18. Książę

Od kilku godzin obserwuję wszystko przed sobą, widząc wschód słońca i jak włócznie zaczynają znikać. Na szczęście. Może jeszcze dzisiaj uda mi się połączyć ze swoim ciałem. Mam dosyć patrzenia w jedno miejsce, nie mogąc się ruszyć, mrugnąć czy powiedzieć. Bycie bezsilnym jest denerwujące i przytłaczające. Wolałabym już na prawdę zginąć, niż musieć teraz cierpieć z bólu i nudy. Chciałabym ruszyć za tym draniem, który uprowadził moją nową rodzinę. Jestem na prawdę wściekła na niego, ale jakoś czuję jedynie teraz pustkę w środku. Mam wyczerpane zasoby mocy i moja druga połowa nie jest zdolna zrobić cokolwiek w moim teraźniejszym stanie.

Usłyszałam dźwięk dzwoniących zbroi dochodzący przede mną. Ktoś tu wraca? Co się dzieje? Nie wydaje się to być mnóstwo osób, zaledwie kilka, ale po co oni tu idą? Chcą sprawdzić czy na pewno zdechłam? Nie zdziwiłabym się. Patrzyłam na kilku mężczyzny w zbrojach i czerwonowłosego na ich czele. Szedł z kamienną twarz, patrząc przed siebie, jednak będąc bliżej zaczął oglądać zmasakrowane ciała i morze krwi. Ten widok nie wzbudził w nim jakichkolwiek emocji, a przynajmniej nie widać ich na jego twarzy. Był coraz bliżej mojego ciała, które najwyraźniej dopiero teraz dostrzegł. Otworzył szerzej oczy, zwalniając kroku i patrząc centralnie na mnie. Czy my się znamy? Wydaje się jakiś znajomy, ale wielu ludzi poznałam, więc możliwe, że gdzieś się minęliśmy. Zaczął szybko zmierzać w moją stronę, nie czekając na żołnierzy za nim. Klęknął przed moją głową, podnosząc ją na wysokość swojej i spojrzał w moje oczy.

- Maria... - wypowiedział moje imię, co mnie zdziwiło.

Nadal nie wiem kto to jest i dlaczego mnie zna. Może na prawdę gdzieś się już spotkaliśmy. Poczułam jego dłonie na moich policzkach i jak położył mnie prawie na swoich kolanach. Byłam jedynie w stanie na niego spojrzeć, nie mając sił na nic innego. Kim on jest?

- Książę Kouen, proszę jej nie dotykać! To potwór! - krzyknął jeden z żołnierzy i chciał mnie złapać za włosy i pewnie wyrzucić. Jednak ten cały "Kouen" mnie nie puścił i odsunął od niego. - Książę...

- Który to zrobił? - warknął, znowu na mnie patrząc.

- Książę, ten potwór zabił tych wszystkich ludzi! Musimy ją spalić, by na pewno... - przerwał mu.

- Kto jej to zrobił?! - krzyknął najwyraźniej wściekły i spojrzał na swoich żołnierzy.

Przestraszeni i zdziwieni nie widzieli co się dzieje, co było widoczne na ich twarzach. Czerwonowłosy zaczął mnie głaskać po włosach jedną ręką, drugą nadal trzymając moją głowę. Czemu on się tak mną przejmuje? Nie znam go, a co dopiero on mnie. Więc dlaczego... Przed moimi oczami pojawiło się wspomnienie chłopca w porcie sprzed kilku lat, który szukał dobrego miejsca gdzie można zjeść. To on tak wyrósł? Nie spodziewałam się, że on w ogóle mnie pamięta i jest księciem. Tego też się nie spodziewałam. Myślałam, że po prostu należy do jakichś wyższych sfer, czy coś podobnego, a jednak jest z rodziny królewskiej. Do tego słysząc jego imię, to pewnie z Państwa Kou, o którym dowiedziałam się będąc na wyspie Sasan. Wyprzystojniał ten szczeniak. Gdybym mogła, to bym się uśmiechnęła.

- Nie wiemy, książę... - powiedział ze skruchą, stojąc za nim.

