48. Rozdział

Spodziewała się wszystkiego. Naprawdę wszystkiego, ale nie tego, że będzie zmuszona walczyć ze swoim kochankiem i to o tak błachą sprawę. On chciał ją chronić, zapewnić bezpieczeństwo, powstrzymać od ryzyka, a ona nie chciała na to pozwolić. Doceniała to, że chociaż na pozór nie był tak wylewnym człowiekiem, to mógł okazywać jej uczucia w najmniejszym geście. To, co robił teraz nie budziło w niej przyjemnych dreszczy, a gniew. Nie wpływało to na jej uczucia względem niego, jednak to,, że wtrącał się i decydował za nią, sprawiało, że rozdrażnienie i wściekłość przejmowały nad nią kontrolę.

Ciężko było wyswobodzić się z taśmy, kiedy ciągle używał na niej Wymazania, a papier przestawał ulegać jej woli. Nie mogła liczyć na własne rozłożenie, bo przeciwko Aizawie było to nieskuteczne. Mężczyzna traktował tę sytuację jak najbardziej poważnie. Biegł tu na złamanie karku, szukając kobiety od dłuższego czasu, bez konkretnego planu. Naiwnie wierzył, że same szlachetne intencje i jego troska wystarczą, aby Haruna zrezygnowała z działania. Nic bardziej mylnego. Na jego nieszczęście kostium bohaterski Kirie został przygotowany przez wybitną uczennicę U.A., a tym samym był pełen niespodzianek, za które zapłaciła agencja bohatera numer dwa. Wolna ręka kobiety powiodła do ukrytej kieszonki, wyciągając coś małego, na pozór przypominającego rączkę od noża pozbawionego ostrza. Aizawa z początku nie wiedział, co się stało i jak ciemnowłosa uwolniła się z jego taśmy. Zmierzył czujnym spojrzeniem ukochaną, dostrzegając coś, co emitowało całkiem silne światło w kolorze lodowatego błękitu. Nigdy nie spodziewał się tego zobaczyć na własne oczy, a co dopiero znaleźć to w wyposażeniu Kirie. To był naprawdę drogi i trudny do zdobycia. Ostrze plazmowe.

- Shouta, ja naprawdę nie chcę walczyć - rzuciła błagalnie, kiedy kolejna taśma wystrzeliła w jej stronę. Wykorzystała moment na mrugnięcie czarnowłosego i uniknęła tego za pomocą daru. - Pozwól mi to zrobić.

- Nigdy więcej nie zostawię cię samej - warknął cicho.

Ale Haruna usłyszała i w jednej chwili zrozumiała. Aizawa cały czas obwiniał się za wydarzenia sprzed czternastu lat. Nie było go w pobliżu, a jego dar nie powstrzymał rozszalałego papieru. Tym trudniej było jej walczyć z jego uczuciami, wykorzystała kolejne mrugnięcie i zbliżyła się do niego i owinęła wokół jego ciała, ciesząc się tym znajomym ciepłem i zapachem, jakby czuła je ostatni raz. Pocałowała go w policzek, a potem pogładziła palcem po bliźnie pod prawym okiem. Aizawa zaczynał wierzyć, że udało mu się ją przekonać i przestanie narażać własne życie. Był w błędzie. Poczuł silny ból w okolicy karku, ale nie zdążył nic powiedzieć, bo dźwięki i kolory zaczynały się mieszać, aż zmieniły się w czerń.

- Drugi punkt - szepnęła smutno, obejmując mocniej ciało mężczyzny, teraz jej ciążące w ramionach. - Przepraszam... Wrócę do was, obiecuję. - Cmoknęła go w czoło i ułożyła na niskim dachu najbliższego budynku.

Wiedziała, że kiedy się obudzi możliwe, że ją znienawidzi. Ale jeśliby odpuściła i posłuchała go, gardziłaby samą sobą. Zawsze była egoistką, od chwili, gdy zdecydowała uciec przed światem po tamtym incydencie, nie zważając, kogo tym zrani. Nic jej wtedy nie obchodziło poza wymazaniem samej siebie. Wskoczyła na kolejny dach, pędząc i przeszukując okolicę. Starała się nie myśleć o Aizawie, własnych uczuciach, pragnąć skupić się tylko na misji, bo to od niej zależało, jak miała wyglądać przyszłość kobiety.

