36. Rozdział
Pani Kirie kiedyś uchodziła za bardziej emocjonalną kobietę, skorą do czułości. Jednak ta stojąca w drzwiach wydawała się być zupełnie inną osobą. Uważnie przyglądała się gościom. Poddawała ich analizie takiej samej, jakiej zwykle raczyła także Haruna. Aż nagle jej twarz wygładziła się, kąciki ust lekko uniosły, a oczy tryskały miłością. Matka Haruny od razu porwała ją w ramiona, mocno tuląc i głośno narzekać, jak to tęskniła za swoją córką, jak bardzo się cieszyła, że ta wreszcie zgodziła się przyjechać. Jej entuzjazm przygasł, dostrzegając nieznajomego mężczyznę, który w ciemnych spodniach i czarnej koszuli mógł uchodzić za kogoś eleganckiego, ale podkrążone oczy, kilkudniowy zarost i długie, pozostawione w nieładzie czarne włosy sprawiły, że w pierwszej chwili wzięła go za menela. To był ten wybranek Haru? Jak dla niej nie prezentował się jakoś wybitnie w porównaniu do syna pani Haito, a jednak nie mogła pozbyć się wrażenia, że mężczyzna wydawał się znajomy.
Dom rodziców Haruny był wielki, ale i bardzo przytulny. Kirie mówiła wcześniej, że oddała całą kwotę, jaką wręczono jej, jako zadośćuczynienie za krzywdę zaznaną podczas stażu. Bohater numer 5 osobiście stawił się u niej w domu i nalegał na przyjęcie pieniędzy od jego agencji. Zbyt długie odmawianie nie miało sensu. Mała Eri rozglądała się, pierwszy raz widząc taki nowoczesny dom. Na jasnobeżowych ścianach korytarza wisiało wiele ramek ze zdjęciami rodziny, nie mogła zbytnio im się przyjrzeć, ale te jagodowe włosy rozpoznałaby wszędzie. Chwyciła Harunę za dłoń, nie chcąc zgubić się w tak dużym domu. Cała trójka podążała za kobietą będąca matką jagodowowłosej. Nikt poza nią nie wyczuwał napięcia powoli narastającego w powietrzu. Z pewnością pani Kirie nie odpuści sobie tej przyjemności i w pewnym momencie jawnie skrytykuje wybranka córki, przyrównując go do Yukio Haito, sławnego chirurga. Może i nie rozpoznała w Aizawie przyjaciela z dzieciństwa córki i syna sąsiadki, ale na pewno nie miała o nim dobrego zdania.
Przeszli do salonu połączonego z jadalnią, gdzie przebywała pozostała część rodziny oraz jedna dodatkowa osoba. Ojciec, słysząc charakterystyczne kroki żony oraz gości, wstał z kanapy, przerywając czytanie dzisiejszej gazety. Podszedł do córki, uwaznie lustrując ją, chcąc zobaczyć, jak przez ten czas zmieniła się jego pierworodna. Również otoczył ją silnymi, ojcowskimi ramionami, ciesząc się z tego spotkania, podobnie jak jego małżonka, jednakże w jego wykonaniu ten gest był jak najbardziej szczery. Pani Kirie zawsze lubiła dbać o opinię sąsiadów i gości, więc to było normalne, że przed ukochanym córki i małą dziewczynką uda kochającą matkę, stęsknioną za córką. Tylko Haruna wiedziała, co naprawdę czuła jej matka - rozczarowanie i żal. Z różnych powodów.
Pan Kirie odsunął się od córki, by spojrzeć na mężczyznę, którego ze sobą wyjątkowo przyprowadziła. Wyciągnął ku niemu dłoń, na co Shouta od razu odpowiedział.
- Dzień dobry - przywitał się czarnowłosy, siląc się na zawarcie jakichś emocji w swoim głosie.
- A niech mnie... - westchnął ojciec Haruny, unosząc brwi w niedowierzaniu. Posłał swej małżonce pytające spojrzenie, ale ta nie zrozumiała przekazu. Nie domyśliła się. - Jak mały jest ten świat... Toż to Shouta Aizawa.
