W przód i tylko w przód

Mała sala jakby klasa w podstawówce? Może liceum? W koło panowała ciemność, jakby nocą, z za okien dobiegało blade światło księżyca. Magda stała nieruchomo, bez strachu, patrząc w oczy Chloe, były zielone jak dwa szmaragdy. Jedno oko jak zwykle było przesłonięte jej brązową grzywką, wyglądała tak niewinnie. Ale Magda wiedziała co się niebawem stanie i była na to gotowa.  Chloe uśmiechnęła się, po czym wbiła swój nóż prosto w jej gardło, następnie przewróciła przyjaciółkę, wyciągając jednocześnie nóż z jej szyi. Naskoczyła na nią i dźgała, prosto w czaszkę, nie chciała tego przedłużać. Cisze przerwał tylko jej nasilający się śmiech. Magda nawet nie pisnęła, jej martwe oczy wpatrzone były tylko w twarz swojej oprawczyni, która coraz głośniej się śmiała. Jednak jej śmiech szybko przerodził się w ryk, ryk rozpaczy, a następnie płacz. Sama wiedziała że to jedyna opcja, że obie nie mogły żyć. Jednak zabicie swojej przyjaciółki nie jest czymś łatwym, nawet jeśli to nie pierwsze takie zabójstwo. Wyrwała nóż z jej czaszki i roniąc potok łez podniosła jej ciało i położyła na biurku, po czym zaczęła ciąć i ciąć. Najpierw ubrania potem ciało, łzy nie przestawały spływać po jej twarzy. Dlaczego to robiła? Dlaczego po prostu nie przebiła siebie, tym nożem dawno temu? Czemu nie ona, a kolejna bliska jej osoba musiała umrzeć? Nie znała odpowiedzi. Nie wiedziała czemu idzie dalej w przód, w ten sposób. Jedno wiedziała, jej głód nie będzie trwał długo... Pokroiła dziewczynę i mimo że nie było jej dobrze z tym co zrobiła, mimo że wiedziała czyje to kawałki, zaczęła je zjadać. To nie był jej pierwszy akt kanibalizmu, ale nie był łatwiejszy od każdego poprzedniego, może to wola przetrwania, a może po prostu jest psychopatką? Już dawno przestała się o to pytać, jej serce bolało, każdy kęs był okropny, sycący, ale okropny. To moja przyjaciółka, mówiła sobie w głowie gryz za gryzem. Jej łzy płynęły potokiem, ale w końcu nie była głodna. Wyszła jak najszybciej z tej sali i biegła dalej w głąb korytarza byle jak najdalej od tamtych drzwi. Gdzie była? Nie wiedziała, to miejsce było niezwykłe... jednak nie było dobre, czy piękne, po prostu niezwykłe. Mimo że nie znała nazwy tego miejsca, wiedziała o nim prawie wszystko. Było to nieskończone "więzienie", nieskończony budynek, złożony z korytarzy i milionów pomieszczeń, każde było inne od sal lekcyjnych, przez kuchnie, łazienki, aż po pokoje tortur, pokoje szpitalne, biurowe, przestrzenie sklepowe, stołówki, cele więzienne, wszystko co można sobie wyobrazić jako pomieszczenie, ale przede wszystkim to miejsce składało się z korytarzy i klatek schodowych. Korytarze były ogromne, przepełnione milionami drzwi, jednak tylko niektóre dało się otworzyć, dlatego nie było sensu biegać od klamki do klamki, raczej patrzyło się za otwartymi drzwiami. Dziewczyna pokonała długą część korytarza wskoczyła w uchylone drzwi i nie zwalniając przebiegła przez pokój do kolejnych drzwi, z powrotem na korytarz. Nie myślała o niczym innym tylko o tym żeby uciec jak najdalej w końcu zatrzymała się w pokoju, wyglądającym na sypialnie małego dziecka. Rzuciła nóż na bok sama padła na dywan zalewając się łzami. To była moja przyjaciółka mówiła sobie w głowie, czemu ona a nie ja? Dlaczego? To był układ, obie nie przeżyjemy, jedna musi umrzeć obydwie to wiedziałyśmy! Czemu Ona!? I czemu zrobiła to dobrowolnie!? Dziewczyna zwinęła się w kulkę na podłodze, zwinęła nogi a ręce ułożyła na głowie i zaczęła ciągnąć za własne włosy. Czemu ona tego chciała!? Czemu ja się na to zgodziłam!? Przez krótką chwile usprawiedliwiała się głodem, tym że tak jest lepiej, że Magda już nie cierpi. Jednak wiedziała że na takie morderstwo nie ma usprawiedliwienia. Nawet jeśli nie było innej opcji na jej przetrwanie to wciąż jej nie usprawiedliwiało.

Chloe leżała tak na podłodze parę godzin ponieważ przez zmęczenie wywołane ciągłym płaczem usnęła. Podniosła się, powoli, z podłogi i spojrzała na swój nóż, przedmiot dzięki któremu żyła tak długo, zarówno jej najlepszy przyjaciel który sam nigdy jej nie opuści, jak i przypomnienie o każdym potwornym czynie jakiego się dopuściła. Uroniła kolejne łzy patrząc na zakrwawione ostrze. Stojąc już, równo na nogach podniosła nóż, wytarła ręką twarz i wyszła z pomieszczenia. Nie ciężko było jej zauważyć zmianę otoczenia, korytarz wyglądał inaczej niż gdy ostatnim razem nim biegła. To nie było nic nowego każdy korytarz a czasem nawet pomieszczenia zmieniały swój wygląd, co jakiś czas. Jedyne co ją dziwiło to fakt że te zmiany zachodziły zawsze gdy nie patrzyła lub była nie przytomna. Korytarz którym teraz szła składał się głównie z drewna. Drewniana podłoga a na ścianach drewniane listwy sięgające do jednej trzeciej wysokości ściany. Pozostałe dwie trzecie były pomalowaną na biało zwyczajną ścianą, do której poprzylepiane były rysunki dzieci. Dziewczyna nie przyglądała się im, szła tylko w głąb korytarza.

Nie rozkojarzaj się. Mówiła sama do siebie w myślach. Magda... Uroniła kolejne kilka łez na myśl o przyjaciółce. Ona nie wróci! Wiedziała co robi, wiedziała jak to się skończy, wiedziała! Dziewczyna skierowała ostrze do siebie jednak powstrzymała się przed dźgnięciem samej siebie. Zatrzymała się i zaczęła głęboko oddychać. Chloe uspokój się... Nie zmienisz już przeszłości... Wiesz że stąd jest wyjście, sama je widziałaś! Dam radę stąd wyjść, muszę stąd wyjść! Muszę... Ruszyła powoli w przód.

Wyjście, to jedno słowo krążyło w jej głowie. Jak sama wspominała widziała wyjście, raz. Dwoje drzwi z napisem exit nad nimi. Jednak zanim zdołała zbiec po schodach wyjście zniknęło. To nie było zadziwiające to miejsce robi dziwne rzeczy więc znikające drzwi nie były niczym szczególnym. Jednak od momentu w którym je zobaczyła, nigdy nie przestała iść na przód w nadziei że w końcu znajdzie to cholerne wyjście i opuści to piekło.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top