◆ɱ■-◆ɚ□◳

-Saaaarrraaa...-Rozległ się szept, pośród ciemności, dziewczyna niewiedziała nawet skąd dochodzi, ani kto go wypowiada. Szept był niewyraźny, jakby ktoś kto to mówił jednocześnie zasysał powietrze. Sam głos był daleki, nieznajomy, ale istniejący dochodzący do jej uszu.
-Saaaarrraaa... -Powtórzył głos, nie był nawet odrobinę bliżej, cały czas okropny wysysający powietrze i cichy.

Dziewczyna otworzyła oczy wyrwana ze swojego spokojnego snu tym szeptem, który przebijał się przez jej podświadomość. Była mniej zmęczona niż zwykle. Rozejżała się po pokoju, ku jej zdziwieniu pokój był zupełnie inny niż go pamiętała. Był biały, przeraźliwie biały, rażący wręcz po oczach, jakby same ściany wykonane były ze światła albo drobnych okruchów piasku odbijających światło słońca w każdym kierunku. Po za tym pokój był pusty, była w nim tylko Sara i nikt więcej, żadnych mebli, żadnej Chloe, tylko Sara na środku podłogi, w jasnej bieli.

-Chloe!?-Wykrzyknęła ze zdziwienia, cały czas próbując wodzić wzrokiem po pokoju który powoli zdawał się jej stwać niebieskawy. Znała to uczucie, to samo dzieje się gdy patrzysz się za długo w lampę jej światło staje się według ciebie niebieskie a gdy oderwiesz od niego wzrok ten niebieski kolor cały czas jest przed twoimi oczami zmienia się jednak w zieleń a po chwili znika. Tutaj jednak nie da się uciec od źródła światła wszystko jest niebieskie.

-Saaarraaa... -Znów rozszedł się szept, w tym momencie ściana przed nią rozpromieniała mocniej na kilka sekund po czym zniknęła odsłaniając otwór w krztałkie futryny drzwi. Odsłaniając znajomą ciemność słabo, lub w ogóle nie oświetlonego korytarza.-Sara...-Szept wydawał się teraz wyraźniejszy, jednak cały czas bez kierunku, cały czas tak samo cichy jednak słyszała go wyraźniej.-Znajdź... Mnie...

-Kto to mówi!? Kim jesteś?

-Znajdź...

-Gdzie jest Chloe?-Szept już jej nie odpowiedział. W okół dziewczyny panowała martwa cisza. Sara powoli podniosła się z podłogi i ruszyła do drzwi, bardzo ostrożnie rozejżała się po korytarzu, jego znajoma ciemność napełniała ją mieszanymi uczuciami, znajomość była nieco uspokoajająca, a ciemność przerażająca. Gdzie jesteś Chloe? Co tu się dzieje? Pomyślała stawiając dwa pierwsze kroki, w tej chwili rozległ się za nią dźwięk jakby tartego kamienia o kamień. W mgnieniu oka poświata jasnego pokoju zniknęła, Sara szybko się odwróciła widząc przed sobą ścianę i ani najmniejszego śladu drzwi. Ok... To nie powinno tak działać, o co tu chodzi?

