21. Rodzina
Osoba trzecia
Królestwo Leam jest znane z handlu najróżniejszymi przedmiotami z całego świata. Na każdej ulicy znajdują się sklepy i ogromne domy handlowe. Jeden z nich jest najbardziej znany ze swoich produktów, których nie można sprowadzić tak łatwo lub w cale. Mieli tam przedmioty z Imuchakk czy nawet z Sasan, co robiło z nich pierwszych tego typu handlarzy. Jak zwykle mieli dzisiaj ogromny ruch, czyli też wielki zysk. Zarabiali takie pieniądze, o jakich inni mogli jedynie pomarzyć. Nie wykorzystywali ich jednak na swoje zachcianki... Większość z nich. Mieli cel w swoim życiu, do którego się zbliżali wielkimi krokami.
Mężczyzna o fioletowych włosach i ciemno brązowych oczach po czterdziestce, stanął przed jednym z największych sklepów w całym mieście. Ubrany w białe, zwiewne ubranie, które zasłaniało jego drewnianą nogę i blizny na całym ciele. Spojrzał na budynek przed sobą z uśmiechem, czując w swoim sercu dumę. Obok niego stała kobieta o długich, białych włosach, ubrana w coś lekkiego. Średniej długości jasną spódnicę z wycięciem z boku i ciasno zawiązanym materiałem na piersi. Ale to co najbardziej przykuwało uwagę przechodniów, to jej łańcuchy na każdej kończynie, które ciągnęły się za nią. Założyła ręce na piersi, zmieniając zdanie i chcąc jednak odejść. Ręka mężczyzny obok niej powstrzymała ją od ucieczki, kładąc dłoń na jej plecach i pchając ze sobą do środka. Z niezadowoleniem szła obok niego, starając się nie patrzeć na nikogo w środku.
- Musicie być nowi w mieście. Nigdy wcześniej was nie widziałem. - usłyszeli czyjś miły śmiech obok siebie, na co na niego spojrzeli. Stał tam wysoki chłopak o jasnych włosach i z blizną na nosie. - Jestem Vittel i chętnie wam pomogę. - uśmiechnął się miło, ale mina od razu mu zrzedła, kiedy lepiej przyjrzał się mężczyźnie przed sobą. Wydawał mu się tak bardzo znajomy, jakby gdzieś go już widział.
- Wybacz, nie jesteśmy by coś kupić. Szukamy tylko kogoś, kogo nie widzieliśmy od lat. - wyjaśnił od razu straszy mężczyzna, rozglądając się dookoła z podziwem.
- Rozumiem. Czy ta osoba pracuje u nas? - dopytał się.
- Po prostu idź po szefa, nie mamy całego dnia. - prychnęła kobieta, zakładając ręce na piersi.
- Maria! - mężczyzn spojrzał na nią oburzony, zakładając ręce. - To było nie miłe. Przeproś pana.
- Przepraszam... - mruknęła odwracając wzrok.
- Nic się nie stało! To ja lepiej pójdę po Sinbad'a, skoro to jego szukacie. - zdenerwowany zaczął szybko odchodzić.
- Od kiedy jesteś taka nie miła?
- Jakoś musiałam odstraszać idiotów. - prychnęła, oglądając importowane przedmioty z Sasan.
Dwójka czekała w tym samym miejscu oglądając i od czasu do czasu dyskutując na temat rzeczy na sprzedaż. Mężczyzna czuł się dumny, że jego syn tak wysoko zaszedł i teraz prowadzi miejsce jak to i zarabia mnóstwo pieniędzy. Pamięta jak dopiero zaczął stawiać swoje pierwsze kroki lub jak uwielbiał z nim wypływać na morze, albo jak ciągnął go za włosy. Zastanawia się jak teraz wygląda jego synek. Jak go ostatnim razem widział, miał on zaledwie pięć lat. Ciekawe czy wdał się bardziej w niego czy w matkę? Usłyszeli kroki za sobą, zbliżające się w ich stronę.
- Podobno ktoś mnie szuka? - stanął za nimi zaciekawiony, kto to jest.
