25. Hotel
Szliśmy dalej drogą przez puszczę, nie zatrzymując się choćby na chwilę. Tylko by to przedłużyło naszą drogę do Balbadd, a tego staram się uniknąć. Próbowałam również jakoś ignorować nadmiar pytań od naszych nowych towarzyszy w moim kierunku. Nie mam zamiaru opowiadać im mojej historii. W końcu ich nie znam! Za to Sin chyba ich już polubił. Za bardzo ufa ludziom, ale to już nie mój problem. Westchnęłam po raz kolejny, stając i patrząc na nich ze zmarszczonymi brwiami. Oba dzieciaki i ta pchła stanęli przede mną i patrzyli na mnie.
- Denerwujecie mnie. - warknęłam, zaczynając ponownie tego dnia zbierać energię życiową z roślin z pobliża. - Nie mam też ochoty tyle chodzić. - dodałam, widząc jak rośliny gniją w moim pobliżu. - Na dodatek robię się głodna. - za mną zaczął tworzyć się wir, będący portalem do Balbadd.
Patrzyli na mnie w szoku, poza oczywiście moim kochanym braciszkiem. Ten zaczął ponownie ziewać i szedł w stronę portalu. Przewróciłam oczami, samej wchodząc w portal, mało interesując się naszymi nowymi towarzyszami.
- Zapraszam za mną! - dobiegł mnie jeszcze krzyk tej pchły, który ucichł od razu kiedy znalazłam się po drugiej stronie.
Stanęłam na przeciwko naszego miejsca zatrzymania, zerkając na górę schodów. Jak zwykle ci strażnicy nie pokazywali nic na swoich twarzach. Idealnie. Tak jak chcę. Stojąc tyłem do portalu, czekałam na resztę tej bandy. Sin pojawił się zaraz po dwóch sekundach obok mnie, za to ci dwoje...
- Mor uważaj! To może nas zjeść!! - dało się usłyszeć krzyk tego dzieciaka.
- Dam radę. - zaraz doszedł głos kobiety, by po tym oboje wyskoczyli z portalu, padając na ziemię.
Westchnęłam po raz kolejny, dodatkowo masując skronie. Po cholerę ich musisz brać Sin? Portal zniknął po tym jak wyszli, zwracając energię roślinom z wcześniej.
- Nie poniżajcie się bardziej. Przynajmniej nie w naszym towarzystwie, jeśli chcecie dalej żyć. - warknęłam, zaczynając się unosić i lecąc z rękami w kieszeniach w górę.
- To najlepszy hotel w kraju! Zawsze się tu zatrzymuję. - zignorował mnie Sin, wchodząc po schodach razem z tymi dwoma. - Zapłacę za wasze pokoje. Możecie zostać, jak długo będziecie chcieli.
- Dziękujemy, proszę Pana! Jest Pan taki hojny! - zaczął się radować ten dzieciak.
Oboje w wesołych nastrojach zaczęli się do mnie zbliżać, czyli na samą górę schodów, gdzie na nich czekałam. Kiedy byli obok mnie, zaczęłam iść przodem, na co straż szybko zrobiła nam przejście, mając lekki strach na twarzach. Nie dziwię im się. Wiele się wydarzyło w tych kilku latach. W tym i moja reputacja stała się całkiem inna. Można powiedzieć, że stałam się postrachem dla wielu ludzi. Przynajmniej tych słabych. Chociaż żaden inny nie śmiałby mnie nawet zaatakować. Wiele bitew mam za sobą, w tym i wiele istnień na sumieniu. Chronię brata, więc i nie mam problemu skrócić głowy jakiemuś idiocie, który się źle odezwie do niego.
- Szanowny Sinbadzie, szanowna Pani. - zerknęłam na jednego z pracowników hotelu. - Czy ci dwoje są z wami? - wskazał na naszych towarzyszy.
- Zgadza się! Zapewnij im odpowiedni odpoczynek i najlepiej jakiś posiłek. - uśmiechnął się Sin. Widziałam jak oczy tej dwójki się rozszerzyły i zaczęły aż błyszczeć.
- Zrozumiałem. - ukłonił się, szybko się oddalając i w akompaniamencie dwóch pokojówek zniknął za jakimiś drzwiami.
- Sin! - wszyscy spojrzeliśmy na osobnika, który zdenerwowany stanął obok nas. Był to młody chłopak w biało zielonych szatach i jasnych włosach, będący doradcątej pchły. - Jak ty wyglądasz?! Co ty w ogóle masz na sobie? To nie przystoi władcy tak się ubierać. - warknął załamany Jafar. Zaraz jednak zerknął na tych dwoje, co są z nami. - Wygląda na to, że nasz Pan przysporzył wam problemów. Tak jak powiedział, pokryjemy koszt waszych pokoi. - powiedział już bardziej swoim czarującym głosem.
- Dziękujemy bardzo, przyjacielu Sina! - wyrzucił ręce w górę, kiedy jego towarzyszka się nam ukłoniła.
- A ty zrób coś ze swoim nieodpowiednim wyglądem! - złapał go za ramię. - Masrur, ty bierz Marię! Dzisiaj wieczorem wybiera się do Imperium Kou. Ma wyglądać odpowiednie. - spojrzał na mnie poważnym spojrzeniem.
- Wyglądam odpowiednie. - westchnęłam, kiedy Masrur wziął mnie na ręce, zaczynając iść w stronę naszych pokoi.
- Do zobaczenia, Aladyn i Morgiana! Zjedzmy później razem. - uśmiechnął się na odchodne, będąc pchanym przez naszego juniora.
Masrur i Jafar posłali im na dowiedzenia jedynie szybkie spojrzenia, w czym ja nawet nie zwracałam na nich uwagi. Jedyne co się dla mnie w tej chwili liczyło, to mój przywilej bycia noszoną. Jakoś mi się to spodobało, w szczególności jak robi to ktoś taki jak Masrur. Wysoki, umięśniony i przystojny. Na dodatek jeszcze małomówny. No dobra, będę musiała coś na prawdę ze sobą zrobić jak mnie odstawi w moim pokoju. Obiecałam odwiedzić tego szczeniaka, więc to zrobię. Nawet jeśli nie jestem tak dyplomatycznie, tylko prywatnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top