19
*POV LUKE*
Wysiadając przed szkołą spanikowany zauważyłem pusty wózek szpitalnym, na którym miała być Lola, ale był pusty!
Wbiegłem z szybko bijącym sercem do środka liceum.
Przed moją twarzą stanął chłopak trzymając w rękach mojego pięknego kwiatuszka, całego przemoczonego, śpiącego, słabo oddychającego i co najważniejsze z lewej ręki leciała jest spora ilość krwi.
Brunet który ją trzymał był trochę niższy ode mnie i gapił się na mnie przerażonymi oczami.
Miał na szyi wisiorek z zawieszką w kształcie złotej korony.
Z opisu mojej dziewczyny, kiedy to z nią rozmawiałem o m&s miętowych, wspominała mi o jakimś chłopaku który jej pomógł, a potem się do niej przylepił.
- Ty - warknąłem patrząc na niego z pogardą.
Chłopak jakby zrozumiał kim jestem i także przyjął zdeterminowaną pozę.
- Ty... - odparł mrużąc oczy.
Patrzeliśmy po sobie zapominając kompletnie o Loli.
- Moi drodzy! Zawieście bronię! Wasza ukochana właśnie umiera...Luke proszę poprowadź Aarona do twojego samochodu, a ja pójdę oświadczyć dyrektorowi że Lola się znalazła i jedziemy do szpitala - mówił spokojnie, ale zdeterminowanie lekarz Loli.
Nie szczędząc czasu na walnięcie doktorka za tekst "Wasza ukochana" i tego typka za jego istnienie, mruknąłem coś do Aaronka-dupolka że ma iść za mną.
Próbowałem nie myśleć, o cierpieniu jakie odczuwa moja piękna blondynka, ale nie mogłem tego zrobić, kiedy nie miałem jej bezpiecznej w moich ramionach.
Ledwo mogłem otworzyć kluczykami drzwi od samochodu, strasznie mi się trzęsły od stresu.
- Pośpiesz się! - krzyknął zdenerwowany chłopak stojąc przy drzwiach z drugiej strony auta.
- Zamknij mordę - odpowiedziałem przez zaciśnięte zęby.
- Wszystko będzie dobrze - szeptałem do siebie w nadziei że to pomoże.
Nic, nadal mi się panicznie trzęsły dłonie.
Co by zrobiła Lola!?
Nagle przyszedł mi pomysł.
Wziąłem głęboki oddech i zamknąłem oczy.
Pomyślałem o wszystkich chwilach spędzonych z Lolą.
- Co ty się tak pierdzielisz z tymi kluczami! Przecież ona zaraz zamarznie! - krzyczał coraz bardziej panicznie brunet.
- Stul dziób.
Twarz Loli pojawiła się przede mną. Miała piękny uśmiech, ani trochę makijażu, a jej włosy pachniały ciasteczkami.
Był to cudowny widok.
Tak bardzo ją kocham....No to na co czekasz głąbie! Otwieraj te pieprzone drzwi!
Otworzyłem oczy.
Wsadziłem klucz, przekręciłem, a drzwi się otwarły.
W myślach sobie pogratulowałem.
Wsiadłem z Aaro-dupolkiem do pojazdu.
Włączyłem silnik i wiatrak z ciepłym powietrzem.
- Zaraz będzie ci ciepło śliczna - usłyszałem szept tego padalca.
Zacisnąłem palce na kierownicy, były całe białe.
Spojrzałem w lewo przez szybę na drzwi do szkoły.
Masz facet 3 sekundy, albo zabije tego sukinsyna.
1!
Nic, nadal były zamknięte!
2!!!
Krzyczałem w myślach.
3!!!!
Oh, nie ma go? No to świetnie.
Obróciłem głowę w stronę bruneta z uśmiechem szaleńca.
On patrząc na mnie skrzywił się. Spojrzał w dal.
- O patrz, idzie! - krzyknął z ulgą.
Obróciłem się w stronę okna.
Cholera, doktorek.
W tym właśnie momencie miałem już dwa powody żeby palnąć temu facetowi w twarz.
>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Luke Walcz o Lole!💗
Wspieramy cię Luke! #Loke 😫💕
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top