-Saaaarrrraaaa....- Dźwięk znowu dobiegł jej uszu, jednak tym razem miał kierunek dobiegał z lewej. Dziewczyna spojżała niepewnie w głąb korytarza, skąd dochodził głos. Sam korytarz wydawał się jaśniejszy niż powinien być, po za tym wyglądał jakby zwijał się w oddali w spiralę, jego podłoga przechodziła na ścianę a dalej prawdopodobnie na sufit jeśli spirala kontynuowała w jego głąb poza linię wzroku. Blondynka niepewnie ruszyła w stronę oddalonego szeptu, który przerywał ciszę jej marszu swym nawoływaniem. Mimo wyraźnego widoku spiralnej natury tego korytarza Sara nie czóła żadnej zmiany tak jakby szła razem ze spiralą korytarza, wiecznie po podłodze mimo że według logiki powinna iść po ścianie by stać pionowo. To miejsce nie ma sensu... Ale to jest chyba już jakaś przesada, o co tu chodzi i gdzie do cholery jest Chloe? Ona wczoraj zemdlała nie powinna chodzić sama! Gdy ta myśl przebiegła jej głowę doszła do niej pewna czystość umysłu, której nie czóła przez napięcie poprzedniego dnia. Ona ich zabiła... Pomyślała wypełniając się żalem. To miejsce... To przez nie..? Nie sądze, żeby ich zabiła bez powodu... Ale z drugiej strony jaki miała powód..?  Przecież nic nie zrobili żeby nas skrzywdzić... Zabrali nasze zapasy, ale to nie powód do zabójstwa, prawda? Mogłyśmy porozmawiać... Mogłyśmy się porozumieć. Może to jej paranoja, a może naprawde coś by nam zrobili? Nie wiem czy powinnam być szczęśliwa że się nie dowiem czy przerażona z tego powodu. Chloe... Ona zna to miejsce bardzo dobrze i ma wiele problemów... Te ataki paniki, wżaski przez sen... I gdzie ona w ogóle jest..? Co się stało tamtej nocy, dlaczego jestem tu sama? Co to za głos? Czemu on tu jest? Niczego już nie rozumiem... Sara złapała się za ramiona mocno zaciskając palce na rękawach bluzy. Chcę do Chloe... Nie chcę tu chodzić sama... To miejsce mnie przeraża... Ona... Też jest straszna... Ale... Wierzę że to nie do końca jej wina, to po prostu to miejsce, sprawia że ludzi pochłania paranoja. Stają się przez nie źli, bo po prostu chcą przetrwać... Dlaczego ja ją usprawiedliwiam? To nie jest mądre... Ale ja, czuję że ona nie jest złą osobą, wiem że jest w niej dobro, ja chcę jej pomóc. To miejsce może jest złe i jeśli ona pokazuje jacy tu są ludzie, jeśli każdy działa tak jak ona to nie dziwi mnie nawet, aż tak bardzo, jej zabójstwo, prowadzi ją paranoja... Jednak w tych małych momentach gdy pokazuje tą ludzką bolesną stronę, widzę w niej dobro i wiem że da się jej pomóc. Jednak pozostaje cały czas inne pytanie... Czemu nie zabiła mnie? Dziewczyna zatrzymała się, jakby zdziwiając samą siebie tym pytaniem. To... Chyba bez znaczenia w tej chwili... Jestem sama... I nawołuje mnie jakiś szept... Niczego nie rozumiem...

Dziewczyna podążała naprzód za szeptem który narastał, był bardziej wyraźny z każdym jej krokiem. W końcu był tak wyraźny że nie brzmiał już jak szept lecz głos mówiący normalnym tonem, jednak wciąż zasysający powietrze. Jego tonacja była najcięższa do zrozumienia, nie brzmiał ani na męski ani na żeński głos, jednak sam fakt że był coraz bliższy napawał Sarę niepokojem. Szła jeszcze kilkanaście metrów zanim dotarła do rozdrorza, jedna droga prowadziła dalej w głąb ciemności dróga natomiast do drzwi z za których dobiegało światło i trzask ognia. -Chodź do mnie...- Odezwał się głos, dobiegał z za drzwi, teraz był bardzo wyraźny, i bardziej przerażający w toważystwie trzasków które idealnie się z nim komponowały, jakby sam dźwięk ognia był częścią tego głosu. Dziewczyna zawachała się słysząc jego proźbę, stała tylko przed drzwiami wsłuchując się w symfonię trzasków i obserwójąc światło, które według logiki powinno tańczyć na podłodze zgodnie z ruchem ognia, i być bardziej pomarańczowawe. Światło było jednak nieruchome, jasne, niby złote. -Kto tam jest!?-Wykrzyknęła dziewczyna, płomień za drzwiami zatrzaskał ponownie, rytmem przypominającym śmiech. -Chodź i się przekonaj...- Odpowiedział znów w tej dziwnej symfonii z ogniem który najwyraźniej umiał się śmiać. Sara przeraziła się wizją tego przed czym się znalazła. To miejsce jest dziwne ale nie aż tak... Co jest za tymi drzwiami..? Pomyślała stawiając krok bliżej drzwi, starając się usłyszeć kogoś poza tym ogniem, gdy przybliżyła swoją głowę do drzwi, dotarł do jej uszu wrzask.-...Przepraszam..!-Dźwięk nie pochodził jednak z za drzwi, dobiegał od strony ciemnego korytarza za nią, a co gorsza był znajomy. Był to krzyk Chloe, krzyk który Sara słyszała już pare razy, bowiem budził ją ze snu w te kilka nocy które spędziła razem z nią.

