28. Alibaba
Maria
- Trzymaj miecz prosto! - krzyknęłam, patrząc na już sapiącego Kouen'a.
Przybrałam formę gotową do następnego ciosu, uważnie skanując każdy jego ruch. Nadal tylko stał, samemu pewnie robiąc to samo co ja. Uśmiechnęłam się lekko, ponownie na niego szarżując. Jak zwykle były to u nas sekundy. Odparł mój cios, samemu atakując. Uniknęłam tego i w odpowiedzi podcięłam mu nogi, na co wylądował na podłodze. Przystawiłam miecz do jego szyi, pokazując jego przegraną.
- Jeszcze kila lat i mnie pokonasz. - podałam mu rękę, drugą chowając miecz do pochwy.
- Za długo. - mruknął, chwytając się mojej dłoni. Pomogłam mu wstać, stojąc bardzo blisko niego. - Moja Pani... - uderzyłam go w ramię, nie dając dokończyć.
- Ile razy mam ci to powtarzać? Maria! Masz mnie nazywać Maria! - krzyknęłam, denerwując się już pomału.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale! Tyle lat ci to nie przeszkadzało, więc teraz też nie powinno. - podleciałam do góry, by patrzeć mu w oczy.
- Zrozumiano. - westchnął.
- Oby. - założyłam ręce na piersi, nie odrywając spojrzenia od jego oczu. - Teraz wracaj do pracy. Ja muszę się już dzisiaj zbierać. Czuję, że Sin ma problemy. - stanęłam z powrotem na ziemi. - Widzimy się pewnie za kilka tygodni. - zastanowiłam się. Gdyby Imperium Kou wchłonęło Balbadd, to ta pchła od razu by się tu pojawiła, więc i ja razem z nim. Ale tego nie musi wiedzieć, niech myśli, że zajmie to dłużej.
- Zostań jeszcze kilka dni. - jego ostry głos spowodował lekkie ciarki na moim ciele. Patrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami i mimo zimnego spojrzenia, widziałam w nich smutek. Nadal jest tym samym szczeniakiem co kiedyś.
- Szczeniaku. - moje spojrzenie zmiękło. Otworzyłam ramiona, wiedząc co może jedynie poprawić mu humor. Nie musiałam czekać nawet sekundy, a jego potężne ramiona owinęły mnie szczelnie. Jest ciepły.
Kiedy miałam okazję i on zaczął zjeżdżać swoimi dłońmi niżej, zniknęłam w jednej chwili. Nie jest to zbyt miłe, jednak jest szybsze niż ciągłe gadanie i słuchanie, jak stara się mnie przekonać. To nie pierwszy raz. Westchnęłam zirytowana. Zaczęłam iść swobodnie na przód, przechodząc przez góry gruzu, piachu, śmieci i zniszczonych budowli. Sporo mnie ominęło. Ta pchła oberwie za nie wezwanie mnie, kiedy musieli mieć tu niezłą wojnę. Slumsy Balbadd wyglądają jeszcze gorzej niż wcześniej. Wzięłam głęboki wdech, stojąc już na większym placu. Przynajmniej wiem teraz, dlaczego Sin dopiero teraz zaczął mnie wzywać przez jego bransoletę. Wiem o co mu chodzi. Pchła jedna. Wzbiłam się na kilka metrów w powietrze. Z dołu doszły mnie zdziwione i zaskoczone odgłosy ludzi. Nie interesowałam się jednak nimi. Skoncentrowałam swoją energię, która na szczęście wzrosła przez te ostatnie lata, zaczynając ją kumulować. Nie wiem jak wyglądało Balbadd wcześniej, ale coś sobie wymyślę. Zamknęłam oczy, zaczynając powoli działać. Z energią skumulowaną w mojej dłoni, zaczęłam spadać w szybkim tempie, by uderzyć nią o połamany bruk. Moja moc rozniosła się we wszystkie strony, na co ludzie wokół zaczęli krzyczeć i uciekać. Otworzyłam oczy obserwując jak połamane ściany zaczynają się ze sobą sklejać, niepotrzebne kamienie znikać, połamane szyby naprawiać, a dachy stawały z powrotem na domach. Naprawiłam ich domy i sprzątnęłam ulice, a na obu zaczęła powoli rosnąć gdzieniegdzie zieleń. Na niektórych budowlach wiodły plącza, łącząc się ze sobą na drugiej stronie ulicy, na ziemi wyrosły kwiaty i pomniejsze drzewa z owocami, a przy niektórych oknach kwiaty. Zużyło to dość dużo energii, ale przynajmniej wygląda lepiej jak wcześniej. Schowałam ręce w kieszeni, stając prosto i obserwując zaskoczonych ludzi. Czasami zdarza mi się być miła.
- Czyli mnie zrozumiałaś. - spojrzałam na mężczyznę idącego w moim kierunku, a za nim kilka innych osób. - Widzisz Alibabo, tak jak obiecałem, miasto zostanie odbudowane. - przyciągnął do siebie młodego chłopaka o blond włosach, idąc do nas.
- To niesamowite. - rozglądał się młodzieniec we wszystkie strony. Widać jak bardzo nie dowierza w widok przed sobą. - Jak można tak szybko to zrobić... - stanął z otwartą buzią przede mną, patrząc na mnie w szoku. - Ki-kim Pani jest, jeśli można się spytać. - spuścił wzrok z lekką czerwienią na twarzy.
