Wyścig 26
14 sierpnia 2023
Po powrocie z pogrzebu Albus Potter zamknął się w swoim pokoju. Rodziców nie było w domu, a jego rodzeństwo również gdzieś wyszło. Całe szczęście, bo chłopak nie miał ochoty z nikim się widzieć. Chociaż przez chwilę pomyślał, że fajnie by było porozmawiać z tatą. Ostatnio tylko Harry go rozumiał i nie oczekiwał żadnych cudów. Mogli rozmawiać przez drzwi (dopóki nie przeszkodził im wujek Ron) tylko dlatego, że Albus nie chciał go wpuścić do pokoju. Z Ginny na pewno by to nie przeszło.
Ślizgon zamknął drzwi do pokoju. Nie za bardzo wiedział gdzie ma usiąść, dlatego po prostu stał przy drzwiach i oddychał głęboko. Nie spodziewał się, że ten pogrzeb będzie tak wyglądał. To całe zamieszanie z ceremonią i później to co zrobił Zabini, było ponad jego siły. Albus przetarł zmęczony oczy i włożył rękę do kieszeni. Wyjął z niej złoty znicz. Ten sam, który zdobyli za pierwsze zadanie, a Anthony znalazł przy sobie po śmierci Calisty.
Potter przyjrzał mu się dokładnie. Pamiętał historię taty, o tym, że znicze mają pamięć ciała i jak przydała mu się ta wiedza na wojnie. Jego imiennik – Albus Dumbledore – schował tam Kamień Wskrzeszenia.
Ich złoty znicz był jak te wszystkie, które są używane podczas gry w Quidditcha. Z tymi wszystkim zdobieniami i delikatną fakturą skrzydełek – gdzie każde z piórek przypominało małe dzieło sztuki i był wykonane własnoręcznie. Albus nie zauważył nic co mogłoby świadczyć, że jest w stanie znaleźć lub otworzyć sekretną skrytkę.
− I co teraz? – Albus zadał sobie to pytanie, nawet nie zauważając, że zrobił to na głos. Naprawdę nie miał pojęcia co miałby z nim zrobić. Anthony też miał ten dylemat i wręcz siłą wcisnął Potterowi znicz do ręki. Twierdził, że nie może dłużej go mieć. A Albus jako lider grupy miał go przetrzymać u siebie. Czarnowłosy rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu jakieś skrytki. W oczy rzuciło mu się pudełko od prezentu świątecznego, który nadal był na wierzchu pomimo, że Święta były osiem miesięcy temu. Ale Albus nie miał kiedy je schować, a poza tym dostał w nim naprawdę dobry podarunek od taty. Poszedł do regału gdzie leżało pudełko i otworzył je powoli. Włożył tam zwinięty złoty znicz.
Może Scorpius miał rację. Powinni wygrać te cholerne zawody tylko po to żeby uczcić pamięć o Caliście. Zrobić to dla niej, bo na to zasługiwała.
***
Albus następnego dnia zaraz po śniadaniu wyszedł z domu. Ubrał się typowo po mugolsku – w czarną koszulkę i jasne dżinsy. Nie chciał się wyróżniać strojem – nie tak jak niektórzy czarodzieje, którzy poruszali się po mugolskiej części Londynu.
Stojąc na Grimmuald Place zastanawiał się, w którą stronę iść. Nie chciał więcej unikać przyjaciół. Nie po tym wszystkim co się wczoraj stało. Potrzebował znowu z nimi porozmawiać, posiedzieć w ich towarzystwie i posłuchać dźwięku głosów. Tęsknił za widokiem ich twarzy, zapachem perfum czy śmiechem. Wiedział, że tego ostatniego długo jeszcze nie usłyszy. Ale rozumiał to, bo on sam nie miał ochoty się śmiać czy nawet uśmiechać.
Zamiast gdziekolwiek iść, rozejrzał się w obie strony, by upewnić się czy nikogo nie ma. Skinął głową jakieś starszej pani, która wchodziła do domu z numerem czternaście. Poczekał, aż kobieta zamknie za sobą drzwi i teleportował się.
Wylądował przed bramą dworu Malfoy'ów. Szedł ścieżką wyłożoną jasnymi kamykami. Przyglądał się po raz kolejny budynkowi. Był dwupiętrowy, jasny, a jedna ze ścian była pokryta zielonym bluszczem. Albus wiedział, że drzwi prawdopodobnie otworzy mu skrzat domowy, a nie któryś z domowników. Zatrzymał się jednak w połowie kroku kiedy nawiedziła go jedna myśl.
