12. Prawda
Dzięki tej bransolecie dokładnie wiedziałam co robi ta pchła, choć niestety nie mogłam tego wszystkiego zobaczyć. Kiedy przeszedł przez wejście do labiryntu, straciłam z nim połączenie, a każda kolejna próba powiązania nas na nowo, kończyła się fiaskiem. Ale to mi nie przeszkodzi w obserwowaniu go i pomocy w razie nagłego wypadku. W końcu moja rola to starsza siostra i obiecałam jego ojcu, że będę na niego uważać. Pokochałam tego smarkacza i jest mi rodziną, więc nawet jeśli może mnie kiedyś znienawidzić, to i tak w ukryciu będę na niego uważać. Tak długo, aż nie zejdzie z tego świata, a jego linia krwi zostanie zatrzymana i nie będzie miał żadnych potomków. Nawet jeśli pomiędzy nami są cztery lata różnicy, to dla mnie on nadal ma z osiem lat. Taka mała pchełka, co skacze wszędzie i truje wszystkim życie swoim denerwującym zachowaniem. Nie opuszczę go i znajdę go wszędzie. Nawet po śmierci.
Usłyszałam marsz mnóstwa osób zbliżających się do wierzy, a raczej już byli na miejscu. Ktoś też chce podbić ten labirynt? Powodzenia życzę, ale niech nie myślą, że mają jakiekolwiek szanse z moim bratem i mną. Ja tu grzecznie poczekam i zobaczę co się stanie. Wydaje się być ciekawie. Spojrzałam na tych głupców, rozpoznając pewnego małego knypka. Czy to aby nie ten sam czarnowłosy, co mi brata maltretował? A gdyby tak go zabić tutaj, zanim wejdzie do środka? Pewnie wielu by mi podziękowało, ale niestety nie mogę. Czuję od niego coś dziwnego, coś czego nie jestem w stanie rozpoznać. Wcześniej, w moim amoku wściekłości, nie byłam w stanie tego wyczuć, ale teraz, kiedy jestem spokojna, nie mam z tym problemu. Usiadłam na framudze wejścia do środka, obserwując co oni wyprawiają. Na razie to nic prócz stania w równych szeregach i słuchania pewnie motywującej gadki tego karzełka. A po co mam go słuchać? Pojedyncze słowa typu "dla państwa" "dla Parthevii" "honor" i kilka takich wystarczały by wiedzieć, że pragną zdobyć tę wierzę. Nie mieszam się, wolę obserwować ciąg dalszy. Ja mam tylko chronić Sinbad'a, nikogo więcej. Położyłam się bokiem, opierając głowę na ręku. Zobaczymy kto zdobędzie ten loch. Nawet jeśli ja znam zwycięzce już teraz. Patrzyłam jak wbiegają pełni motywacji, a na ich czele karzełek.
Minęły już dwa dni, a braciszek jest cały i zdrowy, choć nadal nie wiem co się dzieje i dlaczego to tak długo trwa. Tylko te moje dni wolne powoli się kończą i powinnam wracać do pracy, jeśli chcę nadal zarabiać i mieć jak utrzymać rodzinę. Nawet nie wiem co z matką. Czy jest cała? Nie przemęcza się? Wiem, że został z nią Yunan i można mu zaufać, ale nadal troszczę się o matkę. Chyba mam wystarczająco powodów, by zrobić mały eksperyment. Pora w końcu to wypróbować. Wzięłam głęboki oddech i splotłam palce u rąk. Skup się, nie możesz tego zepsuć. Inaczej skończysz jako breja, a powrót do mojej wcześniejszej postaci będzie trudniejszy. Jeszcze raz głęboko odetchnęłam, uspokajając się. Poczułam to ciepło i jak jakaś część mnie znika, wyrwana z mojego środka. Starałam się zachować spokój mimo tego dziwnego uczucia i nie zepsuć tego. Potrzebuję teraz tego, więc to skończę. Kiedy uczucie ciepła zniknęło, spojrzałam obok siebie, gdzie była idealna kopia mnie. Przyjrzałam się jej uważnie, widząc siebie jakbym patrzyła w lustro lub odbicie w wodzie. Skinęłam do niej głową, wiedząc, że wie o co chodzi, bo to przecież ja. Ona szybko wzbiła się w powietrze i jeszcze szybciej poleciała z powrotem do wioski. Zakręciło mi się w głowie, ale jest to do wytrzymania. Za dużo mocy do tego potrzebuję, dlatego muszę się teraz wyciszyć. Gdyby to była zwykła kopia, to by tak nie było. To jestem druga ja, również z mocą i świadomością. Dlatego jest kogoś takiego trudniej stworzyć i ma się właśnie to uczucie braku swojej części siebie. Sinbad, pospiesz się.
Od kiedy ta pchła weszła do tej wieży, minęły dwa tygodnie. Dwa, bite tygodnie! Siedzę tu zajadając się wyhodowanymi owocami, monitorując jego ruchy dla rozrywki, gdy raz na jakiś czas uda mi nawiązać z nim kontakt. Muszę mieć na niego oko, ale ten karzełek, nazwany przez Sin'a Drakon'em, mnie powoli denerwuje. Nie ma własnego rozumu i musi wszystko robić dla tego durnego kraju? Co z nim jest nie tak? Zakochał się w kimś czy jak? Jest tak nudno, że chyba do nich zajrzę. W końcu i tak prawie wszystko się zaraz zakończy, skoro doszli do ostatniego pokoju, gdzie ma być to całe złoto i czuć z tamtego miejsca ogromną moc czegoś. Nie wiem co to może być, ale jest silne. Pewnie to jedna z nagród tego labiryntu. Zeskoczyłam na dół i weszłam prosto w wejście do środka, nie marnując czasu.
