26.


„Każde głębsze uczucie prowadzi do cierpienia.

Miłość bez cierpienia nie jest miłością."

Jan Twardowski

*****

Może to głupie i bezsensowne, ale tęsknię, cholernie i niewytłumaczalnie. Brakuje mi go, choć wiem, że on nic do mnie nie czuje, że ma inną... Nie mogę, nie potrafię wyrwać go z serca, choć po tym, co się stało, powinnam. Jednak nie.

Jestem przypadkiem beznadziejnie zakochanej, a w dodatku ślepej kobiety.

A wszystko przez to, że nie jest to głupie zauroczenie, lecz zdradzieckie uczucie, którego nie mogę się tak po prostu pozbyć.

I dlatego też przed wyjazdem, pójdę do niego, spojrzę choćby ostatni raz w te piekielne szafirowe tęczówki i chociażby miał mnie odepchnąć, pocałuję go.

To tylko potwierdza jak bardzo żałosna jestem... Niestety, nie mogę nic na to poradzić. To zbyt trudne.

Dobrze, że wyjeżdżam, przynajmniej będę oddalona od niego o tysiące kilometrów. Może ten dystans pomoże mi zapomnieć. Jeśli nie to, to już nic innego nie sprawi, że przestanę czuć te oklepane motyle w brzuchu.

Zwariowałam, to pewne.

Lecz kto z wyrwanym sercem jest w stanie pozostać przy zdrowych zmysłach?

Na pewno nie ja.

Beznadziejna romantyczka udająca rozważną.

*****

Kilka dni później stała przed drzwiami do jego mieszkania i nie wiedziała, co zrobić. Czy zapukać, czy po prostu odejść, zapominając, że się tutaj przyszło. Biła się ze swoimi myślami, z rozumem i tym co powinno już umrzeć – sercem. Wreszcie się przemogła i zapukała. Trzy razy, tak jak zawsze, gdy zapominała kluczy. Teraz było inaczej, bo zostawiła je w mieszkaniu, wtedy gdy...

Jednak po dłuższej chwili nic się nie wydarzyło, nikt nie otworzył drzwi, nikt nie zapytał, co tu robi, zupełnie nic... I gdy już miała skierować kroki w stronę klatki schodowej, drzwi do mieszkania otwarły się.

Stał w nich mężczyzna, w wytartych jeansach i czarnej bluzie z logo znanej firmy. Włosy na jego głowie były w totalnym nieładzie, a cera widocznie zszarzała. Cienie pod oczami świadczyły o braku snu, a puste oczy bynajmniej nie sprawiały przyjaznego wrażenia. Mimo cech, które w nim kochała, wyglądał teraz inaczej, obco. Zupełnie jakby to nie był on, ale jednak tak było.

I choć powinna się cieszyć, że tak wygląda, nie potrafiła. Mimo świadomości, że kilka dni temu, to ona prezentowała sobą całkiem podobny obraz.

Teraz czuła jakby serce podeszło jej do gardła, a do oczu napłynęły łzy. Mimo to, podeszła do niego, tak, że dzieliło ich około metra.

- Przyszłam, bo chciałam... chcę z tobą porozmawiać – zaczęła niepewnie, wiedząc, że niedługo straci panowanie nad sobą.

- Jeśli chcesz powiedzieć, że mnie nienawidzisz, to nie kłopocz się, ja to wiem.

- Alex... Wyjeżdżam... - powiedziała, a w zamian za to jedno słowo dostrzegła niekłamane cierpienie i coś jeszcze malujące się w jego oczach. – I jeszcze jedno, nie nienawidzę cię. Nie mogłabym – dodała, po czym zrobiła krok w jego kierunku.

Nie myśląc o konsekwencjach, wspięła się na palce i zakryła jego zimne wargi swoimi. Z pewnym lękiem, że może ją odepchnąć, delikatnie musnęła jego usta, jednak nie czując z jego strony sprzeciwu, zaatakowała z bolesnym wręcz pragnieniem.

On w jednej chwili poczuł jak lód w jego sercu się roztapia. I choć to mu się podobało, musiał przestać. Musiał, inaczej, wyznałby jej prawdę, a tego zrobić przecież nie mógł... Nie po tym wszystkim.

Ale nie potrafił też nie odwzajemnić tej pieszczoty, za którą tak tęsknił. Jednak, gdy to zrobił, odsunął się od niej.

I wtedy zobaczył.

Te pełne wargi muśnięte malinową pomadką, niesforne fale brązowych włosów okalające jej drobną twarz w kształcie serca i tą parę zielonych oczu, które błyszczały jak szmaragdy.

Twarz kobiety, którą kochał, ukazującą teraz wszystkie emocje, jakie nią zawładnęły. Tak, że mógł z niej czytać jak z otwartej książki, tylko to, co widział nie było tym, czego chciał.

Smutek, cierpienie, żal, rozgoryczenie, ale i miłość, której żadne z nich nie mogło się pozbyć.

