49. Rozdział
To był żart.
To był jeden pieprzony i w ogóle nieśmieszny żart.
Jak Kirie Haruna mogła dać się podejść jak małe dziecko? Przekradając się zatęchłymi korytarzami, nie wydając z siebie najcichszego pisku, była pewna, że nawet jej serce zwolniło, a jednak została nakryta. I co gorsza złapana jak nowicjuszka. Ktoś musiał uświadomić sobie, że kobieta zakrada się do nich od tyłu, bo wkrótce potem został rozpylony gaz nasenny. Haruna nie zdążyła uchronić się przed przykrymi skutkami. Osunęła się w mrok, a gdy ponownie mogła otworzyć oczy, jej ręce i nogi krępowały ciężkie kajdany - takie same jakimi pętano w Tartarusie. Ograniczały one możliwość korzystania z daru, a to wykluczało możliwość wyswobodzenia się po przed rozkład. Prawdopodobnie jeszcze nikt nie zwrócił uwagi na ukryte kieszeni. Zapewne zakładali, że poza darem, kobieta nie ma czym się pochwalić w walce ze złoczyńcami. Nic bardziej mylnego. Niestety na nic się to zdawało, kiedy kajdany krępowały ciało niedoszłej bohaterki.
Tyle wyszło z jej brawury, o co sama jakiś czas temu karciła Kamiyę przez telefon po całej akcji z Dziećmi Amaterasu i Ryuhei'em. A teraz sama tkwiła w niekorzystnej sytuacji. Kirie zacisnęła powieki, chcąc udawać dalej, że nie kontaktuje ze światem, nasłuchując wymiany zdań między Fugamim a studentką. Sądząc po gniewnym tonie mężczyzny, rozmowa nie szła po jego myśli. Powstrzymała ochotę zaśmiania się, gdy Ibiki zaklął paskudnie, wyklinając młodą dziewczynę, jej kochanka, przyjaciół. Wzburzony odrzucił słuchawkę, zgniatając ją twardą podeszwą buta. Haruna słyszała charakterystyczny dźwięk zwarcia.
Ktoś zaklaskał. Nie musiała otwierać oczu, by zrozumieć, że panująca wokół cisza mogła być hołdem dla tylko jednej osoby. Skrzywiła się, kiedy męska dłoń boleśnie wbiła jej się w ramię, od razu wyrywając Harunę ze stanu półprzytomności. Posłała pogardliwe spojrzenie Kaji'emu, przekazując mu wzrokowo, że gdyby mogła się poruszyć, rozszarpałaby go.
- I co? Dogadałeś się? - parsknął Kaji, znając już odpowiedź. Jednak sprawianie, że jego towarzysz czuł się okropnie z powodu niepowodzenia, bardzo go bawiło. - Kamiya nie jest głupia. Przypominam, że ta dziewczyna przechytrzyła ciebie, a także mojego syna. - Jego palce wbiły się jeszcze mocniej w ciało Kirie, przez co ta syknęła z bólu. - A co zrobimy z naszą drogą ptaszyną?
- Jest kartą przetargową - odparł zirytowany Fugami, posyłając niechętne spojrzenie kobiecie. - Nie wiem do końca, jaka relacja łączy te dwie, ale wiem, że dzięki temu tej gówniarze będzie łatwiej się potknąć.
- Obyś się nie mylił.
Tajemnicza nuta w głosie Sasakiego jasno podkreślała, że nie toleruje porażek i błędów. Stawiał wszystko na jedną kartę. Nie obchodziło go, czy wróci do więzienia, czy zginie - wszystko było mu jedno, o ile morderczyni jego syna pocałuje ziemię i zagrzebie się w niej jak najgłębiej się da. Po dokonaniu zemsty, mogli z nim zrobić, co tylko chcieli. Westchnął, spoglądając na ich gościa. Nie spodziewał się, że Haruna tak szybko dojdzie do siebie i otrzyma jeszcze nową, acz sztuczną rękę. Prędko stanęła na nogi, ponownie stając mu na drodze do realizacji celu. Wciąż stanowiła przeszkodę.
A myśl, że gdzieś wokół kręci się także człowiek Shigarakiego i bohater numer dwa, nie zachęcała go do brnięcia dalej w to szaleństwo. O Lidze Złoczyńców dowiedział się, gdy tylko dobił do brzegu Japonii. Od razu rozeznał się, na kogo powinien uważaj. Nazwisko Shigaraki Tomura po części budziło niechęć, a po części strach. Przed liderem jak i jego nieobliczalnymi ludźmi. Zwłaszcza użytkownikiem daru kremacji - Dabim. Jakiego pecha musiał mieć Sasaki, że ze wszystkich ludzi, ta suka, co zabiła mu syna skumała się z tą grupą, zakumplowała z Shigarakim, a ciało oddało tej pomarszczonej, fioletowej gnidzie. Zaczynał żałował, że nie nacisnął spustu po raz drugi, gdy zabił tamtą kobietę. Skąd miał wiedzieć, że wiele lat później płaczący bachor okaże się zgubą ich wszystkich?!
