18.

Czasami wszystko, co robimy jest z góry skazane na niepowodzenie. Czasami zaś jest na odwrót, bez większych starań odnosimy sukces zarówno na polu osobistym, co zawodowym. Fortuna kołem się toczy, raz jest dobrze, raz źle. Przeznaczenie każdego człowieka jest inne, jednak i ono jest sprawiedliwe, raz daje, raz zabiera. Jednak jest i tym, które łączy drogi pisanych sobie ludzi. Często na zawsze, ale nie tylko. Czasami jedynie na krótką chwilę, dając szansę na „parę dni" szczęścia.

*****

Zdenerwowany mężczyzna szybkim krokiem pokonał odległość dzielącą go od swojego biurka, by po chwili ciężko opaść na wygodny fotel. Pochylił się i przetarł czoło prawą dłonią, wyczuwając, że na nowo robi się gorące. Popatrzył chwilę na swojego przyjaciela, który nic nie rozumiał z jego zachowania, choć od samego ranka zastanawiał się o co chodzi. Widząc jego pytające spojrzenie, jak gdyby nigdy nic rzucił:

- Zwolniłem się – tylko proszę nie patrz na mnie jak na wariata. Nie mogłem już tak dalej, sam wiesz, że Clarks pała do mnie niechęcią od początku mojego związku z Niki.

- Alex, jesteś pewny tego, co robisz? Wiem, że łatwo ci się z nim nie pracowało, ale co teraz? Nowa praca, Nicole? Ona nie będzie zachwycona.

- Jestem pewny. Mała to zrozumie, a przynajmniej mam taką nadzieję.

- Też tak myślę – przyznał pocieszająco szatyn, poklepując kolegę po ramieniu.

- Dobra, ja się zbieram, wezmę tylko swoje rzeczy i wychodzę.

Po kwadransie brunet już opuszczał budynek firmy Davida Clarksa. Czuł się wreszcie jakoś inaczej, wolny? Możliwe. Jednak po paru krokach poczuł jedynie nasilający się ból w skroniach. Toteż zaraz po wejściu do samochodu, musiał odpocząć kilka minut. Wpatrywał się wtedy w zdjęcie swojej dziewczyny i zastanawiał, co się z nim ostatnio dzieje. Bo w gruncie rzeczy choć zwalał całą winę na zmęczenie, podświadomość podpowiadała mu, że jest zupełnie inaczej.

Z ciężkim sercem wchodził do swojego mieszkania, gdyż musiał się przygotować na rozmowę z Nicole, która miała przyjść do niego wieczorem. Jednak, gdy tylko przekroczył próg, dostrzegł w przedpokoju swoją dziewczynę.

Brunetka stała z założonymi rękami i przyglądała się mężczyźnie, który nie wiedział, co powiedzieć. Zdjął tylko kurtkę i buty, po czym podszedł do niej, przytulając ją mocno.

- Będziesz zła... - zaczął z wahaniem.

- A mam powód? – spytała, zaglądając mu w oczy.

- Zrezygnowałem z pracy u twojego ojca...

Kobieta na te słowa tylko westchnęła, a następnie lekko pocałowała swojego narzeczonego, który przez chwilę nie wiedział, co się stało i wpatrywał się w nią zaskoczonym wzrokiem.

- Wiem, skarbie... Chris do mnie dzwonił... Opowiedział mi wszystko, także nie patrz tak na mnie. Ja nie gryzę w przeciwieństwie do mojego taty i rozumiem twoje zachowanie.

- Dziękuję – rzucił, całując ją w policzek. – Kocham cię, nawet nie wiesz jak bardzo.

- Ja ciebie też, mój mężczyzno. A teraz chodź na kolację, przecież nie będziemy tak stali w holu – powiedziała, jednocześnie ciągnąc go za rękę do kuchni.

Po zjedzonym posiłku na chwilę zapanowała cisza, podczas której oboje borykali się ze swoimi myślami, jednocześnie tak różnymi, co podobnymi.