Dziewczyna od razu odepchnęła się od drzwi i ruszyła w głąb korytarza.-Nie... Wracaj...- Odezwał się szept, jednak Sary nie obchodziły jego nawoływania, które z każdą chwilą cichły i robiły się coraz bardziej odległe, aż w końcu zupełnie nie słyszalne. Dźwięki krzyku Chloe, natomiast były coraz bardziej głośne i wyraźne, Sara była coraz bliżej niej. Korytarz, którym biegła dziewczyna był dużo ciemniejszy niż reszta przez które już się poruszała, ciężko było jej dostrzec w nim cokolwiek, gdyby nie bliskość ścian nie widziałaby nic oprócz nieprzebytej ciemości, przeszytej krzykami zaginionej kompanki. W końcu jednak wśród krzyków i ciemności, po długim biegu w jedną stronę, dostrzegła dosłowny promyk nadziei. W oddali widniało słabe żółtawe światło, jakby od ognia, świeczki lub małej lampy, nie było jednak w samym korytarzu, a z boku, dochodziło z otwartych na oścież drzwi, a co ważniejsze krzyk również wydawał się z tamtąd dochodzić. W końcu... Pomyślała Sara nabierając głębszy dech, ostatnie pare metrów przeszła w zupełnej ciszy, przerywanej jej własnym oddechem i uderzeniami butów o posadzkę, oraz tuż przy drzwiach, drugim oddechem, z wewnątrz pokoju. Dziewczyna spokojnie przeszła, przez drzwi które widziała wyraźnie, były popękane i wygięte jakby ktoś próbował je zniszczyć. Za drzwiami przywitała ją ciemna posadzka, wykonana jakby z czarnego szkła zawieszonego nad czarnym kamieniem pod spodem, nie przebyta i nie skończona zlewająca się z horyzontem tego niby nieskończonego pokoju. Pokoju, który mimo emitowania światła na zewnątrz był zupełnie ciemny, bez żadnych świec ani latarenek. Zupełna ciemność w której stała znajoma zakapturzona sylwetka odwrócona do niej tyłem, ze znajomym nożem w ręku z którego kapała świeża krew.

