43. Rozdział

Było jej zimno. Z każdej strony widziała mroczne macki wyciągające po nią ostre pazury, chcące przeciągnąć ją na drugą stronę. Zmęczenie coraz bardziej jej ciążyło i coraz bardziej chciała mu ulegnąć, pozwalając sobie na długi sen, nie zważając na to, że mogła się z niego nie wybudzić. Nie myślała o niczym innym jak o odpoczynku. Znajdowała się pośród absolutnej pustki, ale nie przeszkadzało jej to - mogła leżeć nawet tutaj. Przestała obejmować swoje nogi, opierając plecy o przerażająco chłodną ziemię. Całe ciało drżało i jednocześnie płonęło. Sine wargi zacisnęły się, podobnie jak skostniałe palce na ramionach. Oddałaby wszystko za odrobinę ciepła. Może, gdyby udało jej się zasnąć... chociaż na chwilkę.

Przymknęła oczy, dopiero teraz uświadamiając sobie, jak bardzo tego potrzebowała. Gdzieś w tej nicości słyszała kapanie wody. Choćby wytężała wzrok i nie musiała nosić okularów, nie zorientowałaby się, gdzie jest źródło dźwięku.

Pik.

W pewnym momencie pomyślała, że komuś znajomemu również spodobałoby się to miejsce - takie ciche, nie licząc kapania i dobrze ocienione. Tylko... komu by się tu spodobało? Nie potrafiła przytoczyć żadnego znajomego imienia. O kim wtedy pomyślała i dlaczego nie potrafiła przywołać jego twarzy? Uchyliła lekko powieki, choć było to bez różnicy, wszędzie panowała ta coraz mniej uspokajająca ciemność.

Pik.

Pamiętała okropny ból, rozrywający jej ciało. Zarówno na zewnątrz jak i w środku niej. Czuła, jak wszelkie siły ją opuszczają i zbliża się do stanu nazywanego śmiercią. Z jakiegoś powodu nie pozwalała sobie na to, nakazując świadomości jeszcze działać i walczyć. Z kim chciała walczyć? Gdyby się poddała czyjeś życie mogło znaleźć się w niebezpieczeństwie. Kogo chciała chronić? Wielkie czerwone oczy wpatrywały się w leżącą Harunę. Dopiero teraz poczuła, że dryfuje, a lodowata woda przenika przez jej ubranie, skórę i dotyka kości. Westchnęła, drugi raz przymykając oczy. Umierała. Czarne macki, które wyróżniały się na tle nicości pragnęły ją przeciągnąć w stronę świata zmarłych, a ona nie miała siły się jej już opierać.

Pik.

Podniosła z trudem głowę, spoglądając na ciemną postać wyciągającą ku niej kościstą dłoń. Haruna przysiadła, bawiąc się gładką taflą wody i tworząc na niej powiększające się kręgi wodne. Spojrzała na tajemniczą postać, uśmiechającą się do niej zalotnie. To był jej czas. Nie pozwoliłby jej dłużej się tu wylegiwać, jak ostatni leń. Pora było przejść na drugą stronę. Za pomocą niewidzialnych rąk wstała na nogi i chwiejnym krokiem zaczęła podążać w kierunku przerażającej zmory.

Pik. Pik.

Zatrzymała się, czując jak coś innego szarpie ją i pociąga w inną część nicości. Jej noga zamarła w powietrzu, kiedy posłała zmorze niezrozumiałe spojrzenie. Chciała zrobić choć jeden krok, ale nowa siła napierała na nią, nakazując się cofnąć. 

Pik. Pik.

- Czemu nie mogę tam pójść? - zapytała bezdźwięcznie, a tajemnicza postać pokręciła głową, wskazując kościstym palcem coś, co znajdowało się za Haruną.

Kobieta nie obejrzała się.

Mamo!

Pik. Pik. Pik.

Kitty...

Zwalczyła przemożne zmęczenie i odwróciła się, dostrzegając dwie niewyraźne sylwetki. Nie potrafiła powiedzieć kim byli. Nie znała żadnych imion. Ledwo pamiętała własne. Nie poruszyła się, uparcie wpatrując się w małą dziewczynkę i dorosłego mężczyznę. Oni nie pozwalali jej pójść dalej, kazali wracać. I z jakiegoś powodu zamierzała ich posłuchać.

Pik. Pik. Pik.

