14.
„Przebaczenie jest najtrudniejszą miłością."
— Albert Schweitzer
*****
Ile razy można przebaczyć? Raz, dwa, trzy? Więcej? Mniej? Nieskończenie wiele, czy może tak naprawdę nie ma sensu wybaczać? Odpowiedzi może być tak wiele, jak dużo jest ludzi na świecie. Jednak prawdziwa odpowiedź jest tylko jedna. Przebaczenie, występuje tyle razy ile człowiek zraniony chce powiedzieć „kocham". Bo tam gdzie miłość, tam i przebaczenie. Nie ważne kiedy, jak, czy gdzie. Istotne, by zdobyć się na wybaczenie. Potrafi to tylko ten, kto prawdziwie kocha. Miłość jest trudna. Wymaga poświęceń, czasu, nieustannej pielęgnacji, zrozumienia, a gdy trzeba także wybaczenia.
Wystarczy tyle, lecz dla niektórych to za dużo.
*****
Kobieta siedziała skulona w swoim ulubionym fotelu, który też przypadł do gustu jej mężczyźnie. Okryta grubym, ciepłym kocem piła ciepłą czekoladę, którą przed chwilą przygotowała. Błędnym wzrokiem patrzyła przez okno na przybierającą na sile z każdą minutą ulewę. Krople deszczu grały szybką melodię uderzając o szybę, tym samym przypominając jej taniec w parku. Wtedy pogodziła się z Alexem. Teraz nie było go przy niej. Nie wiedziała, czy jeszcze będzie i to sprawiało, że czuła się przerażona. Było jej smutno, źle. Nawet nie zauważyła kiedy po jej policzkach zaczęły spływać łzy, a obraz za oknem zaczął się rozmazywać. Ona i tak widziała w tej chwili coś innego. Jego. Wygięte w łobuzerskim uśmiechu pełne wargi, niebieskie oczy patrzące na nią w ten specyficzny sposób. Niesforne, przydługie, ciemne włosy okalające jego przystojną twarz. Czuła jego zapach, którym był przesiąknięty koc. Jednak choć chciała słyszeć jego głos wypowiadający te dwa magiczne słowa, umysł szeptał jej zupełnie coś innego – „Nie wierzę ci już. Nie chce, nie potrafię".
Pogrążona w nostalgii ledwo dosłyszała rytmiczne pukanie do drzwi. Leniwie wstała z fotela i poczłapała otworzyć. Gdy tylko to zrobiła została „zaatakowana" przez ramiona drobniutkiej brunetki. Wyswobadzając się z serdecznego uścisku spojrzała na uśmiechniętą od ucha do ucha przyjaciółkę i mimowolnie kąciki jej ust uniosły się ku górze. Laura, za to zaczęła trajkotać niczym katarynka.
- Aaaaa, nawet nie wiesz jak się cieszę. Po prostu nie wierzę, że to zrobił. Jej już to widzę, mnóstwo kwiatów, biała suknia, ogromny tort, muzyka, tańce do rana...
Zdezorientowana Nicole popatrzyła nic nie rozumiejącym wzrokiem na przyjaciółkę. Widząc, że kolejny potok słów ciśnie jej się na usta, postanowiła ją uprzedzić.
- Spokojnie – wdech i wydech – co się stało? Mów, ale proszę o konkrety, bo jak na razie to nic nie rozumiem.
- Christian mi się oświadczył - rzuciła z udawaną powagą.
- To cudownie – powiedziała Niki, jednocześnie starając się cieszyć ze szczęścia Laury. Niestety nie potrafiła.
- Wiem.... Ale moment, co się stało? Jest mój brat? - spytała, gdy dostrzegła minę dziewczyny.
- Alexa nie ma, pokłóciliśmy się – powiedziała spuszczając głowę.
- Co? Znowu? Z wami to jak z dziećmi. O co tym razem poszło? I co zrobił mój kochany braciszek, że płakałaś? – zasypała ją pytaniami, dostrzegając zaczerwienione oczy.
- Mój ojciec powiedział mu o stypendium. A potem jeszcze zobaczył jak się witałam z Michalelem...
- No pięknie. Zapewne ten idiota poczuł się urażony, że mu nie powiedziałaś. Ehhh, swoją drogą ostrzegałam cię przed tym. Ale chwila, zobaczył cię z Michaelem? Bilsonem?
- Dokładnie tak – stwierdziła z rezygnacją.
- Słońce, ty to masz mega zdolność przyciągania kłopotów. Boję się pomyśleć czym się naraziłaś bogom w poprzednim życiu. Swoją drogą co tu robi Mike? Przecież wyjechał do Europy...