-Chloe..?-Spytała niepewnie Sara. Na dźwięk jej głosu postać podniosła głowę i powoli obróciła się w stronę dziewczyny. -Sara?- Spytała jeszcze w połowie obrotu, głos należał do Chloe, jednak jej ciało nie. Dziewczyna na pierwszy rzut oka wyglądała normalnie, te same spodnie, ta sama bluza ten sam nóż. Jednak jej twarz była inna, zasłonięta kapturem który jakby zalewał górną część jej twarzy mrokiem, z za którego dobiegały małe przytłumione czerwone światełka oczu, dyszące usta to jedyne co mogła zobaczyć bez przeszkód, jednak ich widok jej nie uspokajał, ponieważ ukazywały one trzy rzędy zębów, które przemazane były czerwoną cieczą. -Sara?-Spytała ponownie Chloe.-Jak..? Dlaczego ty tu jesteś..?-Zanim dziewczyna zdążyła odpowiedzieć przerwał jej śmiech Chloe. -Przecież ja cię zabiłam...- Mówiła przez śmiech. -Ty nie żyjesz... Więc co ty tu do cholery robisz!?- Jej krzyk przeraził Sarę, jednak tylko przez to że był tak niespodziewany. -Ale czy to ważne..? Zabiłam cię raz... Zabiję i drugi!- Jej głos przepełniała ekscytacja. -Ale lubię grać fair... Masz dwadzieścia sekund przewagi... Dalej... Uciekaj!- Sara nie zareagowała na jej groźbę, obie stały przed sobą wpatrując się jedna w drugą, aż w końcu Sara sama wybuchła śmiechem. Śmiała się przez dłuższą chwilę, Chloe tylko przed nią stała wpatrując się zdziwionym wzrokiem. -Już wszystko rozumiem.-Powiedziała Sara. -To jest sen. Ja śnię, nic tutaj nie jest prawdziwe. Przez chwilę się bałam, ale to tylko sen...-Chloe nie odzywała się, jej mięśnie nawet nie drgnęły. -A skoro to mój sen to mogę w nim zrobić co zechcę.-Uśmiechnęła się. -Powiwm ci co teraz się stanie... Zamknę oczy, pomyślę bardzo mocno o tropikach i słońcu, a gdy je otworzę będę na tropikalnej wyspie, na leżaku, a ty będziesz wyglądała normalnie i w sukience z liści palmy, oraz stanikowi z kokosów będziesz mi przynosiła drinki. A może i bez, za takie straszenie mnie?- Chloe uśmiechnęła się. -Ok, biorę to za tak. -Sara zamknęła oczy i skupiła się barzdo mocno na tym co opisała, po chwili poczóła ciepło wydobywające się ze środka jej brzucha, powoli otworzyła oczy. Jednak nie zaóważyła piasku, ani fal, ani słońca, ujżała nóż, wbity w jej brzuch. Ciepło szybko przerodziło się w płonący ból. Sara zatrzęsła się przejeżdżając wzrokiem powoli do góry, spotykając mrok kaptura Chloe. Ta złpała ją jedną ręką za szyję. -Ty naprawdę myślisz że masz tu jakąkolwiek władzę?- Spytała szyderczo, odpychając ją od siebie i posyłając pleczami na podłogę. -Było uciekać puki miałaś szansę...- Kończąc to zdanie rzuciła się na Sarę z piskiem który brzmiał trochę jak wrzask walczącego kota jednak bardziej piszczący. Sara nie myśląc długo przeturlała się w bok, jej przebity brzuch bolał teraz jeszcze bardziej z każdym jej ruchem. Wstała z podłogi jak najszybciej, złapała się za brzuch i ruszyła z powrotem do korytarza. To tylko sen! Krzyczała na siebie w głowie. Obudź się! Obudź się! Obudź się! Gdy tylko przebiegła przez próg znalazła się na zupełnie innym korytarzu niż ten którym tu weszła. Ściany wykonane były z mięsa, skóry i kości, oraz wielu rzeczy których nie dostrzegała w biegu, jednak dostrzegała krew która wypływała ze ścian tworząc małe kałuże w popękanej podłodze która zdawała się być wykonana z długich żeber, czaszek, i innych kości ułożonych w koszmarne wzrory. To jednak nie miało znaczenia, musiała uciekać, musiała się obudzić. Za sobą słyszała śmiech Chloe, oraz jej szybkie kroki. Śmiech niusł się echem po korytarzu wyprzedzając Sarę, jakby same ściany, przed nią i za nią, śmiały się razem z Chloe w symfonii szaleństwa. Po chwili do śmiechu dołączył się przeraźliwy klekot podłogi który również przypominał śmiech. -Uciekaj! Uciekaj!- Krzyczała Chloe, nie przerywając swojego śmiechu. -Ja i tak cię złapię!- Sara zalała się łzami. To tylko sen! Powtarzała w kółko i w kółko, biegnąc w ogromnym bólu, zarówno fizycznym jak i psychicznym. Jednak nie umiała stanąć, nie mogła, jedyne co mogła zrobić to biec w przód, jej strach nie pozwalał się jej zatrzymać. -Sprawię że będziesz mnie błagać o śmierć! Będziesz umierać powoli! -Jej słowa odbijały się od ścian, jakby przez nie powtarzane wśród szaleńczego chichotu. -Zamknij się!- Wykrzyczała głosem pełnym bólu, strachu i smutku. Jej krzyk umarł jednak zatopiony pod całym dźwiękiem otoczenia, który sam urósł teraz o dźwięk łamanych kości. Nie łamały się jednak pod jej stopami, dźwięk dobiegał bowiem ze ścian. W mgnieniu oka ze ścian wyrywały się kości oblepione mięsem, skórą i krwią omal nie przewracając dziewczyny kilka razy. Ich wygląd oraz ruch był, dla dziewczyny, znajomy. Kawały mięsa przypominały drzwi otwierane z dużą siłą, co jednak ciekawsze odsłaniały jakieś pokoje. Sara widziała ich wnętrze tylko przez sekundy zanim jej nogi poniosły ją dalej, nie widziała jednak żadnych szczegółów a biorąc pod uwagę wygląd korytarza bała się poznawać wnętrze tych pokoii. Śmiech Chloe nasilał się za nią, a jej kroki były coraz głośniejsze, doganiała Sarę, o czym dziewczyna dobrze wiedziała, musiała coś wymyślić i to bardzo szybko jeśli chciała przed nią uciec. Rozglądając się po otoczeniu analizowała swoje opcje ucieczki, jednak zanim zdołała coś wymyślić, rozwiązanie znalazło ją. Niczym z pod ziemi wyrosła przed nią ściana, rozdzierając się w dwie strony, tworząc przed nią kolejne wejście, do pokoju, skąpanego w znajomej bieli. Dziewczyna potknęła się o próg i upadła na podłogę pomieszczenia, w jej głowie przeleciała jedna myśl. Już po mnie! Jednak w raz z mijającymi sekundami, nic się nie działo, żadnych zbliżających się kroków, ani śmiechu, nic się nie działo, dziewczyna po prostu leżała bez żadnych przeszkód. Chloe mnie nie dogoniła? Jak to możliwe? Sara podniosła nieco głowę i odwróciła się za siebie. Chloe stała przed progiem, zaciskając zęby w zdenerwowanym uśmiechu. Dziewczyna nie wpatrywała się jednak w Sarę, patrzyła dalej, w głąb pomieszczenia. Sara ruszyła za jej wzrokiem teraz dostrzegając więcej szczegółów pomieszczenia. Nie był to, jak myślała, pokój w którym się "obudziła" jest to sala szpitalna. Obita białymi kafelkami na podłodze i do połowy ścian, a potem pomalowana miętową zielenią. W kącie w który spoglądała Chloe było łóżko, zasłonięte niebieską płachtą, z za której musiało dochodzić światło, ponieważ na materiale było widać ludzką sylwetkę. Sara podniosła się powoli, cała roztszęsiona, spojżała na Chloe, która jakby całkiem ignorowała to że dziewczyna cały czas przed nią stoi. Przeszywała tylko wzrokiem materiał jakby próbując dojrzeć kto leży po drugiej stronie, szczerząc zęby jak agresywne zwierzę.  -Nie!- Powiedziała twardym chropowatym głosem, jej oczy powędrowały na Sarę w raz z tymi słowami. Ciemność jej kaptura wylała się na pokój zupełnie go zakrywając, jak zupełnie czarna gęsta mgła, lub ogromny potok czarnych włosów. Sara czuła się spętana, nie mogła się poruszyć, tak jaby ta mgła naprawdę ją związała. Jedyne co teraz widziała to ciemnoczarne oczy Chloe, które przebijały się przez ciemość. -Nigdy tu nie wracaj!- Jej głos rozległ się w jej uszach jakby tysiąc razy na raz, głośny i chaotyczny, następną rzeczą którą zobaczyła był błysk ostrza noża.