- Alex... - westchnęła dziewczyna, kładąc dłoń na ręce ukochanego – wszystko się ułoży, prawda?

- Kochanie, nie martw się moją pracą, znajdę inną, przecież wiesz, że mam odpowiednie kwalifikacje i umiejętności.

- Wiem kochany, jednak zdaję sobie też sprawę do czego zdolny jest ojciec.

- Niki, poradzę sobie, poradzimy - powiedział, po czym podszedł do kobiety i usiadł obok niej. Następnie zaczął muskać ustami jej czoło, skroń, linię szczęki. Wąchał jej rozpuszczone włosy, które pachniały ulubionym szamponem kobiety. Ona zaś na przekór siedziała niewzruszona, a raczej próbowała taka być.

Jednak i to nie zniechęciło mężczyzny do zalotów, bo po chwili całował już jej usta, które mimowolnie rozchyliła pod naporem jego pełnych warg.

- Potrafisz być bardzo przekonujący... powiedziałabym nawet, że za bardzo...- wyszeptała.

- Może tak, a może to zasługa tego jak cię pragnę.

- Hmmm, oj to nie teraz. Muszę ogarnąć trochę to mieszkanie, bo niedługo się zabijesz o te śmieci...

- Niki - zamruczał do jej ucha.

- Tak? – zagadnęła zadziornie, przeczuwając obrót dalszych wydarzeń.

- Sprzątanie nie zając, nie ucieknie, a teraz jesteś potrzebna zupełnie gdzie indziej – powiedział, parząc oddechem jej szyję, by po chwili wziąć ją na ręce i zanieść do sypialni.

[...]

*****

Tymczasem wysoki mężczyzna z lekko przyprószonymi siwizną włosami siedział w swoim gabinecie mimo dość późnej godziny. Zegar wskazywał bowiem godzinę dziewiętnastą, a on przeglądał jakąś stertę makulatury pełną wykresów, tabel i terminów z zakresu informatyki.

Biuro było już prawie wyludnione, jednak pozostało w nim kilka osób, które pracowały nad jakimś ważnym projektem.

Nie, nie myślcie sobie, że byli pracoholikami jak ich szef. Nic z tych rzeczy. Pracowali, bo od tego zależało ich „być" lub „nie być" w firmie. W miejscu, gdzie David Clarks miał pierwsze i ostatnie słowo, a tym samym mógł zrobić wszystko.

Po jakimś czasie czterdziestokilkuletni mężczyzna zdjął swoje drogie okulary i przetarł dłonią zmęczone od ekranu komputerowego oczy. Spojrzał jeszcze leniwie na przedmioty znajdujące się na jego obszernym biurku i zatrzymał wzrok na swoim telefonie komórkowym. Zdecydowanie sięgnął po niego i wybrał numer, pod który nie dzwonił od dwóch lat.

Chwilę później usłyszał zdziwiony głos chłopaka, swego czasu będącego częstym gościem w jego domu.

- Witaj Michael, wybacz, że tak późno dzwonię z taką prośbą, ale chciałbym byś jeszcze dzisiaj przyszedł do mojego biura. Muszę z tobą pilnie porozmawiać skoro już jesteś w mieście.

- Dobrze, panie Clarks, będę za jakiś kwadrans, do zobaczenia – powiedział, jednocześnie się przy tym rozłączając.

Ojciec Nicole odłożył aparat, po czym usadowił się wygodnie na stojącej naprzeciw biurka kanapie. Miał stamtąd widok na całe swoje biuro i część miasta majaczącą za hartowaną zielonkawą szybą.

Zapatrzony w jakiś odległy punkt nawet nie spostrzegł kiedy w uchylonych drzwiach jego gabinetu pojawiła się sylwetka młodego mężczyzny, tak bardzo przypominająca mu jego samego sprzed dwudziestu lat.

Dopiero pukanie bruneta przywróciło go do rzeczywistości i zmusiło do wstania z wygodnego mebla.

- Dobrze, że już jesteś. Nie prosiłbym cię o takie nagłe przybycie gdybym nie miał ważnego powodu. Jednakże mam, jest nim Nicole i jej związek z...

