Rozdział 24
"DYM(Y)"
Kilka dni później
Karolina nie wnikała w to, co w wolnym czasie robił jej brat. Miała swoje życie, które zamierzała jakoś przeżyć. Nadmierne zamartwianie się o Tadeusza w niczym by jej nie pomogło. On miał swój rozum, a to, że ciągle pojawiał się i znikał to była już jego sprawa. Żył tak jak chciał żyć. Blondynka była niemal pewna, że coś kombinował, ale stwierdziła, że nie będzie się w to zagłębiać. Wolała nie wiedzieć, co on robił poza domem. Domyślała się, ale póki nie była tego pewna to nie obchodziło ją to. Tadeusz miał swoje życie i swoje problemy. Powiedziała mu tylko, że ma ją wcześniej uprzedzić przed możliwym zagrożeniem ze strony szkopów (gdyby o takim wiedział). Nic więcej.
Karolinę pochłonęła nudna codzienność. Rutyna znowu pojawiła się w jej życiu. Zajęła się sobą i nic innego ją nie obchodziło. Wzięła sprawy w swoje ręce. Całkowicie zajęła się swoim życiem. Nie wiedziała ile jej jeszcze zostało, dlatego nie zamierzała próżnować.
Blondynka obecnie zmierzała w stronę kamienicy swojej przyjaciółki. Obiecała, że będzie częściej ją odwiedzać, więc zamierzała się z tego wywiązać. Nigdy nie lubiła rzucać słów na wiatr.
— Proszę, wejdź. — Powiedziała z uśmiechem Julia, gdy blondynka stała przed drzwiami jej mieszkania.
Już po sekundzie Karolina przeszła przez próg, a Górska zamknęła za nią drzwi i zakluczyła je. Blondynka rozejrzała się po pomieszczeniu. Nic nie zmieniło się w nim odkąd ostatni raz tutaj była. Wszystko stało na swoim miejscu.
— Herbaty? — Zapytała, a blondynka skinęła głową. — Też sobie zrobię...
Karolina miała wrażenie, że już teraz Górska zachowywała się jakoś dziwnie. Jakby coś ją męczyło.
— Może jest zmęczona. — Pomyślała Karolina i posłała jej ciepły uśmiech. Nie miała pojęcia o co mogło chodzić Julii. Wierzyła, że to nic poważnego.
— Co tam u ciebie? — Zapytała Karolina idąc do kuchni za swoją wierną przyjaciółką. Nastolatka nigdy jej nie zdradziła. Nawet nie wydała najmniejszego sekretu, który jej powierzyła.
— W zasadzie to nic nowego. — Powiedziała z lekkim znudzeniem szatynka. — Niewiele dzieje się w moim życiu. A u ciebie?
Karolina spojrzała się na błękitnooką. Nastolatka wlała wodę do rondelka i przykryła go pokrywką. Następnie odpaliła ogień. Musiały czekać aż woda się zagotuje.
— Właściwie to też nic ciekawego. — Powiedziała z lekkim zawahaniem. — Całymi dniami siedzę w salonie i gram. Wiesz, ostatnio strach wyjść choć na chwilę na ulicę. — Powiedziała i skrzyżowała ręce na piersi. Poczuła lekki powiew wiatru, przez co zadygotała. Nie chciała po sobie poznać, że w jakikolwiek sposób temperatura zrobiła na niej wrażenie.
— Zimno ci? — Zapytała Julia, gdy zobaczyła, że dziewczyna zadrżała.
— Nie.
— Wcale. — Powiedziała Górska z politowaniem. — Mogłaś wziąć coś ze sobą. Jakiś płaszczyk czy coś podobnego. Wiem, że jest już lipiec, a ty lubisz się popisywać, ale dziewczyno, wrzuć na luz. Jak się przeziębisz to tylko narobisz problemów.
Karolina spojrzała się na siebie. Fakt, miała sukienkę na cienkich ramiączkach, która kończyła się kilka centymetrów nad kolanem. Na zewnątrz było maksymalnie 12 stopni i wiało. W ostatnim tygodniu były duże upały, przez co dziewczyna zdążyła odwyknąć od zimna.
— Jak wychodziłam było mi ciepło. — Burknęła. — Poza tym przesadzasz. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłam chora. — Powiedziała z przekonaniem.
Karolina niemal natychmiast zaczęła się zastanawiać, kiedy ostatni raz zachorowała. Doszła do wniosku, że była to wiosna tego roku, czyli kilka miesięcy temu. Nie zamierzała się przyznać.
