13.
A strangled smile fell from your face
It kills me that I hurt you this way
The worst part is that I didn't even know
Now there's a million reasons for you to go
But if you can find a reason to stay
I'll do whatever it takes
To turn this around
I know what's at stake
I know that I've let you down
And if you give me a chance
Believe that I can change
I'll keep us together whatever it takes***
*****
Niedomówienia, brak odwagi, a nawet zwykłe tchórzostwo mogą sprawić wiele złego. Choć nasze zamiary są całkowicie słuszne, i tak obracają się przeciwko nam. Powód jest jeden. Głupota. Zwykła ludzka głupota wpycha nas samych w ślepą uliczkę, z której nie potrafimy się wydostać. To wręcz żenujące, ale tak właśnie jest. Gdy chcemy dobrze, sądzimy, iż wiemy lepiej, zawsze wychodzi na odwrót. Dlaczego? Cóż, każdy z nas powinien znać prawdę, niezależnie, czy jest ona korzystna, czy nie.
Zaufanie, oprócz miłości jest podstawą związku. Gdy go nie ma, rodzą się zadry, które prowadzą do nieporozumień, kłótni, czy nawet rozstań. Czasami wystarczy drobna rysa, by misternie zrobione lustro zmieniło się w ostry pył...
*****
Te kilkadziesiąt metrów pokonała bardzo szybko, zważając że miała na stopach niebotycznie wysokie szpilki. Już miała powiedzieć – Przepraszam, lecz wtedy mężczyzna się odwrócił. Ku jej zdumieniu stał przed nią nie kto inny jak Michael Bilson.
- Mike, to Ty? – spytała nadal niedowierzając temu co widzi.
- Witaj aniele, jeśli to możliwe jesteś jeszcze piękniejsza niż dwa lata temu.
- Wariacie, jak dobrze cię widzieć. – powiedziała przytulając się do niego.
- Ciebie też śliczna. Tylko chyba nie mnie szukałaś. Mam racje? – spytał unosząc sugestywnie brew.
- Tak, Alexa... pokłóciliśmy się, nie, nawet nie zdążyliśmy... to skomplikowane. – powiedziała, patrząc na przystojną twarz wysokiego mężczyzny o brązowych oczach i kruczoczarnych włosach. Nagle usłyszała za sobą odgłos klaskania, gdy spojrzała w tamtą stronę w końcu dostrzegła swoją zgubę. Stał kilka metrów od nich i patrzył jak jego dziewczyna jest obejmowana przez faceta, z którym kiedyś się spotykała. Zimny wzrok utkwił w jego dłoniach splecionych na jej talii. Natomiast jego twarz nie wyrażała nic, zupełnie jakby włożył na nią maskę obojętności. Wyglądał wręcz groźnie.
- Alex... - odezwała się kobieta, wyrywając z uścisku Michaela.
- Chciałaś coś jeszcze przemilczeć? Spokojnie, ja już idę, nie przeszkadzajcie sobie.
Nicole poczuła się jakby właśnie został jej wymierzony siarczysty policzek, a w jej oczach jak na zawołanie pojawiły się słone krople. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. Starła ją wierzchem dłoni, po czym drżącym głosem próbowała jakoś wybrnąć z tej koszmarnej sytuacji.
- Proszę uspokój się, przepraszam, że ci nie powiedziałam o stypendium. – powiedziała jednocześnie podchodząc do niego i kładąc dłonie na jego zaciśniętych pięściach.
On tylko się kpiąco uśmiechnął i rzucił – Wiesz, chyba cię nie znam... - po czym odszedł, pozostawiając pozostałą dwójkę w niemym szoku.
Kobieta nie wykonała już żadnego gestu w stronę oddalającego się Alexa. Starła tylko resztę łez z policzków, po czym zatonęła w ramionach stojącego naprzeciw niej mężczyzny.
