21.
Życie jest jedną wielką niewiadomą. My możemy tylko tkwić w oczekiwaniu na kolejny dzień, kolejny zakręt losu, bądź odważnie spojrzeć, co też się za nim kryje.
W końcu żyje się tylko raz, a co za tym idzie, tylko jeden raz los daje nam szanse, by prawdziwie zdecydować o naszej przyszłości.
*****
- Dobry wieczór państwu – powiedział po wejściu do sali wysoki, szpakowaty mężczyzna.
- Witamy, panie doktorze, jak to dobrze, że pan przyszedł – odpowiedziała za wszystkich zgromadzonych głowa rodziny Matthews.
- Tak, chciałem sprawdzić, jak czuje się pacjent, ale jak widzę, ta młoda dama działa na niego lepiej niż podawane przez siostry lekarstwa.
- Trafił pan w sedno – rzuciła z uśmiechem Melanie, na co pozostali wybuchnęli śmiechem.
Natomiast para o której była mowa, bezgłośnie wyszeptała sobie, tak dla niej już naturalne „kocham cię".
Lekarz tylko pokiwał głową i posłał zakochanym wymuszony uśmiech, po czym wyszedł z sali, ku zdziwieniu zebranych w pokoju osób.
Matka rodzeństwa, jakby przeczuwając, że coś jest nie tak, powiedziała córce, że idzie do toalety, jednak udała się zupełnie gdzie indziej.
Wraz z kolejnymi krokami, które stawiała, ogarniał ją coraz większy niepokój. Przecinała korytarz z prędkością godną zawodowego chodziarza, a nie kobiety po pięćdziesiątce, nie zwracając przy tym uwagi na ludzi spoglądających na nią ze zdziwieniem malującym się w ich oczach. Widziała jedynie mężczyznę ubranego w biały kitel i robiła wszystko, by go nie zgubić wśród tłumu osób napływającego z każdej strony.
Nagle ni stąd, ni zowąd lekarz rozpłynął się w powietrzu, a ona zrezygnowana stanęła jak wryta, nie wiedząc nawet, gdzie dokładnie się znalazła. Wypuszczając powietrze z płuc, opadła na krzesło stojące obok i utkwiła wzrok w oknie jakiejś sali. Rolety były podniesione, toteż kobieta miała świetny widok na sytuację rozgrywającą się w środku. Ku swojemu zdumieniu w mężczyźnie, który przytulał do siebie jakąś dziewczynkę, rozpoznała doktora, za którym tutaj przyszła.
O takich sytuacjach niejednokrotnie czytała w różnych czasopismach, dlatego też, w jednej chwili ogarnął ją gniew i chęć pokazania temu łajdakowi, gdzie jego miejsce. Nie mogła przecież pozwolić, by coś stało się temu dziecku, a przejście obojętnie obok tego kłóciło się z jej sumieniem. Podniosła się powoli z krzesła i podeszła do lekko uchylonych drzwi. W tej chwili poczuła się jak jakaś psychopatka, jednak mając na uwadze dobro tej kruszyny w mgnieniu oka odgoniła od siebie tę irracjonalną myśl.
Stanęła w progu i czekała na bieg wydarzeń z ustami zaciśniętymi w wąską linię. Gdy lekarz pocałował w czółko blondyneczkę, nie wytrzymała i weszła do środka z wojownicza miną wymalowaną na twarzy.
- Pani Matthews, co się stało? Coś z pani synem? – spytał skonsternowany widokiem kobiety mężczyzna.
- Co się stało? To ja się pytam, co pan robi z tą dziewczynką?
On zdając sobie sprawę, o czym musiała pomyśleć matka jego pacjenta mimowolnie się skrzywił, lecz zaraz potem zaśmiał z idiotyczności tej sytuacji.
Brunetce nie było zaś do śmiechu, bo przybrała jeszcze bardziej złowrogą minę i oparła dłonie na swoich biodrach.
- Co pana tak śmieszy? Jak pan może? Przecież to karalne.
- Proszę pani, niech pani pozna Nathalie, moją wnuczkę.
Gdy sens słów wymawianych przez lekarza dotarł do Melanie, poczuła, że jej policzki oblewają się szkarłatnym rumieńcem, a w gardle stanęła ogromna gula, uniemożliwiająca swobodne mówienie.
