Tego samego zdania

            Pospiesznie wypuściła dym z ust i przesunęła się, by zrobić miejsce przy oknie Larsowi. Carl, Katarzyna i Semi zajęli miejsca przy stole.

- Już dobrze? – zapytał Carl, patrząc badawczo na Semiego. Ten kiwnął głową.

- Jaki wynik wywiadu? – odezwała się Katarzyna, zaglądając w notatki Magdaleny. – I gdzie ją zostawiłaś?

- Halo, tu jestem. Nauczysz się kiedyś patrzeć na rozmówcę? Dziękuję. Naprawdę, masz to po ojcu...

- Nie licytujmy się, kto co po kim ma. Do rzeczy, siostro.

- Jak sobie życzysz, siostro. Odpoczywa w izolatce. Nie powiedziała mi zbyt wiele prócz tego, że pochodzi z wioski niedaleko, jak jej tam...

- Gnierdawnia – głucho podpowiedział Lars.

- Właśnie, dziękuję. Według niej Kamelia się odcięła, bracia wyjechali po otrzymaniu wiadomości o chorobie małej, nie wspominając o rodzicach... W każdym razie, przejdę do nieco innej sprawy. Nie idźcie tam.

Lars odskoczył od okna. W ostrym świetle lamp wyraźnie widać było na jego twarzy dezaprobatę.

- Prosiłem! Prosiłem, żebyś do tego nie wracała!

Luba wypuściła dym, powierciła narwańca przez chwilę wzrokiem.

- Nie pozwolę ci iść do Strefy z potworem. – rzekła twardo.

- Ona nie jest potworem, jest naszym wytrychem. Ile razy mam ci to tłumaczyć?

- Lars, opanuj się. Dzisiaj przekonaliście się, że ta istota nie należy do słabych, nie jest też głupia. Przecież byłam tam z wami i widziałam. Ona wykorzysta wszystko, co uzna za adekwatne, by osiągnąć swój cel. Pijawka była prawie nieprzytomna, wystarczyło ją mocniej ogłuszyć, a nie wstałaby do wieczora. Ona chciała zabić tę pijawkę. Myślisz, że nauczyła się tego w domu albo szpitalu? Myślisz, że dobijanie to nawyk wyniesiony ze szkoły? – po chwili ciszy, jaka zapanowała, Magdalena dodała: - Wiesz, dlaczego ją dobiła? To bardzo przydatne natręctwo, gwarantuje że nie zaatakuje cię ten sam osobnik. A wiesz, gdzie to natręctwo najbardziej się przydaje? – zbliżyła się do Larsa i wycedziła tak, by wszyscy słyszeli: - W Strefie.

Lars przełknął ślinę.

- Myślisz, że ona...

- Ja to wiem – prychnęła Magdalena, wracając na miejsce. Zaciągnęła się papierosem i kontynuowała, zwracając się w stronę siedzących w ciemniejszej części pokoju: - Wasza urocza dziewczynka to nic innego, jak lejnaka. Tak, ja też nie wiem, który mądrala wymyślił takie słowo. Nieważne. Jest zabójczo inteligentna, jeśli rozumiecie przemyślane użycie wyrazu: „zabójczo". To nie wy idziecie z nią do Strefy, to ona idzie do Strefy z wami.

- Komuś już to mówiłam – wtrąciła Katarzyna, rzucając siedzącemu obok szybkie spojrzenie.

- Powinieneś nasze słowa przemyśleć zwłaszcza ty – Magdalena wskazała papierosem na Semiego. – Że Larsowi się spieszy do Strefy to jeszcze zrozumiem, ale nie on koordynuje wyprawę. Pierwsza sprawa, nad którą wypadałoby pomyśleć, to kwestia, kim jest Amalija. Druga, że nie pozwolisz jej wejść do wyżymaczki.

Zapadła cisza. Semi gwałtownie wstał i wyszedł, trzaskając drzwiami.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top