Wyścig 04
20 lipca 2023
Calista Krum nie była marzycielką. To była raczej domena jej ojca – Wiktora Kruma, który dla jej matki był w stanie przenieść się na stałe do Londynu i rzucić pozycję szukającego w swojej drużynie narodowej. Ale Calista była realistką. Miała plany na przyszłość i cele, które chciała zrealizować. Jednym z nich było wygranie Wyścigu. Nie robiła tego dla samej siebie czy nagród, ale dla swojego taty. Chciała mu udowodnić, że była w stanie to zrobić. Była wystarczająco silna, zwinna i latała na miotle tak samo dobrze jak chłopcy. Przez całe życie starała się nie zawieść swojego ojca. Udawała, że słowa „Jaka szkoda, że Calista nie jest chłopcem." nigdy nie istniały i nie wypłynęły z ust Wiktora Kruma.
Calista przeglądając katalog z miotłami wyścigowymi miała w głowie głos swojego ojca, który zawsze powtarzał jej, że z miotłą jest jak z różdżką. To ona wybiera czarodzieja i duże znaczenie ma drewno z jakiego została wykonana i co miała w środku. Kolor witek i zdobienia przy podpórkach na stopy to tylko dodatki.
Szybko spojrzała na Cynthię i Anthony'ego. Nie miała pojęcia co stało się między tą dwójką, ale dziewczyna bardzo dziwnie zareagowała na zdanie, że Zabini się na nią patrzy od kiedy weszli do sklepu. Calista poczuła jak dziewczyna na sekundy zamiera, a później wzruszyła ramionami i wymamrotała, że skoro jest na co to niech się gapi.
− Nienawidzę tego, że dopiero jak pokazaliśmy mu kasę to możemy przejrzeć katalogi – wyszeptał jej do ucha Albus patrząc spod byka na sprzedawcę. Kiedy przyszli tu na początku wakacji powiedział, że nie ma czasu na pilnowanie ich kiedy oni będą przeglądać katalogi skoro i tak nic nie kupią. Na koniec dodał jeszcze, że jak zobaczy złoto galeonów to może wtedy da im kilka firm do wyboru. Wrócili więc z pokaźną sakiewką i z ironicznym uśmiechem na ustach młody Potter spytał się czy tyle wystarczy.
− Gapi się – odszepnęła równie cicho Calista. Sprzedawca cały czas się na nich patrzył. Miał wodniste zielone oczy i był cały pomarszczony. Dziewczyna nie miała pojęcia ile może mieć lat, ale obstawiała, że mógł brać czynny udział w wojnie z Grindelwaldem.
− Wybraliście już coś? – Pytanie sprzedawcy spowodowało, że każdy spojrzał się na niego zdenerwowany. Przecież przeglądali zdjęcia mioteł dopiero od piętnastu minut! Calista potrzebowała tyle żeby wybrać lakier do paznokci, a nie miotłę, na której będzie się ścigać.
− W sumie to ja mam pytanie – odezwał się Hugon Weasley. – Czy w Wiciosztychu dziesiątce można zamówić sosnowy uchwyt?
Zanim jednak sprzedawca (z nietęgą miną) odpowiedział na pytanie, wtrącił się Scorpius, który stał przy modelu starej Zamiataczki.
− Hugo, proszę cię – prychnął Scorpius zaczesując palcami, zbyt długie jak na gust Calisty, blond włosy. − Stać nas na coś lepszego.
− Lepsza by była lipa. Jest drewnem miękkim i lepszym do obróbki. Chociaż modrzew jest bardziej wytrzymały i istnieje mniejsze prawdopodobieństwo, że złamie się pod naporem tłuczka. – Tłumaczył starszy wysoki sprzedawca. Po tych kilku zdaniach wiadomo było, że mężczyzna znał się nie tylko na miotłach. Wszyscy słuchali go z uwagą, ponieważ takich rzeczy nie da się znaleźć w książce Qudditch przez wieki.
