4. Rozdział

Aizawa wpatrywał się w zakłopotanego Yamadę, który nie odezwał się już ani słowem. Spodziewał się trochę bardziej porywczej reakcji, ale zamiast tego czarnowłosy prychnął pod nosem, wracając do swoich obowiązków. Present Mic odebrał to jako dobry znak, by się ulotnić. Zebrał rzeczy, po które przyszedł i prysnął najszybciej jak się dało.

Jednak praca nie chciała iść tak sprawnie jak do tej pory. Od samego początku nie miał na to ochoty i nie garnął się do papierkowej roboty. To była jego zmora. Teraz tym bardziej nie był w stanie się skupić. Wbrew pozorom oświadczenie przyjaciela bardzo go... poruszyło. Wstrząsnęło nim. Nie dał tego po sobie poznać, ale usłyszenie tego imienia sprawiło, że na chwilę zapomniał o oddychaniu. Trwało to bardzo krótko, dzięki czemu Yamada niczego nie zauważył. Wtedy, gdy był już pewny, że w pełni panuje nad swoimi odruchami odwrócił się w jego stronę. Nie sądził, że byłby to żart, ale brzmiało to absurdalnie.

Dlatego teraz wpatrywał się w kolejny dokument, o który uderzał delikatnie ołówkiem z ułamanym rysikiem. Nie obchodziło go to, że Kirie wróciła do ,,żywych'' i teraz miała pracować w szkole, jak zakładał była tym długo poszukiwanym nauczycielem dla Eri. Nie, całkowicie go to nie interesowało. Czemu miał ekscytować się jak Hizashi tym, że jedna z jego nielicznych przyjaciół uciekła z dnia na dzień bez pożegnania na czternaście lat, nie odzywając się słowem, i nagle wylazła spod ziemi? To nie był powód do szczęścia. Pierwsze tygodnie po zniknięciu kobiety... były dla niego dziwne. Odczuwał jej brak na każdym kroku, będąc przyzwyczajonym do hałasu i harmideru, który sprowadzała razem ze swoją obecnością. Nie pozwalała mu na drzemki lub mu w nich przeszkadzała, później ta upragniona cisza okazała się torturą.

Pytanie nauczycieli o Kirie Harunę nie miało sensu, ponieważ nikt nic nie wiedział poza tym, że uczennica złożyła rezygnację. Postanowił nawet odwiedzić przyjaciółkę, gdy pierwszego dnia po incydencie nie zjawiła się w szkole. Nawet matka dziewczyny nie potrafiła namówić jej do rozmowy z nim. Potem wyprowadzili się i nigdy więcej jej nie zobaczył. Stracił przyjaciółkę i źle się z tym czuł.

- Wróciła, huh? - zapytał samego siebie. Spojrzał na nieruszony dokument, marszcząc brwi. - Nic z tego nie będzie.

Chciał zwalczyć wszystko, co się w nim wzbierało, ale nie wytrzymał długo. Wstał z krzesła, zgarnął kilka uzupełnionych papierów z biurka i wyszedł z pokoju do nauczyciela. Kirie przebywała u dyrektora, omawiając szczegóły pracy. Gdyby wszedł tam nagle przypadkiem z wypełnionymi papierami, ich spotkanie można byłoby potraktować jako przypadek. To nie tak, że domagał się spotkania i czatował na nią, ale... cóż, w głębi siebie chciał zobaczyć dawną przyjaciółkę po czternastu latach. Bardzo się zmieniła? Urosła? Schudła? Przytyła? Zafarbowała swoje jagodowe włosy? Nagle te pytania nie dawały mu spokoju.

Stanąwszy przed drzwiami gabinetu dyrektora, zapukał i poczekał na odpowiedź. Jeżeli tam wejdzie i ją zastanie... jak powinien się zachować? Jak zareagowałby Yamada? Zapewne rzucił się na nią, ciesząc się jak dziecko, nie chowając w ogóle urazy za zniknięcie. A Aizawa? On był zły. Odeszła i nigdy nie odważyła się odezwać. Nie odbierała telefonów i maili, więc w końcu sobie odpuścił. Ale nigdy jej nie wybaczył. Tłumaczenie ,,miała powód'' albo ,,zrozum ją'' sprawiały, że tym bardziej nie akceptował tego, co się wydarzyło. Bała się konfrontacji? Myślała, że zmieni o niej zdanie? Nigdy nie wiedziała, co o niej myślał.

- Proszę.

Aizawa wszedł do środku, odczuwając mieszaninę ulgi i rozczarowania, widząc, że poza dyrektorem nie ma tu nikogo więcej. Nezu spojrzał zaskoczony na nauczyciela.

- Coś się stało, Aizawa-sensei?

- Przyniosłem uzupełnione dokumenty. - Na poparcie swoich słów pokazał cienki plik kartek, które zaraz ułożył na biurku pracodawcy. - To wszystko.

Zanim wyszedł, rozejrzał się po gabinecie, jakby gdzieś doszukiwał się obecności Harumi. W powietrzu dało się wyczuć mocne damskie perfumy i na pewno nie należały one do Midnight. To był zupełnie nowy zapach.

- Coś nie tak? - dopytywał zainteresowany dyrektor.

- Chodzi o zmiany kadrowe... - zaczął obojętnym tonem, jakby wcale go to nie interesowało. - Od kilku tygodni był poszukiwany nauczyciel dla Eri. Czy coś się w tej kwestii zmieniło?

Nezu wpatrywał się w niego zacięcie, po czym uśmiechnął się łagodnie.

- Tak, oczywiście. Udało nam się znaleźć odpowiednią kandydatkę. Myślę, że to wyjdzie Eri na dobre.

