Wyścig 39
1 września 2023
Albus doznał szoku. Pierwszy raz widział co tak naprawdę ciągnie powozy, którymi od lat jeździli z pociągu do Hogwartu. Mógł na własne oczy zobaczyć jak wyglądają testrale. Miały skrzydła niczym nietoperze, duże i wyglądające na kruche jakby najmniejszy dotyk miał je złamać. Reszta ciała była podobna do konia, ale tak bardzo wychudzonego, że Albus mógł policzyć mu żebra. Cała ich grupa stała przy jednym z powozów i patrzyła na te zwierzęta jak spetryfikowani.
To kolejna niechciana rzecz jaką dostali po śmierci Calisty.
– Wsiadajmy – zarządził w końcu Potter, kiedy cała ta sytuacja zaczęła się przedłużać, a młodsze roczniki mieli z nich małą atrakcję. Zabini wsiadł pierwszy i zaraz odwrócił się by pomóc Cynthi. Wyciągnął w jej stronę rękę, którą ta bez wahania chwyciła. Potter widział jak Zabini uśmiecha się w jej stronę. Potem wsiadł Scorpius i Hugo, a na końcu Albus. Kiedy tylko usiadł, testrale ruszyły w stronę zamku. Czarnowłosy odwrócił wzrok, bo naprawdę nie miał siły patrzeć na te stworzenia. Przypominały mu o morderstwie przyjaciółki, a nie chciał kolejny raz się załamywać. Radość, którą czuł przez całą podróż pociągiem, nagle gdzieś wyparowała.
– Jak się czujesz?
– Nic mi nie jest, Anthony.
Potter siedział naprzeciwko Cynthi i Zabiniego tuż przy wyjściu z powozu i dlatego mógł usłyszeć ich małą wymianę słów. Ale ważniejsze niż krótkie pytanie i odpowiedź, było to jak ta dwójka się zachowywała. Potter z łatwością zobaczył jak Krukon przygląda się dziewczynie, pochyla się w jej stronę, a cała jego postawa ciała pokazuje, że się o nią martwił. Stykali się ramionami, a boki ich nóg przylegały do siebie jakby ktoś je potraktował zaklęciem stałego przylepca.
Albus uśmiechnął się delikatnie. Przecież widział już wcześniej, że cos między nimi jest. Oni chyba sami do końca nie mieli pojęcia jak ciągle na siebie patrzą, dopasowują swoje ruchy do drugiej osoby.
Nadal mając delikatny uśmiech na twarzy, odwrócił się w bok i spojrzał na Scorpiusa. Jego platynowe włosy lśniły w półmroku powozu. Siedział wyprostowany z rękami skrzyżowanymi na piersi i głową opuszczoną w dół. Albus tak bardzo chciał go dotknąć, spytać czy wszystko jest w porządku, ale coś go powstrzymywało. Sam do końca nie wiedział co.
– Widać już Hogwart! – Hugo, który wypatrywał w zamku od samego początku i w końcu go dostrzegł. Albus musiał uwierzyć Weasley'owi na słowo, bo siedział w takim miejscu, że zamek mógł dostrzec dopiero po tym jak wysiedli z powozu, ale zanim to nastąpiło, jechali jeszcze dobre kilka minut.
Potter wysiadł jako pierwszy.
Wrócili do szkoły.
***
Wielka Sala onieśmielała za każdym razem jak Albus wchodził do niej po raz pierwszy po wakacjach. Wręcz czuł jak magia iskrzy wokół niego mimo że nie posiadał takiego talentu. W świecie czarodziejskim byli ludzie, którzy umieli wyczuć magię w każdym przedmiocie jaki zobaczyli. Albusowi, do szczęścia, wystarczyła namiastka tego podczas wchodzenia na rozpoczęcie roku szkolnego. Wraz ze Scorpiusem i Cynthią zmierzali w stronę stołu Slytherina To był ten moment kiedy ich grupa się rozdzielała. Każdy szedł do stołu domu, do którego został przydzielony. Hugo usiadł z resztą Gryfonów i przywitał się z uśmiechem z kolegami z dormitorium.