- Matthewsem – dokończył za niego Mike.

- Dokładnie. Widzę, że jesteś zorientowany w tej kwestii.

- Tak. I jak mniemam, tak jak pan nie jestem zadowolony, z tego iż są razem.

Na jego słowa starszy z mężczyzn tylko się uśmiechnął i skierował w stronę jednej z gablotek w pomieszczeniu, w których znajdowały się książki oraz niezliczone segregatory z dokumentami. Mieściły także ulubiony trunek szefa firmy informatycznej, a mianowicie koniak, który ukrywał za kilkoma woluminami.

- Napijesz się? – spytał gościa, który zdążył już usiąść na skórzanej kanapie, pokazując mu trzymaną w ręce butelkę z bursztynowym płynem.

- Jakbym mógł odmówić...

Gdy każdy z nich trzymał już w dłoni szklaneczkę napełnioną do połowy alkoholem, wznieśli symboliczny toast i wypili duszkiem zawartość literatek.

- Mike, masz jakiś pomysł jak można rozdzielić moją córkę z Alexem?

- Spróbuję ją namówić do wyjazdu na oferowane jej stypendium. Mieszkałem w Londynie przez dwa lata i mam tam nadal lokum, więc mógłbym bez wahania jechać z nią. Jeśli nie ma pan nic przeciwko...

- Lubię cię za tę twoją konkretność. Oczywiście wolę ciebie na miejsce zięcia. Matthews nie jest dla Nicole. Ona potrzebuje kogoś lepszego, młodszego, takiego jak ty – stwierdził tonem godnym rasowego pochlebcy.

- Dziękuję panu – powiedział Michael, ciesząc się w duchu z zaistniałej sytuacji. – Postaram się sprawić, by Niki zmieniła zdanie co do wyjazdu i swojego kochasia.

- Mam nadzieję, że ci się uda. Swoją drogą, on dzisiaj złożył wymówienie.

- Tego się nie spodziewałem – rzucił zaskoczony Bilson.

- Ja też nie, ale cóż, to jego wybór. Oczywiście pewnie wyżalił się już mojej córeczce, a ona złoży mi jutro wizytę.

I pewnie już go pocieszyła, pomyślał, zaciskając lewą dłoń w pięść, a na głos odpowiedział:

- Możliwe, ale wiem też, że Nicole ma słabość do pana i nie będzie się długo gniewać. Może niech jej pan coś kupi, kobiety lubią dostawać prezenty bez okazji, a w tym przypadku powinno to złagodzić temperament pana córki.

- Dziękuję za radę Michaelu. Widzę, że jesteśmy do siebie bardzo podobni – powiedział z uśmiechem, na co jego rozmówca przybrał na usta podobny, lecz wyuczony grymas.

Mike korzystał z nadarzającej się okazji i przychylności Clarksa, choć i bez tego też by sobie poradził. Było mu to w tej chwili obojętne. Teraz liczyła się dla niego jedynie pewna brunetka o zielonych oczach i pełnych ustach. Kobieta, którą w tej chwili obejmował ktoś inny, ktoś, kto stał się dla niego wrogiem numer jeden.

*****

Dla Nowego Jorku wstał następny świt, dający jego mieszkańcom nowe szanse, pozwalający kolejnym śmiałkom sięgnąć po ich marzenia, okazje do zrealizowania planów, zamierzeń. Niestety ofiarował też bolączkę codzienności, starcie z kolejnymi problemami.

Tymczasem wysoki brunet w stroju do joggingu biegł parkową alejką, praktycznie pustą o tak wczesnej porze. Mijał tylko nieliczne osoby, ubrane bardzo podobnie, które tak jak on postanowiły pobiegać.

Gdy już miał kończyć swój poranny trening i zbliżał się do wyjścia z parku poczuł ten sam ostry ból przeszywający jego głowę.

Po chwili bezwładnie upadł na żwir, a świadkiem tego był tylko czarny kot, siedzący na ławeczce znajdującej się nieopodal.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top