Dla Babci

Babciu,


Ten list zaczyna „Ciężkie pióro" i tak miało być od samego zalążka pomysłu, a nie wiedzieć czemu, piszę go na końcu. Śmiesznie trochę, powinnam być specjalistką od ujmowania w słowa, a nie umiem w nie ubrać prostych uczuć, kilku wspomnień i paru pochwał. Pragnęłam, abyś przeczytała ten list jak najszybciej, najlepiej na wstępie. Ciążyło by mi, gdybym siedząc na kanapie krążyła wokół myśli, że przemierzasz kolejne strony i wiersze, a do listu masz jeszcze trochę. Nie oczekuj ode mnie, że powiem Ci to wszystko prosto w oczy, bo nie udźwignę kilku ton, ważąc niespełna pięćdziesiąt kilo.


Chciałam Ci powiedzieć, że mam takie wspomnienie. Gdybym dostała list do Hogwartu albo Ron, Fred i George przylecieliby po mnie samochodem, na co czekałam całe dzieciństwo, właśnie z tym wspomnieniem pokonałabym tysiące tysięcy Dementorów.


Pozwól, że stanę na moment z boku, wtedy wszystko widzę wyraźnie, a wyobraźni daję wychodne. Widzę, jak prowadzisz dziewczynkę za rękę. Jeszcze piżamka przykleja jej się do mokrego ciałka, to koszulka z „Zakochanego Kundla", pamiętasz? Żałuję, że obejrzałam tę bajkę dopiero, jako dorosła i już chyba nie umiałam dostrzec w niej piękna. Mała brunetka ma teraz zmierzwione włosy i wygląda, jak owieczka. Nie, już proste. Uczesałaś je przecież. Muszę przetrzeć oczy, łzy je trochę przyćmiły. Przed kąpielą kazałaś jej zdjąć okulary, są na stole, nikt na nie nie nadepnie. Dziewczynka wskakuje pod pierzynę, zawsze świeżą i pachnącą powietrzem, bo bierzesz ją z balkonu, nie trzymasz pod łóżkiem. Jeszcze zimną, bo żadne ciałko nie miało, jak jej ogrzać. Kilkanaście sekund trzeba przecierpieć, ale po krótkiej trzęsawce jest już cieplusio.


Wychodzisz do kuchni. Wiem, co tam robisz, ale obiecuję, że nic nie powiem dopóki nie wrócisz. Niesiesz na tacce filiżankę z gorącym mlekiem. Tę białą filiżankę ze wzorkiem gdzieś na dole. Ona jeszcze nie lubi kakao. Szybko się uczysz swoich wnuków, dlatego przed każdym wyjściem do dużego pokoju zdejmujesz kożuch. Nie wiem w sumie czy go zjadasz, czy wyrzucasz? Siadasz na krześle naprzeciwko niej i trzymasz tę bajkę, tę jedną wyjątkową. „Koziołek Matołek" ze sfatygowanych stron, czytanych tyle razy dziecku, tylko po to, żeby miało lepszy sen; tylko po to, żeby zarazić je czytaniem. Patrz, już usypia, a Ty jeszcze będziesz sprzątać, chować, kąpać i odmawiać pacierz. Nawet nie narzekasz. Uśmiechasz się na dobranoc, udajesz, że nie jesteś zmęczona, a ona jeszcze nic nie kuma, żyje tylko dziecięcym światem. Całujesz ją w czółko i mówisz: „Dobranoc, Kochanie". Zawsze mówisz tak czule, miłość przepływa przez te słowa. Jak wyszłaś, wiem, że nie musiałaś już ukrywać przed lustrem, jaka jesteś padnięta. Ja jeszcze zostałam, żeby na nią popatrzeć i wiesz co? Dzięki Tobie i tylko dzięki Tobie ta mała dziewczynka w zielonej piżamce śpi spokojnie. Jest jeszcze za mała na poważne uczucia, ale wie, że jutro rano obudzi ją ta sama babcia. I tak zasypia.


Chciałam, żebyś wiedziała, że to jedno z najpiękniejszych wspomnień mojego dzieciństwa, po dziś dzień oczy zachodzą mi łzami, jak się opieram o szafę i patrzę na ten obrazek. Ja już ustępuję, teraz przyszła kolej na te młodsze.


Po dwudziestu czterech latach zawdzięczam Ci tyle, ile niejeden człowiek dostaje przez całe życie.