Zanim jednak się przestawiłam, coś mnie trafiło. Spojrzałam na niego uważnie, zaczynając sobie powoli układać kto to może być. Te same blond włosy, te rysy twarzy i ten sam zapach. Pachnie tak samo jak jego ojciec. Mój nos mnie nigdy nie zawiedzie. Zmarszczyłam lekko brwi, wiedząc co muszę teraz zrobić. Zrobiłam dwa kroki w jego stronę, klękając przed nim.
- Moje imię to Maria, Wasza Wysokość. - spuściłam głowę, kłaniając się synowi byłego króla Balbadd.
- Ha?! Skąd ty... P-proszę, podnieś głowę! - zaczął panikować, na co chicho zachichotałam, a Sin do mnie dołączył.
- Nie da się jej oszukać. Alibabo, poznaj proszę moją siostrę i naczelnego generała dbającego o ochronę mojego kraju. - uśmiechnął się, stając obok mnie, na co się wyprostowałam i skrzyżowałam ręce na piersi.
- Mi-miło mi, Pa-pani Mario. - stanął przede mną, zaczynając się trząść.
- Uspokój się galaretko, przecież nic ci nie zrobię... - szybko skierowałam głowę w stronę morza, wyczuwając nadchodzące statki. - Zbliżają się. - mruknęłam, na co Sin spojrzał w tym samym kierunku, widząc jednak tylko budynki.
- Czyja to flota? - zapytał.
- Najpewniej Imperium Kou, skoro chcą przejąć Balbadd. - obok mnie zaczął pojawiać się portal, który musiałam zrobić z mojej własnej energii, gdyż nie mam nic, skąd mogłabym pozyskać energię z zewnątrz. - Chodźmy sprawdzić. - weszłam jako pierwsza, stając po tym kilka metrów od morza.
Patrzyłam jak każdy wychodzi z portalu, mogąc w końcu lepiej się przyjrzeć, kto jeszcze był razem z moim braciszkiem. Nie dziwił mnie fakt, że Masrur i Jafar byli razem z nim, ale widok strażników mnie trochę zastanowił. Tak samo ten niebieskowłosy chłopiec. Czyli jednak musi być kimś ważnym, skoro Sin jeszcze się nim nie znudził i nadal tu jest. Zerknęłam jeszcze raz na syna króla. Ciekawe gdzie był te wszystkie lata?
- Co oni tu robią? - zapytał zaskoczony.
- Prawdopodobnie dużo wcześniej wysłali flotę. W ten sposób mogliby zyskać przewagę, wykorzystując rebelię i przejąć tak kontrole nad Balbadd. - stwierdził Sin, patrząc na zbliżające się statki.
- Ale powstanie zostało stłumione! - oburzył się blondyn.
- To prawda, ale nowy rząd wciąż nie został wybrany. - wtrącił się Jafar, przyciągając uwagę wszystkich. - Jeśli będą utrzymywać, że Balbadd jest w stanie anarchii, ciężko będzie udowodnić, że się mylą. - blondy nieźle się oburzył po tych słowach.
- Alibabo, natychmiast masz opuścić ten kraj. - zaczął poważnie Sin, co i mnie zaciekawiło. Co ta pchła znowu wymyśliła? - Kou bez wątpienia będzie starało się przejąć kontrolę nad rodziną królewską. Odbiorą ci wszelkie prawa i zaczną swój rząd. - stanął bliżej Alibaby, mówiąc z całkowitym przekonaniem.
- Niemożliwe! Mówisz mi, że mam uciekać?! Że mam porzucić mój kraj?! - oburzył się, patrząc wściekle na mojego brata. - Nie mogę tego zrobić! - zacisnął ręce w pięści. - Złożyłem obietnice! Przyrzekłem Cassimowi i pozostałym, że... - nie dałam mu dokończyć, będąc już znudzona tym wszystkim. Widziałam też do czego zmierza Sin, widząc jego spojrzenie na sekundę na sobie.
- Zaśnij. - wydałam rozkaz, a mój głos odbił się echem na odległość kilku metrów. Jednak tylko jedna osoba zasnęła od razu, opadając w ramiona mężczyzny o fioletowych włosach.
- Wybacz mi, Alibabo, ale robię to dla ciebie i twojego kraju. - Sin wyszeptał, biorąc na ręce blondyna. - Jafar, przygotuj statek. Wyruszacie od razu. - podał chłopaka dalej, w silne ramiona Masrur.
- Zrozumiano. - oboje skinęli głowami, odchodząc w szybkim tempie.
- Wszystko w porządku z Alibabą? - zapytał karzełek z niebieskimi włosami.
- Nic mu nie będzie. On tylko śpi. - odpowiedział Sin, zaczynając iść na przód. - Aladynie, idź po swoją towarzyszkę i razem udajcie się na statek gdzie znajduje się Alibaba. Ja i Maria mamy wiele do obgadania w Imperium Kou. - spojrzał na mnie, a w jego oczach widziałam czego chce.
- Znowu... - mruknęłam do siebie, otwierając kolejny portal przed nim, do którego od razu wszedł. Wyminęłam karzełka, kładąc mu na chwilę dłoń na włosach. - Zaopiekuj się twoimi przyjaciółmi, kiedy nas nie będzie. - powiedziałam, nim zniknęłam w portalu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top