- Nie przydatni do niczego. Zostawcie mnie samego. Natychmiast! - wydał rozkaz, którego oni od razu się posłuchali. Przyglądał mi się, jeżdżąc swoją ręką po mojej twarzy. - Jestem za późno byś mogła mnie usłyszeć, w końcu jesteś już w zaświatach. Mimo to chcę w końcu to z siebie wydusić, co nosze ze sobą od wielu lat. Nie pamiętasz mnie, ale spotkaliśmy się w Parthevii, kiedy pracowałaś w tamtym barze. Za nim do ciebie podszedłem, spytałem się innych ludzi o to samo, dostając prawie zawsze tą samą odpowiedź. Albo mnie poganiali i chcieli bym ich zostawił, albo traktowali jak jakiegoś króla, kiedy na mnie spojrzeli. Ty jednak potraktowałaś mnie jak zwykłego dzieciaka. Było to na prawdę miłe i nowe. Wydawałaś się taka dobra, co mnie tobą zauroczyło. Jednak kiedy zobaczyłem co robisz tamtemu mężczyźnie, zauważyłem twoją siłę. Nie byłaś jak większość kobiet, które czekają na swojego rycerza, który je uratuje. Ty walczysz o swoje. Zaimponowało mi to i chciałem cię lepiej poznać, ale wtedy odeszłaś. To ja powiedziałem o tobie ojcu i poprosiłem, by spróbował cię przekonać byś z nami poszła. Szukałem cię wtedy i kiedy w końcu mi się udało, ciężko mi było nie pobiec do ciebie i wypytać o wszystko. - uśmiechnął się lekko, patrząc gdzieś zamyślony. - Wybacz za mojego ojca, jest on niestety taki i czasami żałuję, że jesteśmy spokrewnieni. Miałem jednak nadzieję, że z nami pójdziesz i będę mógł się od ciebie wiele nauczyć. Ale znowu odeszłaś. Nie sądziłem, że ktoś kto wrzuca ludzi na pożarcie rekinów, będzie taki posłuszny zwykłemu człowiekowi. - słuchałam dalej, mogąc teraz poznać w końcu jego wersję. Dowiem się dlaczego tak mu na mnie zależy. - Wtedy zobaczyłem tę grę, w którą grał twój szef i jakiś inny mężczyzna. Od razu wiedziałem, że przegra, ale chciałem zobaczyć jak potoczy się to wszystko. Widziałem jak bawiłaś się nim, torturując go. Byłem lekko przerażony na początku, jednak później wydawało mi się to imponujące i silne. Chciałem żebyś mnie tego nauczyła, nawet jeśli nie jestem czarodziejem. - znowu pogładził mój policzek, patrząc na mnie smutnym spojrzeniem. - Wiem, że jest na to za późno i nie słyszysz mnie, ale chciałem ci powiedzieć, że od tamtej pory chciałem być jak ty. Próbowałem być tak samo zimny w jednej chwili, by w drugiej zmienić się nie do poznania. Szczerze, to nie szło mi najlepiej, dlatego starałem się skoncentrować na pierwszej części. Starałem się też uczyć najróżniejszych stylów walki, by móc ci przy naszym następnym spotkaniu dorównać. - nagle zacisnął mocno zęby i pięścią uderzył w ziemię. - Jednak kiedy dowiedziałem się o Magi, którym się zajmowałaś, że jego siostra, Maria, nie żyje przez nas, musiałem cię odnaleźć. Już wcześniej cię szukałem i kiedy w końcu mi się to udało, jest za późno. Przepraszam, że nie byłem w stanie nic zrobić i to co zrobili moi ludzie, by zdobyć dla naszego Państwa Magi. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz. - schylił głowę, zasłaniając jedną ręką swoje oczy.

Byłam w nie małym szoku przez chwilę, ale szybko się opanowałam. A więc ten szczeniak nie chciał mojej śmieci, a przyjaźni ze mną. Szkoda, że nie powiedział tego od razu, wtedy uniknęlibyśmy tej sytuacji i może jego marzenie by się spełniło. Powinnam mu pomóc i pokazać, że nie mam mu tego za złe. Uspokoiłam się i przez brak ostrzy w moim ciele, regeneracja się aktywowała. Mogłam w końcu poczuć z powrotem moje połączenie z ciałem za pomocą odrobiny mojej mocy, która też zaczęła się odradzać. Dla ciebie, szczeniaku, mogę pokazać ci zmartwychwstanie. Ruszyłam moją uwiezioną w kajdanach ręką, która opadła na jego ramię, co go jedynie zdziwiło. Odwrócił się do tyłu i spojrzał na moje ciało, w którym już prawie nie było widać dziur.

- Szcze... niaku... - powiedziałam ledwo, zwracając jego uwagę z powrotem na moją głowę.

Patrzył na mnie zszokowany i czułam jak jego dłonie się trzęsą. Przez jego ramię widziałam jak moje ciało się podnosi i zabiera moją głową z jego uścisku, by przymocować je na swoje prawowite miejsce. Spojrzałam na niego, jak prawie leży na ziemi, patrząc na mnie zaciekawiony. Czułam jak powoli zaczynam się złączać z ciałem, na co się lekko zachwiałam.

- Za... dużo... ga-dasz... Szcze-niaku-u... - prawie wyszeptałam, nie mając wystarczająco siły.

Nagle jednak poczułam coś jeszcze, co powinno teraz pozostać uśpione. Moja skóra, dłonie, oczy i zęby zaczęły się z powrotem zmieniać. Spojrzałam moimi drugimi oczami na księcia, widząc u niego podziw. Dobrze się czujesz?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top