24.
„Dobry człowiek woli sam cierpieć, niż na cierpienia drugich patrzeć."
— Piotr Skarga
*****
Decyzje są wręcz naturalnym aspektem codzienności.
Każdy je podejmuje, całkowicie świadomie, bądź też zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy.
Niejednokrotnie dokonany przez nas wybór, decyduje o całym naszym życiu, przyszłości naszej, a także ludzi przecinających ścieżkę, po której kroczymy.
Jeśli kogoś kochamy, chcemy, by ta osoba była szczęśliwa.
Podejmujemy wtedy decyzję o wspólnym mieszkaniu, zaręczynach, ślubie, ilości potomków biegających w przyszłości po domu.
Planujemy, obmyślamy, oczami wyobraźni widzimy siebie za kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt lat.
Wciąż szczęśliwych, mimo upływu czasu, utraconej młodości, widocznych zmarszczek i siwych pasm, kiedyś pięknych włosów.
Jednak, co jeśli nasze wybory okażą się błędne?
Co jeśli z miłości do kogoś sprawimy, że nasze dobre intencje przyniosą przeciwny skutek?
Jeśli decyzją podjętą w imię jej dobra, wyrządzimy najgorszą rzecz w naszym życiu?
Wtedy już nic nie pomoże.
Bo czasu nie da się zawrócić, zmienić biegu wydarzeń i tego, że zdecydowaliśmy za kogoś, nie pozostawiając ukochanej osobie możliwości wyboru...
*****
Gdy blondynka dotarła pod wyznaczony adres, dostrzegła Michaela w cieniu rzucanym przez wysoki budynek. Rozmawiał akurat z jakimś facetem, który wydał jej się równie mroczny, co Bilson.
Niezrażona tym spostrzeżeniem podeszła wystarczająco blisko, by zostać dostrzeżoną. Po chwili, już obaj mężczyźni podeszli do niej. Jeden z wymalowaną obojętnością na twarzy, drugi z wyraźnym zadowoleniem.
- Witaj śliczna, cieszę się, że współpracujesz – powiedział, wyginając wargi w kpiącym uśmiechu, który miała mu ochotę zetrzeć z tej przystojnej twarzy.
- Jakbym miała jakiekolwiek wyjście! – odpowiedziała z widoczną irytacją w głosie.
- Popatrz James, koteczka pokazuje pazurki. – Zaśmiał się ze swoich słów zupełnie jakby ktoś opowiedział dobry kawał. – Ale fakt, nie miałaś, w końcu zbyt kochasz swoją rodzinkę. Dobrze, do rzeczy. Co też ten idiota ci powiedział, że tak gorliwie go pocieszałaś?
Kobieta na te słowa miała mu wykrzyczeć prosto w twarz, co o nim myśli, a także jakie uczucia względem niego czuje. Nienawiść, ból, pogarda wymieszane z wściekłością i zabarwione żądzą mordu, czającą się w jej błękitnych oczach. Niestety nie mogła tego zrobić, wiedziała, że Michael jest groźny, ba niebezpieczny i to bardzo. Dlatego też, siląc się na spokojny ton, odpowiedziała:
- On jest chory, więc nie musisz się wysilać, by go odsunąć od Nicole.
- Jak to, co mu jest? – zagadnął z wyraźną ciekawością.
- Ma białaczkę – wyszeptała, a kolana się pod nią ugięły.
Bilson, stojący kilka kroków dalej, podbiegł do niej i podtrzymał ramieniem. Ona zaś, gdy tylko poczuła jego dotyk, odskoczyła jak oparzona. Nie mogła znieść jego widoku, a co dopiero „pomocy".
- Chciałem tylko...
- Wiem, dzięki. Mogę już iść? – zapytała, jednocześnie próbując wyrównać przyspieszony oddech.
- Tak, wkrótce się odezwę – rzucił i bez słowa pożegnania odszedł wraz z drugim mężczyzną.
Jenna natomiast tępo wpatrywała się jak obaj znikają za rogiem. Miała ochotę krzyczeć, walić pięściami w ścianę budynku znajdującego się nieopodal. Jednak nie zrobiła żadnej z tych rzeczy, tylko szybkim krokiem skierowała się w stronę swojego mieszkania. Potrzebowała chwili spokoju, wyciszenia. Inaczej zwariuje.