Dziękuję Ci. Dziękuję Ci za te telefony, jak mi poszedł egzamin. Dziękuję Ci za modlitwę o powodzenie na rozmowie kwalifikacyjnej, chociaż wiesz, że sama się nie pomodlę. Ale wiesz co? Jak wiem, że Ty to zrobisz, to już jestem spokojna, nawet się nie martwię. Bo nie znam ani jednej istoty o tak dobrym sercu. Bóg zapewne też nie, a jak zaprzeczy, to już ja z nim podyskutuję. Dziękuję Ci za te ułamki na ladzie, jesteś w tym mistrzynią. Dziękuję Ci za gruby sweter, gdy marzły mi ręce. Dziękuję Ci za to, że przyjechałaś taksówką, jak paliła mi się kuchnia. Bez kazań, bez pytań, bez urządzania scen. Po prostu przyjechałaś, nie pytając o nic. Ulżyło Ci, jak mnie zobaczyłaś z osmoloną twarzą. Pojechałaś ze mną do szpitala, martwiąc się tylko o to, żeby jak najszybciej mnie przyjęli; żebym już nie czuła bólu. Twój wzrok na pielęgniarki dał mi dużo rozrywki. Po sercu spłynęła mi łezka. Chciałaś wyczyścić za mnie ściany, ale nie zgodziłam się na to, więc umyłyśmy je razem, wzięłaś połowę ciężaru na siebie. Wiem, że wzięłabyś i wszystko, żeby tylko nic nie zakłóciło mojego snu, jak wtedy w zielonej piżamce. Dziękuję Ci, że zawsze słuchasz z zainteresowaniem tego, co do Ciebie mówię i nie wbijasz szpili, jak dzielę się z Tobą moim sukcesem. Dziękuję Ci za te ciepłe lody z cukierni zawsze po kościele, i że wtedy nie prawiłaś kazań, jak słodycze są niezdrowe. Dziękuję Ci za ten talerz pełen zupy, która prawie wylewała się poza rondo, naprawdę starałam się zjeść, ile mogłam, ale sama wiesz, że nie mam takiego dużego żołądka. To komentarz do Twojego talentu kulinarnego. Dziękuję Ci, że martwisz się o mój sen. Czasem Cię okłamuję. Nie bierz tego do siebie. Po prostu chcę, żebyś położyła się w łóżku z różańcem i spokojem. Nie zniosłabym siebie wiedząc, że przed zaśnięciem myślisz o wnuczce, która śpi po pięć godzin dziennie. Dziękuję, że nigdy nie zadzwoniłaś do mamy, kiedy skradałam się w nocy do kuchni i buszowałam, zastanawiając się, gdzie pochowałaś ciastka. Byłaś zbyt dobra dla tego urwisa. Dziękuję Ci.


Chcesz, żebym pofarbowała Ci włosy. Chcesz, żebym załatwiła Ci badania w przychodni. Chcesz, żebym naprawiła Ci błąd w komórce, bo znowu kontakty Ci się nie wyświetlają alfabetycznie. Chcesz, żebym sprawdziła Ci rozkład sto dwudziestki, bo te zdjęcia trochę Ci niewyraźnie wyszły, Babciu. To nic. To głupie sprawy, pierdoły, przyziemne kwestie, zbyt proste do ziaren, jakie zasiałaś z moim umyśle.


Rzadko dyskutujemy religijnie, moralnie, politycznie, bo przecież znamy swoje punkty widzenia i nie ma co drążyć, i tak nowych kontynentów nie odkryjemy. W Naszej relacji najpiękniejsze jest to, że nawet jak się różnimy to tak, że do siebie pasujemy. To cudowne i okrutne zarazem, na jakim etapie jesteśmy obecnie. Siedzę u Ciebie na kanapie, gadam Ci o seksie, narzekam na pracę i mówię, co myślę o każdym facecie, a Ty nalewasz do kieliszków nalewkę. Wiesz, że nawet połowy nie wypiję, ale miło mieć tę perspektywę. Kiedyś Młodzi też zamienią filiżankę na kieliszek, pierzynkę na kanapę, piżamkę na koszulę i „Koziołka" na dyskusję o poglądach i planach na życie. Ale to na razie jest moje. Dla nich bądź jeszcze tą Babcią, która przełącza programy, jak Baby przychodzi do Johnny'ego, wyciera dokładnie uszy po kąpieli i szybko wyciąga apteczkę, kiedy coś boli.


Kiedyś zachodziłam w głowę, gdzie masz swoje skrzydła, skoro zrzuciło mi Cię niebo? Dopiero po latach mnie olśniło. Jakim cudem masz je mieć, skoro codziennie je komuś oddajesz? Tym, do których co dzień się uśmiechasz; tym, za których odmawiasz różaniec; tym, którym życzysz raju po śmierci, choć byli potworami; tym, którym wybaczasz, choć Cię zranili i tym, których wybierzesz, choć mogłabyś zachować wszystko dla siebie. Co dzień rano czujesz ucisk, gdy budzisz się na plecach i musisz je oddać do końca wieczora. Tobie nie są potrzebne.


Najprawdziwszy Anioł to ten, który nie musi latać, by czuć, że jest wysoko i oddaje swój dar z całą miłością właśnie po to, aby ktoś inny podniósł się z samego dna.


Pamiętaj, że noszę Twe serce z sobą i jeśli kiedyś przyjdzie Bogu do głowy, że powinnaś dołączyć do reszty Aniołów to uprzedzam Cię, że będzie mi potrzebna transplantacja serca.


Nie umiem Ci powiedzieć patrząc Ci w twarz, jak bardzo Cię Kocham, dlatego mówię to tak.


Dziękuję Ci, Babciu.


Moja Kochana Wandziu z kucykiem podwiniętym w koka, upiętym kilkoma czarnymi wsuwkami. Wiesz, co najlepiej świadczy o tym, jaka jesteś? To, że przez lata nosiłaś kucyk księżniczki, będąc królową.


Już 22.04. Pewnie nalewasz wody do wanny i myślisz, za kogo się dzisiaj pomodlić. Ja jeszcze tu posiedzę przed roziskrzonym ekranem i pomyślę chwilę


o Tobie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top