Haruna otworzyła oczy, które po chwili zamknęła, oślepiona bladym światłem. Czy umarła? Na pewno nie, bo czuła ból w każdej części ciała. Tylko martwi mieli ten luksus nie odczuwania niczego. Słyszała powolne pikanie, odpowiadające spokojnemu rytmowi jej serca. Poruszyła się niespokojnie i dopiero wtedy uświadomiła sobie bardzo przykrą rzecz. Kiedy próbowała się podciągnąć, lewa ręka ją zawiodła, ponieważ zamiast obandażowanej dłoni, widniał zabezpieczony kikut. Kobieta nie zapłakała nad utraconą częścią ciała. 

Chciała dotknąć tego, co zostało po lewej ręce, ale napotkała opór na prawej dłoni. Z lekkim bólem przekręciła głowę w tę stronę, dostrzegając burzę czarnych włosów rozsypanych na białym prześcieradle, którym była przykryta. Pamiętała jego imię i nagle zapragnęła je wymówić.

- Shouta...? - wychrypiała, a jej głos zabrzmiał naprawdę żałośnie. Potrzebowała się napić i to natychmiast. Mężczyzna od razu poderwał głowę, spoglądając na jej twarz z wyraźnym szokiem. - Sho...

- Haruna - wypowiedział jej imię z taką czułością, że ponownie poczuła uścisk w sercu. - Żyjesz... 

Aizawa nie mógł znaleźć żadnych słów, które oddałyby ulgę, jaką w tamtej chwili odczuł. Kamień spadł mu z serca, a nawiedzające go przez ostatni tydzień koszmary okazały się tylko ułudą. Przeżyła. Przetrwała. Ktoś naprawdę zlitował się na ich dwójką, nie rozdzielając ich po raz kolejny. Czarnowłosy ścisnął nieco mocniej dłoń ukochanej, pragnąc za wszelką cenę upewnić się, że to nie jest sen i Kirie faktycznie wybudziła się. Może wyglądała żałośnie i słabo, ale nie miało to teraz znaczenia. Liczyło się tylko to, że obudziła się, choć lekarz nie dawał sporych szans.

Operacja była bardzo ryzykowna dla obu pacjentek, zwłaszcza, że pani Kirie nie mogła dostać żadnych leków nasennych ani innych otumaniaczy. W pełni przytomna patrzyła, jak z jej ciała są wydobywane kolejne organy i przeszczepiane do jej córki. Takiego widoku nie powinna przeżywać żadna matka. Dzielnie znosiła ból, wiedząc, że to jedyna szansa, aby Haruna przeżyła. Kobieta po trzech dniach na obserwacji w szpitalu, była w pełni sprawna i mogła wyjść do domu. Ale codziennie wracała lub ktoś z jej rodziny, byleby upewnić się, że nic złego nie działo się z wciąż nieprzytomną pacjentką. Aizawa prawie w ogóle nie sypiał ani nie jadł. Nie mógł zaniedbać swoich obowiązków i klasy, więc kręcił się między U.A. a szpitalem, nie reagując na propozycję dyrektora o przymusowym urlopie. Na lekcjach udawał opanowanego, odpowiadał na pytania podopiecznych, także zmartwionych stanem Kirie, a zaraz po upływie czasu pędził do szpitala. Hizashi proponował go wyręczyć w pilnowaniu kobiety, ale Shouta chciał być przy niej, gdy się obudzi. Zamierzał ją porządnie opierniczyć za to, co się stało.

A teraz, gdy miętowe oczy skupiły się na jego osobie, zapomniał, co planował od tygodnia zrobić. Szczęście zawładnęło nim do tego stopnia, że przestał logicznie myśleć. Zerwał się z krzesła, obejmując kobietę tak delikatnie, jakby bał się, że ta rozpadnie się na kawałki. W innych okolicznościach zaśmiałaby się, że przecież nie jest ze szkła, ale teraz sama nie była tego pewna. Jej sprawna dłoń wystrzeliła ku jego twarzy, głaszcząc kilkudniowy zarost. Zmęczenie odbijające się w jego oczach wywołało u niej smutek. Czyżby to z jej winy tak się zaniedbał? Zwykle i tak nie sypiał, bo to albo praca nauczyciela albo bohatera, a jeszcze przesiadywanie tutaj... Ile czasu minęło od wypadku? Jak długo przebywała w szpitalu? Czy on w ogóle myślał o sobie?

