Mróz
Chloe obudziła się, gwałtownie wystrzeliwując do pozycji siedzącej. Dręczyły ją koszmary, przez, które w taki sposób rozpoczynała, większość swoich poranków.
-Wszystko dobrze?-Spytała Sara owinięta kołdrą aż pod szyje, zwinięta w kulkę, na materacu łóżka.
-T... Tak... To tylko... Głupi sen...-Powiedziała dysząc lekko.
Śniło jej się że biegła przez ten labirynt korytarzy i pomieszczeń, we śnie była goniona przez Magdę oraz jeszcze kilku innych martwych przyjaciół. Dokładnie pamiętała ich twarze, te martwe oczy wpatrujące się w jej stronę, rozcięte gardła, wydłubane oczy, strugi krwi. Każde z nich krzyczało na Chloe że to jej wina, że przez nią nie żyją. Dziewczyna jednak tylko uciekała nie patrząc w tył. Obudziła się gdy wbiegła na samą siebie, a raczej na ostrze noża które trzymała. Wyglądała przerażająco, nie przypominała człowieka. Nosiła swoją czarną bluzę z założonym kapturem, zasłaniał jej prawie całą twarz z wyjątkiem ust które uśmiechały się ukazując trzy rzędy zębów, czy tak widziała siebie samą?
-Raczej koszmar...-Powiedziała cicho Sara.-Wrzeszczałaś przez sen...-Chloe spojrzała na nią z niedowierzaniem. Wiedziała że gada przez sen, ale nie że wrzeszczy.
-Co wrzeszczałam..?-Powiedziała powoli opanowując głos.
-Że przepraszasz, że nie chciałaś, coś takiego. Czasem ciężko było zrozumieć.-Sara i Chloe patrzyły teraz sobie na wzajem w oczy, Chole badawczo, Sara natomiast współczująco.-Czy... Czy wszystko dobrze Chloe?..-Na to pytanie dziewczyna odwróciła wzrok.
-Powinnyśmy iść dalej.-Powiedziała bez uczuciowo.
-Jeślibyś chciała pogadać...
-Rozmową nie znajdziemy wyjścia.-Przerwała jej, wstając z dywanu, po czym zaczęła się przeciągać.-Mamy chwile na załatwienie potrzeb, a potem musimy iść.
-Załatwienie potrzeb?
-Toaleta i takie tam.
-Moment... W sensie tu?-Spojrzała z niedowierzaniem.
-Albo na korytarzu twój wybór.
-Chyba poczekam aż znajdziemy jakąś łazienkę...
-To trochę poczekasz... Ja idę na korytarz. -Powiedziała idąc do drzwi, gdy tylko je otworzyła do pomieszczenia wleciał strumień zimnego powietrza. Chloe zdziwiła się, mimo, że to nie pierwszy raz gdy temperatura nagle się zmieniła. Jednak zazwyczaj było tu raczej ciepło. Chloe mimo swojej bluzy lekko drgnęła, przez jej plecy przeszedł dreszcz. Po krótkich chwili, wyszła za drzwi.
Sara słyszała jej kroki stopniowo oddalające się od niej i cichnące. Dziewczyna trzęsła się lekko, mimo posiadania kołdry na praktycznie całej długości ciała. Nie była przygotowana na takie warunki, jej koszulka oraz cienkie spodnie nie dawały jej praktycznie żadnej ochrony przed zimnem. Jednak chłód nie był jej największym zmartwieniem, zastanawiały ją krzyki Chloe. Dlaczego przepraszała, co jej się śniło?
Chloe wróciła dość szybko pierwsza rzecz po którą poszła była torba z zapasami wzięła łyk wody, wyjęła jedną puszkę jedzenia i siadła przy łóżku. Otworzyła puszkę nożem, Sara nie zdejmując z siebie kołdry zjechała z łóżka i obie zajęły się jedzeniem.
-Czy tu często jest tak zimno..?-Spytała szczękając zębami.