— No już, niech ci będzie. — Odrzekła i podała jej zaparzoną herbatę. Julia gestem zaprosiła przyjaciółkę do swojego pokoju.
Gdy Karolina weszła do pomieszczenia, poczuła woń fajek i lekki bałagan.
— Krystian cię odwiedził? — Zapytała blondynka widząc w kącie elementy bielizny.
— Co? Eee, nie. No może był. Boże, zapomniałam o tym. — Zaczęła się jąkać i szybko wzięła swoją bieliznę. — Bardzo cię przepraszam. Wyszedł dosłownie chwilę przed tobą a ja...
— Spokojnie, no przecież nic się nie stało. — Posłała jej ciepły uśmiech. W głębi duszy była ciekawa jakie to uczucie jest mieć kogoś.
— A ty coś działasz? — Zapytała Górska po czym poszła do łazienki.
Karolina poczuła się zbita z tropu.
— W sensie?
— Z młodym Bytnarem? — Zapytała niepewnie Julia. Karolina miała kiedyś dużo kolegów przez swojego brata. Górska nie wiedziała, czy coś się teraz zmieniło.
— Czemu akurat z nim? — Odpowiedziała pytaniem na pytanie.
— No nie wiem, przypomniało mi się teraz o jego istnieniu. — Wzruszyła ramionami jakby nigdy nic.
— Nie, no gdzie. — Niemal od razu zaprzeczyła. — To kobieciarz.
— Skoro nie z nim to z kim?
Karolina wzięła łyk herbaty. Była bardzo gorąca. Mogła jej nawet poparzyć język.
— Cóż. Właściwie to nie wiem. — Powiedziała i się zaczerwieniła na twarzy.
Julia szeroko uśmiechnęła się widząc jej rumieńce. Dawno nic w niej nie wzbudziło tak silnych emocji.
— Przecież widzę. — Zaśmiała się przyjaciółka. — Opowiadaj.
— No to, nie jestem pewna, ale chyba... Zaczynam coś czuć do Dawidowskiego.
Uśmiech Julii znacznie się poszerzył.
— Naprawdę? To fantastycznie! — Powiedziała z entuzjazmem. — Randkujecie ze sobą?
Karolina poczuła się dosyć niezręcznie.
— Właściwie to nie. Nic ze sobą nie robimy.
Górska zastanowiła się na chwilę. Analizowała sytuację.
— Najwyższy czas zacząć.
— Nie wiem czy tego chcę. — Powiedziała z lekką desperacją Karolina. Bała się, że jej przyjaciółka za dużo zacznie myśleć i analizować. Nie chciała zostać swatana przez nią. Bynajmniej od razu.
— Dowiesz się z czasem — powiedziała tajemniczo. — Szczerze, to Krystiana też długo nie byłam pewna. W zasadzie to, nie wiem czy teraz jestem — podrapała się po karku.
— Jak to? — zapytała ze zdziwieniem Karolina. Miłość jej przyjaciółki przyszła znienacka. Nikt jej nie przewidział, a była gorąca jak wulkaniczna lawa.
Julia beznamiętnie wstała z łóżka i podeszła do biurka. Wysunęła szufladę i wyciągnęła z niej paczkę fajek oraz porysowaną zapalniczkę. Już po chwili stała przy oknie i paliła papierosa.
— Chcesz? — zapytała beznamiętnie i podała Karolinie. Dziewczyna bez zawahania przyjęła i już po chwili obie paliły wchłaniając do swoich płuc zanieczyszczenie.
— Mój pierwszy od dobrego roku — uśmiechnęła się do niej i posłała oczko.
— Krystian jest dość... Specyficzny. Tylko to słowo idealnie go oddaje. Raz jest miły i kochany, a czasami nie potrafi się do mnie odezwać kiedy się mijamy przypadkiem na ulicy. Nie wiem o co mu chodzi. Nie raz mówiłam mu o tym, a on obwinia wojnę, a nie siebie. Nie potrafi wziąć odpowiedzialności.
Karolina wsłuchiwała się w opowiadanie przyjaciółki.
— Nie wiem co ci na to odpowiedzieć — powiedziała z lekkim zawahaniem.
— Nie musisz nic mówić. Chyba wiem co powinnam zrobić.
— Naprawdę?
— Tak — powiedziała i zgasiła papierosa w metalowej puszcze. — Chcesz paczkę?
Karolina zastanowiła się na chwilę. Nie widziała sensu w tym, żeby odmówić. Za godzinę mogła nie żyć, więc przed czym miała uciekać?