Nie zdawała sobie sprawy, że tak bardzo tęskniła za facetem, który kiedyś był cząstką jej życia, kimś szczególnym. Tworzyli kiedyś parę. Choć wydawałoby się, że się kochali, to jednak po jakimś czasie ich związek się rozpadł. Może po prostu nie byli jeszcze gotowi na bycie razem? Może to wina wieku, czy też potrzeba wolności? Nie wiadomo. W dodatku niebawem po ich rozstaniu Michael wyjechał do Europy i do tej pory nie miała o nim żadnych wieści.
- Cii, malutka, ciii... Przejdzie mu, zobaczysz. On cię kocha, wiem to. – mówił spokojnym głosem Mike, głaszcząc przy tym szlochającą dziewczynę.
- Em... Dziękuję. – wychrypiała.
On podniósł jej podbródek do góry, tak by spojrzeć w jej oczy, po czym powiedział. - Aniołku, główka do góry, koniec z mazgajeniem się. Chodź, odprowadzę cię do domu.
- Ehhh... Tylko ja nie mieszkam już z rodzicami...
- To nic, w takim razie prowadź. Chętnie dowiem się jak to się stało, że jesteś z Matthewsem... Swoją drogą czy to nie trochę kontrowersyjne dla twoich starszych?
Za ten ostatni komentarz, Nicole wymierzyła mu sójkę w bok, po czym zaczęła skrupulatnie opowiadać wszystko po kolei.
- No nieźle mała... Nie ma mnie trochę, a tu już takie rewolucje w twoim życiu. Zastanawiam się, czy znajdzie się jeszcze w nim miejsce dla starego kumpla? To jak będzie?
- Nawet nie wiesz jak mi cię brakowało. Ale za to, że się nie odzywałeś to powinnam się obrazić, ale w zamian za to powiem, witaj z powrotem.
- Mi też brakowało twojego uśmiechu. Kobieto jak ty to robisz, że nie da się o tobie zapomnieć?
- Heh... taki już mój urok. Jesteśmy, tutaj mieszkam. Wejdziesz? – spytała.
- Może innym razem, wypocznij, bo jutro jak znam życie, czeka cię rozmowa z tym narwańcem.
- Michael! Nie nazywaj go tak.
- Przecież taka prawda słonko.
- Wiem, ale...
- Kochasz go. – stwierdził.
- Bardzo. – wyszeptała.
- Szczęściarz z niego. – powiedział raczej do siebie niż do niej, lecz Nicole zdołała to usłyszeć i pokręciła tylko głową.
Pocałowała mężczyznę w policzek, po czym zniknęła za drzwiami prowadzącymi do budynku, w którym mieszkała. Michael odprowadził ją wzrokiem, po czym sam wrócił do swojego domu.
Wszedł do obszernego pomieszczenia, o dość nowoczesnym wnętrzu, zdjął folię z czarnej kanapy, a następnie usiadł na niej wygodnie, napawając się widokiem miasta. Dziwnie się czuł będąc tutaj po tych dwóch latach. Jednocześnie dobrze jak i obco. Jednak wspomnienie tych zielonych oczu było jakby wynagrodzeniem za niepokojące myśli płatające się po jego umyśle i nie tylko. Był głupi sądząc, że przestanie ją kochać. Jednak sam sobie jest winien. Kiedyś myślał, że była dla niego tylko chwilowym kaprysem, zabawką, którą można się przez jakiś czas pobawić. Bez wątpienia była piękną ozdobą u jego boku, jednak to nie za tym tęsknił. Tęsknił po prostu za nią. Za jej temperamentem, uśmiechem, ciałem, po prostu wszystkim tym co sobą prezentowała. Jednak nie mógł od niej oczekiwać nic poza przyjaźnią. Sam ją jej zaproponował, robiąc wtedy najgłupszą rzecz w swoim życiu. Teraz ona kochała innego – Alexa.
Może to zabrzmi irracjonalnie ale szanował tego człowieka i nie zamierzał mieszać się w ich sprawy.
