała, a Lily chodziła w kółko i była gotowa do rozwalenia ściany tylko po to żeby dać upust własnym emocjom. Scorpius siedział wtedy obok niego i trzymał rękę na ramieniu w geście pocieszenia.

Hugo krzyczał, bił go po torsie i na końcu znowu się rozpłakał. Dzięki Merlinowi za to, że zanim zaczęli rozmawiać poszli do pierwszej lepszej sali lekcyjnej, zamknęli drzwi i nałożyli zaklęcia wyciszające. Albus pozwolił mu na to wszystko i przytulił mocno kiedy Hugo szlochał. Nie miał zamiaru przepraszać. Nie zrobił tego, bo wiedział, że postąpił właściwie.

Kiedy wychodził z sali, a reszta jeszcze siedziała na zakurzonych krzesłach czy ławkach, Cynthia podeszła do niego i przytrzymała drzwi, które delikatnie uchylił.

‒ Dziękuję ‒ wyszeptała cicho wprost do jego ucha. ‒ Hugo też ci kiedyś podziękuje, bo w końcu do tego gryfońskiego móżdżku dotrze, że w ten sposób uratowałeś mu życie.

Greengrass przytuliła go jeszcze szybko i pozwoliła mu wyjść.

Teraz stał przy posągu, za którym był ukryty tunel do Miodowego Królestwa. Musiał tam dotrzeć, by móc się w spokoju teleportować do domu. Nie miał zamiaru nawet wchodzić do sklepu, po prostu chciał minąć barierę antyteleportacyjną.

W połowie drogi stwierdził jednak, że powrót na Grimmuald Place 12 nie ma sensu i teleportował się prosto do Pomarańczy.



***



Stojąc na progu Pomarańczy słyszał krzyki mamy i równie głośny wujka Rona. Tak jak myślał rodzice od razu po zobaczeniu artykułu w Proroku Wieczornym teleportowali się do przyjaciół. Dobrze, że babcia Molly jeszcze nie zdążyła przybyć siecią Fiuu, bo wtedy byłby tu istny chaos.

‒ JAK MOGŁEŚ, RON? TO TWOJE DZIECKO! TWOJA KREW!

Albus cofnął wyciągniętą rękę w stronę klamki kiedy usłyszał wrzaski Ginny. Nienawidził jak krzyczała, ale teraz wręcz nie mógł się doczekać co jeszcze powie i jakie będą odpowiedzi wujka. Z jednej strony, było mu tak cholernie zimno, bo wyszedł ze szkoły w mundurku i Pelerynie Niewidce, którą ściągnął tylko z głowy, by móc bardziej się nią opatrzyć. Na dworze robiło się coraz ciemniej i zimniej.

‒ NIE, RON! NIE PRZESTANĘ KRZYCZEĆ!

‒ Wiedziałem, że cię tutaj znajdę.

Albus podskoczył przestraszony kiedy usłyszał te słowa i poczuł męską dłoń na ramieniu. Odwrócił się jak najszybciej potrafił i stanął twarzą w twarz z bratem, który był ubrany w ćwiczebne szaty aurorskie.

Wzruszył w odpowiedzi ramionami, które nadal były niewidzialne, ale James jakoś nie miał problemu z odczytaniem tego gestu.

‒ I wiem też, że to ty musiałeś wysłać te dowody do Proroka i Ministerstwa, które już wrze od plotek. ‒ mówił James z smutnym uśmiechem na ustach. Jego brązowe falowane włosy opadały mu na czoło, a brązowe oczy nie miały tych iskierek, do których Albus był przyzwyczajony. ‒ Jak na małego Ślizgona, to było całkiem Gryfońskie posunięcie, bracie.

Potter wysilił się na równie smutny uśmiech co starszy brat. James może ciągle go nazywał małym obślizgłym Ślizgonem i nie mieli zbyt dobrego kontaktu, to wiedział, że może zawsze na niego liczyć. Byli w końcu rodzeństwem. Nawet jeśli przez większość czasu się wyzywali czy podkładali sobie nogi.

‒ Wchodzimy? ‒ zapytał Albus i uchylił Pelerynę Niewidkę, by James mógł pod nią wejść. By nie wystawały im nogi, starszy Potter musiał się pochylić przez co zaczął marudzić, ale zamilkł kiedy tylko Albus otworzył drzwi Pomarańczy.

‒ Nie chciałem... ‒ zaczął kulawo Ron, ale znowu ktoś mu przerwał.

‒ Nie chciałeś? ‒ wysyczała wściekła Hermiona. ‒ Nie chciałeś krzywdzić naszego syna? Ale to robiłeś Ron! I to od dawna, a ja byłam zbyt zapracowana i ufna żeby to zauważyć! Obiecałeś mi przecież, Ron! Obiecałeś!

James i Albus stanęli w przedpokoju kiedy tylko najciszej jak potrafili zamknęli za sobą drzwi, w którym nie było zapalone światło, ale to z salonu gdzie wszyscy dorośli byli, było wystarczające. Poza tym bracia nie mieli chyba zamiaru iść dalej. Stąd słyszeli wystarczająco, a Ślizgon na widok wujka Rona mógł powiedzieć kilka słów, bo w końcu Hugo był bezpieczny i Weasley nie zemści się na synu, za to co Potter powie. Albusowi serce waliło niesamowicie nie tylko z powodu tego, że podsłuchiwał rodziców, ale też przez słowa cioci Hermiony. Co wujek Ron miałby obiecać?