Jasne światło mnie oślepiło na chwilę, a zaraz poczułam dziwne uczucie w żołądku i mocny grunt pod stopami. Rozejrzałam się dookoła, podziwiając jak wszystko tutaj inaczej wygląda. Rośliny, jakieś stwory, kolorowa ziemia, ale woda jest normalna. Szybko wzbiłam się w powietrze, lecąc jak najszybciej w stronę mojego denerwującego braciszka. Też chcę mieć coś do zabawy, bo od tych dwóch tygodni to nic nie zrobiłam.
Po krótkim locie po całym labiryncie i zabiciu niedobitków, w końcu stanęłam przed tymi ogromnymi drzwiami. Kiedy tylko się tu dostałam, mogłam dostrzec co się dzieje u Sin'a, dzięki jego bransolecie. Przeszłam przez nie, patrząc od razu na sam środek, gdzie Sin właśnie przymierzał się do walki z Drakon'em. Nie zamierzam im przerywać, dlatego udałam się na bok, gdzie będę miała na nich dobry widok. Najwyraźniej jeszcze mnie nie zobaczyli, co jest tylko na moją korzyść.
Nagle przede mną, jaki i przed tamtą dwójką, zalśniło niebieskim światłem. Spojrzałam dokładnie na postać, czy coś do tego podobnego, która się pojawiła gdy światło zmalało. Dżin. Ten świat jest coraz dziwniejszy. Z tego co wiem, to nie powinni mieć tego typu stworzeń. To znaczy tyle, że coś tu się będzie dziać w przyszłości, skoro dżiny się tu pojawiły i szukają śmiałków i swoich Panów. Myślałam, że one już dawno przestały służbę u ludzi. Najwyraźniej z ich poprzednim światem coś musiało się stać.
- Co kogoś twojego pokroju sprowadza do mego Lochu, Pani? - skierował te słowa do mnie, patrząc na mnie, co mnie zdradziło. Niech to. Sin pewnie będzie chciał się dowiedzieć o co chodzi.
Oboje spojrzeli w moją stronę ze zdziwionymi spojrzeniami. Jednak moja mała pchła się uśmiechnęła, kiedy mnie rozpoznała. Przybrałam kamienną twarz, czyli nic nie zmieniłam, i spojrzałam w oczy dżina. Lepiej się na razie nie pytać o powód ich przybycia, jeszcze jest za wcześnie. Możliwe, że to nowe dżiny, które nie przybyły tutaj z Alma Torran.
- Chciałam się rozejrzeć. Nie zawracaj sobie mną głowy, to oni są tu po ciebie. - mój wzrok powędrował na braciszka. - Na co czekasz? Nie chciałeś zdobyć Lochu? - powiedziałam zimno do niego, co nie jest do mnie podobne. Nie w naszych relacjach.
Przełknął ślinę i ustawił się odpowiednio do walki. To ja zejdę na bok, by im nie przeszkadzać. Oglądałam walkę, musząc przyznać, że mój mały braciszek wydoroślał. Coraz bardziej przypomina swojego ojca. Czyli, że wda się w niego i pewnie pójdzie w jego ślady. Będą z niego ludzie i jest gotów na prawdę. To będzie długi dzień.
Ze skarbem z Lochu wylądowaliśmy w naszej wiosce. Posiadanie mocy magicznej jest na prawdę przydatne. Razem weszliśmy do środka, gdzie mamą zajmowała się druga ja i nigdzie nie widziałam Yunan'a. Pewnie odszedł, kiedy wróciłam po kilku dniach i wyjaśniłam im kim jestem, to znaczy część mnie. Sin spojrzał z niedowierzaniem na nas, ale w sekundę ona zabłysnęła złotym światłem i wleciała we mnie z powrotem. Ta część co wtedy zniknęła, znowu jest na swoim miejscu. Od razu czuję się lepiej.
- Jak dobrze, że wróciliście cali. - mama uśmiechnęła się z ulgą, na co spuściłam głowę.
Dzisiaj Sin musi dowiedzieć się prawdy o mnie. Lepiej dla niego, jeśli wie, że nie jestem jego siostrą, tylko jakąś przybłędą z innego świata, wyrzuconą z niego. Chociaż tego to nawet mama i ojciec nie wiedzą.
- Już czas. Jest wystarczająco dorosły. - jej uśmiech znikł i odwróciła od nas wzrok. - Zajmę się tym. - spojrzałam smutnym wzrokiem na zdziwionego Sin'a.
Że ten czas tak szybko nastał. Jeszcze niedawno uczyłam go chodzić, nosiłam na plecach, karmiłam, a teraz? Sam przeszedł przez Loch w którym zginęło ponad tysiąc ludzi. Jest już dorosły.
- Mamo? One-san? - patrzył na nas obie na zmianę, nie wiedząc o co chodzi.
- Sin. - jego wzrok stanął na mnie. Spojrzałam mu w oczy, ale tym razem z żadnym uczuciem w nich. - Nigdy nie byłam twoją siostrą. Nigdy nie byłam członkiem tej rodziny. Nie jesteśmy w żaden sposób spokrewnieni. Twoi rodzice po prostu mnie przyjęli, kiedy zostałam wygnana tam skąd pochodzę. - spuściłam mimo wszystko wzrok, widząc przedtem jak zaciska dłonie w pięści i patrzy na mnie w szoku.
- Maria... kim jesteś? - wydusił z siebie po chwili.
- Nie musisz wiedzieć. To by było za dużo dla ciebie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top