Brak ratunku
-Nie martw się Ash. Wymyśle coś.-powiedziała Vic i poszła rozmiawiać z Furym. Nie moge przyswoić myśli że nie będe widziała mojej kuzynki przez pewny tydzień. Bo chyba będzie mogła mnie odwiedzać? Prawda? Nie będe widziała rodziców. Nie będe widziała pana Charisa, który zawsze poprawia mi chumor. Aarona, który zawsze rozwala mnie swoimi żartami. Kate, która zawsze się uśmiecha. I mojej kochanej kuzynki Vic... Zżyłam się z nią przez te pare miesięcy. Wie kiedy mam zły dzień, kiedy jestem smutna. Victoria jest kochaną kuzynką. Przyjeła mnie pod dach. Chociaż nie musiała. Mogła mnie wywalić na zbity pysk. Mimo że czasami mnie wkurza jej zachowanie.. Nie moge się pogodzić że nie będe widziała ich. Niektórzy powiedzą że ten miesiąc szybko zleci. Otóż bez ich jestem nikim. Ja nie umiem uśmiechać się bez powodu.
-Ash. Spokojnie. Będe cie odwiedzać. Nie martw się. Wiem że teraz masz smutno-dobijające człowieka myśli ale dasz rade. Będe do ciebie dzwonić codziennie. Od moich esemesów nie będziesz mogła się odpędzić. Dasz rade. Kocham cie moja mała Ashley.-powiedziała i się do mnie przytuliła. Po kilku minutach się odemnie odkleiła i kucneła na przeciwko mnie.
-Wiem że słabo znosisz samotność, ale nie będziesz sama. Jest tu tyle ludzi. Wiem że nie bardzo lubisz nowych ludzi, ale się przyzwyczaisz. Siedź tu sobie a podrzuce ci rzeczy dobrze?- spytała a ja pokiwałam głową na tak.
-Zaraz wracam.-powiedziała i poszła. Widać że zna mnie bardzo dobrze. Od kilku lub kilkunastu albo kilkudziesięciu minut siedziałam i gapiłam się na swoje buty.
-Cześć. Ty pewnie jesteś Ashley Hadid? Jestem Steve Rogers.-powiedział a ja podniosłam wzrok i spojrzałam na niego. To ten sam koleś z kawiarni.
-Miło mi.-powiedziałam i uśmiechnełam się słabo.
-Ej. Co się stało?-spytał i kucnął naprzeciwko mnie.
-Nic się nie stało. Właśnie dowiedziałam się że cały miesiąc spędze w tym oto budynku.-powiedziałam smutno.
-Nie smuć się. Tu jest naprawde ciekawie jak Stark kłóci się z Thorem o Nutelle.-powiedział a ja się uśmiechnełam.
-Kto wygrywa?-spytałam.
-Thor jak położy swój młot na słoiku Nutelli. Nie podniesiesz go. Czyli większość kłótni wygrywa Thor.-powiedział i uśmiechnął się.
-Dziękuje.-powiedziałam i szeroko się uśmiechnełam.
-Za co?-spytał.
-Za poprawe humoru.-powiedziałam nadal uśmiechnięta a z windy wyszła Vic.
-Masz tu pare rzeczy.-powiedziała i podała mi dwie ciężkie torby.
-Chyba spakowałaś całą moją szafe.-powiedziałam.
-Chyba tak.-odparła.
-Spakowała to co niezbędne jest ci do życia.-powiedziała.
-Będe tęsknić.-powiedziałam i przytuliłam ją.
-Ja też Ash. Ja też. Musze już iść.-powiedziała odkleiła się odemnie i poszła.
-To ja cię zaprowadze do twojego pokoju.-powiedział i wziął moje torby.
-Nie muszisz dźwigać tych bagaży.-powiedziałam.
-Spokojnie. Dla mnie nie są ciężkie.-powiedział i stanął pod białymi drzwiami.
Notatka od autorki:
Cześć aniołki. Przepraszam za błędy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top