8. Rozdział

Yamada kręcił się po korytarzu, nieustannie walcząc z samym sobą. To nie były czasy ich liceum, gdzie mógł swobodnie wirować sobie między nastoletnimi problemami. Teraz na głowie miał dwójkę dorosłych, którzy w kwestii uczuć, wcale nie różnili się od smarkaczy. O ile rozumiał zdenerwowanie Haruny, nie ukrywającej uczuć, aczkolwiek nie obnoszącej się z tym, tak niedojrzałe zachowanie Aizawy całkowicie wyprowadziło go z równowagi. Dlaczego Shouta z każdego możliwego scenariuszu kompletnie zignorował kobietę. Znając jego usposobienie to albo rzuciłby kąśliwy tekst, wzbudził w niej poczucie winy zaledwie kilkoma słowami lub po prostu mruknąłby coś w stylu ,,nareszcie wróciłaś''. Tak w każdym razie sądził Hizashi. Przez wiele lat znajomości i przyjaźni z czarnowłosym nigdy nie udało mu się odgadnąć jego prawdziwych uczuć względem Kirie. Owszem, w liceum przebywali ze sobą sporo czasu, pomimo kontrastu ich charakterów, o co sam blondyn bywał czasem zazdrosny - tak dobrze się dogadywali. Nie ciężko było się domyślić, że uczucia dziewczyny od dawna przestały mieć tylko podłoże przyjacielskie, ale najwidoczniej jego przyjaciel pozostał na to ślepy. W dodatku sam się dobrze maskował. Zachowanie z dzisiaj uświadomiło go, bohater po prostu musiał być zagubiony w tym wszystkim i sam nie wiedział, jak podejść do tego tematu.

Najłatwiej przyszło mu zignorowanie tej sytuacji. Yamada doskonale pamiętał pierwszy dzień po incydencie, gdy Haruna nie zjawiła się w szkole. Nauczyciel i poprzedni dyrektor odwiedzili klasę, tłumacząc, by ich podejście do koleżanki nie zmieniło się, a całe zajście to tylko niefortunny wypadek. Nie uciszyło to plotek. Aizawa tego samego dnia udał się do domu dziewczyny, w końcu mieszkali po sąsiedzku, ale nie dane mu było się z nią zobaczyć, a co dopiero porozmawiać. Takie zachowanie Kirie odcisnęło się także na nim. Jeżeli wtedy posiadał jakąś radość z życia, to wtedy ją stracił.

- Ech... Do diabła z tym! - uniósł się, ukrywając twarz w dłoniach. Kręcił się tak dobre piętnaście minut, a ważne było działanie. W głowie uknuł pewien plan i zdecydował się go zrealizować grubo po dwudziestej pierwszej. Stanął przed drzwiami przyjaciela i zapukał. Nie oczekiwał odpowiedzi, ale drzwi stanęły otworem. Widok zmęczonej twarzy Aizawy nie był czymś wyjątkowym. - Yo, Shouta! Zajęty jesteś? - Nim czarnowłosy choćby mruknął, ten wepchnął się do środka pokoju. - No to ten, pogadamy?

Aizawa usiadł z powrotem przed włączonym komputerem, pracując. Znowu zarywał nockę na te durne papiery z nadzieją, że utnie krótką drzemkę na wychowawczej ze swoją klasą. To... było niezdrowe.

- Chodzi mi o naszą Haru - zaczął ostrożnie, śledząc każdy ruch mężczyzny. Powolne poruszanie palcami po klawiaturze wskazywało, że wolał skupić się na pracy. - Nie potraktowałeś jej uczciwie, zgodzisz się? Kompletnie ją zlałeś, Shouta! To nie w twoim stylu.

- Jeśli jesteś tu po to, by truć mi o tak nieistotnych sprawach, to lepiej idź, zostało mi sporo kart do przejrzenia.

- No nie udawaj! Cieszysz się jak głupi, że znowu tu jest i zamiast powiedzieć wprost, jak bardzo jesteś szczęśliwy, boczysz się.

Czarnowłosy wywrócił oczami, nie zaszczycając gościa choćby przelotnym spojrzeniem.

- Nie cieszę się - skwitował, gasząc entuzjazm drugiego bohatera. - Szczerze, nie obchodzi mnie, że tu jest. Może ty zapomniałeś, że zniknęła bez słowa na czternaście lat, ale ja nie. Nie interesuje mnie dłużej ta znajomość.

Z jakiegoś powodu Mic nie uwierzył w jego słowa. Eraser Head od zawsze łatwo tłumił swoje uczucia i emocje, często nie pokazując wprost, co mu grało w duszy. Hizashi tego nienawidził. W tym momencie wyczuł, że słowa mężczyzny nie zgrywają się z tonem głosu - sam próbował siebie oszukiwać, że to nie miało już znaczenia, ale prawda była zgoła odmienna. Na jego twarz wkradł się zawadiacki uśmiech, czego Aizawa nie był w stanie zobaczyć, będąc odwróconym do niego plecami.

- Była zrozpaczona tym, jak ją potraktowałeś! - Położył dłoń na czole, oddając w ten sposób dramaturgię tej sytuacji, choć przypominała ona bardziej komedię. - No biedulka oczu sobie wylewała! Tak załamana! 

Palce Shouty zawisły nieruchomo nad klawiaturą, co było zaskakujące biorąc pod uwagę, ile tego wieczora wypił już kawy. 

- Zrozpaczona? - powtórzył.

- O tak... a przynajmniej tak mi się wydaje. Ciężko ją było zrozumieć przez grubą warstwę kołdry. No i między wyzwiskami i przekleństwami w twoją stronę... Sugerowała nawet, że potrzebujesz w tyłku czegoś... ale wydaje mi się, że to była jej rozpacz. Moim zdaniem powinieneś ją przeprosić.