- Wezwę lekarza - powiedział, naciskając guzik koło szpitalnego łóżka. - Potrzebujesz czegoś?

Haruna wskazała na butelkę wody stojącą na szafce nocnej. Mężczyzna od razu zrozumiał, o co chodziło, bo odkręcił nakrętkę i przyłożył gwint plastikowej butelki do spierzchniętych i popękanych warg. Chłodny napój wypełnił przełyk kobiety, sprawiając jej sporo przyjemności. Och, jakże była spragniona!

- Czy mogę coś...

- Shouta - zaczęła cicho - jak mogłeś... się tak zapuścić? - Przechyliła głowę, uważnie mu się przyglądając. - Kiedy ostatni raz... jadłeś? - Zakaszlała, co zaniepokoiło mężczyznę, bo od razu wyciągnął ku niej ręce, ale ta pokręciła głową. - Kiedy przyjdzie lekarz, wyjdź. Zjedz coś, prześpij się... Porozmawiamy później. Wiem, że masz wiele pytań. Ja też, ale nie teraz Shouta... Proszę zadbaj o siebie i nie bądź powodem moich zmartwień.

Aizawa zamierzał zaprotestować i zapewnić, że czuje się jak najlepiej. Rzeczywiście ostatni raz jadł jakieś dwa dni temu, gdy Hizashi przyniósł mu ramen, prosząc, aby ten nie zapominał o czymś tak istotnym jak jedzenie oraz sen. Niby przytaknął, ale i tak nie zaspokoił podstawowych potrzeb. Kiedy personel medyczny skutecznie wypraszał go z sali, wracał do swojego pokoju, gdzie zamiast snu zaznawał dręczących myśli. Ale teraz Haruna się obudziła, więc nie powinien się aż tak martwić, prawda...? Mógł zaufać odpowiednim służbom, w końcu ją odratowali... Widząc tę troskę w miętowych oczach, nie zamierzał dłużej walczyć.

Do pokoju wbiegły dwie pielęgniarki oraz lekarz, wypraszając bohatera na korytarz. Przez chwilę stał pod drzwiami, aż zdecydował się spełnić prośbę ukochanej. Powinien też powiadomić Hizashi'ego, państwo Kirie oraz Eri o przebudzeniu Haruny. Ale najpierw prysznic, pomyślał. Może to był zły pomysł trwać tak przy niej wiernie jak pies? Przez to zaniedbał się i pokazał w najgorszej odsłonie.

- Pani Kirie, witamy wśród żywych - powiedział z uśmiechem lekarz, po czym małą latareczką poświecił jej po oczach. - Reagują prawidłowo. Świetnie, bardzo świetnie. Zapewne odczuwa pani mniejszy bądź większy ból, to nasza wina. Postanowiliśmy nie wdrażać żadnych leków przeciwbólowych dopóki się pani nie obudzi. Sayuri - zwrócił się do pielęgniarki, która podłączyła kroplówkę. - Niedługo powinno być lepiej. Była pani naprawdę w tragicznym stanie, pierwsza operacja trwała trzy godziny, druga aż osiem... Wiele organów zostało wymienionych dzięki pani darowi, a także darowi pani matki, pani Kirie całkowicie świadomie była dawcą nowych narządów. To musiał być straszliwy ból, operacja bez narkozy... Wasz dar naprawdę jest potężny, ale i niebezpieczny. To, że zakończyło się to sukcesem możemy nazwać cudem. Niestety... - Lekarz spuścił wzrok na swoje buty. - Nie udało nam się odratować pani ręki. O ile przeszczep nerki czy wątroby nie stanowiły problemu tak... cóż, zrobiliśmy co mogliśmy.

- I jestem zobowiązana.

- Pani Kirie, to nasz obowiązek - westchnął lekarz, obserwując jak pielęgniarki krzątają się wokół pacjentki. - Pani narzeczony to naprawdę uparta osoba. Wyganianie go stąd stanowiło nie lada wyzwanie. Jeszcze trochę i wylądowałby w sali obok. Doprawdy... 

Ktoś zapukał do drzwi pokoju. Lekarz odezwał się, a do środka weszła osoba, której Kirie na obecną chwilę spodziewała się najmniej. 

- Kim jesteś? - zapytał medyk. 

- Nazywam się Hatsume Mei.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top