9. Rozdział
Kirie Haruna przyglądała się uważnie Inoue i towarzyszącemu jej złoczyńcy. Chociaż dziewczyna zdawała sobie sprawę, że jej znajoma nie jest osobą, która chętnie wychodziłaby z domu i bardzo nalegała na spotkanie. Dziwna nuta pobrzmiewająca w głosie młodej studentki zaniepokoiła Harunę i tylko z tego powodu wyściubiła nos poza bezpieczne U.A.. Nie brała pod uwagę, że ten ton mógł być spowodowany zniekształceniami telefonu, coś po prostu było nie tak. Mężczyzna w czarnych włosach znany światu jako Dabi, poszukiwany w całej Japonii nie budził pozytywnych uczuć u Kirie. Nie potrafiła znaleźć przyczyny, może kierowała się tym, że go nie znała, że był złoczyńcą? Najwidoczniej Kamiya czuła się bardzo swobodnie przy nim.
- Zatem? - ponagliła ją miętowooka. Im dłużej przebywała poza dormitorium, tym mniejsza czuła się względem świata i zbierało jej się na mdłości. - Kamiya, mów.
Ostrość, z jaką wypowiedziała te słowa, zmusiła Dabiego by postąpił krok ku niej, przy okazji osłaniając Inoue przed potencjalnym zagrożeniem. W innym wypadku kobieta uznałaby to za urocze, ale teraz to tylko budziło w niej politowanie i rozbawienie. Typowy samiec alfa podkreślający swój teren...
- Uważaj, bo możesz się spalić - warknął ostrzegawczo. Ręka Kirie rozłożyła się na kilka kartek gotowych na każdy jej telepatyczny rozkaz, będący zaledwie krótkim impulsem w korze mózgowej.
- Dabi, waruj - wtrąciła się Kamiya, wysuwając się do przodu, nie pozwalając na jego dalsze swawole.
Złoczyńca zmarszczył gniewnie czoło, gdy sens słów towarzyszki dotarł do jego świadomości.
- Czy ty właśnie odezwałaś się do mnie jak do psa? - spytał, niebezpiecznie zniżając głos.
- To przestań na wszystkich szczekać jak pies. - Posłała mu długie intensywne spojrzenie. Tyle wystarczyło, żeby Dabi rzucił pod nosem kilka przekleństw i skupił się na czymś innym. - Jak mówiłam, przepraszam, że musiałam oderwać się od twoich bezpiecznych czterech ścian...
- Nie do końca już moich - westchnęła, a gdy Inoue uniosła wysoko brwi, ta machnęła ręką, aby kontynuowała i nie przejmowała się żalami starszej znajomej.
- Jak zapewne wiesz Ibiki Fugami obecnie przebywa w więzieniu i raczej nigdy stamtąd nie wyjdzie - tłumaczyła, ale z jakiegoś powodu Kirie zaczęła odczuwać niepokój - przywódca Dzieci Amaterasu zginął, a większość jego poplecznikow podzieliło los albo jego albo Fugamiego.
- Co zatem tak cię zaniepokoiło?
Inoue splotła ze sobą palce obu dłoni, nerwowo wykręcając je we wszystkie strony. Oj naprawdę się dobrze nie zapowiadało. Skoro Kamiya miała problem z wysłowieniem się to coś było na rzeczy. Coś bardzo, ale to bardzo złego. W celu dodania jej otuchy położyła dłoń na ramieniu fotografki tak, jak zrobiła to podczas ich pierwszego spotkania. Zielone oczy napotkały miętowe i wpatrywały się tak w siebie, jakby były zdolne rozmawiać telepatycznie. Jednak Kamiya zebrała się w sobie, znów podejmując temat:
- Problemem jest... przywódca Dzieci Amaterasu.
- Przecież nie żyje. - Wzruszyła ramionami. Jego śmierć niezbyt ją obeszła, po części sama do niej doprowadziła jako informatorka i hakerka Kamiyi.
- Ryuhei Kji, owszem. Ale jego ojciec... Przebywał w więzieniu gdzieś w Chinach. Przez swoje małe dochodzenie odkryłam, że od pewnego czasu już tam go nie ma. Nie mam mojej biedronki, więc nie byłam zdolna dowiedzieć się na jego temat więcej, ale gdybyś mogła...
- Chcesz mojej pomocy czy kolejnej biedronki?
Zdaniem Kirie ta rozmowa zeszła na naprawdę niebezpieczne tory. Gdyby chodziło o samą pomoc czy to urządzenie wystarczyłaby rozmowa telefoniczna a nie spotkanie twarzą w twarz. To kręcęnie się wokół tematu zaczynało mocno denerwować kobietę, ale nie dała tego po sobie poznać. Znała doskonale przeszłość Inoue, od początku ich znajomości zagrały w otwarte karty, ukazując blizny duszy, które skrywały. Temat i całe to zamieszanie z grupą przestępczą Ryuhei'a bardzo nią wstrząsnęło - w dniu, gdy straciła matkę i kilka tygodni temu, kiedy sama została ich ofiarą. Najważniejsze było nie wywieranie presji na dziewczynie, a jednak czas odgrywał istotną rolę. Obie to wiedziały.