− A jesion? – zapytał Anthony Zabini. Na kolanach trzymał katalog z miotłami Spółki Wytwórców Komet. Na otwartej stronie było ruchome zdjęcie Komety pięćset osiemnaście z ładnie wyprofilowaną rączką i grubą podpórką na stopy, która była zrobiona z metalu. Chłopak przeczytał cały dostępny opis, ale nadal miał wątpliwości.
− Dobry wybór, ale podczas deszczu i wilgoci na tendencję do wyginania się – powiedział powoli sprzedawca. Zaraz potem uważnie przyjrzał się posturze Anthony'ego i gestem kazał mu wstać. Chłopak zrobił to szybko i przez przypadek zrzucił z nóg trzymany katalog. Zanim go podniósł i odłożył na fotel minęło kilka sekund podczas, których starszy czarodziej cały czas go obserwował.
− Przy twojej wadze i wzroście polecałbym grab. Dałbyś sobie z taką miotłą radę, a to niełatwe zadanie. – Na te słowa Anthony lekko się napuszył i uśmiechnął kiwając głową w geście podziękowania w stronę sprzedawcy. Cynthia widząc to przewróciła oczami, bo Zabini znowu zaczynał robić małe przedstawienie.
Sama Greengrass zdecydowała już na samym początku. Wiedziała, że chce najnowszy model Grzmotu, który był wręcz stworzony dla niej. Miała tylko wątpliwości co do rodzaju drewna i wahała się pomiędzy dwoma dostępnymi gatunkami. Poza tym wytwórca Grzmotów dawał możliwość decyzji jak długie mają być witki. Dodatkowo miotła była prosta, bez żadnych załamywań, a to był główny wymóg Cynthi.
Kiedy w końcu opuścili sklep, a każdy z nich miał w ręku torbę z nowymi ochraniaczami, kaskami, rękawicami i potwierdzeniem złożenia zamówienia na miotły na własne nazwisko, skierowali się w stronę Dziurawego Kotła.
Calista wiedziała tylko, że tam trwają zapisy. Przy barze miał czekać jeden z organizatorów. Kiedy weszła do środka i poczuła zapach alkoholu miała wrażenie, że zwymiotuje. Wszystkie dostępne trunki i zapach jedzenia mieszały się ze sobą co dawało piorunujący efekt.
− Merlinie, ale tu śmierdzi.
Dziewczyna zasłoniła sobie usta rękawem niebieskiego swetra, który założyła na siebie tuż przed wyjściem z domu. Reszta jakby nie czuła tego zapachu tylko skierowała się w baru.
Albus pierwszy dotarł na miejsce i jedynego mężczyzny, który siedział samotnie. Organizator Wyścigu był zwyczajnym czarodziejem. Ubranym w prostą czarną szatę bez dodatków miał brązowe włosy i jasnoniebieskie oczy. Żadnych znaków szczególnych czy drobnych ran na twarzy. Po prostu szary obywatel magicznej społeczności.
Kiedy uścisnął rękę Albusowi i kiwnięciem głowy powitał resztę, skierował się ku schodom na górę. Wszyscy w milczeniu poszli do pokoju czwartego, który na klamce miał informację dla sprzątaczki żeby nie przeszkadzać. Tuż przed wejściem minęli się z grupą około dwudziestoletnich dziewczyn, które z oburzeniem wyleciały przez drzwi i głośno dyskutowały między sobą o tym, że proszenie o krew było przesadą.
− Następna grupa! – dobiegł do nich krzyk ze środka. Calista przeżyła niemały szok kiedy po wejściu do pokoju czwartego zobaczyła dwóch takich samych mężczyzn jak ten co ich tutaj zaprowadził. Musieli być pod wpływem eliksiru wielosokowego. Pokój był spory, a dwa pojedyncze łóżka stały obok siebie przy jednej ze ścian. Naprzeciwko drzwi było okno, a pod nim stało duże ciemne biurko. Szafa i lustro wciśnięte były na kolejnej ścianie kiedy więc stanęli wszyscy w pokoju zrobiło się tłoczno.