- Ty mi to mówisz? Wiem o tym doskonale. Co do Michaela, to masz rację, że był w Europie, tyle, że wrócił i przypadkowo na siebie wpadliśmy.
- No i Alex was zobaczył. Dalej to już mogę sobie dośpiewać. Niech ja go tylko dorwę w swoje ręce. Stary, a głupi. Czy on nigdy nie zrozumie, że go kochasz? – zapytała, jednak widząc smutną twarz przyjaciółki, po prostu ją przytuliła, gładząc jej plecy w pocieszającym geście.
- Ciii, będzie dobrze, poradzę sobie z tym ignorantem. Jeszcze będzie cię błagał o wybaczenie – mówiła kojącym głosem.
- Dziękuję. Kocham cię, wiesz?
- No ma się rozumieć – rzekła z rozbrajającym uśmiechem - ale wiesz, w ramach wynagrodzenia za moje terapeutyczne usługi, zostaniesz moją pierwszą druhną.
- Kompletna wariatka z ciebie... Czuję się zaszczycona twoją propozycją. Jeszcze raz moje gratulacje – powiedziała szeroko się przy tym uśmiechając.
- Zaraz wariatka... Po prostu chcę w tym dniu mieć blisko siebie ludzi, których kocham – stwierdziła – muszę się już zbierać. Chris wypuścił mnie tylko na trochę ze swoich objęć - rzuciła mimochodem, przytulając na pożegnanie przyjaciółkę – trzymaj się i nie martw o swojego ukochanego. Niedługo powinien się zjawić...
- Pa, kochana dziękuję za wszystko. Co ja bym bez ciebie zrobiła?
- Nic - powiedziała jeszcze Laura, po czym zniknęła za drzwiami.
Nicole tylko się uśmiechnęła i w trochę lepszym nastroju spojrzała za okno. Właśnie przestało padać, a zza chmur zaczęło przebijać się słońce.
*****
Mężczyzna miotał się po mieszkaniu, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Ciągle słyszał pełne żalu i goryczy słowa Nicole. Sam już nie wiedział, co ma myśleć o całym zajściu. Czuł się przez nią oszukany. Zraniła go swoim brakiem zaufania, tym, że nie powiedziała mu o stypendium. Jednak najbardziej bolał go fakt, że dowiedział się o tym nie od niej, a od jej ojca. Tylko dlaczego akurat wtedy? - w zupełnie niespodziewanym momencie, gdy ich przyszłość malowała się w tak ciepłych barwach... Teraz widział tylko złowrogą szarość, bliźniaczo podobną do tej panującej za oknem pogody. Nadal ogarniała go wściekłość na pojawiający się przed oczami obraz ukazujący Nicole i Michaela. Był zazdrosny, a to uczucie nie pozwalało mu rozsądnie myśleć, przesłaniając tym samym tak oczywistą prawdę. Kochał ja, jednak nie mógł znieść jej widoku w ramionach innego mężczyzny, szczególnie takiego z którym kiedyś była związana.
Dobrze pamiętał tamten okres. Niki tryskała wręcz namacalnym szczęściem, energią, pogodą ducha. Zupełnie jak minionego dnia. W tym momencie wydawało mu się jakby minęło o wiele więcej czasu, odkąd po raz ostatni widział jej uśmiech i te iskierki tańczące w jej zielonych tęczówkach. Czuł wewnętrzną potrzebę, by ją zobaczyć. Wręcz każda komórka jego ciała wyrywała się do niej.
Wystarczyło, że tylko pomyślał o tej dziewczynie, a już jego serce zdawało się bić znacznie szybciej niż normalnie. Jak na złość, uparte, a nawet natrętne myśli, dręczyły jego umysł sprawiając, że jego sumienie z każdą chwilą stawało się cięższe, jakby ktoś wkładał na nie coraz to masywniejsze kamienie. I choć było to tylko złudzeniem, to z każdą sekundą czuł się gorzej. Był winny, tego nic nie zmieni. Wiedział to on i Nicole, która ze łzami w oczach opuściła jego mieszkanie. Mimo świadomości tego, co do niego czuła, bał się, że swoim zachowaniem mógł wszystko zaprzepaścić. To było najgorsze – lęk przed utratą osoby, którą kocha się całym sercem.
*****
Po kilku dniach czuł się podle, tak jak jeszcze nigdy dotąd, a wszystko to z powodu uczuć – zazdrości i miłości. Miłości, którą kiedyś widział w oczach Niki, gdy ta spotykała się z Bilsonem.
Zazdrości, gdy zobaczył ich razem w czułym uścisku.
