6. Praca
Ten idiota ma już czternaście lat i ma coraz lepsze i dobre serce. Pomocny, zaradny, sprawiedliwy i kochany - tak bardzo inny ode mnie. Ze mną to inna sprawa. Od jakichś dwóch lat pracuję i staram się wyżywić młodego i część wioski. Znalazłam pracę w jednym z barów w mieście, co było z przypadku, ale darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby. Muszę jakoś pomagać innym i kupować takie rzeczy jak jedzenie czy od czasu do czasu jakiś materiał na ubranie. Pracuję od samego rana do wieczora, mając kilka przerw w tym czasie, które jednak rzadko wykorzystuję. Mam tyle szczęścia, że w barze nie muszę robić za jakąś prostytutkę czy coś innego tego typu, tylko roznoszę alkohol lub jedzenie. Jeszcze tego by mi brakowało, by ludzie wołali mnie na szybki numerek w jakimś kącie! To byłaby hańba! Niestety, ale do domu wracam późnymi wieczorami lub w nocy, kiedy wszyscy śpią, dlatego rzadko się widuję z kimkolwiek w wiosce. Na szczęście braciszek jest tak kochany i zawsze robi mi kolację. To takie miłe z jego strony. Jednak moja praca jest inna od typowych w barach, bo ja muszę sobie ręce wybrudzić, jeśli chce zarabiać przynajmniej jak typowa pracownica, która usługuje klientom też na inne sposoby. Gdybym została dziwką klasy średniej, to zarabiałbym mniej więcej tyle co teraz. To jest powód, dla którego zabijam - dla pieniędzy.
Szykowałam się do pracy, czyli umyłam twarz, rozczesałam włosy i ubrałam w ubrania, które dostałam. Jest to zwykła, pożółkła, krótka bluzka odsłaniająca brzuch i długa spódnica z wycięciem z boku, by było widać nogę. W domu jeszcze wszyscy spali, co jest normalne przed wschodem słońca. Spojrzałam na mamę i Sin'a, na ich spokojne twarze i jak od czasu do czasu się uśmiechają. Nie muszą się martwić o brak jedzenia lub braku pieniędzy na wyposażenie lub podatki. Pora jednak już ruszać. Wychodząc z domu zamknęłam cicho drzwi i wzbiłam się w powietrze. Jedyny szybki transport, który pozwala mi się wyspać i nie musieć chodzić tej długiej drogi, trwającej normalnie godziny pieszo.
Na miejscu wylądowałam za budynkiem, gdzie jest wejście dla pracowników i nikt mnie nie widzi. Jeszcze tego mi brakuje, że się dowiedzą o moich innych zdolnościach i zaczną jeszcze bardziej mnie wykorzystywać. Bycie magiem w tym świecie nie jest łatwe, więc nie chcę wiedzieć jak by zareagowali, gdyby dowiedzieli się o mnie prawdy. Normalnie weszłam do środka, nic nie mówiąc i na nikogo nie patrząc. Chwyciłam za tacę i już wiedziałam komu co zanieść. Pracuję tu dwa lata, więc już wiem kto co pije i kiedy. Z rana dwie osoby piją tanie wino, jedna piwo, które smakuje głównie jak mętna woda, i jedno wino takie nawet w porządku do spożycia. Wlałam do kufli zamówienia i zaniosłam odpowiednim osobom. I tak w kółko przez cały dzień, od czasu do czasu zanosząc jedzenie lub dolewając do ich kufli.
Wieczorami jest jednak gorzej i nienawidzę tej pory. Wszyscy są pijani, głośni i nachalni. Ale mimo tych wszystkich minusów, są też tego plusy - w tym czasie zarabiam najwięcej. Szef gra w swoją ulubioną grę "Wygraj życie", którą sam wymyślił i dzięki niej sam się wzbogaca na ludzkiej głupocie. A kto zabija tych wszystkich głupców myślących, że wygrają? Ja. Na początku myślałam, że nie dam sobie z tym rady i będę jedynie dalej dostawać nędzne grosze za rozdawanie żarcia i alkoholu, ale musiałam się przełamać. Taka szansa na takie zarobki nie zdarza się często, a wręcz prawie wcale, więc jako jedyna się do tego zgłosiłam. Tym światem rządzą pieniądze, dlatego im więcej ich masz, tym mniej masz problemów. Pamiętam nadal jak nie wiedziałam co mam robić, stojąc za swoim szefem i obserwując wszystkich zimnym wzorkiem. Jednak kiedy usłyszałam śmiech przed sobą i rozkaz poderznięcia gardła, wszystkie myśli i hamulce mnie opuściły. Tak jak kazał, podeszłam do przestraszonego mężczyzny i wyciągnęłam nóż, robiąc szybkie ciecie po jego gardle. Patrzyłam jak się dławi własną krwią i nic nie czułam. To mnie wtedy przeraziło najbardziej. Miałam gdzieś swoją kolejną ofiarę. Jedyne co miałam w głowie to to, że szybko się z nim uwinęłam i nic więcej. Żadnego sumienia czy zmartwień. Nic. Teraz przynajmniej wiem, że odziedziczyłam więcej po moim prawdziwym ojcu niż myślałam. Choć do tej pory myślałam, że tylko moja druga strona jest do tego zdolna, ale jak widać się myliłam.