Potter siadając przy stole wybrał takie miejsce, by móc zobaczyć zachowanie Zabiniego. Anthony'ego tak naprawdę nie powinno tu być. Krukon miał skończyć Hogwart w zeszłym roku, ale nie zdał z kilku przedmiotów i musiał powtarzać rok. Wszystko przez to, że zawalał naukę na rzecz Quidditcha i treningów drużyny.
– Zabini się boi? – Albus usłyszał wyszeptane pytanie przez Scorpiusa tuż przy swoim uchu. Ciepłe powietrze z ust Malfoy'a lekko go połaskotało. Potter w odpowiedzi kiwnął powoli głową. Blondyn miał rację. Anthony był spięty kiedy siedział wśród obcych sobie ludzi, z którymi będzie teraz spał w dormitorium i chodził na lekcje. Oni tez nie byli wobec niego zbyt pozytywnie nastawieni. W końcu nie wypada, by Krukon powtarzał rok.
W Wielkiej Sali było głośno, wręcz za głośno. Wszyscy musieli krzyczeć, by odpowiedzieć drugiej osobie. Właśnie w ten sposób „rozmawiali" Scorpius z Cynthią. Potter nie chciał się do tego przyłączać. Wolał rozglądać się po Wielkiej Sali i obserwować poszczególne osoby. Wszystko to jednak zostało przerwane w momencie kiedy profesor Longbottom wprowadził pierwszoroczniaków.
Tiara przydziału zaśpiewała krótką pieśń, w którą Albus się nie wsłuchiwał. Nigdy tego nie robił. Nawet na swoim pierwszym roku, był zbyt zestresowany tym, że trafi do Slytherinu, że nie mógł się skupić na piosence nadpalonego kapelusza.
Patrzył na to na te dzieciaki, które stały w zwartej grupie i wręcz z otwartymi buziami patrzyły na Wielką Salę. Potter zauważył chłopca, z brązowym, krótkimi włosami, który – w porównaniu z resztą – nie wydawał się tak przestraszony i oczarowany tym wszystkim. Trzymał ręce w kieszeni i ciągle stawał na palcach, by móc zobaczyć stół, przy którym siedzieli profesorowie. Jakby kogoś tam szukał.
Albus nachylił się nad stołem w stronę Cynthi.
– Cynthia – powiedział imię dziewczyny, by ta zwróciła na niego uwagę. – Stawiam galeona, że ten brunet co ciągle się wychyla, trafi do nas.
– Dobra, przyjmuję. – Greengrass uścisnęła mu szybko rękę nad pustym stołem Slytherinu i odwróciła się, by dalej oglądać przydział.
Robili tak od trzeciego roku. Obstawiali do jakiego domu trafi kilku wybranych przez nich pierwszoroczniaków. Scorpius uważał, że to dość głupie, bo tak naprawdę to nie znali tych uczniów i nie mieli pojęcia kim są. Nie przekonał go nawet fakt, że Potter, do tej pory, przegrał tylko raz i było to w zeszłym roku.
Tiara Przydziału zaczęła swoją pracę, a oni obstawili jeszcze kilka osób. Według Cynthi jedna dziewczyna miała trafić do Ravenclawu, a drobny chłopak do Puchonów. Albus i tak najbardziej czekał na przydział tego bruneta.
– Ternorb, Misha! – przeczytał kolejne nazwisko Longbottom. Stał tuż przy taborecie i w ręku trzymał długi pergamin z napisanymi nazwiskami pierwszoroczniaków. Neville miał na sobie elegancką ciemnoczerwoną szatę i do każdego ucznia, który szedł do Tiary, uśmiechał się zachęcająco.