Ale zacznijmy od początku.
Gdy Alex wyszedł z domu Clarksów, dziwił się sam sobie, swojej porywczości i brakowi szacunku do rodziców swojej dziewczyny. Jednak gdy zobaczył ją w objęciach Michaela, resztki jego rozsądku przyćmiła mgła czystej furii, która stała się przyczyną lawiny gorzkich słów raniących Nicole.
Wreszcie dręczony wyrzutami sumienia i co najważniejsze widmem straty kobiety, którą bez wątpienia kochał, wziął się w garść. Zdjął z wieszaka swoją skórzaną kurtkę i poszedł z nią porozmawiać. Miał nadzieję, że nie było za późno.
*****
Kobieta usłyszała pukanie do drzwi. To było charakterystyczne. Trzy, jeden, dwa. Tylko on tak pukał. Z duszą na ramieniu, a sercem bijącym niczym dzwon na wieży kościelnej, poszła zmierzyć się z nieuniknionym. Nie wiedziała jak zareagować na jego przyjście. Czuła lęk, ale i nadzieję.
Wreszcie otworzyła drzwi. Stał za nimi ubrany w swoją ulubioną kurtkę, czarny golf i ciemne dżinsy. Do tego dwudniowy zarost i lekko zmierzwione przez wiatr włosy. Wyglądał prawie idealnie. Do całości nie pasowały oczy - szare, smutne, zaczerwienione od braku snu. Bez słowa wpuściła go do środka.
Nie była pewna co zrobić, powiedzieć, lecz pod wpływem impulsu po prostu się do niego przytuliła. On natychmiast odwzajemnił ten gest, obejmując ciasno jej talię. Wsłuchani w bicie serc jednocześnie powiedzieli krótkie, acz znaczące słowo „przepraszam". Uśmiechnięci patrzyli przez chwilę na siebie, po czym ich usta złączyły się w pocałunku. Delikatnie, powoli, z namacalnym uwielbieniem muskali swoje wargi, wyrażając w ten sposób przepełniające ich uczucia. Wreszcie, gdy oderwali się od siebie, zatonęli w swoich spojrzeniach, które w tym momencie ukazywały radość, szczęście i nadzieję. Wiarę w to, że pokonają, to co złe. Razem.
- Wybaczysz mi kiedyś? – spytał Alex, przerywając tym samym panującą ciszę.
- Nie mam czego, zasłużyłam sobie – stwierdziła, opuszczając głowę w dół.
- Nie, to ja... Boże, nawet nie wiesz jak bardzo bałem się, że cię stracę – powiedział, ujmując twarz Niki tak, by na niego spojrzała – Kochanie... Nadal się boję.
Kobieta tylko pokręciła przecząco głową, po czym musnęła jego wargi swoimi.
- Niepotrzebnie, za bardzo cię kocham. Nie mogłabym bez ciebie żyć, nie potrafiłabym.
- Też cię kocham, jak wariat – szalenie i nieskończenie. Dziękuję.
- Za co? – spytała zbita z tropu kobieta.
- Za wszystko, za to, że mnie kochasz, mimo tego jaki jestem.
- Skarbie... ktoś kiedyś stwierdził, że prawdziwa miłość polega na akceptacji wad ukochanej osoby, a nie jej zalet. Innymi słowy kocham cię z całym twoim temperamentem, porywczością, a nawet zazdrością. Tylko błagam, nie czuj się zagrożony ze strony Michaela. To ciebie wybrałam, jestem twoja. Pamiętaj – powiedziała, gładząc dłonią policzek ukochanego.
- Czym ja sobie na ciebie zasłużyłem?
- Pewnie tym samym co ja, ale to teraz nieistotne – rzekła, po czym chwyciła rękę Alexa i pociągnęła go za sobą w głąb mieszkania.
*****
Z czystym sumieniem można stwierdzić, że pasują do siebie niczym dwie połówki jabłka. Zupełnie jakby byli sobie przeznaczeni. Tylko czy tak jest i czy to wystarczy? Czy ich miłość jest tak silna jak sądzą? Tego nikt nie wie. To zweryfikuje czas. On jak nic innego potrafi wykazać, czy nasze uczucia są tak trwałe jak sądzimy i czy podjęte decyzje nie przyniosą więcej szkody niż pożytku.
Pozostaje tylko cieszyć się chwilą. Gdy jesteśmy szczęśliwi, pełni wiary w to, że jutro też takie będzie. Wiara nic nie kosztuje, lecz czasami nie wystarcza, choć tak bardzo chcielibyśmy by było inaczej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top