- O Boże.... Przepraszam najmocniej, niech mi pan wybaczy. Ja pomyślałam, że....
- Nic się nie stało – odpowiedział jej szpakowaty mężczyzna, posyłając lekki uśmiech - w ramach rekompensaty, zapraszam panią na kawę.
- To ja powinnam to zaproponować. Tak mi wstyd.
- Naprawdę nie ma o czym mówić – odpowiedział jeszcze, po czym zatrzymał spojrzenie na swoje wnuczce, która w zupełnej ciszy przyglądała się wymianie zdań pomiędzy dorosłymi.
- Kochanie, muszę już iść, przyjdę wieczorem. Twój tata, jak tylko skończy pracę, też do ciebie zajrzy. Teraz poczytaj sobie bajeczkę albo po prostu się zdrzemnij – rzekł ciepłym tonem starszy mężczyzna, a następnie po raz kolejny ucałował dziewczynkę w czoło.
Ta tylko się uśmiechnęła i wpatrzona w dziadka odpowiedziała:
- Dobrze dziadziusiu, będę czekać na ciebie, bo obiecałeś mi bajkę. Wiesz, tę o czerwonym kapturku.
- Pamiętam, skarbie. Bądź grzeczna.
- Będę, a teraz, dziadziusiu, idź już z tą panią na kawę – powiedziała siedmiolatka z rozbrajającą szczerością, na co zarówno doktor, jak i Melanie wybuchli gromkim śmiechem i zawstydzeni wyszli z sali.
- Ma pan uroczą wnuczkę – rzuciła mimochodem kobieta, spoglądając na swojego towarzysza lazurowymi oczami.
- Istotnie, ale jej uwagi potrafią spacyfikować nawet takiego ponuraka jak ja. Och, a tak w ogóle, to proszę mi mówić William.
- Melanie – odpowiedział z uśmiechem kobieta, który był równie skuteczny, co komentarz Nathalie, gdyż w identyczny sposób zmiękczał stare już serce mężczyzny.
Dalszą drogę do kawiarni pokonali pogrążeni we własnych myślach i obawach o los swoich bliskich. Byli również zaskoczeni tym dziwnym drganiem własnych głosów, gdy tylko ich spojrzenia się skrzyżowały. To tak, jakby jego szare tęczówki upodobały sobie jej błękitne oczy.
I choć początek ich znajomości był dość dziwny, to w tej chwili czuli się, jak na pierwszej randce, jakby cofnęli się w czasie o przeszło 30 lat.
Szpitalna kafejka okazała się bardzo przytulna, gdyż dominowały w niej ciepłe barwy, brązy i oranże. Dodatkowo zapachowe świeczki ustawione na blatach dodawały uroku, ale i sprawiały, że goście czuli przyjemny zapach wanilii i cynamonu.
Melanie siadając przy jednym ze stolików, obrzuciła spojrzeniem jeszcze raz całe pomieszczenie, po czym przeniosła wzrok na Williama.
- Ładnie tu, tak spokojnie, przyjemnie, zupełnie inaczej niż na tych obrzydliwie sterylnych i zielonych korytarzach.
- Zgadzam się. Jednak to szpital i taki wizerunek tego budynku jest już wpisany w schemat myślenia ludzi. Jednak niezmiernie się cieszę, że choć tutaj mogę oderwać się od tej zielonej barwy.
- Dzień dobry, pani, doktorze – powiedziała młoda kelnerka, lekko dygając. - Przyszłam zapytać, co państwo sobie życzą.
- Melanie, co dla ciebie? – zapytał mężczyzna, wpatrując się w twarz niedawno poznanej kobiety.
- Proszę espresso.
- Ja również, to wszystko, dziękujemy.
- Dobrze, za chwilę przyniosę – odpowiedziała dziewczyna, po czym udała się do lady, za którą stała starsza kobieta.
- Zatem, dlaczego mnie szukałaś? Bo tak było, prawda?
- Tak - westchnęła pani Mathews, wracając tym samym do szarej rzeczywistości. – Wydaje mi się, że coś poważnego jest mojemu synowi, coś czego nie chciałeś powiedzieć... Zresztą to głupie, dzisiaj zdecydowanie jestem nadwrażliwa.