Wtedy otwożyła oczy i wystrzeliła w górę cała zlana potem. Rozejżała się do okoła, znała pokój w którym była, leżała w nim jej torba, zapasy ubrania, wszystko czego używała by zabandarzować rany Chloe. Te same meble z tym samym ustawieniem i jej kompanka leżąca cały czas obok niej, nieprzytonma, pogrążona snem. To był tylko sen... Powiedziała samej sobie w głowie. Jestem bezpieczna... Spojżała na Chloe, dokładnie badając jej twarz, która była teraz pełna spokoju i dziwnej niewinności. -Tak na prawdę nic byś mi nie zrobiła prawda..?- Szepnęła nie oczekując odpowiedzi i uśmiechnęła się lekko. Z lekkim wachaniem przysunęła się bliżej Chloe i delikatnie ułożyła się obok niej, lekko przyłożyła twarz do jej ramienia. Może i jesteś zagubiona, straszna i sprawiasz że mam koszmary... Ale boję się że gdyby nie ty to znalazłby mnie w tamtym koryrarzu jakiś psychol... Więkrzy niż ty... A jeśli nie... To i tak byłoby mi gożej być tutaj samotną... Więc dzięki że jesteś... Mówiła w myślach bojąc się szeptać. Spróbuję ci pomóc Chloe, nie wydajesz się mi aż tak złą osobą jaką mówisz że jesteś... Przynajmniej mam taką nadzieję... -Dodranoc...- Szepnęła odsówając się od niej na kolejne kilka centymetrów. Zsówając się z jej ramienia, powoli zamknęła oczy próbując znowu zasnąć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top