W słuchawce usłyszała głośne westchnięcie Inoue, będące jedyną reakcją na kolejną durną wymianę zaczepek między mężczyznami. Oni naprawdę się nienawidzili, o ile Dabi mógł sobie pozwolić na takie infantylne zachowanie, tak bohaterowi numer dwa to nie wypadało, a jednak Hawks po raz kolejny wpadł w pułapkę słowną czarnowłosego, chociaż sam sobie obiecywał, że więcej się nie da. Jednak wizja zdarcia głupiego uśmieszku złoczyńcy, który widział oczami wyobraźni, za bardzo korciła.

- Hawks, gdzie jesteś? - zapytała Kamiya, śledząc na laptopie całą okolicę.

- Dochodzę.

- Uu... To coś nowego nie, ptaszynko? - zakpił sobie Dabi. - Twoja dziewczyna też by chciała to powiedzieć.

Hawks zamierzał rzucić wulgarną odpowiedź, ale kolejne chrząknięcie studentki, powstrzymało tę dziecinną przepychankę. Kirie parsknęła śmiechem, ale nagle cały dobry nastrój uleciał z niej na widok grupki ludzi snującej się po kątach. Najwidoczniej bardzo im zależało, by nikt inny nie zauważył ich obecności. Haruna powiodła palcem do słuchawki, działającej także jako mikrofon, ale zawahała się. Jeżeli nie miała pewności, że to ich szukała, nie powinna nikogo wzywać. A co jeśli to tylko zwykła grupa dilerów albo innych nikczemników? Nie mogli tracić czasu na płotki.

Z pleców Haruny wysunęły się papierowe skrzydła, dzięki którym zniżyła się wystarczająco, aby móc podsłuchać rozmowę. Starali się mówić ściszonymi głosami, ale Kirie udało się wyłapać poszczególne słowa. Na starość pogorszył jej się wzrok, nie słuch. Użyła swoich okularów, będących przyjemnym dodatkiem do stroju bohaterskiego - dzięki nim mogła przybliżać obraz, co doskonale korygowało jej wadę. Przyjrzała się twarzom pozbawionym masek czy kominiarek, żadna z nich nie wydała jej się znajoma. Ani głosy. Ale ich rozmowa zainteresowała ją.

- Jebany Fugami - warknął mężczyzna za rogiem. - Czemu mamy go słuchać? Czemu stary Kaji mu ufa? Słyszałem, że skurwiel spieprzył z poprzedniej bazy, kiedy Ryuhei jeszcze dychał. Zostawił go na śmierć!

- Ciszej... - uciszył go piskliwy głos, ale wciąż należący do faceta. - Fugami nie ma problemów z zabijaniem swoich podwładnych, nawet jak ma ich niewielu.

Pierwszy mężczyzna zaklął siarczyście, kopiąc w najbliższą puszkę, która poturlała się w stronę skrytej za ścianą i kubłami na śmieci Kirie. Wstrzymała oddech, nasłuchując czy ktoś raczył podejść z powrotem po śmieć. Oczywiście, że nie. Haruna złożyła swoje ciało tak płasko, że mknęła po ścianie, jako jej element i znalazła się bliżej przestępców. Fugami. Jak mdliło ją to nazwisko. Jak go nienawidziła.

Nie wiedziała, jak ta szuja wydostała się z najbardziej strzeżonego kompleksu, ale zamierzała go z wielką radością odesłać tam z taśmą na ustach i zakutego w najcięższe kajdany, jakie tylko mogła znaleźć. Odsunęła się od zimnej ściany i rozłożyła swoje palce na kartki papieru, które od razu powędrowały do trzech mężczyzn, stojących za bardzo z tyłu. Po cichu trafiła w ich punkty, pozbawiając przytomności. Dotknęła słuchawki. Nie, jeszcze nie teraz, pomyślała. Póki nie upewni się, że Ibiki lub Sasaki znajdują się wewnątrz opuszczonego budynku, nie było sensu wzywać posiłków.