Dobrze, że pani domu nie trzymała w rękach niczego, co mogłoby się stłuc lub zniszczyć w geście zaskoczenia. Uchyliła lekko usta, samej będąc zaskoczoną. Aizawa? Ten chłopak, do którego jej córka wzdychała od tyłu lat, był jej przyjacielem i próbował jej pomóc po całej tamtej akcji? Niespodziewane... Kobieta podeszła do niego, łapiąc jego twarz w dłonie, uwaznie przyglądając mu się pod każdym kątem. Shouta tylko dzięki silnej woli nie wyrwał się z chłodnych rąk ciemnowłosej. Nie były to włosy w kolorze jagód, jak Haruny, która odziedziczyła je po ojcu, ale te wpadały w naprawdę ciemny brąz poprzeplatany już pierwszymi srebrnymi pasemkami. W końcu pani Kirie sama przypomniała sobie o istnieniu czegoś takiego jak przestrzeń osobista i cofnęła się.
- Tyle czasu minęło. Urosłeś, zmężniałeś...
- Mamo - przerwała Haruna źle zapowiadający się monolog - jest dorosły, nie mów do niego jak do dziecka, co dopiero odkrył, do czego służy dezodorant.
Rodzicielka nie zwróciła uwagi na karcące spojrzenie córki, tylko zwróciła się do pozostałej dwójki, która nie raczyła się jeszcze odezwać. Przed Aizawą i Kirie stanął młody mężczyzna z jasnobrązowymi włosami i ciepłymi, miodowymi oczami. Nawet Haruna nie mogła udać, że nie był przystojny. Był cholernie przystojny! Biała koszula odpięta pod szyją dodawała mu dzikiego wyglądu. Miętowooka upomniała samą siebie, że wpatrywała się w obcego za długo. Co nie uszło także uwadze Aizawy, odczuwającego w pewnym sensie zazdrość na widok pożerania wzrokiem przez Harunę nieznajomego.
- Haito Yukio - przedstawił się, całując Kirie w dłoń. - Tyle o pani słyszałem, że aż naprawdę nie mogłem się doczekać poznania osobiście. - W końcu zwrócił się do jej towarzysza, wyciągając ku niemu rękę, którą Shouta ścisnął. Mocniej niż powinien. - A ty jesteś...?
- Aizawa Shouta - odpowiedział i, aby podkreślić, gdzie kto zajmował jakieś miejsce, objął w pasie towarzyszkę, przysuwając bliżej siebie. - Partner tej pani.
Kirie bardzo chciała zachować powagę, ale czując palące palce Aizawy na swoim biodrze, a także widząc tę jawną scenę zazdrości, nie potrafiła się nie uśmiechnąć z lekkim rumienieńcem. Haito pokiwał głową, cofając się z dala od czarnowłosego.
- A to jest Eri.
Mała dziewczynka stanęła przed nauczycielką, od razu kradnąc serca wszystkich. Zgodnie z oczekiwaniami. Zarówno pan jak i pani Kirie zasypali młodą przesłodzonymi komplementami, podkreślając kilkakrotnie jej własną słodycz. Ojciec Haruny podarował jej nawet czekoladę. Kobieta wiedziała, że nikt nie oprze się wrodzonemu urokowi sześciolatki, ale nie spodziewała się z jaką mocą wtargnie do serc jej rodziców, zwłaszcza matki, cały czas tylko grającej łagodną kobietę. Haruna niechętnie odliczała czas do awantury, która niedługo powinna zagościć w rodzinnym domu państwa Kirie. Zachwyt nad zakłopotaną Eri, która wręczyła właścicielom domu piękną laurkę, przerwało zirytowane prychnięcie. Haruna niechętnie oderwała wzrok od podopiecznej, wpatrując się w ostatnią osobę w salonie.
Czternastoletnia Yuusa podobnie jak Haruna miała miętowe oczy matki, a także jej ciemne włosy. Zapewne, gdyby otworzyło się teraz jakiś stary rodzinny album, nikt nie zaprzeczyłby, że dziewczyna wyglądała jak kopia własnej matki. Skóra zdjęta z rodzicielki. Nawet patrzyła w ten sam, pogardliwy sposób. Tylko, że nie z powodu nieudanego podejścia do zeswatania Haruny z kimś wartościowym, a samym przybyciem starszej siostry.