Teraz wszystko zależało od Nicole. On postanowił poczekać... Tylko szkopuł w tym, że cierpliwość nie była jego mocną stroną...
*****
Nicole sennie wpatrywała się w wyświetlacz swojego telefonu, jednak on pozostawał zupełnie głuchy na jej nieme prośby. Sama nie potrafiła do niego zadzwonić. Była zbyt otępiała po tym co się stało. Bolały ją jego oskarżenia. Jednak w dużej mierze sama była sobie winna, za to, że nie powiedziała mu o tym stypendium. Żałowała, że nie może cofnąć czasu. Teraz musiała poradzić sobie z całym tym zamieszaniem, porozmawiać z Alexem. To było dla niej najważniejsze, odzyskać jego zaufanie. Po prostu jego.
Jeszcze powrót Michaela. Zupełnie nie spodziewała się, że go zobaczy. To dziwne, ale rozmawiając z brunetem na chwilę zapomniała o wcześniejszych wydarzeniach. On był niejako bardzo podobny do Laury. Oboje równie piękni jak i wpływający kojąco na wszystkich wokół. Takie dwa lekarstwa na całe zło. Jej dwie pokrewne dusze.
*****
Wczesnym rankiem wyszła z mieszkania opatulona grubym szalem, gdyż poranek był bardzo zimny jak na tę porę roku.
Po jakimś czasie z marną miną minęła znajomego strażnika, który powitał ją standardowym dzień dobry oraz serdecznym uśmiechem.
Kobieta odwzajemniła się tym samym, choć jej uśmiech przypominał bardziej niejednoznaczny grymas.
Gdy już znalazła się przed drzwiami mieszkania Alexa zapukała trzy razy w drewnianą powierzchnię. Po chwili drzwi się otworzyły i stanął w nich Matthews, a raczej jego cień, bo wyglądał jakby przez całą noc nie zmrużył oka. Na widok dziewczyny na jego twarz wstąpiła maska obojętności, tą którą kiedyś zwykł wkładać.
- Witaj – odezwał się chłodno, po czym wpuścił Nicole do mieszkania. Ta po przestąpieniu progu po prostu się w niego wtuliła. On jednak stał niewzruszony jej bliskością, zupełnie jakby się zmienił w nieczułą skałę. Kobieta momentalnie odsunęła się od niego wyczuwając wrogość bijącą wręcz od człowieka, który był jej tak bliski.
- Alex... ja... przepraszam, że nie powiedziałam Ci o tym stypendium, ale po prostu zrezygnowałam z niego i nie chciałam cię w to w ogóle mieszać.
- Wiesz co, nie musisz mi już nic mówić, teraz masz Michaela. Jego możesz łudzić, nie mnie.
- Boże... Co ty mówisz? Czy ty myślisz, że on i ja, że my coś... razem??? Błagam, powiedz, że nie. Alex ja cię kocham! Ciebie! – mówiła podniesionym z emocji głosem.
- Nie krzycz, to, że jestem ślepy, nie oznacza, że i głuchy. Nie wierzę ci już. Nie chcę, nie potrafię.
Nicole stała sparaliżowana słowami mężczyzny. Czuła, że zaraz się rozpłacze, że przestanie panować nad ogarniającym ją bólem. Po chwili tak się właśnie stało, po jej policzkach zaczęły płynąć łzy, tworzące na jej policzkach błyszczące szlaki, a sama zaczęła drżeć. Szybko starła słone krople wierzchem dłoni, po czym powiedziała jeszcze:
- Możesz wierzyć lub nie, ale to co powiedziałam jest prawdą. Kocham cię, a raczej takiego jakim byłeś do wczoraj...
Po tych słowach po prostu wyszła, zostawiając Matthewsa z jeszcze większym żalem w sercu. Tylko ten się różnił, ten był skierowany wyłącznie do niego samego, nie jej.
*** Lifehouse – "Whatever it takes"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top