Rozdział 01

"ZDRAJCZYNI"

Karolina siedziała skulona w rogu swojej celi. Zastanawiała się nad tym, co teraz Niemcy z nią zrobią. W końcu minęło kilka nocy odkąd ostatni raz ją pobili - a to było w dniu, w którym ją przywieźli. Niby zdradziła im kilka nazwisk swoich kolegów, ale nie miała pewności, że to miał być koniec jej cierpień, ponieważ nadal nie wróciła do domu.

Niemieccy żołnierze tak naprawdę mieli ją gdzieś. Dostawała od nich posiłek i szklankę wody na przetrwanie, a raczej wegetację. Dziewczyna była już dla nich bezwartościowa, ponieważ powiedziała im tyle, ile potrzebowali. Nic więcej od niej nie chcieli, dlatego musieli coś z nią zrobić. W obecnej sytuacji była tylko darmozjadem, który jadł ich jedzenie.

Karolina musiała czekać, aż przesłuchają jej kolegów. Była zdrajczynią z krwi i kości. Nie odczuwała z tego powodu dumy. Źle się czuła z tym co zrobiła. Zaczęła sobą gardzić, ponieważ zrobiła coś, czego nigdy po sobie nie spodziewałaby się. Obiecała rodzinie, przysięgała bratu i przyjaciołom. Nikt nie pochwaliłby jej postępowania, ale co mogła zrobić? Cholernie się bała, a jedyną drogą, żeby uciec od strachu, było nakapowanie na swoich znajomych.

Dziewczyna widziała tylko metalowe kraty i podrapane ściany. Przez te kilka dni zdążyła poznać je na pamięć. Słyszała krzyki, chrapanie a nawet płacz ludzi. Cele nie były największe, ale wszystkie dźwięki niosło echo.

Karolina siedziała spokojnie. Nie wydawała żadnych gwałtownych ruchów. Wiedziała, że musi oszczędzać swoje siły. Nie wiadomo co mogło się jeszcze stać. Bolała ją ręka i miała kilka siniaków, ale nic poważnego nie stało jej się. Po tym jak zdradziła nazwiska swoich kolegów, dali jej spokój.

Na jednej ze ścian jej celi był wyryty napis: "Bądź wierny aż do śmierci, a dam ci wieniec życia." Na początku nie rozumiała go, ale z czasem przeszył jej serce. Zawiodła. Miała tego świadomość. Zdradziła Rzeczpospolitą, siebie, rodzinę i przyjaciół. Podała im kilka nazwisk swoich kolegów. Wiedziała, że nie powinna, ale strach jaki jej towarzyszył był nie do zniesienia. Była za młoda żeby umrzeć i nie mogła na to pozwolić. Stwierdziła, że skoro jest szansa, aby przeżyła, postanowiła ją wykorzystać. Była zwykłym tchórzem, ale miała dosyć tego wszystkiego. Podała nazwiska tych chłopaków, którzy ledwie ciągnęli koniec z końcem, którzy nie mieli już nic do stracenia, dla których każdy dzień był pełen negatywnych myśli. Było jej wstyd za to co uczyniła. Czuła żal i wyrzuty sumienia, ale już nic nie mogła z tym zrobić. Przegrała, zdradziła swój naród. Zasługiwała na śmierć. Nie była im wszystkim wierna. Wiedziała, że brat nie byłby dumny z jej postawy i ta myśl wbijała ją w ziemię. Czuła się jak szmata, którą każdą podłogę można było wytrzeć.

Nastolatka wsadziła sobie palce między włosy. Głowę miała pochyloną w dół i czuła jak jej ciało się trzęsło. Chciała uciec jak najdalej od wojny. Niestety, ona nadal trwała i obawiała się, że to był tylko jej początek.

- Ej, ty, wstawaj - powiedział po niemiecku żołnierz. Dziewczyna szybko się podniosła i spojrzała prosto w oczy żołnierza. - Idziemy.

- Będą mnie teraz torturować? - pomyślała ze strachem. Dziewczyna nie zniesie dłużej tego bólu, a nie zamierza już nikogo więcej podać. Jeśli powiedziała za mało to już trudno. Pogodziła się z tym, że powinna umrzeć. Była zdrajczynią dla Narodu Polskiego, a dla Niemców wrogiem. Żałowała tylko, że nie pomyślała o tym wcześniej.