- Yuusa... cześć - przywitała się nieśmiało Haruna, nie bardzo wiedząc, jak powinna odzywać się do siostry. Ostatni raz widziały się, kiedy Yuusa miała dwa latka. - Najlepszego z okazji urodzin... - Z kieszeni szarego żakietu wyjęła małe pudełeczko z prezentem, będącym złotym łańcuszkiem z serduszkiem wysadzanym cyrkoniami.
- Tch... - Yuusa podeszła do siostry i zamaszystym ruchem ręki, wytrąciła jej pudełeczko z otwartej dłoni. - Córka marnotrawna powróciła - rzuciła oschle. - Myślisz, że chcę od ciebie cokolwiek? Mylisz się.
Haruna nie dała po sobie poznać, że reakcja młodszej siostry trochę ją zabolała. Nie spodziewała się czułego spotkania, bo nie miały ze sobą tak dobrego kontaktu. Nie rozmawiały ani telefonicznie, ani nie czatowały, wyparły wzajemnie swoje istnienie. A przynajmniej Yuusa, bo Haruna zawsze pamiętała, że ma młodszą siostrę, dla której niestety nie mogła być dobrym wzorem. Eri podbiegła po upuszczone pudełeczko i oddała je swojej nauczycielce, która podziękowała jej uśmiechem.
- Niegrzeczna i niewychowana - parsknęła Kirie takim tonem, jakim zwykle zwracała się do problematycznych uczniów, chociażby Bakugou. Ta kpina i lekceważenie na takich zawsze działały jak płachta na byka. I tym razem było tak samo. - Kolejna gówniara.
- Co żeś powiedziała?!
Powoli rozkwitającą kłótnię przerwało głośne klaśnięcie najstarszej kobiety, która ze sztucznym uśmiechem zaprosiła wszystkich do stołu. Każdy zajął należne miejsce, a pani Kirie podała pierwsze danie do stołu, nie chcąc przyjąć od nikogo pomocy. Zwykle w takich momentach zaczynało rozprawiać się o życiu, pracy i polityce. Z jakiegoś nieznanego dotąd nikomu powodu przy posiłku miały miejsce największe awantury. Ktoś zadał trudne pytanie, na jaw wychodziły nieporozumienia i tak za każdym razem. Dla pani Kirie była to doskonała okazja na realizację własnych planów. Fakt, że partnerem jej córki był sam Aizawa nieco komplikował sprawę, bo rozumiała, jak silnym uczuciem od zawsze darzyła swojego rówieśnika. Od czasów gimnazjum. Jednak nie potrafiła zaprzeczyć, że Haito byłby lepszą i stabilniejszą opcją, ponieważ...
- Czym się zajmujesz, Aizawa? - zapytała słodkim głosem, zwracając się do niego jak do dorosłego, a nie tamtego chłopaczka z sąsiedztwa.
- Jestem nauczycielem w U.A. - odpowiedział, a Yuusa posłała mu przenikliwe spojrzenie, bardzo podobne do matki i siostry.
- Och, nauczyciel. Cudowny zawód - przyznała pani Kirie.
- Shouta jest także zawodowym bohaterem, Eraser Headem, wielokrotnie ratował ludzi z opresji - dodała Haruna, czując dumę, że mogła tak o nim mówić. W jej oczach pojawił się błysk.
- Bohaterem, mówisz... No tak, w końcu sam uczęszczałeś do U.A.. Myślałam, że gardzisz bohaterami - zwróciła się do córki, pierwszy raz podczas wspólnego posiłku ukazując prawdziwe intencje. - A przynajmniej, że nie chcesz mieć z nimi nic wspólnego, w końcu tamta akcja została spowodowana niekompetencją i zawodnością bohaterów. Nie zrozum mnie źle, Aizawa, ale w tym domu bohater nie jest tak dumnym określeniem jak byś myślał.
- Niczego nie zasugerowałem - odparł obojętnie.
- I dobrze. Ludzie przez istnienie darów czy samych bohaterów nimi władających zapominają, że oni są tylko ludźmi. Mogą się spóźnić, mogą nie zdążyć. Mogą zawieść.
- Mamo.