,,Nigdy więcej nie zostawię cię samej''.

Powstrzymała się przed zrobieniem jeszcze jednego kroku. Do budynku weszło ośmiu rosłych mężczyzn. Możliwe, że uzbrojonych po zęby. Efekt zaskoczenia w ciasnym pomieszczeniu o ograniczonej widoczności, nie pozwalałaby Kirie na kolejne ciche pozbawienie przytomności. Nie znała układu korytarzy czy rozmieszczenia pomieszczeń, więc postanowiła zdać się na instynkt, a on wyraźnie mówił, że głównym wejściem na pewno nie wejdzie.

Ponownie rozłożyła skrzydła, wzbijając się i lądując na dachu budynku. Odnalazła szyb wentylacyjny, a poprzez rozłożenie swobodnie mogła się w nim zmieścić.

- Kirie odezwała się Inoue po drugiej stronie słuchawki - Gdzie jesteś? Kirie?

Haruna nie mogła odpowiedzieć. O ile kontrolowała jak cicho stawia kolejne kroki, tak jej głos powiódłby echem wśród ciemności panującej w budynku, tym samym alarmując wszystkich w środku o nieproszonym gościu.

- Dabi, Hawks... Kirie nie odpowiada. Co się dzieje?

- Mój obszar czysty - odpowiedział Dabi.

- Mój też... - odparł z ociąganiem bohater. - Nie znalazłem Kaji'ego, ale myślę, że policja będzie musiała sprawdzić pewną uliczkę w moim obszarze.

- Bez policji.

- Jestem bohaterem i moim obowiązkiem jest...

- Twoim obowiązkiem jest działać na rzecz dobra ludzi, nie? - przerwała mu Kamiya. - I to właśnie robisz. Kaji Sasaki, nie wiem o nim wiele, poza tym, że to on zamordował moją matkę.

- Więc to o to chodzi? O zemstę?

- Wysil się, ptasi móżdżku, bo naprawdę wolno łączysz fakty. Numer dwa, zaraz pęknę ze śmiechu.

Odpowiedziało im groźne warknięcie ze strony blondyna, co uciszyło nawet chichoczącego złośliwie Dabiego.

- Nie chodzi o zemstę - powiedziała spokojnym, pozbawionym uczuć głosem. - To tylko zbieżność interesów. Kaji Sasaki jest takim samym skurwielem jak Fugami Ibiki, który po uwolnieniu z Tartarusa dołączył do niego. Ten drań nie miał oporów zabić własnej matki dla dobra interesów. Chyba nie pozwolisz, aby takie zło pozostało bez karne?

- Skoro rozmawiamy o złu i złoczyńcach, to może chcesz pogadać o tobie i Dabim? - prychnął zirytowany.

- Nie.

- Pewnie, pogadajmy o tobie i Dabim - powtórzył rozbawiony czarnowłosy.

- Dobrze się bawisz, idioto? - odpowiedziała mu Kamiya, ciesząc się, że nie może zobaczyć jej czerwonej twarzy. I to wcale nie z powodu zawstydzenia, a czystej wściekłości. - Czy możesz być poważny?

- W tym problem, ja jestem poważny i nie podoba mi się ta cholerna cisza.

- Ej, ej... Znalazłem coś. Dabi, ruszaj swoją osmoloną dupę.

- Niby gdzie?

- Na obszar Kirie.

Kamiya zmarszczyła czoło, zbliżając mapę miejsca, którym miała zająć się niedoszła bohaterka. Cisza z jej strony nie wróżyła nic dobrego, a oni zamiast się skupić na zadaniu, wdawali się w bezsensowne dyskusje. Nagle w słuchawce dało usłyszeć się dziwny szmer. Inoue postukała palcem w słuchawkę, próbując poprawić jej działanie. Serce zamarło na dźwięk znajomego, acz znienawidzonego głosu.

- Witaj, Inoue Kamiya. Chyba coś zgubiłaś, co? A może raczej kogoś...?

- Fugami - wypluła to słowo jak najgorszą obelgę.

- To teraz, zamilcz gówniaro i posłuchaj moich warunków.,

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top