— Biorę — podała jej pieniądze, które jeszcze chwilę wcześniej miała w kieszeni. Teraz w miejsce ich wsadziła papierosy.
— Chyba się staczam — pomyślała, ale starała się odłożyć tę myśl na dalszy plan. — Tadzio nie byłby zadowolony, ale z drugiej strony, on nie musi o niczym wiedzieć.
Minęło kilka godzin. Dziewczyny w tym czasie spaliły razem jeszcze kilka fajek. Blondynka po drugim przestała się przejmować. Wyciszyła swój wewnętrzny głos, który mówił jej, że to złe i ma przestać. Po śmierci i tak nic nie zrobi, a póki żyła to cóż... Czymś musiała się zająć.
Życie mogło być dla niej krótkie, więc nie widziała sensu bronić się przed "złymi" rzeczami. Zanim jakikolwiek skutek uboczny przez palenie papierosów pojawiłby się w jej życiu, ona prawdopodobnie umarłaby. Na tę chwilę nie widziała innego scenariusza.
Karolina nawet nie brała pod uwagę, że może się od nich uzależnić. Niedługo miała obchodzić swoje 18-ste urodziny. Bądź co bądź, Tadeusz niedługo przestanie się mieszać w jej życie i nic nie będzie miał do powiedzenia. Karolina wiedziała, że będzie nieco dziwnie, ale chłopak w końcu przestanie traktować ją jak porcelanową lalkę.
Po dłuższym czasie, blondynka pożegnała się ze swoją przyjaciółką i wracała do domu. Przez te kilka godzin wydarzyło się w jej życiu więcej, niż w całym tygodniu. Wiedziała, że przez długi czas będzie pamiętać ten dzień.
Kilka minut później, gdy skręciła w kolejną ulicę, spojrzała się na ścianę jakiejś kamienicy. Jej uwagę przykuła mała kotwica, która oznaczała Polskę walczącą. Niemal od razu jej wszystkie wspomnienia wróciły, gdy to ona miała pędzel i puszkę farby w ręce. Przecież, gdyby nie to, że trafiła na Pawiak, nie zrezygnowałaby ze służby. Dołączyłaby do Małego Sabotażu. Nie raz o tym myślała, ale ostatecznie nigdy jej nie wyszło.
Blondynka zobaczyła Alka zmierzającego w jej stronę. Nie miała pojęcia skąd on się tutaj wziął. Ze zdziwieniem stwierdziła, że w jego towarzystwie nie było nikogo. Z reguły miał przy sobie przyjaciół.
Chłopak zbliżał się do niej, przez co dziewczyna znacznie zwolniła swoje tempo. Gdy była pewna, że młodzieniec szedł w jej stronę, zatrzymała się.
— Cześć — przywitał się i posłał jej szeroki uśmiech.
— Serwus. — Odpowiedziała i odwzajemniła jego gest.
— Mogę cię odprowadzić? — Zapytał z nadzieją w głosie i gestykulując przy tym rękoma. Była to jedna z niewielu okazji, w której byli sami. Dziewczyna nie zamierzała zaprzeczać.
— Pewnie. Jak ci minął dzień? — Zapytała ze szczęściem. Iskierki radości opanowały jej ciało. Czuła jakby unosiła się nad ziemią, ale starała się opanować. Nie mogła dać po sobie poznać, że jest zachwycona chłopakiem.
Będąc przy Alku czuła się niesamowicie. Przy nikim nie odczuwała tylu emocji. Maciej był po prostu jedyny w swoim rodzaju.
— Całkiem dobrze. — Wpadł w zachwyt. — Nic złego się nie wydarzyło, a przynajmniej nie zauważyłem.
Chłopak poczuł pewną woń. Z początku pomyślał, że wydawało mu się, ale po chwili był niemal pewny. Z żadnego mieszkania nie uciekał dym, a na ulicy, na której się znajdowali, nikt nie palił. Zapach pochodził od niej.
— Paliłaś? — Zapytał i zmarszczył brwi. — Ty palisz? Od kiedy?
Maciej oburzył się. Nie wiedział co jej do głowy wpadło, żeby sięgać po tę używkę. Mogła się od tego uzależnić.
— Ja... Nie palę. — Powiedziała niepewnie. — Nie jestem nałogowcem. — Dodała już pewniej.
Chłopak się spiął. Natychmiast stanął. Dziewczyna widząc jego reakcję też się zatrzymała. Maciej chwycił ją za jej ramiona i patrzył prosto w jej oczy. Wyglądała tak niewinnie, jakby nie miała nic związanego ze złem. Dostrzegł, że wcale nie była taka na jaką wyglądała. Wewnątrz skrywała w sobie wiele ciemności.