-Nie... Zwykle jest tu ciepło, a takie zmiany temperatur są niezwykle rzadkie. -Blondynka zacisnęła na sobie jak najmocniej kołdrę.-Musimy ci znaleźć cieplejsze ciuchy... A na razie narzuć na siebie koc i kończ jedzenie. -Blondynka pośpieszyła się, bała się nieco kazać Chloe czekać. Owinęła się kocem i obie znowu były w drodze. Korytarz którym szły znów się zmienił, jego ściany były z betonu, niechlujnie pomalowanego białą farbą. Posacka natomiast kafelkowana, pełna małych dziur. Dziewczyny szły w milczeniu zajęte własnymi myślami.
Chloe mimo że bardzo nie chciała teraz o tym myśleć, wracała co chwilę do swego snu. Mdliło ją na samo wspomnienie "jej" uśmiechu. Chciała płakać gdy przypomniała sobie jak jej byli przyjaciele ją obwiniali, a widok ich twarzy sprawiał że chciała uciekać, nie ważne że widziała je tylko w głowie. Jej ręce samoistnie zaczęły się trząść, dziewczyna zacisnęła palce na uchwycie swojego noża. Starała się zachować pozory spokoju, tylko żeby Sara nie zauważyła że coś z nią nie tak. Nie musi wiedzieć... nie powinna wiedzieć... Mówiła sobie w głowie. Spojrzała na blondynkę, szła wpatrzona w podłogę, trzęsąc się i zaciskając palce na kocu. Niebieskooka odwróciła się, jakby instynktownie wyczuwając na sobie wzrok Chloe. Przez chwile patrzyły na siebie w milczeniu Chloe starała się nie pokazać żadnych uczuć. Sarę przerażał jej bezuczuciowy wzrok, oraz wyraz twarzy.
-Czy coś nie tak?-Spytała cicho, jej szczęka trzęsła się jak szalona.
-Tak wszystko gra.-Odpowiedziała powolnym monotonnym głosem.-Jak się trzymasz?
-Zimno mi i chce mi się siku... Ale wytrzymam, niedługo znajdziemy jakiś pokój.-Wymusiła uśmiech.
-Ubrań może nie być.
-Wiem... Ale może będzie chociaż trochę cieplej?
-Nie sądzę.-Chloe skupiła się bardziej na obserwacji korytarza, rozmowa z Sarą z jakiegoś, nawet jej bliżej nieznanego powodu, lekko ją uspokoiła. Nadal pamiętała swoich przyjaciół, oraz każde okropieństwo przez jakie przez nią przeszli, ale rozmowa z Sarą sprawiała, że jej rozmyślania wracały do rzeczywistości. Sara przypominała jej że musi być skupiona, dla ich obu bezpieczeństwa.
Sara patrzyła na kompankę badawczo, z jednej strony Chloe nadal wywoływała w niej strach, z drugiej jednak poczucie pewnego rodzaju bezpieczeństwa. Wierzyła w jej słowa które powiedziała przy kolacji, wierzyła że nic jej nie zrobi. Jednak co chwilę wahała się, szczególnie gdy Chloe stawała się bezuczuciowa w mowie, a jej wzrok był pusty.
Po dość długim marszu znalazły otwarte pomieszczenie. Sara na sam widok otwartych drzwi wbiegła do środka zamykając je za sobą. Chloe oparła się obok drzwi. Pomieszczenie było swego rodzaju składzikiem nie było tam dużo miejsca szafki pełne różnego rodzaju szczotek, mopów, wiader oraz płynów, zajmowały większość. Sara jednak nie zamierzała czekać szukać kolejnego pokoju, nie mogła już wytrzymać. Po załatwieniu swoich spraw wyszła i obie kontynuowały marsz.
-Następnym razem po prostu powiedz że nie możesz wytrzymać zatrzymamy się, ja się odwrócę a ty...-Przerwała natychmiast gdy zobaczyła sylwetkę człowieka który wyszedł z za rogu korytarza, od razu na nie spojrzał. Chloe szybko przeleciała po mężczyźnie wzrokiem. Był wysoki, i widać było że umięśniony, w ręce trzymał kij baseballowy, zakrwawiony na czubku. Mężczyzna zaczął biec w stronę dziewczyn, Chloe nawet nie spróbowała wyciągnąć noża, złapała tylko Sarę za rękę, pociągnęła ją i obie zaczęły biec.
