Rozdział 05

"ODNALEZIONA"

Tadeusz wyszedł z domu, ponieważ musiał pójść do swojego przyjaciela - Rudego. Co prawda, nie chciał tego robić, ale Jan go zmusił. W końcu, nie ma nic lepszego od prawdziwej przyjaźni.

Chłopak siedział u niego kilka godzin. Nie mógł powiedzieć, że nie podobało mu się, ale po prostu odczuwał zmęczenie. Nie chciało mu się u niego siedzieć. Wolał pobyć w domu, ewentualnie ze swoją drugą siostrą - Anią. Strata Karoliny tak nim wstrząsnęła, że zaniedbał z nią relację. Tadeusz przez długi czas źle się czuł. Uczył się żyć od nowa. Nie po śpiączce tylko po utracie człowieka, bez którego nie wyobrażał swoich kolejnych dni. Zośka po roku czasu doszedł do siebie. Wyleczył się z tego, czego nikomu nie powiedział. Ogarnął się i jego życie powróciło do normalności.

- Rudy, pamiętaj żeby wpaść do mnie po materiały. - powiedział Tadeusz. - Oczywiście, jak będziesz miał czas.

Chłopak ubrał kurtkę i buty. Był już gotowy do drogi.

- W zasadzie to mogę iść teraz - rzekł po czym również zaczął się szykować do wyjścia.

- Przynajmniej nie zapomnisz - zaśmiał się Zośka, a Rudy wcisnął mu palec między żebra.

- No ej! Musiałeś? - zapytał z oburzeniem Zośka.

- Tak. - zaśmiał się Janek.

Kiedy chłopacy wyszli z mieszkania, ruszyli do kamienicy Tadeusza. Droga minęła im w miarę szybko i przyjemnie. Nie widzieli zbyt dużej ilości szkopów. Chłopakom humory dopisywały.

Kiedy stanęli przed drzwiami do mieszkania Zawadzkiego, coś przykuło ich uwagę. Wycieraczka była krzywo ułożona. Zośka uklęknął i chciał ją poprawić, ale zobaczył, że brakowało klucza do mieszkania. Niemal natychmiast oblał go zimny pot.

- Co jest? - zapytał Rudy, widząc, że jego przyjaciel czegoś szukał na posadzce.

- Nie, nie, nie. - powtarzał jak mantrę Tadeusz. - Nie ma klucza.

- Może Alek robi sobie z nas żarty? Wiesz jaki jest ostatnio. - Janek chciał samego siebie przekonać.

Tadeusz nic mu nie odpowiedział, tylko położył dłoń na swoim pistolecie. Wyciągnął go, ale jeszcze nie odblokował. Był tylko przygotowany w razie, gdyby spotkał w swoim mieszkaniu szkopa. Mimiką nakazał Rudemu być cicho. Co prawda miał tylko jeden nabój, ale być może to właśnie on mógł uratować im życie.

Młodzi mężczyźni weszli. Na szczęście nie zobaczyli nikogo. Mieszkanie wyglądało na opuszczone, ale coś było nie tak. Tadeusz dostrzegł w oddali parujący kubek. Przyjaciele wymienili się spojrzeniami. Dom Zawadzkich miał być pusty.

Tadeusz porozumiał się migowo z przyjacielem. Chłopak zaczął iść w kierunku kuchni. Zrobił zaledwie kilka kroków. Stanął. Usłyszał otwierające się drzwi, najpewniej od łazienki, ponieważ rozpoznał po skrzypieniu. Zawadzki szybko przywarł do ściany, aby nie być na pierwszej linii odstrzału. Janek w tym czasie szybko czmychnął pod okno. Znajdował się w ukryciu. W razie czego złapałby szkopa i byłoby po sprawie. Już po chwili usłyszeli czyjeś kroki. Zośka wyciągnął pistolet i wymierzył. Z łazienki wyszła dziewczyna. Miała krótkie brązowe włosy, które gdzieniegdzie miały prześwity rudego i brudne ubrania. W niektórych miejscach była zaschnięta krew. Wyglądała na zaniedbaną. Poszarpana w niektórych miejscach kurtka, obłocone buty i luźne spodnie z dziurami. Niektóre miejsca były poprzecierane, na tyle, że można było dostrzec jej brudną skórę.

Szatynka nie zobaczyła ich. Wzięła do ręki herbatę i słuchała radia. Wpatrywała się w górne szafki, a Zośka stał i patrzyli się na nią. Wymienił się spojrzeniem z Rudym. Nie za bardzo wiedzieli co mogli zrobić. Po chwili Tadeusz podniósł pistolet na wysokość swoich oczu.

- Ręce do góry - powiedział zimnym tonem głosu. Rudy się aż wzdrygnął. Dwa słowa, a przeszyły go na wylot.

Janek rzadko miał do czynienia z zimnym Zośką. Zawsze był miły i ciepły, ale podczas służby był chłodniejszy niż mroźna zima. Bytnar nie lubił tej części Tadeusza, ale w czasach wojny, była ona nie unikniona.

Kiedy dziewczyna to usłyszała, jak poparzona upuściła kubek i w panice podniosła ręce do góry. Odwróciła się przodem do oprawcy i zobaczyła swojego brata. Łzy natychmiast pojawiły się w jej oczach. Myślała, że już nigdy więcej go nie zobaczy.

- To naprawdę ty? Nie wierzę - zakryła swoją dłonią usta. - Myślałam, że już nigdy więcej cię nie zobaczę.