Powoli odwrócił się w stronę Yamady, zastanawiając się, jak najboleśniej go stąd wywalić na zbity pysk. W liceum często lubił zakładać z góry, że wie, co myślał na temat miętowookiej. I chociaż niektóre rzeczy były prawdą - nie przyznałby się do tego. Posłał gościowi mordercze spojrzenie, dając mu dziesięć sekund na wyjaśnienie swoich idiotycznych słów.

- Wiesz... będziecie razem pracować. Haru będzie nauczać Eri. Chyba dobrze byłoby zadbać chociaż o czystą atmosferę, byście nie traktowali się jak obcy albo jak odwieczni wrogowi - powiedział, lekko się uśmiechając.

Co było najgorsze? Że Present Mic po części miał rację. Gdyby rzeczywiście dbali o to, by się nie spotykać, ich funkcjonowanie zostałoby zaburzone, a to mogło się boleśnie odbić na ich skuteczności jako nauczyciele czy ludzie. Yamada poklepał go po ramieniu, gdy do niego podszedł, a Aizawa westchnął, przypominając o swojej pracy.

Dopiero po wyjściu Hizashi'ego zaczął zastanawiać się nad jego słowami. Przeprosić? Na pewno nie, ale wyjaśnić sytuację jak dorośli ludzie, którymi byli? O tak. Ich relacja powinna być klarowna i niebudząca wątpliwości. Z tego powodu zostawił ogrom pracy i wstał, przeklinając siebie, że wziął taką opcję w ogóle pod uwagę. Wychodząc na korytarzu, nie było już odwrotu. Pokierował swoje kroki pod pokój, który rzekomo do niej należał. Wyjaśni swoje zachowanie z wcześniej, powie, że przeszłość nie ma znaczenia już i ich relacja to tylko współpraca na terenie tego samego ośrodka. Zapukał.

Odczekał kilka minut, zanim ponowił gest. Nacisnął klamkę, nieco uchylając drzwi. W środku nie paliło się światło. Czyżby spała? Aizawa wbrew sobie wszedł do pokoju kobiety, z zaskoczeniem zauważając, że... był pusty. Nie zapalił światła i starał się nic nie ruszać, by właścicielka pokoju nie zdała sobie sprawy, że pod jej nieobecność ktoś tu był. W mroku spowijającym pomieszczenie nie mógł zobaczyć wystroju. Zresztą nie interesowało go.

- Gdzie ona polazła...?


*  *  *


Dar sprawiający, że całe ciało Haruny mogło stać się z papieru, wpływał na to, jak kształtowała samą siebie. Z tego powodu z jej pleców wyrosły papierowe skrzydła, pozwalające opuścić jej teren U.A. bez wzbudzania podejrzeń. Gdzie taka ,,introwertyczka'', od lat nie wychodząca z domu kobieta, podąża późnym wieczorem? Nie chciała nikogo informować ani alarmować o swoich zamiarach. Nie planowała tego wypadu, ale telefon dawnej znajomej brzmiał... niepokojąca.

Haruna wylądowała w ciemnej uliczce, którą Inoeyoru podała podczas krótkiej rozmowy telefonicznej. Może chłód nie przeszkadzał aż tak kobiecie, to jednak wolała zakopać się pod ciepłą pierzyną i więcej spod niej nie wychodzić. Zerkała na zegarek, pilnując godziny. Zbyt długa nieobecność nie pozostanie niezauważona, wiedziała o tym. Nagle poczuła silne ciepło po prawej stronie twarzy. Nie mrugnęła, kiedy wielka dłoń wystrzeliła do przodu, oświetlając jej twarz niebieskim płomieniem. Odruchowo odtrąciła rękę przybysza, posyłając mu zniesmaczone spojrzenie.

- Hej, hej! Trzymaj swoje płomienie z dala ode mnie, zapałeczko!

- Zapałko? - prychnął. - Odważne słowa. Czyli hakereczka nie lubi ognia, co?

- Trochę szacunku, gówniarzu - warknęła. - Nie zapominaj z kim rozmawiasz. Gdyby nie ja, dalej zapijałbyś się z bezradności. To ja w końcu podałam ci lokalizację kryjówki Dzieci Amaterasu, zapewniając, że to tam trzymają Kamiyę.

- Tch... Kolejna baba z ciętym językiem.

W dłoni znów rozbłysnął niebieski płomień, zdradzający mocne zdenerwowanie rozmówcy. Jego entuzjazm ugasiło mocno uderzenie w bok, że aż zgiął się w pół. Spojrzał zirytowany na drugą osobę, która stanęła u jego boku. Z kolei Haruna uśmiechnęła się przyjaźnie.

- Dabi, zachowuj się. 

Haruna wykorzystała tę chwilę, by przyjrzeć się dziewczynie. Od ich ostatniego spotkania twarzą w twarz, zmieniła się. Jej zielone oczy miały w sobie tyle życia i radości, nie przypominały tych przygaszonych sprzed kilku lat. Pomimo tortur zapewnionych przez Dzieci Amaterasu wciąż była w stanie się uśmiechać, a dla Kirie to było najważniejsze.

- Co było tak ważnego, że musiałam aż wyjść do miasta, Inoeyoru? - Skrzyżowała ręce na piersi, zerkając na złoczyńcę u boku brązowowłosej. - Co? Chcecie przekabacić mnie do Ligi Złoczyńców? Odmawiam.

Inoue parsknęła śmiechem.

- Nie o to chodzi, Kirie. Zadzwoniłam do ciebie ze względu na naszą wspólną przeszłość. Sytuacja dotyczy Dzieci Amaterasu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top