- Alexander powinien najpierw sam się dowiedzieć, co mu dolega. Nie mogę rozmawiać o tym najpierw z tobą, mimo że jesteś jego matką.
- A jednak... Czy on... umrze? - zapytała z drżącym z emocji głosem, jednak gdy nie doczekała się odpowiedzi, zerwała się z miejsca i wybiegła z kawiarni, pozostawiając w niej mężczyznę, który w takich chwilach szczerze nienawidził tego, że jest lekarzem.
*****
Zrezygnowany mężczyzna nawet się nie napił zamówionej kawy, gdyż wraz z wyjściem Melanie stracił tez ochotę na espresso. Po chwili położył na stoliku odpowiedni banknot i za przykładem kobiety, po prostu wyszedł z kafejki, by udać się na wieczorny obchód. Mijając salę swojej wnuczki, jedynie spojrzał przez szybę, upewniając się, że wszystko z nią dobrze. Ku jego radości dziewczynka właśnie tonęła w ramionach swojego taty, a jego syna. Taki widok mógłby oglądać codziennie.
Jednak jego rutyną było cierpienie w oczach pacjentów i ich bliskich, dlatego też, fakt, że musi powiedzieć kolejnemu pacjentowi, co mu dolega, sprawiał, że czuł się okropnie.
*****
W tym czasie zdyszana Melanie znalazła się pod salą swojego syna. Starając się względnie uspokoić, nabrała powietrza do płuc i wygładziła bluzkę oraz spódnicę. Nie mogła przecież poznać po sobie, że wie... Nie zniosłaby cierpienia swoich bliskich, choć jej samej zaczynało pękać serce.
- Mamo, gdzie ty byłaś? – odezwała się na jej widok Laura, gdy niespodziewanie wyszła z pokoju – już miałam iść cię szukać.
- Przepraszam dziecko, spotkałam swoją dawną znajomą i się z nią zagadałam, wiesz, jak to ze mną jest.
- Mamo, wszystko dobrze?
- Tak, kochanie. Wracajmy już do Alexa.
Laura, w odpowiedzi jedynie kiwnęła głową i podążyła za swoja matką. Coś jej się nie podobało w zachowaniu kobiety, jednak nie potrafiła sprecyzować, co to było.
- O, jesteś mamo, usiądź – odezwał się Alex.
Melanie bez słowa spełniła jego prośbę, po czym dotknęła dłoni syna. Tym samym orientując się, że nie ma obok jej syna Nicole.
- Gdzie Niki?
- Musiała pojechać już do domu. Jutro ma zajęcia, więc musi się wyspać. Zresztą czuję się dobrze, więc nie ma potrzeby, byście tu wszyscy siedzieli. Poradzę sobie.
- Wyganiasz już nas? – spróbowała zażartować kobieta, lecz z mizernym skutkiem.
- Tak. Wy też musicie odpocząć, a szczególnie ty – stwierdził, patrząc na swoją matkę.
- Dobrze, więc chodźmy dzieci, a ty leż grzecznie, jutro do ciebie przyjdziemy – powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu, wywołując tym samym uśmiech na twarzy mężczyzny.
Po chwili wszyscy się z nim pożegnali, życząc dobrej nocy, a on pozostał jedynie w towarzystwie swoich myśli.
Jednak po jakimś kwadransie do jego pokoju przyszedł lekarz, który był u niego już wcześniej.
- Alexandrze, dostałem już wszystkie wyniki twoich dzisiejszych badań.
- Aha, wiadomo już dlaczego miałem to omdlenie i krwawienie z nosa?
- Tak, masz ogólne osłabienie organizmu, dlatego też odczuwałeś nasilające się z każdym dniem zmęczenie.
- To anemia?
- Chciałbym, żeby to była anemia. Niestety, to...
Kolejne słowa Alex usłyszał, jakby zza ściany, lecz odbijały się nieznośnym echem w jego głowie, aż do momentu, gdy poczuł, jak spada w ciemną przepaść.
*****
Paradoksalnie, w tym momencie Nicole zapełniała swój pamiętnik słowami pełnymi radości i ulgi z powodu tego, że Alexowi nic nie dolega. Niestety, nawet nie domyślała się, w jakim błędzie była. Tę okrutną nowinę znały tylko trzy osoby, które tak naprawdę nie chciałyby jej poznać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top