- Ręce wysoko i idź pod ścianę. - Powiedział tym samym tonem głosu co wcześniej.

Nie zważał na to co dziewczyna mówiła. Zdawał się być całkowicie wyprany z emocji. Był zimny, wręcz lodowaty. Wydawać by się mogło, że jego serce zamarzło.

Janek szybko pojawił się przy przyjacielu. Nie mógł tak tego zostawić. Dziewczyna prawdopodobnie nie stawiała zagrożenia, ale wiedział, że musiał być czujny.

- Zośka - szepnął do niego Rudy, cały czas patrząc się na dziewczynę. Skądś kojarzył jej głos, ale nie miał pojęcia skąd. Prawdopodobnie minął ją kilka razy na ulicy. - Nie możesz być taki zimny. Ona potrzebuje pomocy.

Tadeusz zmarszczył brwi. Dziewczyna faktycznie wyglądała na taką. Być może Rudy miał rację?

- Możesz odłożyć ten pistolet? Nie jestem przecież intruzem, Zośka. - powiedziała Karolina, wcześniej wykonując jego polecenia. Dziewczyna stała przy najbliższej ścianie. Zachowywała pozory spokoju. Mimo tego, była pewna, że się trzęsła.

Tadeusz i Rudy byli w szoku. Nim Janek cokolwiek zdążył zrobić jego przyjaciel wypalił:

- Jak długo nas szpiegujesz?! Ile o nas wiesz?! - krzyknął Zawadzki. W głębi duszy był spanikowany, lecz nie chciał tego pokazywać. Cały czas miał wymierzony pistolet w dziewczynę. Bał się, że mogłaby coś zrobić.

Dziewczyna nie odpowiedziała mu, tylko jedną ręką sięgnęła do swojej kieszeni. Rudy szybko zainterweniował. Podbiegł do niej i mocno chwycił jej ręce. Dziewczyna mogła okazać się szwabką i mogła mieć przy sobie broń, dlatego musiał zapobiec rozlaniu krwi. Tadeusz również znalazł się przy niej. Przycisnął pistolet do jej głowy, ale nie strzelił. Nie zamierzał tego robić. Chciał ją tylko nastraszyć.

Dziewczyna przymknęła oczy. Miała nadzieję że nie zginie w ten sposób. Przeszła wystarczająco dużo i nie mogła umrzeć z rąk swojego brata.

- W... kieszeni... ma-am - jąkała się Karolina. Strach opanował jej ciało. - Mam s-swoje doku-umenty. - Rudy jedną ręką przytrzymał jej oba nadgarstki. Była wykończona podróżą i nie miała już zbyt dużo siły. Nie chciała się szarpać.

Janek wyciągnął jej dokumenty. Dziewczyna miała ich kilka. Łącznie miała trzy sztuki. Rudy zaczął je przeglądać. Na pierwszym dokumencie nazywała się Izabela Zielińska. Na drugim Ida Weber.

- Podszywasz się pod Niemkę? Co ty chcesz tym osiągnąć? - zapytał ze złością chłopak. Rudy lekko się zdenerwował. Emocje w nim zawrzały.

- Z-zobacz - wyszeptała niewyraźnie.

Chłopak zrozumiał o co jej chodziło. Spojrzał na ostatni dokument. Trzeci z nich był zniszczony, w niektórych miejscach podarty, a kartki papieru były powyginane od wody, mimo to, dało się wszystko dokładnie przeczytać.

Rudy pobladł. Puścił nadgarstki dziewczyny. Ręce zaczęły mu się trząść. Zośka zmarszczył brwi. Chłopak podał mu dokumenty.

- To niemożliwe... to nie może być prawda. Ty nie żyjesz, nie jesteś prawdziwa! - krzyknął zrozpaczony chłopak. Z ręki wypadł mu pistolet i papiery dziewczyny. To zdjęcie, imię i nazwisko. Data i miejsce urodzenia się zgadzało. Spojrzał się na dziewczynę z szokiem i ze łzami w oczach. Nie była do niej podobna. Brązowe włosy do łopatek, przetłuszczone; brudne, poszarpane ubranie i ciało, które dawno nie zobaczyło wody. Ta dziewczyna była jakąś bardzo zniszczoną wersją Karoliny.

Dziewczyna mimo tego w jak opłakanym stanie była, przytuliła się do niego. Chłopak od razu odwzajemnił gest. Myślał, że już nigdy więcej jej nie zobaczy.

- To ja - powiedziała łagodnym głosem. - Wróciłam.

- Ale jak...

- Długa historia - powiedziała przez łzy. - Kiedyś Ci opowiem, ale to nie jest teraz ważne.

Dziewczyna puściła brata i spojrzała na Janka. On też nadal był żywy. Obawiała się, że już ich więcej nie zobaczy przez akcje jakich się dopuszczają. Mimo to, stali przed nią żywi, tacy, jakich zapamiętała.

- Strzałka Rudy - przytuliła się do wciąż zszokowanego chłopaka i po chwili go puściła. - A gdzie Alek?

- Prawdopodobnie w domu - roześmiał się Janek. Pamiętał jak ta dwójka uwielbiała działać sobie na nerwach. Mimo, że chłopak nie pokazywał przy nich żalu, czy smutku, wiedzieli, że mocno przeżywał stratę Karoliny, a zwłaszcza wieczorami i nocą.

"O, wybudujcie domy, o, nazwijcie wreszcie Polskę - Polską, nie krzywdą,
a miłość - miłością."

- Krzysztof Kamil Baczyński

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top