- Wiesz, do czego zmierzam? - spytała, unosząc starannie wyregulowaną brew. - Bohaterowie często próbują udowodnić wszystkim, że panują nad sytuacją, że mogą dzielić się między pracą a życiem osobistym... Ale czy są w stanie zapewnić swojej rodzinie stałe bezpieczeństwo? Otóż nie.
- Mamo - ostrzegła ją po raz kolejny Haruna.
Nikt inny nie odważył się wtrącić w wypowiedź kobiety, uchodząca za zwykłą opinię. Tylko Haruna, i być może Aizawa, zdawali sobie sprawę, że był to atak. Wymierzony w społeczeństwo bohaterów i tym samym, także Shoutę. Ten jednak nie reagował na nieprzyjazny ton kobiety, po części rozumiejąc, skąd wzięły się te myśli. Straciła córkę na dwanaście lat, ponieważ przez bohaterską akcję nie potrafiła zdrowo funkcjonować w świecie.
- Czy będąc bohaterem wierzysz, że możesz chronić swoich najbliższych? - Wskazała końcem pałeczek Eri i Harunę. - Jednocześnie wykonując swoje obowiązki herosa?
- Mamo, skończ...
- Ma pani naprawdę ubogą wiedzę o bohaterach - skwitował, wciąż spokojnym tonem, Aizawa, odkładając pałeczki na prawie pusty talerz. - Jak sama pani trafnie zauważyła, bohaterowie również są ludźmi i posiadają rodziny. To nie jest nic wyjątkowego. Narażamy cały czas swoje życie zarówno dla najbliższych, jak i cywili, ale wykonujemy taką samą pracę, co policjanci czy lekarze. Każdy może popełnić błąd. Inna sprawa, że w pewnych zawodach ten błąd kosztuje ludzkie życie. Czy lekarz czy bohater: nie istnieje opcja nie zdążyć czy przybyć za późno. To jak bohater dzieli swoje życie osobiste i prywatne, to jego indywidualna kwestia. Zakładając rodzinę zdaje sobie sprawę z następstw.
Pani Kirie zmrużyła oczy, czując się urażona odpowiedzią czarnowłosego. Ostatecznie nie osiągnęła swojego celu, ale obiad jeszcze się nie skończył. Nie zamierzała ustępować, ponieważ pod żadnym pozorem nie zamierzała akceptować jakiegokolwiek bohatera czy cokolwiek z nimi powiązanego pod swoim dachem, a już szczególnie u boku córki. Nawet jeśli to był ten chłopiec z sąsiedztwa, był teraz bohaterem, a przez to pani Kirie nie zamierzała go akceptować. Nigdy.
- Rozumiem - zamyśliła się głośno. - Prawdziwymi bohaterami zatem są lekarze, bo nigdy nie są za późno, prawda? Ich błąd kosztuje życie, wasz jedynie pozbawi was pensji, a przecież to o to chodzi, prawda?
-Mamo, uważaj.
- Uważam - odparła kobieta. - Cały czas jestem uważna, bo ktoś w tej rodzinie musi być. Ale to nieistotne... Porozmawiajmy o was gołąbeczki - zwróciła się łagodniejszym tonem, ale niestety fałszywym. - Jak to się stało, że jesteście razem. Haru nie chwaliła się, że się ponownie spotkaliście! Doprawdy cudowne, cudowne... Haru, musisz być z siebie dumna, prawda? W końcu dorwałaś Aizawę, na którego czyhałaś już od gimnazjum, jesteś szczęśliwa, prawda?
Serce Haruny zabiło mocniej, ale i boleśniej. A może był to ból spowodowany nagłym dźgnięciem w plecy przez własną matkę. Jak mogła przy rodzinnym obiedzie, przy obcym i samym Aizawie mówić takie rzeczy? Z pewnością starsza kobieta wierzyła, że jeśli byli parą to czarnowłosy w pełni zdawał sobie sprawę z wieloletnich uczuć partnerki. Nie wiedział nic! Kirie przecież przyprowadziła go jako fałszywego kochanka!
Aizawa popatrzył na gospodynię, nie dając po sobie poznać, jak ta wiadomość nim wstrząsnęła. Łatwo połączył kropki, układając w całować fakt, przed którym chroniły go własne klapki na oczy. Wstał od stołu, zachowując wciąż znudzony wyraz twarzy.
- Przepraszam, gdzie jest toaleta?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top