-Nie odwracaj się jasne!? Po prostu biegnij!-Poinstruowała, szybko puściła rękę Sary i obie biegły już niezależnie od siebie. Mężczyzna nawoływał by wróciły, zapewniał również że nic im nie zrobi. Jednak Chloe jak i Sara nie zamierzały mu zaufać. Biegły ile sił w nogach, w pewnym momencie Chloe wywróciła się wpadając nogą w nieco większą dziurę, jej nóż wyleciał z jej rękawa, odbił się od podłogi obok stopy Sary, po czym spoczął pod ścianą. Sara biegła dalej nie patrząc w tył. Chloe szybko wstała, w biegu chwyciła swój nóż i biegła za blondynką. Która co chwila skręcała przez rozgałęzienia korytarza. Ciężkie kroki mężczyzny zbliżały się do Chloe. Dziewczyna biegła z całych swoich sił, straciła z oczu Sarę, jednak w tej chwili nie było to dla niej żadnym problemem. Zrobiła to co jej powiedziała, nie obejrzała się w tył po prostu ją zostawiła. To była krótka myśl ale Chloe ucieszyła się na nią, Sara przeżyje a ona możliwe że niedługo zobaczy wszystkich których straciła. Po przebiegnięciu przez następne skrzyżowanie korytarzy usłyszała za głową tępy brzęk, jakby ktoś wpadła na latarnie. Odwróciła się, w jej stronę biegła Sara, wyrzuciła z ręki gaśnicę, złapał Chloe za rękę i pociągnęła ją za sobą. Biegły jeszcze długi kawałek zanim zwolniły, obie strasznie dyszały, Sara zgubiła w biegu koc.
-Ni... Nic ci nie jest..?-Powiedziała dysząc.
-D... Dlaczego... Po mnie... Wróciłaś..?-Sara nie odpowiadał dłuższą chwilę opanowując oddech.
-Miałam cię zostawić..?-Zdziwiła się.
-Mogłaś sama na tym ucierpieć... Gdybyś źle wymierzyła tamto uderzenie on mógłby cię złapać.-Powiedziała stanowczo i jakby z wyrzutem. Sara wyraźnie posmutniała.-Nie zrozum mnie źle...-Odezwała się po chwili milczenia.-Doceniam że mi pomogłaś... Ale nie powinnaś przy tym tak ryzykować.
-Zrobiłam to co uważałam za słuszne... Nie mogłam cię zostawić...-W jej oczach rozbłysły małe łezki.-Nie mogłam...-Chloe spojrzała prosto w jej oczy. Przycisnęła palec do jej ust.
-Ciiii.... Już... Nie płacz...-Powiedziała cichym i ciepłym głosem. -Doceniam to co zrobiłaś... Na prawdę... Ale... Nie powinnaś się dla mnie narażać. Bo sama możesz nie przeżyć. A twoje życie powinno być dla ciebie najważniejsze. Rozumiesz?-Sara skinęła lekko głową z jej oczu popłynęły dwie łzy, Chloe szybko starła je z jej policzków. -Już, już... Nic nam nie jest... Dziękuję... Ale nie narażaj siebie dla mnie. -Dziewczyny ruszyły dalej. Chloe była lekko zawiedziona Sarą a jednocześnie była jej bardzo wdzięczna, mimo wszystko nie chciała jeszcze umierać. Jednak wiedziała że jeśli obie mają przeżyć w tym miejscu to muszą bardziej dbać o siebie, szczególnie Sara, bo jeśli nie nauczy się sama o siebie dbać, to nie przetrwa długo bez pomocy.
Sara była smutna że Chloe nie doceniła jej akcji, a przynajmniej nie okazała swojej wdzięczności w sposób jaki oczekiwała. Nie chciała ogromnych podziękowań, zawdzięczania jej życia tylko zwykłego "dziękuję" które ostatecznie dostała, jednak kazanie o tym że nie powinna ratować towarzyszki było dla niej po prostu czymś smutnym. W jej głowie nie zrobiła nic złego, a została za to pouczona. Dziewczyny szły przez chwilę w milczeniu.
-Skąd ty w ogóle miałaś gaśnicę?-Spytała Chloe.
