Rozdział XI
To była szybka podróż. Nie mająca ze sobą żadnych komplikacji. Jednak Maria sądziła, że kraina będzie wyglądała inaczej. Sama nie miała żadnego pojęcia jak ona wygląda. Bo Datalion nic jej na ten temat nie mówił.
Maria miała przed sobą krainę pełną żółtych traw ale były też widoczne różnorodne zwłoki martwych stworzeń. Przeraził ją ten widok tak strasznie, że poczuła, że jest jej słabo. Ledwo utrzymywała się na nogach. Datalion zdążył ją złapać. Jego oczy nabrały przerażenia. Nie wiedział co zrobić. Powiedział tylko:
- Wszystko w porządku? -W jego głosie było słychać przestrach.
Te słowa zapadły Marii w pamięci. Bo w rzeczywistości od pewnego czasu nie czuła się zbyt dobrze. Kręciło jej się w głowie i brało na wymioty. Nie okazała tego jednak. Powiedziała tylko tyle:
-Tak, tylko zaskoczył mnie widok twego domu.
Powiedziała choć w rzeczywistości nie tylko to było przyczyną. Prawie, że od początku podróży było jej słabo. A raczej tak szczerze mówiąc od dwóch, trzech tygodni przed wyruszeniem do Syleni. Jednak pomagała sobie ze wszystkich sił by tego nie okazać przed ukochanym.
Datalion słysząc odpowiedź uspokoił się nie wiedząc jaka naprawdę jest prawda. Narzeczeni dotarli do pałacu. Wszystko było by dobrze gdyby nie nie to, że Maria czuła się coraz gorzej. Datalion tego nie zauważył choć od czasu do czasu przyglądał się na nią wzrokiem dosyć albo raczej zbyt opiekuńczym. Nawet chciał wziąć na ręce ale ona zawsze umiała go od tego odwieść.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top