- Przez telefon... nie byłabym w stanie wyrazić swoich uczuć. - Niedoszła bohaterka otworzyła szeroko oczy, gdy dziewczyna rzuciła się na nią, mocno obejmując. Były podobnego wzrostu, więc Inoue nachyliła się ku odkrytemu, między pasmami jagodowych włosów, uchu. - Będzie chciał zemsty za syna - wyszeptała. - Za wszystkich. To on zabił moją mamę dawno temu. Będzie nas szukał. Nas, bo to ja doprowadziłam do jego śmierci, Dabi go zabił, a ty go wskazałaś... Dlatego, proszę, Haruno Kirie... Bądź ostrożna i nie daj się zabić. Proszę, bądź bezpieczna. - Przy ostatnich słowach głos brązowowłosej załamał się.
Kirie odwzajemniła uścisk, zastanawiając się, co takiego wydarzyło się w życiu młodej informatorki, że była w stanie znów płakać, okazywać innym troskę. Nie łączyła ich przyjaźń, a dość specyficzna relacja, nie mająca konkretnej nazwy. Zależało im na sobie i okazywały sobie troskę na różne sposoby, ale żadna nie odważyłaby się nazwać drugiej przyjaciółką. Ich więź była silniejsza. Kamiya, gdy odkryła, że na świecie są ludzie, którzy ją kochają, dopiero wtedy wzięła pod uwagę także Harunę.
To było takie dziwne uczucie. Nigdy nie obejmowały siebie. Żadna nie potrafiła zdobyć się na taki czuły gest, chociaż obie tego potrzebowały od lat. Nawet przy pierwszym spotkaniu. Kirie nie przejęła się, gdy poczuła jak łzy Kamiyi moczą jej ramię. Odruchowo uniosła dłoń i zaczęła głaskać ją po głowie, uciszając i uspokajając. W końcu odsunęły się od siebie. Na twarzy kobiety pojawił się delikatny uśmiech.
- Dziękuję za troskę, moja droga Inoeyoru... Będę ostrożna. Wróciłam do starych korzeni, do starych przyjaciół. Dalej jestem tchórzem i nie wiem, czy będę tak silna, by przestać wciąż uciekać jak ty - przyznała z żalem.
- Wystarczy mieć dobrą motywację. - Posłała ukradkowe spojrzenie w stronę Dabiego, wciąż uparcie udającego, że ich rozmowa go nie interesuje. Jednak jednym uchem uważnie się im przysłuchiwał.
- Ty też bądź ostrożna, Inoeyoru. Masz swój upragniony spokój. Nie pakuj się w to, dobrze? Trzymajmy się z daleka. - Inoue skinęła głową.
Kirie popatrzyła na zegarek na lewym nadgarstku, czując, że powinna wracać. Spojrzała na tę nietypową parę. Dabi. Znała go. Mniej więcej, ale to jemu zaufała tamtego dnia, podając lokalizację Inoue licząc, że ją ocali. I nie zawiódł. Z czystym sumieniem mogła powierzyć mu całkowitą opiekę na dziewczyną, która przestała być lalką i naprawdę czuła. Uniosła kąciki ust, stając do nich plecami. Papierowe skrzydła porwały ją w przestworza. Kamiya prędko starła wzbierające się w oczach łzy.
- Ta hakerka... - zaczął Dabi, obejmując ją od tyłu, dając tyle wsparcia, ile tylko potrzebowała. - To twoja przyjaciółka?
- Nie - zaprzeczyła od razu, zaskakując go. - Nigdy nią dla mnie nie była.
- Więc kim?
- Była dla mnie jak matka...
* * *
Moment, gdy ciężka głową Haruny zetknęła się z poduszką był ostatnim, gdy miała kontakt z rzeczywistością. Dopiero zasypiając z taką łatwością, zdała sobie sprawę, jak wielkie zmęczenie towarzyszyło jej od kilku dni. Nie zdążyła się przebrać ani wypić ulubionej herbaty. Liczyło się tylko te kilka godzin snu... Powróciły wspomnienia.
Osiem lat temu Haruna Kirie zdała sobie sprawę, że potrzebuje pomocy. Chociaż skończyła dwadzieścia dwa lata wciąż czuła się jak wystraszona mała dziewczynka. Zamieszkała na swoim, całkowicie uniezależniając się od rodziców. Początkowo brzmiało to jak dobry plan. Zarabianie online z jej zdolnościami komputerowymi nie stanowiło problemu. Jakoś wychodzenie na miasto, chociażby do sklepu po mleko, sprawiało jej spory dyskomfort. Nikt nie patrzył, a odnosiła wrażenie, że oczy wszystkich są skierowane na nią. Popadała w paranoję.