Patrzyłam znowu na grę i jak wszyscy stoją dookoła stołu, gdzie siedzi mój szef i jakiś kolejny idiota. Widać po nim, że nie wie co zrobić. To zwykła gra w karty, tylko wygrana to twoje życie i mnóstwo pieniędzy. Wyprostowana stałam za szefem, obserwując wszystkich na zmianę, by nikt nie przerwał lub starał się pomóc zawodnikowi. Zasady są proste i nie trudne. Jeśli wygrasz jedną rundę, to dostajesz worek z wygraną i odchodzisz. Im więcej rund wygrywasz, tym więcej dostajesz. Jednak nie wielu śmiałków przeżyło więcej niż trzy. Szef oszukuje i tylko od czasu do czasu daje komuś innemu wygrać. Robi to po to, by inni też myśleli, że mogą coś wygrać i do niego przychodzili z takim przekonaniem. Gdyby tyko on cały czas wygrywał, to by nie miał żadnych klientów i śmiałków. Jest to na prawdę głupia gra, ale przynosi wielkie zyski. Oboje pokazali swoje karty w tej samej chwili i ten głupiec przegrał. Wszyscy krzyknęli zadowoleni prócz tego przegranego, który trząsł się ze strachu.
- Maria, wiesz co masz robić. - uśmiechnął się zwycięsko. Jak zwykle podeszłam spokojnym krokiem z zimną twarzą i pustym wzrokiem, nie pokazując żadnego współczucia. - Dzisiaj możesz się wybrudzić. - zaśmiał się.
Bez słowa wzięłam nóż leżący na stole, który odebrał życie tylu ludziom. Niestety takie są zasady i mój główny dochód, więc Pan wybaczy, ale muszę to zrobić.
- Błagam... ja... - nie zdążył dalej, bo odcięłam połowę jego ręki. Jego krzyk był pewnie słyszalny i na drugim końcu miasta. Zaraz po tym odcięłam drugi kawałek ręki i z lewą zrobiłam tak samo. Teraz wykrwawiał się na podłodze, jęcząc i krzycząc z bólu. Nadal to na mnie nic nie robiło. Mam tylko wykonać zadanie i wrócić do domu z pieniędzmi.
- Pospiesz się. - na słowa szefa wbiłam mu nóż w lewe oko. Jego cierpienie zostało zakończone, jak i moja praca na dziś.
Z obojętnym wyrazem twarzy wleciałam do śpiącej wioski, przed mój dom. Weszłam po cichu, starając się w razie czego nikogo nie obudzić. Spojrzałam na niewielkie pomieszczenie, widząc, że mama już spała, a Sin trzymał miskę z zupą. Z uśmiechem weszłam do środka i usiadłam na przeciwko braciszka. Nachyliłam się i pocałowałam go w czoło. Ten z uśmiechem podał mi miskę.
- Jak było w pracy? Znowu ktoś wylał na ciebie wino? - spojrzał na moje ubranie smutnym i złym spojrzeniem.
Nie mogę mu powiedzieć, że jego starsza siostra zabija ludzi dla pieniędzy. Co by o mnie wtedy pomyślał? Nawet nie wie, że nie jesteśmy prawdziwym rodzeństwem. Chyba niedługo pora mu to wszystko wyjaśnić, ale nie teraz. Najlepiej gdy będzie jeszcze trochę starszy i niech mama mu to powie. Ja nie jestem w stanie, bo dla mnie jest prawdziwym bratem.
- Niestety tak. - westchnęłam i zaczęłam jeść. - Pijani ludzie zachowują się strasznie. - wypiłam to co zostało na końcu w misce i odstawiłam na bok.
Spojrzałam na promienną buźkę chłopaka. Wygląda coraz bardziej jak ojciec. Serce mi mięknie na jego widok i czuję się wtedy taka szczęśliwa, że mam go obok.
- One-san, myślisz, że powinienem też znaleźć sobie stałą prace? - na jego słowa lekko się uśmiechnęłam i zaczęłam go głaskać po głowie.
- Chcesz zostawić tych wszystkich dobrych ludzi, by pomagać głupim świniom? Nie radzę. Wystarczy już, że ja pracuję i mam za co was wyżywić. Po za tym, kto się zajmie mamą? - jego twarz posmutniała, ale zaraz zaczął mnie obejmować. Również go przytuliłam i nadal głaskałam po włosach.
Ciekawi mnie jego reakcja, gdy dowie się, że nie jestem częścią jego rodziny. Poczułam ucisk na klatce piersiowej i ciche chrapanie. Spojrzałam na dół i znowu używa moich piersi jako poduszki. Nie cierpię go czasami, ale dla niego mogę się poświęcić.
- Dobranoc, Sin. - pocałowałam go jeszcze w czoło, zanim ułożyłam nas wygodnie na podłodze i przykryłam cienkim kocem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top