- Kocham cię... - wyszeptała jakby wbrew sobie.

A on choć tak bardzo pragnął odpowiedzieć tym samym, rzucił tylko:

- Powinnaś nienawidzić.

- Powinnam – odpowiedziała i wierzchem dłoni starła z policzków łzy, które zaczęły spływać w wyrazie protestu.

Chwilę później zbiegała już po schodach, a Alex nadal stał w progu swojego mieszkania ze wzrokiem utkwionym w miejscu, gdzie zniknęła kobieta, będąca dla niego wszystkim. Całym światem, który właśnie ostatecznie runął.

W takich momentach wydaje się, że miłość jest najgorszym przekleństwem, jakie może nas spotkać. Tylko czy aby na pewno tak jest w rzeczywistości? Odpowiedzi są dwie, tak jak i w większości zadawanych przez ludzkość pytań. Tak i nie. Proste, ale w tej kwestii jak trudne do określenia. Każdy z nas ma za sobą jakiś związek, we wszystkich bywały wzloty i upadki, ale zawsze tam gdzie było uczucie, tam i dwoje ludzi wyciągało ku sobie dłonie, a może i serca. To najpiękniejsze w tej kumulacji emocji, gestów, pragnień - miłości. Tego, co łączy ludzi, ale i dzieli. Bo czasami kochać, znaczy pozwolić odejść.

Tak też postąpił Alex, ostatecznie wyrywając sobie z piersi krwawiące serce. Skazując się na śmierć bez niej, jej bliskości i spojrzenia szmaragdowych oczu pełnych uczucia, które ich łączyło. Teraz nie miał już nic i mógł jedynie czekać na wyrok.

Ściemniało się, zaczął wiać chłodny wiatr, lecz to nie miało znaczenia.

Nicole biegła ile sił w nogach, dziękując sobie, że założyła ulubione tenisówki. Nie obchodziły jej nawet zdziwione spojrzenia ludzi, po prostu mijała ich, nie zwracając na nich najmniejszej uwagi. Teraz nie liczyło się nic oprócz jej bólu, wspomnień przelatujących w rytm szaleńczego biegu.

Uciekała, uciekała od przeszłości, tych chwil spędzonych z nim, szczęścia i radości wypełniającej ich wspólne dni.

Biegła, próbując dogonić przyszłość, jednak ta jakby na złość jedynie się oddalała, by wreszcie rozpłynąć się pośród ulic.

I wtedy zdała sobie sprawę, gdzie jest.

Stała przed kamienicą, w której mieszkał Michael. Nieśmiało weszła do budynku i pokonując kilkadziesiąt schodów, dotarła pod właściwe drzwi. Sama bała się swoich intencji, lecz mimo to, zapukała. Po chwili stanął w nich ten, którego tak pragnęła ujrzeć.

- Nicole, co się stało? – zapytał mężczyzna na jej widok.

- Po prostu cię potrzebuję. Mogę wejść? – wyszeptała nieśmiało.

- Tak, proszę – odpowiedział, spoglądając na nią z wyraźną troską.

Nie spodziewał się jej wizyty, tym bardziej, że jutro mieli lecieć do Anglii. Co jeśli się rozmyśliła? – pomyślał spanikowany.

Dziewczyna podeszła pewnym krokiem do kanapy i usiadła z prawej strony, jednocześnie dając mu ruchem dłoni znak, by usiadł obok. Ten bez słowa spełnił jej życzenie i ujął jej rękę w swoją. Jak przyjaciel. Tak, w oszukiwaniu samego siebie był mistrzem.

Zajrzał w jej oczy i dostrzegł, że nienaturalnie błyszczały, zapewne od łez.

- Płakałaś?

- Nie... tak... byłam u niego.

- Niki, nie powinnaś. Coś powiedział?

- Tylko to, że powinnam go nienawidzić. Tyle, że ja próbowałam, ale nie potrafię – rzekła, jednocześnie przytulając się do bruneta.

On otoczył ją ramionami uspokajająco głaskał po placach. Ten gest jednak wywołał więcej szkody niż pożytku, gdyż przypomniał jej o nim.

Zrozpaczona uniosła głowę i spojrzała w czekoladowe oczy, które śledziły każdy jej gest, czy nawet oddech.

- Zrobisz coś dla mnie?

- Wszystko, powiedz tylko co.

- Czy mógłbyś... - pytanie utkwiło jej na chwilę w gardle. – Kochaj się ze mną, proszę.

- Nicole – zaczął, głaszcząc jej policzek wolną dłonią – czy wiesz o co prosisz?

- Tak... Boże, co ja robię? Przepraszam, pójdę już – powiedziała, odwracając od niego wzrok i wstając gwałtownie z kanapy.

On wykonał podobny ruch i ponownie chwycił wyrwaną z jego ręki drobną dłoń.

Przyciągnął ją do siebie, ujmując jej twarz w dłonie.