A co jeśli Scorpius nie będzie chciał z nim rozmawiać?
Starał się odrzucić tą myśl, ale zaczął się denerwować. Stres nie opuścił go nawet wtedy kiedy spotkał Draco i Astorię Malfoy'ów w przedpokoju. Przywitał się z nimi grzecznie i usłyszał od matki Scorpiusa, że chłopka na pewno ucieszy się na jego widok. Albus nie był tego taki pewien, ale nie miał zamiaru nikomu o tym mówić.
Scorpius faktycznie ucieszył się kiedy zobaczył młodego Pottera u siebie w pokoju. Wstał szybko od biurka, prawie przewracając kałamarz.
− Albus!
Malfoy przytulił zaskoczonego Albusa. Szybko go puścił kiedy poczuł, że drugi chłopak nie odwzajemnił uścisku. Spojrzał na niego zaskoczony i zmartwiony tym co zobaczył. Albus był strasznie blady, chorobliwie wręcz i prawie doścignął w tym Scorpiusa. To młody Malfoy z ich dwójki wyglądał zawsze na chorego i tylko za sprawką swojej karnacji. Oprócz tego Potter miał jeszcze coś takiego w oczach...
− Coś się stało? – zapytał Scorpius. Zmartwił się stanem przyjaciela, który wczoraj na pogrzebie nie wyglądał tak źle. Albus nie odpowiedział tylko przyjrzał się strojowi Malfoy'a. Miał na sobie czarną koszulę i materiałowe spodnie. Stwierdził, że ubrania się nadadzą i nie będą musieli marnować czasu na to, żeby chłopak musiał się przebrać.
− Pójdziesz ze mną na spacer? – zapytał cicho Albus nie patrząc na twarz Scorpiusa. – Możemy iść do tej lodziarni co zwykle?
− Oczywiście.
Scorpius pokiwał potwierdzająco głową i rozejrzał się po pokoju, w poszukiwaniu różdżki. Jak tylko ją znajdzie będą mogli wyjść. Albus cierpliwie czekał, aż Scorpius się zbierze do wyjścia. Podszedł do dużego okna, z którego – niezależnie od pory roku – był przepiękny widok. Ogród otaczający dwór Malfoy'ów. Najbardziej Potter lubił w nim drzewa. Kilkanaście owocowych, których gałęzie uginały się od owoców. Pamiętał jak dwa lata temu kiedy spędzał tu część wakacji codziennie podkradali jabłka prosto z drzewa. Albo jak poprosili Astorię Malfoy by zaczarowała je tak żeby udawały tłuczki. Potter odkrył wtedy, że dostanie rozpędzonym jabłkiem jest dużo boleśniejsze. Teraz, z perspektywy czasu, nie rozumiał czemu nie poszli wtedy do pokoju Scorpiusa po skrzynię z prawdziwym sprzętem do Quidditcha.
− Albus, możemy już iść – powiedział Scorpius podchodząc blisko przyjaciela. Położył mu dłoń na ramieniu kiedy nie usłyszał od czarnowłosego żadnej odpowiedzi. Dopiero wtedy Potter wrócił do rzeczywistości. Nie powiedział jednak Scorpiusowi co właśnie wspominał. Skierowali się do wyjścia poza granice dworu, by móc bezpiecznie teleportować się do jednej z dzielnic Londynu.
− Awaria, ja wychodzę i nie wiem kiedy wrócę! – krzyknął w przestrzeń Scorpius, nie mając pojęcia gdzie aktualnie jest skrzatka domowa. Był jednak pewien, że na pewno go usłyszała. Potem wyszli z budynku i zaczęli iść w stronę bramy. Scorpius spojrzał na bruneta tuż przed teleportacją. Obiecał sobie, że siłą zmusi Albusa, by powiedział mu wszystko nad pucharkiem śmietankowych lodów.
****
Pisząc wczoraj rozdział zorientowałam się, że oni nie dostali jeszcze listów z Hogwartu, a jest połowa sierpnia i zaraz wracają do szkoły. I nie mam pojęcia czy komuś z nich dać odznakę Prefekta Naczelnego lub Kapitana Quidditcha.
Nie wiem czy zdążę opublikować kolejny rozdział, także udanego Sylwestra wam życzę :D
Do następnego (roku),
Demetria1050
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top