*****
Gdy był już w mieszkaniu, usiadł na wygodnej kanapie i włączył za pomocą pilota wiszący na ścianie telewizor. Z zupełną obojętnością przeskakiwał kanały, nie znajdując nic ciekawego. Po chwili zirytowany wyłączył urządzenie, a sam wrócił pamięcią do minionego popołudnia.
Zastanawiało go zachowanie Jenny.
Widział w jej lazurowych oczach gniew, który starała się kontrolować, ale też ból, taki jaki odczuwamy po stracie bliskiej osoby, którą kochamy z całego serca. I to go właśnie tak uderzyło, to spojrzenie pełne cierpienia i miłości.
Ona go naprawdę kocha... - pomyślał, czując jednocześnie, że nie powinien nawet zastanawiać się nad postępowaniem tej dziewczyny. Miała mu jedynie pomóc w odzyskaniu Nicole. Teraz zdawał sobie sprawę, że wystarczy trochę poczekać.
Paradoksalnie ta choroba zebrała żniwo na jego matce, a teraz miała uczynić to samo na Matthewsie.
Konkluzja była jedna 1:1.
To raczej sprawiedliwy wynik – pomyślał, wyciągając papierosa z leżącej na stoliku paczki.
Zapalił go jednym pstryknięciem czarnej zapalniczki, po czym mocno zaciągnął się dymem.
*****
Alexander chodził po korytarzu w tą i z powrotem, zastanawiając się co też można tyle robić w łazience. Po mieszkaniu z Nicole od kilku miesięcy powinien już się do tego przyzwyczaić, jednak nie potrafił. Wreszcie odetchnął z ulgą, gdy zobaczył otwierające się do pomieszczenia drzwi.
Zamarł, dosłownie i w przenośni. Stał jak słup soli wpatrując się w kobietę, która wyglądała jak anioł.
Długie, ciemnobrązowe włosy spływały po jej plecach lekkimi falami, kontrastując z czerwoną sukienką, którą miała na sobie. Była ona bez ramiączek, co tylko uwydatniało dekolt przyozdobiony srebrnym naszyjnikiem z zawieszką w kształcie serca. Długość przed kolano dodatkowo podkreślały czarne szpilki. Całości dopełniał delikatny makijaż i kwiatowe perfumy, które poczuł wraz z falą powietrza docierającą do jego nozdrzy.
Bezwiednie podszedł do niej i płożył dłonie na jej talii. Ona tylko spoglądała na niego z uśmiechem na pomalowanych czerwoną szminką ustach.
Dłużej już nie mógł wytrzymać, łapiąc jej spojrzenie, zbliżył swoją twarz, tak, że stykali się nosami. Kciukiem obrysował kształtne wargi, by następnie zagarnąć je swoimi. Całował ją powoli, jednak z czającą się drapieżnością. Niestety, po chwili zmuszony był się od niej oderwać, czując podniecenie, które zaczynało go ogarniać.
- Kochanie, co ty ze mną wyprawiasz? – zapytał, przytulając ją do siebie.
- Chyba dokładnie to samo, co ty ze mną – odpowiedziała, muskając jego szyję ustami. – Chodź, lepiej już jedźmy do tej restauracji.
- Aha - przytaknął, wypuszczając ją z objęć.
Po chwili podszedł do niej, trzymając w dłoni czarny płaszczyk, który pomógł jej założyć, jak na dżentelmena przystało.
Chciał by ten wieczór był idealny i postanowił zrobić wszystko, co w jego mocy, aby tak się stało. Dlatego też nie szczędził swojej kobiecie komplementów, czy gestów, które obowiązywały w savoir vivre.
Drogę do restauracji pokonali w milczeniu przy akompaniamencie sączącej się z głośników muzyki. Gdy dotarli na miejsce, Alexander obszedł samochód i otworzył drzwi od strony pasażera, wyciągając dłoń w kierunku brunetki, którą natychmiast ujęła. Z wdziękiem baletnicy wysiadła z pojazdu i trzymając za rękę swojego narzeczonego, podążyła wraz z nim do budynku z podświetlonym szyldem ETERNAL FLAME. Nazwa lokalu mówiła sama za siebie, zatem było to idealne miejsce na romantyczną kolację, będącą zarazem ich ostatnią.