- Będziecie mnie torturować? - spytała, zwracając ponownie na siebie ich uwagę. Fugami zacmokał niezadowolony, ale ręka Sasakiego nie pozwoliła mu podejść bliżej.
- Nie.
- Nie?
- Nie - powtórzył dobitniej mężczyzna. - Swoje odcierpiałaś. - Skinął na protezę ręki. - Zresztą nie ty jesteś naszym celem. Twoje porachunki z Ibikim mnie nie interesują. Chcę dorwać tylko tę dziewuchę, która doprowadziła do śmierci mojego syna.
- I co zrobisz jak już ją dorwiesz? - Obawiała się odpowiedzi, chociaż wiedziała, jaki los czekał Inoue. Masa bólu przed ostatecznym ciosem. - No tak... Ostrzegam cię.
Fugami uniósł wysoko brwi, omal nie krztusząc się śmiechem. Ta kobieta naprawdę zwariowała. Znalazła się w najgorszym możliwym położeniu i odważyła się jeszcze stawiać?
- Ostrzegasz... mnie? - zapytał mężczyzna, pocierając kark. - Doprawdy...
- Wyobraź sobie najdziksze i najbardziej niebezpieczne zwierzę, stworzenie, cokolwiek. Coś, co naprawa cię strachem.
- Twój dar nie pozwala na całkowitą zmianę kształtu - przyznał ze złośliwym uśmieszkiem. - Przestudiowałem cię.
- Wyobraź sobie.
- No dobrze... wyobraziłem i co teraz?
Zaniepokoił go drapieżny uśmiech, który wykwitł na bladej twarzy Haruny. Miętowe oczy lśniły jak dwa płomienie gotowe pożreć wszystko na swojej drodze, zostawiając zaledwie popiół.
- Wściekła matka, chcąca chronić swoje młode jest o wiele, wiele gorsza - powiedziała, uśmiechając się coraz szerzej. Gwałtownie wyprostowała się, kątem oka dostrzegając ruch na schodach za całym towarzystwem. - Jeżeli kiedykolwiek tkniesz moje Eri i Inoue, pożrę cię, zadam taki ból, aż będziesz prosił o śmierć - wysyczała jadowicie.
- Czcze groźby - prychnął Kaji.
Jednak Haruna nie przestawała się uśmiechać. Spuściła wzrok na swoje buty, mając przed oczami czyjąś twarz, a w uszach pobrzmiewał przyjemny głos, zwykle pieszczący jej uszy, zwłaszcza, gdy wymawiał jej imię. Nie posiadała daru polegającego na wyostrzonych zmysłach, ale tę postać rozpoznałaby wszędzie - jej sposób chodzenia, odruchy. Sasaki i Ibiki byli tak skupieni na złorzeczeniach ciemnowłosej, że nie zauważyli, jak znikają ich ludzie. Fugami coraz bardziej tracił cierpliwość, przyglądając się tej pewności siebie. Nie powinna się tak uśmiechać! Zacisnął mocno wargi i podszedł do niej, wymierzając solidny policzek, na którym od razu pojawił się czerwony ślad, pulsujący bólem. Dłoń mężczyzny wciąż unosiła się w powietrzu, gotowa do drugiego policzka.
* * *
- Nazywasz się Kirie Haruna, zgadza się? - Padło pytanie.
- Tak.
- Jesteś uczennicą klasy 2-A w liceum U.A., odbywającą staż u bohatera numer pięć?
- Tak.
Odpowiadała na te same pytania od godziny, a przynajmniej takie odnosiła wrażenie. Straciła poczucie, ile tu przesiedziała, aż pozwolono jej wrócić do domu. Na komisariacie ciągle ktoś wchodził do pokoju i z niego wychodził. Czy zachowanie godne złoczyńcy zauważone u wschodzącego bohatera było taką sensacją? Chociaż nikt nie powiedział tego wprost, czuła ich lęk. Niektórzy bali się przesiadywać z nią w jednym pokoju przesłuchań. Odpuszczono sobie kajdanki ograniczające dar, prezentując spory zasób zaufania względem młodej dziewczyny. Zdaniem policjantów, a zwłaszcza komisarza, Kirie nie wydawała się zła, a przestraszona.
Unikała odpowiedzi na to, co wydarzyło się zaledwie pięć godzin temu. Wciąż przechodził ją dreszcz na myśl o nieprzyjemnym dotyku w miejscach, w które nikt niepożądany nie powinien się zapuszczać. Omal nie została zgwałcona, stwierdzono. Nadano jej łatkę ofiary a nie przestępcy. Oczyszczono ją z zarzutów, a jednak nie potrafiła już funkcjonować tak jak przedtem. Gdy zamykała oczy, widziała zarumienioną od podniecenia twarz tamtego mężczyzny. Odruchowo czasem sama sunęła palcem po wewnętrznej stronie uda, zanosząc się płaczem. W łazience potrafiła ponad godzinę szorować się swoimi mydłami i gąbkami, próbując zmyć zapach i ślady kogoś, kogo od dawna nie miała w swoim pobliżu. Nigdy nie spotkała go po tym, co się wydarzyło.