— Rzuć to. — Powiedział i lekko potrząsnął jej ramionami.
Karolina była w szoku. Myślała, że tylko jej brat był zdolny do bycia przewrażliwionym.
— Ale przecież...
— Jak możesz palić takie świństwo? — Zapytał ją. Patrzył się uważnie w jej oczy jakby chciał wyczytać w nich prawdę. Dziewczyna lekko się speszyła.
Nie znała odpowiedzi na to pytanie.
— Nie mogę ci obiecać, że przestanę. — Powiedziała niepewnie.
Młodzieniec spojrzał się uważnie w jej oczy. Chciał przejrzeć ją na wylot.
— Nie proszę cię o to. Mi po prostu zależy... Żebyś była zdrowa i bezpieczna. Nie chcę żebyś za jakiś czas miała widoczne jakieś skutki.
— Pewnie ich nie dożyję. — Powiedziała głosem jakby zza światów.
— Co ty wygadujesz? Oczywiście, że dożyjesz. Wszyscy przeżyjemy. — Z nadmiaru emocji przytulił ją.
Karolinie zrobiło się miło na sercu. Tak jakoś cieplej. Uwielbiała jego gesty.
— Słodziak — pomyślała.
— Ale ty jesteś zimna. — Usłyszała zmartwiony głos chłopaka. — Masz. — Maciej podał jej kurtkę. Karolina natychmiast zaprzeczyła. Nie zamierzała brać czegokolwiek od niego.
— Nie mogę tego przyjąć. — Powiedziała z pewnością w głosie. Uważała, że przetrwa i nic się jej nie stanie. Miała zaledwie kilka minut do domu. Nic nie mogło się wydarzyć.
— A właśnie, że możesz i to zrobisz. — Powiedział stanowczym tonem głosu. Swoją kurtkę nałożył na jej barki. Karolina niemal od razu poczuła intensywny zapach, który bił z jego własności. Był cudowny. W stu procentach przypominał jej jego.
— Ale... — Próbowała się bronić, ale chłopak położył swoje dłonie na jej ramionach. — Niech ci będzie.
Alek spojrzał się na nią z triumfalnym uśmiechem. Dziewczyna od niechcenia wsadziła swoje ręce do kieszeni kurtki. Zrobiło jej się ciepło. Było jej miło, że ktoś kto nie był Tadeuszem się o nią martwił. Mimo to i tak uważała jego podarunek za zbędny.
— Dziękuję, ale nie trzeba było. Poradziłabym sobie. — Powiedziała pewna siebie.
— Trzeba. Oczywiście, że trzeba. — Odrzekł. Był bardzo pewny siebie. Między nimi zapadła chwila ciszy. Dziewczyna nie czuła się niezręcznie. — Tadeusz wie, ze palisz? — Dodał po chwili. Nie dawało mu to spokoju.
Karolina poczuła się źle. Okłamywała własnego brata. Niby on cały czas coś przed nią ukrywał, ale w czym ona była lepsza od niego?
— Nie. Zwariowałeś? Już dawno by mnie zakopał. — Według blondynki była to bardzo możliwa wizja.
— Przynajmniej wiesz, że się martwi. To dobry znak. — Powiedział z uśmiechem Aleksy. Dałby wiele, gdyby ktoś bliski się o niego tak martwił.
— Ta... — Powiedziała bez najmniejszego przekonania dziewczyna. Bardzo ją męczył nadopiekuńczy brat. Często wtykał nos w nie swoje sprawy i był przewrażliwiony.
Między nimi zapadła cisza. Karolina nie wiedziała co miałaby jeszcze powiedzieć. Była zmęczona po całym dniu. Jedyne o czym marzyła to iść spać. Miała bardzo dużą ochotę przykryć się kołdrą i nie wychodzić spod niej.
— Chciałabyś wyjść ze mną do Wedla? — Ciszę przerwał Aleksy. Przez chwilę młodzieniec nie był pewny czy te słowa przeszły mu przez gardło. Bił się z myślami już kilka dni. Nie wiedział, czy nie wyszedłby na palanta pytając się dziewczyny o tego typu wyjście. Miał nadzieję, że Karolina rozwieje jego obawy.
— Pewnie.
"Bo kochać to znaczy tworzyć,
poczynać w barwie burzy
rzeźbę gwiazdy i ptaka
w łun czerwonych marmurze."
— Krzysztof Kamil Baczyński
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top