‒ Hermionko, przepraszam, tak bardzo przepraszam ‒ kajał się Ron. Albus mógł sobie wyobrazić jak Weasley składał ręce niczym do mugolskiej modlitwy i miał zbolałą minę. Mama pewnie trzyma ręce na biodrach, a jej zmierzwione włosy latają za pomocą magii wokół jej głowy niczym ognista aureola.

Nastąpiła chwila ciszy, podczas której Albus popatrzył na brata. James z każdym słowem wydawał się coraz bardziej wzburzony, ale przecież w tej sytuacji to było całkowicie normalne.

‒ Wytłumacz mi Ron. ‒ zaczął Harry Potter. Głos miał tak strasznie zbolały, że Albus aż skurczył się w sobie. Wiedział, że skoro James się domyślił, że to on wysłał te paczki, to tata też wiedział. I pewnie myślał, że syn mu nie ufał, ale młodszy Potter wiedział, że inaczej ta historia miałaby całkowicie inny koniec, a do tego nie chciał dopuścić. Nieważne jak dobrym Aurorem był Harry Potter, był również przyjacielem Rona. A nikt nie jest w stanie zakuć w magiczne kajdany swojej rodziny i nie myśleć, że zdradził coś bardzo ważnego. ‒ Wytłumacz mi dlaczego biłeś własnego syna? Czemu Hugo? Przecież obiecałeś nam, mi i Hermionie, że to co się kiedyś działo, to była wina wojny. Poszedłeś na terapię i miało być już wszystko dobrze. Czemu to zniszczyłeś?

Albus stał jak spetryfikowany. James miał podobną minę. Nie byli przecież idiotami i domyślili się o co mniej więcej mogło chodzić cioci Hermionie i tacie. Hugo nie był pierwszą ofiarą Rona. Albus spojrzał w oczy bratu. Może jeden z nich był Gryfonem, a drugi Ślizgonem i wiele ich dzieliło pod względem postrzegania świata, ale nawet o tym nie mówiąc wiedzieli, że słabszych się nie atakuje. Ani ukochanych osób.

‒ Po prostu ‒ przerwał pełną oczekiwania ciszę Ron Weasley i postanowił, że w końcu się wytłumaczy. ‒ Po prostu chciałem mieć idealną rodzinę.

‒ Idealną? ‒ upewniła się Ginny.

‒ Ginny, nie przerywaj mu ‒ upomniał ją delikatnie ojciec, a Albus się z nim w ciszy zgodził. Przestąpił delikatnie z nogi, na nogę, bo zaczynał go boleć kręgosłup od stania w niewygodnej pozycji. Musiał wręcz przytulać się do brata, by Peleryna mogła ich obu objąć.

‒ Chciałem mieć idealną rodzinę. Piękną żonę, dom, dzieci, sławę, dobrze płatną pracę i pełen skarbiec. Ale wojna to wszystko zniszczyła. Ja wiem, ze po wojnie nie byłem sobą. I będę za każdym razem cię przepraszać Hermiono za to co ci robiłem ‒ Ron zwrócił się bezpośrednio do żony, która nic na to nie odpowiedziała. Jego głos był tak bardzo skruszony. ‒ Kiedy dowiedziałem się, że jesteś w ciąży myślałem, że w końcu zajmiesz się domem i rodziną. Ale nie ty, wróciłaś do pracy i zostawiłaś mnie z Rose. Potem kiedy George zaproponował mi żebym to ja poprowadził drugi sklep w Dolinie Godryka, ty zaszłaś w drugą ciąże, a mój awans poszedł jak proszek Fiuu! Rose jest moją małą córeczką, ale to Hugo jest tym wymarzonym synem. I chciałem... chciałem, żeby był idealny, tak jak ja nigdy nie będę, bo wojna to zniszczyła. Musiał, po prostu musiał być idealny! Nie wiedziałem jak mam tego dokonać.... To przez ciebie Hermiono. To ty byłaś wiecznie w pracy! Wiecznie na jakiś wyjazdach służbowych! To ja musiałem zająć się Rose i Hugo! To ja musiałem dopilnować, by byli prawdziwymi Gryfonami! By nikt pokroju Malfoy'a nie powiedział, że ktoś z rodziny Weasley to gorszy sort czarodzieja! Bo moja rodzina...!

Albus nie mógł tego słuchać. Nie patrząc na nic, wyszedł spod peleryny, wyrywając się z uścisku Jamesa i otworzył drzwi z rozmachem. Jego brat chyba odsunął się w ostatnim momencie, bo Albus nie uderzył go. Nie przejmując się niczym, trzasnął drzwiami tak żeby wszyscy obecni w salonie wiedzieli, że ktoś słyszał ich rozmowę. By – przede wszystkim – wujek Ron zdał sobie sprawę, że jego przyznanie się do winy nie było wśród zaufanych osób. Albus może i był Potterem, ale przede wszystkim by również Ślizgonem i niech lochy zatoną jeśli on nie wykorzysta tego co właśnie usłyszał podczas przyszłej rozprawy, która na pewno nastąpi. 






****

Nie jestem pewna czy dobrze to wyszło. Trudno mi było ubrać w słowa czemu Ron się tak zachowywał i to jeszcze z powodu tego, że on sam miał się z tego tłumaczyć. W mojej głowie to trochę inaczej wyglądało, bo inaczej bym to nazwała niż Ron. 

Dziękuję ślicznie za komentarze i gwiazdki. Mam świadomość, że jest ich niewiele, ale nawet dla tych kilku osób warto pisać, bo sama wiem jak to wszystko się skończy i najchętniej zaczęła pisać już coś innego ;) 

Do następnego, 

Demetria1050 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top