Uprowadzona Szczerość
Jestem już po obiedzie. Rozeszliśmy się z rodziną. Caleb również wrócił do domu. Nie pozwoliłam mu mnie odprowadzić ani wezwać taxsówki. Muszę wszystko jeszcze raz przemyśleć.
Właśnie idę ulicami miasta. Idę wprost przed siebie. Nawet nie zauważyłam jak weszłam w ciemną uliczkę. Wsłuchałam się w ulubioną piosenkę...Kiedy nagle poczułam na swoim ramieniu czyjąś rękę. Wystraszyłam się. Zdjęłam słuchawki ale zanim zdążyłam cokolwiek zrobić miałam już worek na twarzy. Ktoś mnie wziął na ręce. Próbowałam się wyrwać ale na darmo. Krzyczałam również na darmo...Worek izolował jakiekolwiek dźwięki a ręka, która mnie trzymała byłą zbyt silna. Wreszcie poczułam, że siedzę. Związano mi ręce... Chwilę później usłyszałam warkot silnika. Ta osoba wpakowała mnie do samochodu i gdzieś porywa! Wpadłam w panikę... Czy to może morderca moich rodziców postanowił, że teraz skończy ze mną?
Osoba prowadząca pojazd jechała strasznie szybko. Wymijała inne samochody i nie dbałą o to czy spowoduje wypadek czy nie...
Mi zaczynało brakować powietrza w tym worku. Więc postanowiłam się uspokoić by nie marnować powietrza.
Samochód się zatrzymał. Znowu ktoś wziął mnie w ręce. Pomyślałam, że teraz może uda mi się uciec więc wyrwałam się z całej siły i zaczęłam biec. Nie było to łatwe ze związanymi dłońmi i workiem na twarzy. Moja wolność nie trwała długo. Ktoś złapał mnie za włosy i przytargał do siebie. Poczułam rażący ból głowy. Zostałam uderzona czymś ciężkim i straciłam przytomność. Obudziłam się w białym pomieszczeniu bez worka na głowie. jednak byłam przywiązana do krzesła a na dodatek związali mi jeszcze nogi i opróżnili kieszenie. Jednak mój tata przewidział sytuację, że kiedyś jako jego córka mogę znaleźć się w takiej sytuacji i nauczył mnie jak uwolnić się z takiego skrępowania nadgarstków. Więc zaczęłam powoli nie zauważalnie się rozwiązywać, ponieważ przed mną siedzi człowiek w masce. Poznając po posturze to ta sama osoba, co postrzeliła Caleba i zamordowała moich rodziców.
-Czemu mnie porwałeś co? Chcesz mnie zabić?! To dawaj i tak nic już nie ma znaczenia...-Wykrzyczałam. Choć nie wiem skąd we mnie było tyle odwagi..
-Nie mam zamiaru cię zabijać... To była by łaska dla ciebie. A ty masz cierpieć z samotności kochana!-Jego głos był chropowaty i brudny.
-To co ja tu do cholera robię sukinsynu?
-Poznasz prawdę o swoich wzorowych rodzicach. Mam zamiar zniszczyć cię psychicznie...A potem pobić tak, że na zawsze zapamiętasz szmato by siedzieć cicho przed psami!-Mówił tak jakby był w jakiejś furii.
Podszedł do mnie z energią i przyłożył mi kijem bejsbolowym. Poczułam jak z mojego czoła sączy się krew. Nie pisnęłam nawet słówka i nie błagałam o litość.
-Nie błagasz o litość?! Taka sama jak rodzice!
Kolejny raz poczułam kij na sobie. Kolejna fala krwi spływała mi po czole.
Ze ściany zjechał ekran multimedialny a osoba w masce wróciła na miejsce rzucając daleko w tył kij co dało mi ulgę.
-Teraz zobaczysz fragment rozmowy twoich rodziców. Mam nadzieję, że to cię zaboli głupi dzieciaku...
Włączył nagranie z mojego domu. Co by oznaczało, że tam był i zamontował kamerę.
Moi rodzice siedzieli w salonie na kanapie;
-Musimy jej powiedzieć, że jest adoptowana...-powiedziała mama do taty.
-Wiem. Ale myślę, że to nieodpowiedni czas...Za niedługo ma sprawdzian z niemieckiego. Taka nagła informacja może spowodować zrujnowanie obrazu idealnej rodzinki.
-To powiemy jej o tym po testach... Nie mogę jej do końca życia okłamywać.
Na tym skończyło się nagranie. Nie byłam wstanie w to uwierzyć. Przecież całe życie mi powtarzali, że jestem taka podobna do nich. Jak mogli mnie okłamać?
-To nie może być prawda! Kłamiesz!
-Po co miał bym kłamać? Przecież widzisz, że to nagranie to nie fotomontaż...I co nienawidzisz ich teraz? Czujesz się oszukana? Nigdy nie traktowali cię jak swoje rodzone dziecko!
Postanowiłam myśleć racjonalnie. Przecież właśnie mu o to chodzi. Chcę bym się załamała.
-I co z tego? Traktowali mnie jak swoją rodzoną córkę. Wychowali mnie i to oni są moją rodziną. Nie ma znaczenia kto mnie urodził... To nagranie nic nie zmienia...
Mordercy opadła kopara.
-Że co? Jak śmiesz ty szmato! zaraz ci pokarze. Po tym się nie pozbierasz!
Więzły na moich rękach opadły ale jeszcze nie pokazałam tego. Morderca podbiegł do mnie i zaczął mnie rozbierać i dotykać. Chciał mnie zgwałcić! Odepchnęłam go i zanim wstał uwolniłam sobie nogi. Podbiegł do mnie i chciał zedrzeć ze mnie bluzkę. Trochę ją poszarpał. Trzymał mnie za krtań. W ruchu desperacji kopnęłam go w ptaszka. Skulił się na ziemie. A ja podniosłam krzesło i rzuciłam z całej siły na niego. Zaczęłam biec ile sił w nogach. Pierw zbiegłam po schodach ale potknęłam się i sturlałam. Zdarłam całe łokcie i kolana. Podniosłam się i wybiegłam z budynku...
I JAK MOŻE BYĆ? ZOSTAW GŁOS I OBSERWUJ MNIE BYŁO BY MIŁO!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top