Patrząc na nich od tyłu, mógł od razu rozpoznać kobietę. Nigdy nie widział takich białych włosów jak jej. Do tego łańcuchy jakie nosi doskonale pamięta. Ostatnim razem widział ją w Sasan, skąd je właśnie ma. Zaskoczyło go to, ale i ucieszyło. Po tylu latach w końcu do niego przyszła. Nigdy nie zdjął danej mu przez nią bransolety, by zawsze wiedziała gdzie jest i by do niego przyszła. Uśmiechnął się lekko, przypominając sobie co wszystko dla niego robiła. Widział jak się poświęca dla niego i jego matki, wtedy jeszcze nie widząc, że nie są rodziną. Kochał ją mimo tego i od kiedy postanowił zrobić coś dla niej i się odwdzięczyć, chciał znów ją zobaczyć. Znowu móc się do niej przytulić, latać z nią po niebie, śmiać się i dalej żyć razem. Tęsknił za tym, choć starał się tego nie pokazywać. Jego wzrok powędrował na mężczyznę obok niej, który wciąż stał do niego tyłem. Jego postura i włosy przypomniały mu o kimś, jednak szybko rozwiał tę myśl. Ta osoba nie żyje od dawna, kiedy to on był jeszcze dzieckiem. Osoba obok kobiety zaczęła się odwracać w jego stronę z lekkim i ciepłym uśmiechem, patrząc na niego tęsknym wzrokiem. Oczy chłopaka od razu zaszły łzami, uświadamiając sobie kto to jest. Po tylu latach mógł przyznać, że wiele się nie zmienił i wygląda prawie tak samo jak kiedyś. Postawił pierwsze kroki w jego stronę w szoku i pragnąc znów być w jego silnych ramionach. Inny chłopak, który był tu wcześniej i przyprowadził go, teraz wiedział skąd znał tę twarz. Widział jej młodszą wersję prawie codziennie, o ile nie płynie statkiem w kolejną podróż po nowe towary. Byli do siebie uderzająco podobni i dla stwierdzenia, że są na pewno rodziną, mógł dać sobie rękę uciąć.
- Sinbad. - uśmiechnął się w swój typowy sposób, patrząc na chłopaka przed sobą miękkim wzrokiem.
Z oczu chłopaka zaczęły cieknąć łzy i aż opadł z niedowierzania w zaistniałą sytuacje na kolana. Gdyby to się okazało jakąś iluzją lub czymś podobnym do tego, nie wybaczy temu draniowi, który tak zagrał na jego uczuciach. Mężczyzna złapał chłopaka przed upadkiem, od razu go do siebie przytulając. Oboje czuli w końcu spokój i tęsknili za sobą nawzajem, ciesząc się jak nigdy z tej chwili. Po tylu latach rozłąki potrzebowali tego. W oczach mężczyzny zebrały się łzy, które wyleciały od razu. W końcu mógł objąć swojego syna. Widząc go wcześniej, mógł zobaczyć siebie za młodu. Musiał też przyznać, że jego mały chłopiec, jest już dorosły i już nie taki mały.
- Tato... - wymruczał pomiędzy szlochem, przykuwając uwagę innych pracowników i klientów, stojących i przyglądających im się.
Po wszystkich z nich rozniosła się fala zdziwienia i szoku, wywołana jego słowem. Tyle razy słyszeli, że jego ojciec nigdy nie wrócił z wojny kilkanaście lat temu i pewnie tam umarł. Tak samo jak jego matka zmarła kilka dni po tym, kiedy on wrócił do domu po zdobyciu lochu. Ale teraz wiedzieli, że może się wiele zmienić, skoro jeden z jego rodziców przeżył. Tylko kim była kobieta obok nich?
- One-san! - zawył, widząc ją jak na nich patrzy martwym wzrokiem, do którego zdążył się przyzwyczaić.
Nagle oboje pociągnęli ją do rodzinnego uścisku, płacząc nad jej głową i szlochając. Kolejna fala zaskoczenia przeszła przez obserwujących całe przedstawienie. Kobieta w środku jedynie westchnęła, lekko się uśmiechając i mimo wszystko ciesząc się z tej sytuacji. Chyba nie będą musieli sobie niczego wyjaśniać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top