* * *
- W porządku... czyja teraz kolej? Może twoja?
Kirie spojrzała niechętnie na mężczyznę nadzorującego spotkanie grupy wsparcia. Kolejna osoba opowiedziała o przemocy domowej czy prześladowania w pracy. Na tle takich problemów i zarzutów, sama czuła się tu naprawdę nie na miejscu. Jak złoczyńca i nikczemnica. Nie opowiedziałaby o swoim strachu czy metodach ucieczki przed agresywnym kochankiem. Ona prawie zabiła człowieka.
- Zatem... - zaczęła, czując na sobie wiele par oczu, wiercących w niej dziurę. Każdy chciał poznać kolejną historię smutnego i skrzywdzonego człowieka. Tyle, że w tym wypadku to Haruna omal kogoś nie skrzywdziła. - Jestem Kirie Haruna, lat dwadzieścia dwa... no ten... wyszłam z domu pierwszy raz od czterech lat, od kiedy zamieszkałam sama. Uczyłam się w U.A. i miałam zostać bohaterką, ale... - Zacisnęła powieki, znów widząc tę twarz. - Ale... prawie zabiłam człowieka. - Nikt nie skrytykował jej jak początkowo zakładała. Czekali na ciąg dalszy tej opowieści. - Odbywałam staż u bohatera, aż akcja trochę wymknęła się spod kontroli. Jeden... z cywili... Ja... miałam tylko piętnaście lat - jęknęła, pociągając nosem. - Prosiłam, by przestał mnie dotykać, próbowałam się opierać... Ja... bałam się. Tak cholernie się bałam. Mój dar, przestałam nad nim panować i prawie go zabiłam. Byleby więcej mnie nie dotknął.
W zamian za tę historię otrzymała zrozumienie, lecz pogarda do samej siebie tylko wzrosła.
* * *
Kirie spojrzała gniewnie na Ibikiego. Gdyby mogła zabijać wzrokiem, mężczyzna wyciągnąłby kopyta już teraz. Absolutnie nie podobał mu się waleczny wyraz twarzy kobiety jawnie mówiący, że nieważne, ile razy ją uderzy, nie ugnie się. Nie pozwoli mu przejąć kontroli jak czternaście lat temu. Nie była tak słaba. Fugami przygryzł wargę, nie mogąc znieść spojrzenia miętowych oczu. Zamachnął się z całej siły, a plask rozległ się echem po przestronnym pomieszczeniu. Policzek Kirie zapiekł jak jeszcze nigdy, ale nie dała po sobie poznać, jak bardzo ją to zabolało. Jak bardzo upokorzyło.
Przyglądała się niedoszłemu gwałcicielowi młodej i niewinnej dziewczyny, dostrzegając dwanaście luk, w postawie Sasakiego widziała sześć. I każdą mogła wykorzystać na swoją korzyść. O ile pozbyłaby się tych przeklętych kajdanek. Zmrużyła oczy.
- Co się tak gapisz?! - wrzasnął Fugami. - Przestań się tak gapić! Przestań! - Podniósł rękę. - Chcesz znowu oberwać?! HUH?!
- Nigdy - szepnęła cichutko. - Nigdy. Więcej. Mnie. Nie. Dotkniesz! - Zaakcentowała każde wypowiedziane słowo, wkładając w to tyle siły i nienawiści, ile jej drobne ciało mogło pomieścić.
Ibiki zrozumiał groźbę, a pote nastąpił huk, niszczący podwójnie wzmacniane drzwi budynku. Rozległy się donośne krzyki i nawoływania.
- Cholera, bohaterowie - przeklął Sasaki.
- Kurwa! - Fugami chwycił kobietę za materiał płaszcza jej stroju bohaterskiego i szarpnął nią mocno. - Jak ty ich tu wezwałaś?! Jak?! Miała zjawić się Kamiya! A jej pies i ptaszysko?! Jak to się kurwa stało?!
- Ręce przy sobie. - Usłyszał Ibiki przed sobą. Ostrożnie podniósł wzrok, ledwo dostrzegając postać skrytą w mroku pomieszczenia. - Nigdy więcej nie dotkniesz jej, zrozumiałeś? Inaczej... połamię ci je.
Mężczyzna zaklął paskudnie, chcąc zmienić się w biały dym, dzięki któremu mógłby zniknąć i uciec, unikając schwytania przez grupę bohaterów, którzy wtargnęli do budynku. Jakie było jego zaskoczenie, gdy nic się nie stało. Jego dar... został wymazany.
********************
Ostatni rozdział nieco później ze względu na problemy techniczne
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top