Albus wyprostował się i uważnie obserwował moment kiedy kapelusz lądował na głowie tego chłopca. Wszystko trwało bardzo krótko i już po chwili było wiadomo.
– SLYTHERIN!
– Jesteś mi winna, trzy galeony Greengrass – powiedział z uśmiechem Albus i zaczął klaskać.
***
Po skończonej Uczcie Powitalnej, mowy pani Dyrektor i przedstawieniu dwóch nowych nauczycieli od Numerologii, Albus i reszta mogli iść do dormitoriów. Prefekci zebrali pierwszaków i to oni szli jako pierwsi do Lochów.
– Czemu nikt nam nie powiedział, że profesor Vick nie będzie dłużej naszym Opiekunem Domu? – Scorpius zadał to pytanie chyba trzeci raz, po tym jak ogłosili, że jeden z nowych profesorów został dodatkowo Opiekunem Slytherinu.
– Nie wiem.
Malfoy nie odpuszczał. Przez całą drogę stwarzał co raz to nowszą (i głupszą według Albusa) teorię czemu profesor Amir McKendall zaczął nauczać i stał się ich Opiekunem. Dopiero po wejściu do Pokoju Wspólnego Scorpius zamilkł. I to nie dlatego, że Cynthia zaraz by puściły nerwy i kazała mu się przymknąć, tylko dlatego, że wszyscy, którzy już byli w komnacie milczeli jak po zaklęciu Silenco. Okazało się, że na środku, oparty o jeden z kominków stał nikt inny jak Amir McKendall. Miał długie białe włosy, które niczym nie przypominały tych Scorpiusa. Ubrany w białą szatę, która krojem nie przypominała tych, którzy angielscy czarodziej nosili na co dzień.
– Dobry wieczór.
McKendall przywitał się ze wszystkimi. Większość uważnie go obserwowała, nie będąc zbyt pozytywnie nastawieni. Amir jakby niczego innego nie spodziewał się od Ślizgonów.
– Mam świadomość tego, że są państwo zszokowani zaistniałą sytuacją i chciałbym wam pomóc się z nią uporać – McKendall podczas przemowy przeczesywał wzrokiem pojedyncze grupy Ślizgonów. Albus zauważył, że mężczyzna ma w oczach jakiś chłód. Nie podobało mu się to, ale nie miał zamiaru spuszczać głowy. Jeszcze bardziej zaczął mu się przypatrywać. – Ze swojej strony chciałbym zapewnić państwa, że postaram się, aby mogli państwo mi zaufać. – Mężczyzna uśmiechnął się na własne słowa. – Wiem, że w waszym Domu zaufanie jest towarem deficytowym, ale możemy zacząć małymi krokami. Dlatego – zawiesił teatralnie głos. – chciałbym porozmawiać z każdym rocznikiem z osobna. Zaczynając od jutra.
Potter spojrzał zdziwiony na Scorpiusa, który miał podobny wyraz twarzy. Nigdy wcześniej o czymś takim nie słyszeli. Opiekun Domu nie wywał do siebie całych roczników, by móc z nimi porozmawiać. Chociaż może to nie był taki zły pomysł. Malfoy może znalazłby kilka odpowiedzi na swoje pytania, a część jego dziwacznych teorii zostałaby obalone.
– Życzę dobrej nocy. – Amir zaczął kierować się w stronę wyjścia. Uczniowie odsuwali się, by zrobić mu miejsce. Biała szata McKendalla zaczęła falować niczym unoszona na wietrze. – I do jutra.
****
My jutro niestety się nie będziemy widzieć, bo tak szybko nie napiszę rozdziału.
Jakie wrażenie macie po pierwszym spotkaniu z Amirem, nowym Opiekunem Ślizgonów?
Jeśli widzicie jakieś błędy to śmiało piszcie ;)
A dedykacja jest jako forma podziękowania za te wszystkie gwiazdki, bo chciałam dać znać, że ja to widzę ^^
Do następnego,
Demetria1050
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top