- Jesteś pewna? – zapytał, a otrzymując ciche „tak" mógł z czystym sumieniem przejść do dzieła.

Zbliżył swoją twarz do niej i delikatnie musnął jej czoło swoimi wargami. Kolejno znaczył ślady na jej skroni, policzkach, kącikach ust, aż wreszcie zakrył jej różowe płatki swoimi. Całował ją powoli, a ona ku jego radości odwzajemniła pieszczotę. Objęła jego szyję swoimi ramionami, tym samym zmniejszając jeszcze bardziej dzielącą ich minimalną odległość. Prawą dłoń zatopiła w jego niemalże czarnych, dobrze przystrzyżonych włosach i jęknęła zdając sobie sprawę, że jej nogi oderwały się od podłogi. Teraz były oplecione wokół bioder mężczyzny, który zachłannie atakował jej wargi, tak jakby chciał się nią nacieszyć, odzyskać te dwa lata rozłąki.

Ona zaś potrzebowała go, by zapomnieć, zmyć z siebie to cierpienie i każdy pocałunek pozostawiony na jej ciele przez Alexa. Teraz pragnęła, by ktoś inny znaczył jej skórę, nawet choćby to miały być tylko ślady pożądania. Dlatego też całkowicie mu się poddała, oddając każdą pieszczotę w dwójnasób.

Chciała przez chwilę po prostu się wyłączyć, przestać odczuwać niszczące ją emocje.

Zaznać odrobiny szczęścia, nawet sztucznie wywołanego poprzez seks z facetem, który był kiedyś jej.

Niebawem byli już w jego sypialni. Michael delikatnie ułożył ją na czarnej satynowej pościeli, a sam błyskawicznie znalazł się nad nią.

Pocałunki, którymi była obsypywana sprawiały jej błogą przyjemność, co doskonale odzwierciedlało jej ciało łaknące dotyku silnych dłoni mężczyzny. Gdy jego ręce dotarły do piersi, przebiegł ją dreszcz podniecenia, a ciało lekko wygięło się w łuk, prosząc o jeszcze. Mike delikatnie pieścił jej pierś przez materiał bluzki i stanik, które niewątpliwie zaczęły mu przeszkadzać. Najpierw zdjął swój czarny t-shirt, a potem pomógł to samo uczynić kobiecie. Gdy oboje pozbyli się górnej części garderoby, na nowo połączyli się w szaleństwie ogarniającej ich namiętności.

Całowali się coraz bardziej zuchwale, a wręcz brutalnie. Łaknęli siebie nawzajem, zupełnie jak spragniony wody, wodząc dłońmi po odsłoniętych partiach swoich ciał.

Jednak to było dla nich zdecydowanie zbyt mało.

Dlatego też, gdy i koronkowy stanik znalazł się na podłodze, a wraz z nim spodnie Nicole, jego lewa dłoń zakryła jej pierś i zaczęła ją delikatnie pocierać, natomiast prawa powędrowała do rąbka jej stringów, które jako jedyne pozostały na jej ciele. Powoli je zsunął, by następnie rozpiąć swoje spodnie. Jednakże w tym przyszła mu z pomocą kobieta, która umiejętnie pozbyła się materiału opinającego jego pulsującą męskość.

W odpowiedzi po raz kolejny zaatakował jej nabrzmiałe usta swoimi, a następnie wszedł w nią gwałtownym ruchem, powodując zduszony jęk.

Poruszał się w niej powoli, stopniowo nabierając tempa, a jej ciało coraz bardziej odzwierciedlało rozkosz, którą odczuwała.

On zaś, gdy czuł, że niewiele brakuje by osiągnął szczyt jeszcze bardziej zwiększył tempo, by doprowadzić ich oboje pod bramy raju. Kiedy fala spełnienia zalała jego ciało, wyszedł niej i położył się obok, przytulając do siebie jej rozgrzane i drżące ciało.

Zajrzał w jej zamglone oczy i dłonią obrysował kciukiem jej usta. Ona w odpowiedzi przyciągnęła jego głowę i subtelnie musnęła jego wargi swoimi.

- Dziękuję, dziękuję za wszystko.

- Nie musisz, wiesz, że ja...

- Ciii... Nie mów tego, po prostu mnie przytul.

I tak też zrobił, zamknął ją w swoich ramionach, wsłuchując się w zwalniające bicie jej serca. Gdy ustabilizowało swój rytm zdał sobie sprawę, że Nicole już zasnęła z głową ułożoną na jego klatce piersiowej.

Do takiego widoku mógłby się bez wątpienia przyzwyczaić.

Wkrótce i on wpadł w objęcia Morfeusza, śniąc o przyszłości, którą pragnął spędzić razem z nią. Od jutra tak właśnie mogło być. A ta noc była obiecującym wstępem. Niejako przywołaniem przeszłości do teraźniejszości, malującej się od teraz w ciepłych barwach.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top