Pomoc spadła jak grom z jasnego nieba, kiedy na słupie telefonicznym koło osiedlowego sklepu znalazła kolorową ulotkę.
- Spotkanie grupy wsparcie, wtorek, godzina siedemnasta - odczytała, sprawdzając w komórce datę. - Hm... To dziś.
Co ją do tego podkusiło? Resztki zdrowego rozsądku, że potrzebowała tej pomocy już dawno. Być może nie znalazłaby się w tak cholernie złym położeniu, gdyby zaufała swoim przyjaciołom i to na nich się otworzyła. Myśl o pogadaniu z obcymi, mającymi podobne problemy wydawała się lepszym rozwiązaniem. Nie czułaby tego rozczarowania, gdyby pomyśleliby o niej źle. Opinia kompletnie nieznanych ludzi w ogóle się dla niej w tej kwestii nie liczyła. A jednak to ona doprowadziła, że tej pomocy potrzebowała.
Poszła tam, wytykając sobie głupotę. Pchnęła drzwi i uniosła brwi na widok dwunastu osób siedzących na krzesłach w kółku. Mężczyzna, który wstał na jej widok i posłał pokrzepiający uśmiech musiał odpowiadać za to całe spotkanie.
- Przepraszam, chyba pomyliłam miejsca - wybełkotała, zamierzając wie wycofać. Chciała zrobić krok, ale nagle przed oczami mignęła jej brązowa burza włosów.
Młoda dziewczyna zajęła wolne miejsce, wśród pozostałych wydawała się najmłodsza. Co w takim razie ją dręczyło? To ciekawość wzięła w górę i sprawiła, że Kirie również usiadła między ofiarami żyć i niesprawieliwego losu.
- Nazywam się Okoye Churihara, mam trzydzieści pięć lat - przedstawiła się kobieta w ciemnych okularach i wełnianym szaliku, co było dziwne, biorąc pod uwagę, że kończył się lipiec. - Od dwóch lat mieszkam w małej kawalerce, uciekłam tam od męża, który stosował wobec mnie przemoc. - Gdy zdjęła okulary, ukazała niebieskie oczy otoczone fioletowo-czerwonymi sińcami. - To jego sprawka. Wciąż odwleka nasz rozwód, nachodzi mnie, dalej bije. Przyszedł do mnie wczoraj, jego wysoka pozycja sprawia, że nikt nie może go ukarać i obwinić za to. - Okoye podwinęła rękawy musztardowego swetra. - Chciałam ze sobą skończyć, ale się bałam. Ciągle się boję...
Wiele osób zmagało się z przemocą domową bądź mobbingiem w pracy. Każdy mówił o swoim problemie, czasem pokazując stare rany. Wszyscy byli tak zdesperowani, z jakiegoś powodu Kirie poczuła się tu jak najbardziej na miejscu. Słowa, jakie prowadzący kierował do kazdego nie mogły pozbyć się przeszłości ani wymazać ich istnień, a jednak sprawiały, że czuli się istotni. Ich problemy były ważne. Po tonie głosu mężczyzny i jego uśmiechach Haruna wiedziała, że go to naprawdę obchodziło. Chciał pomóc osobom, które czuły się same i zastraszone we własnych klatkach. W końcu przyszła pora na dziewczynę, od początku interesującą Kirie.
- Mam na imię Inoue Kamiya.
Inoue Kamiya? Czy ona miała dwa nazwiska?
- Mam osiemnaście lat i... - zawahała się. Od kiedy tu się zjawiła, zdawała się mieć problem z opisywaniem własnych uczuć i tego, co ją gnębi. Mówiła z takim spokojem, nie uśmiechając się czy smucąc. Wyglądała jak żywa lalka. - Skończyłam osiemnaście lat i tylko dlatego tu jestem. Hm... Straciłam mamę w wyniku ataku złoczyńców. Byłam wtedy przerażona i płakałam, na moich oczach... ją zastrzelono. - Kilka osób jęknęło. - Nie wiem, czemu, ale... Mój ojciec od lat wmawia mi, że to moja wina, bo byłam słaba, bo się bałam. Gdyby nie strach, mama by żyła. Wmawia mi to codziennie, moje poczucie winy wciąż narasta i coraz bardziej mam ochotę ze sobą skończyć. Jakiś czas temu zmarła moja babcia, a osoba, którą kocham, odeszła niedługo po mamie. Czy zawiniłam? Nie wiem. Szukam odpowiedzi. Usłyszałam, że tu mogę usłyszeć, czy... Zabiłam własną matkę?
Pomimo mrocznego znaczenia słów, nawet powieka nie drgnęła, kiedy zadała to pytanie. I chyba to najbardziej w tym wszystkim przeraziło Kirie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top