− Czy wy też spanikujecie jak każemy wam ukuć się w palec i upuścić kropelkę krwi na papier, dzieciaki? – Spytał ten co siedział przy biurku i palił papierosa.
Calista spojrzała na stojącego koło niej Hugo i Scorpiusa. Podążając ich śladem pokręciła przecząco głową. Miała lekkie obawy, ale przecież nie zrezygnowałaby z Wyścigu tylko dlatego, że nie chciała oddać kropli krwi. To nie wchodziło w grę.
− No i fajnie. Kto jest szefem? – spytał ten sam człowiek, ale w głosie miał więcej energii. Reszta za to siedziała cicho i układali całą masę pergaminów.
− Ja.
Albus podszedł do biurka i odebrał z rąk czarodzieja długi rulon pergaminu, kałamarz i pióro. W zamian dał mężczyźnie woreczek z dokładnie przeliczonymi sześćdziesięcioma galeonami jako opłatę zgłoszeniową. Ten jednak zatrzymał chłopaka łapiąc go za nadgarstek. Albus odruchowo odwrócił się do niego z powrotem i wyrwał z uścisku. Miał wściekłą minę i różdżkę w pogotowiu.
− Co jest, kurwa?
− Spokojnie, dzieciaku. – Dorosły czarodziej uniósł ręce w geście poddania się. – Masz na nazwisko Potter, nie dzieciaku? Byłem z twoim starym w jednym Domu w Hogwarcie, a ty masz po nim te cholernie zielone oczy. Stary lata jeszcze na miotle?
− Tak, lata – odpowiedział już spokojniejszy Albus. – To on mnie uczył latać i grać w quidditcha.
− No to fajnie, dzieciaku. Może odziedziczyłeś po nim talent. A teraz biegiem wypełniać mi cały formularz i do domu. Miotły już macie, dzieciaku?
− Właśnie dzisiaj zamówiliśmy. Do końca miesiąca na pewno będą.
Mężczyzna kiwnął głową i pomachał reszcie na do widzenia. Całą grupą zeszli do baru i usiedli przy dużym stoliku. Każdy z nich musiał wpisać swoje imię i nazwisko, datę urodzenia, rodzaj miotły na jakiej będzie latać, zgodę na to, że nikt nie będzie miał roszczeń jeśli zginą w trakcie Wyścigu i oczywiście każdy oddał dobrowolnie kroplę krwi. Po tym wszystkim Potter oddał rolkę pergaminu i wszystko inne facetowi, który znowu siedział przy barze i czekał na inne grupy.
Albus Severus Potter miał wrażenie, że właśnie podpisał na siebie wyrok śmierci.
****
Rozdział chciałam wstawić już wczoraj wieczorem, ale się powstrzymałam. W ogóle trochę się rozpisałam i wyszło ponad 1200 słów, gdzie rozdziały miały mieć 1000, ale przecież to nic złego. A nawet dobrego :D
Wszystkie informacje o miotłach są z harrypotter.fandom.pl a właściwości drzew z Wikipedii. Niektóre modele są wymyślone przeze mnie i będą się pojawiać w przyszłych rozdziałach. Gdybym miała w domu Quidditch przez wieki byłoby łatwiej, ale jakoś sobie radzę.
W ogóle piszcie czy podoba się wam pomysł żeby tak skupiać się na miotłach i ich właściwościach. Przyznaję, że czytanie o tym i pisanie sprawiło mi sporo radości.
No i w końcu mamy jakieś konkrety o Wyścigu. Nadal nie wiem co z tym zabójstwem, ale coś wymyślę...chyba, że wy macie jakieś pomysły.
Dziękuję za komentarze <3
Do następnego,
Demetria1050
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top