Karolina szła na równi z Niemcem. Mężczyzna trzymał ją mocno za rękę, aby nie mogła się wyrwać; chociaż i tak szansę na to były znikome. Gdyby uciekła, zastrzeliłby ją, a jeśli nie on, to inny żołnierz.

Po jakimś czasie wyszli na dwór. Dziewczyna ujrzała wóz z dużą liczbą ludzi. Niemiec kazał jej wejść, a ona z lekkim oporem to uczyniła. Nie podobało jej się to. Miała wrażenie, że już nie zobaczy Warszawy, ani tym bardziej Tadeusza. Tęskniła za swoim bratem. Chciała mu powiedzieć o wszystkim, ale na to jak widać było już za późno.

W wozie było tłoczno i duszno. Małe okna oraz przestrzeń dla takiej ilości osób było nie odpowiednie. Było pełno ludzi; od małych dzieci aż po starców. Obawiała się najgorszego, ale wolała o tym nie myśleć.

- Czy my... - zaczęła, ale nie mogła dokończyć. Nie była w stanie.

- Tak - odpowiedział jej jakiś mężczyzna. W oczach tych ludzi było widać głęboki smutek. Można by rzec, że pogodzili się ze swoim losem.

- Nie - z oczu dziewczyny zaczęły płynąć łzy. To nie mogło się tak skończyć. - Niech ktoś powie, że wcale tam nie jedziemy.

- Niestety, panienko - odrzekł starszy mężczyzna, a ona zaczęła szlochać. Tak bardzo lubiła mieć swoje życie pod kontrolą, planować wszystko po swojemu. Teraz niczego nie była pewna. Wszystko stało się dla niej nieoczywiste.

Po jakimś czasie, który dla dziewczyny minął szybko, wóz zatrzymał się. Żołnierze kazali im wysiąść i wejść do wagonów pociągu. Karolina modliła się, aby ten koszmar się skończył. Nie chciała jechać do obozu zagłady. Wiedziała, że prędzej czy później ona tam zginie. Bez nadziei na ucieczkę. Bez szczęścia i miłości. Nawet bez pożegnania się z najbliższymi.

W oczach dziewczyny niemal cały czas były łzy. Wcale nie była silna jak Tadeusz. Była jego słabszą wersją. Miała wrażenie, że niczego nie potrafiła dobrze zrobić i on ciągle musiał po niej poprawiać. Gdyby poszedł na jej nieudaną misję na pewno nie dałby się złapać. Chłopak był przywódcą i potrafił kierować ludźmi a ona? Nie potrafiła nawet odpowiedzieć na to pytanie. Była za słaba, żeby przetrwać wojnę, a za młoda żeby umrzeć. Co teraz miała z tym zrobić?

Tadeusz był dla niej idealny. Pomagał jej, poprawiał humor i troszczył się o nią. Mimo, że w dzieciństwie ciągle się sprzeczali, kochała go całym swoim sercem i nigdy nie zdradziłaby go. Wiedziała, że on również nie uczyniłby tego. W zasadzie to nawet nie podałby im żadnego nazwiska. Po prostu umarłby za ojczyznę jak prawdziwy patriota. Karolinie brakowało do tego odwagi. W towarzystwie Niemców czuła się jak bezbronna mała dziewczynka.

Dziewczyna już od najmłodszych lat patrzyła tylko na siebie, ewentualnie na tych, na których jej zależało. Kiedy miała na coś ochotę, robiła to, nie patrząc na to, czy jest to na czyjąś niekorzyść. Ją to po prostu nie obchodziło. Załatwiała tylko swoje potrzeby, nie przejmowała się losem innych. Wojna ją delikatnie zmieniła. Zaczęli ją obchodzić Polacy, jej rodacy. Kiedy widziała kogoś głodującego, dawała mu jedzenie, aby mógł przeżyć. Obudziło się w niej współczucie, lecz to i tak było za mało. Podała nazwiska swoich kolegów. Jak ona mogłaby teraz spojrzeć w lustro? Oczywiście, gdyby jakieś miała. Kogo by zobaczyła? Morderczynię?

- Nie wiem, czy jeszcze cię zobaczę. Mogę nie przetrwać najbliższej jesieni - pomyślała nastolatka i zamknęła swoje zaczerwienione oczy.

"Umrzeć przyjdzie, gdy się kochało
Wielkie sprawy głupią miłością."

- Krzysztof Kamil Baczyński

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top