Wnętrze restauracji było wprost jak z bajki. Okrągłe, wyłącznie dwuosobowe, drewniane stoliki umieszczone były na prostokątnej sali w równych odstępach. Serwetki na nich miały granatowy kolor, tak jak podwyższony sufit, który zdobiły złote gwiazdy namalowane farbą fluorescencyjną. Ściany pomieszczenia mieniły się zaś barwą herbacianych róż, które były ułożone w kryształowych wazonach. Ich zapach roznosił się w powietrzu, potęgując efekt zapalonych na stolikach świec.
- Nie mogę się nadziwić temu miejscu pomimo tego, że byliśmy tutaj już nie raz.
- Wiem, pięknie tu, ale i tak swoją urodą przyćmiewasz jego urok – powiedział, odsuwając dla niej krzesło.
- Dziękuję, skarbie – odrzekła, składając na jego policzku pocałunek.
Po chwili podszedł do nich kelner, trzymający w dłoniach dwie karty w czarnej, skórzanej oprawie. Podał najpierw jedną Nicole, a następnie drugą towarzyszącemu jej mężczyźnie. Lecz swoje spojrzenie utkwił w kobiecie, która bez wątpienia była zjawiskowa.
Alex, widząc jego spojrzenie, tylko pokręcił głową w wyrazie irytacji. Zielonooka zaś posłała mu wiele mówiący uśmiech, a jej usta bezdźwięcznie wyszeptały „KOCHAM CIĘ", które momentalnie uspokoiło jego instynkt terytorialny.
Gdy potrawy były już zamówione, a namolny facet odszedł w stronę kuchni, mężczyzna wyciągnął nad stolikiem dłoń. Nicole położyła na niej swoją, splatając palce z jego. I mogliby tak trwać wieczność, wpatrzeni w siebie, wsłuchani w bicie własnych serc, pogrążeni w rozmowie, czy wreszcie karmiąc się wzajemnie niczym para nastolatków na pierwszej randce.
Byli po prostu zakochani.
Szczęśliwi.
Niestety na krótko.
*****
Kolejne dni były podobne do poprzedniego, jednak zarazem inne. W każdym z nich Alexander starał się przezwyciężyć samego siebie, swoją słabość, miłość, którą obdarzył swoją przyjaciółkę, powierniczkę i kochankę. Gdy wreszcie był gotowy, wziął swój telefon komórkowy i z listy kontaktów wybrał ten oznaczony J.Williams.
*****
Nicole, idąc w kierunku mieszkania czuła się naprawdę szczęśliwa. Radość towarzyszyła jej od momentu, w którym Alex wyszedł ze szpitala. Myślała, że ich życie wreszcie wróci do normy, że jej mężczyzna znajdzie pracę i będzie tak jak dawniej, po prostu dobrze. Jednak, gdy weszła do domu ukochanego i stanęła w progu jego sypialni, jej świat runął jak domek z kart.
Czekoladowe muffinki, które trzymała w pudełku, upadły na podłogę, gdy jej dłonie w akcie bezsilności odmówiły posłuszeństwa.
Do oczu napłynęły łzy, a zduszony jęk znalazł ujście z jej na wpół otwartych ust. Świat natychmiast się zamazał jak gdyby przesłoniła go mlecznobiała mgła. Natomiast jej serce w ułamku sekundy zostało roztrzaskane na milion malutkich kawałków.
Zdjęła pierścionek, który od niego dostała i trzaskając drzwiami, wybiegła na klatkę schodową. Przysiadając na chwilę na jednym ze schodków, ogarnięta bezsilnością, zaczęła niekontrolowanie szlochać. Opamiętała się dopiero po kilku minutach i wybiegła z budynku, wprost na chodnik, gdzie pochłonął ją tłum napływających zewsząd ludzi.
Jaki był powód?
Cóż...
Alexander od jakiegoś czasu chciał ją od siebie odsunąć, jednak nigdy nie czuł się wystarczająco silny, by to zrobić. Cały czas miał jej twarz przed oczami, w jego umyśle nieustannie krążyły myśli o niej. Nawet głupi kubek w kuchni, czy czerwona szczoteczka do zębów przypominały mu, że musi coś zrobić... Coś, by ona go znienawidziła, by nie cierpiała dłużej niż to konieczne, by zapomniała o nim i nie widziała tego jak umiera.
Dlatego zrobił to, co musiał, to co uznał za stosowne.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top