-Jak biegłam prawie się o nią zabiłam.-Odpowiedziała tonem nie ukrywającym niezadowolenia.
-Jesteś na mnie zła?-Nie odpowiedziała.-Sara... Wybacz mi tamto kazanie... Ale powinnaś...
-Tak, tak stawiać swoje życie na pierwszym miejscu...-Odpowiedziała parodiując głos Chloe. Brunetki nie sprowokowała ta odpowiedź.
-Wiem jak się czujesz...- Sara spojrzała na Chloe z niedowierzaniem.-Sama kiedyś byłam taka jak ty... I też narażałam swoje życie dla innych. Chociażby dla pierwszej osoby, która wzięła mnie pod skrzydła. Zostałam skrzyczana tak samo jak ty przed chwilą, a nawet bardziej. Ale teraz rozumiem czemu i jestem za to skrzyczenie wdzięczna. Ty też kiedyś zrozumiesz.-Sara odwróciła wzrok od Chloe i spojrzała w głąb korytarza, dygocząc z zimna. Brunetka przytuliła się do niej.-Nie będzie ci aż tak zimno.-Blondynka nie wiedziała co zrobić, była zaskoczona takim obrotem spraw.
-Dzi... Dziękuję...-Powiedziała lekko trzęsącymi się ustami. Po kilkunastu minutach marszu w końcu znalazły otwarte drzwi. Weszły spokojnie do pomieszczenia zamykając drzwi za sobą. Pomieszczenie nie było duże wyglądało jak strych w bardzo starym domu, dach był pod kątem a całe pomieszczenie wykonane było ze starego drewna, zalegało tam mnóstwo starych rzeczy, mebli, ubrań i różnego rodzaju rupieci, typowy strych. Dziewczyny przedarły się w głąb strychu i znalazły miejsce które było wystarczająco otwarte by mogły się położyć. Zniosły tam zakurzone często rozdarte poduszki oraz podziurawione koce, nie czyściły ich powietrze tu było wystarczająco nieznośne. Położyły je w wyznaczonym miejscu, zjadły kilka jabłek i położyły się twarzami do siebie. Sara zaczęła kolejny wpis do dziennika, Chloe zamknęła oczy i próbowała zasnąć, nie mogły znaleźć włącznika światła więc spały przy zapalonym.
-Chloe..?-Odezwała się cicho Sara.
-Tak?
-Co się stało z tym który ciebie wziął pod skrzydła..?-Chloe milczała przez chwilę.
-Umarł...- Gdy tylko to wypowiedziała jej głos się załamał.
-Przykro mi...
-Wiedział na co się pisze... Głupi... Idiota...-W jej głosie dało się wyczuć ból i smutek.-Tęsknię a nim...
-Na prawdę bardzo mi przykro...
-Idź już spać... to był dostatecznie męczący dzień.
-Jasne.. Dobranoc Chloe...
-Dobranoc.-Chloe przewróciła się na drugi bok licząc na to że jej kompanka nie zauważy jej łez. John... Mówiła do siebie w głowie. Przydałbyś się tu... Brakuje mi cię... Dlaczego nie potrafisz słuchać swoich własnych rad? Dlaczego po mnie wróciłeś? Jej głowa zalała się wspomnieniami tamtego zdarzenia, ucieczki przez korytarze. Biegła wtedy z Johnem, jej pierwszym prawdziwym przyjacielem w tym przeklętym miejscu. Oboje uciekali i oddalali się od napastnika, jednak w pewnym momencie pod Chloe załamała się podłoga, John mimo niebezpieczeństwa po nią wrócił. Wyciągną z dziury, wziął na ręce, tylko po to żeby upaść po kilku krokach z siekierą wpitą w plecy. Napastnik obciął następnie głowę Johna silnym uderzeniem siekiery, nawet zbyt silnym, ponieważ chwilę później zarwała się pod nim podłoga dziura pochłonęła zarówno napastnika jak i ciało Johna. Chloe przeżyła, ale straciła najbliższą jej, do tamtej pory, osobę. Nie wiedząc co robić upadła na podłodze zwinęła się w kulkę i zaczęła płakać nawołując jego imię przez łzy, John nie wrócił, a Chloe została Sama.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top