Aizawa skinął głową, nie dopytując o nic więcej. Nie chciał wyjść na osobę mocno zaintrygowaną tym tematem. Zapytał z ciekawości, ponieważ sam zajmował się Eri. Czyli jedno było prawdą... nauczycielką była kobieta. Kirie Haruna. Opuścił gabinet i dopiero na korytarzu odetchnął z ulgą. Ten zapach... Gdzieś po terenie U.A. kręciła się jego dawna przyjaciółka, a on z jakiegoś powodu chciał ją spotkać. Do końca nie był pewny, jakby zareagował na to spotkanie. Ale bardzo go potrzebował.

* * *

- Dzień dobry.

Haruna zamrugała kilkakrotnie, wpatrując się w małą dziewczynkę, za którą stał wysoki blondwłosy chłopak ze świecącymi niebieskimi oczami. Najwidoczniej mała Eri nie siedziała ciągle sama w pokoju. Gdy została wpuszczona do środka, rozejrzała się po pokoju dziecka, przyznając, że jest całkiem uroczy. Było tu sporo kociego akcentu i chyba wolała nie domyślać się, kto za to odpowiadał. Towarzyszący nastolatek usiadł z powrotem na krzesełku przy biurku i uważnie obserwował obcą kobietę. Tak, ona tu była całkowicie nie na miejscu. Eri naprawdę była urocza, zwłaszcza z małym różkiem wystającym z czoła. Kaskady srebrnych włosów opadały na jej plecy, a czerwone oczy tryskały tą dziecięcą radością i niewinnością.

Gdyby nie opowieść Nezu i All Mighta, nigdy nie pomyślałaby, że do niedawna ta dziewczynka nie potrafiła się cieszyć z życia i uśmiechać.

- Zatem to pani będzie uczyć Eriś? - zapytał chłopak, bujając się na krześle, przez co kobieta zastanawiała się, kto tu kogo pilnuje.

- Tak. Nazywam się Kirie Haruna. - Skinęła głową, na co Eri lekko się uśmiechnęła. - Według ustalonego planu przez dyrektora Nezu, będę uczyła Eri codziennie od dziesiątej do trzynastej pięć razy w tygodniu. Nasz zakres będzie obejmował japonistykę, edukację matematyczną, a także społeczno-przyrodniczą. Będzie to sama podstawa programowa obejmująca od najniższej klasy do trzeciej klasy podstawowej. Ile masz lat Eri?

- Sześć... - odparła nieśmiało.

Dziewczynkę całkowicie zaskoczyły słowa kobiety. Za wiele z nich nie zrozumiała, ale czuła, że będzie się dobrze przy tym bawić. Z jakiegoś powodu poczuła ukłucie w serduszku, gdy spojrzała w miętowe oczy nowej nauczycielki. Cień i strach, ból i samotność... kiedyś ona też tak wyglądała. Zastanawiało ją, czemu osoba, od której biła charyzma i serdeczność, skrywała tak ciemną stronę?

- Sześć? - powtórzyła Haruna. - Dość wcześnie chcą zacząć twoją edukację...

- Eriś od dawna nie miała kontaktu z rówieśnikami czy nauką, więc wszystko będzie to dla niej nowe.

- Zatem uwzględnię także plastykę i technikę - odparła, marszcząc czoło.

- Słyszysz Eriś? - zaśmiał się Mirio Togata, jasnowłosy chłopak. - Będziesz uczyć się malować różnymi technikami! I tworzyć fajne rzeczy!

- Chciałabym zrobić coś dla pana Aizawy... - jęknęła.

Pod wpływem jej słów Haruna mimowolnie zadrżała. Słyszała, że Eri po wydarzeniach w Overhaulem i wypisaniu ze szpitala zamieszkała z wykładowcami w akademikach U.A., gdzie często opiekę nad nią sprawował ktoś kompetentny... zdolny poskromić jej dar. Jak Kirie mogła na to nie wpaść? Jej bystry umysł nie brał pod uwagę, że do kontroli potężniejszych darów najlepsza była moc je usuwająca lub wymazująca. Jedyną osobą, którą znała z takim quirkiem był właśnie Aizawa. Nauczanie Eri zwiększało ryzyko, że w końcu na siebie wpadną, a na razie wolała go unikać jak ognia.

- Mm... - przytaknęła Haruna, siląc się na uśmiech. - Nauczę cię robić piękne laurki. Z tego, co wiem, będziemy także pracować nad twoimi zmianami emocjonalnymi. Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy... Eriś.

- Tak, proszę pani.

Kobieta nie miała własnych dzieci ani męża, za co matka często suszyła jej głowę. Jednak patrząc na tak uroczą twarz dziewczynki, nie mogła powstrzymać matczynego odruchu. Przyklękła na tyle, by ich twarze znalazły się na podobnej wysokości i, wbrew swoim aspołecznym nawykom, przytuliła mocno Eri. Srebrnowłosa z początku nie wiedziała, jak zareagować. Spojrzała w stronę Mirio, szukając u niego ratunku lub wyjaśnienia, lecz ten tylko uśmiechnął się, kiwając głową. Eri położyła dłonie na plecach Haruny, odwzajemniając uścisk. To było takie przyjemne... Jej mama też ją kiedyś tak obejmowała... prawda?

Nie pamiętała tego.

- Mów mi proszę ,,Haruna'' albo ,,Haru'', dobrze? Nie chcę byś czuła się skrępowana moją obecnością. Dajmy z siebie wszystko, Eriś!

Eri pokiwała głową, uśmiechając się uroczo.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top