31. Rozdział
Rozbudziło go ciepło, którego do tej pory niedoświadczał, nawet owinięty w kokon kołdrą czy w swoim śpiworze. Otworzył zaspane powieki, ciągle ciążące od zmęczenia i spojrzał na osobę, w którą tak mocno się wtulał. Od razu rozpoznał Harunę, uświadamiając sobie, że ostatnie wydarzenia wcale nie były jego imaginacją, zdradliwym snem, spełniającym jego skryte pragnienia. Kobieta naprawdę zmartwiła się jego stanem, zaopiekowała nim... i odwzajemniła pocałunek, na który Aizawa zbierał się dość długo. W razie niepowodzenia mógł zrzucić winę na swoją chorobę, nie pamiętając odrzucenia i próby pocałunku. A jednak Haruna oddała pieszczotę, co mu się bardzo spodobało. Biedaczka nie wiedziała, że dla niego to wcale nie był ich pierwszy pocałunek, ale nie łudził się, że Kirie pamiętała tamto wydarzenie. On też nigdy o nim nie napomknął.
Głowa już mu tak nie dokuczała, kaszel i katar zresztą też. Oczywiście, zwykle chorował jeden, dwa dni, więc Haruna niepotrzebnie się nim martwiła, ale doceniał jej troskę. Tylko dlatego miał pewność, że nie był jej obojętny. Z pewnością nie podałaby nikomu innemu leków w tak... intymny sposób. Wolał się o tym nie przekonywać. Spojrzał na spokojną twarz śpiącej kobiety, którą najwidoczniej wykończyła opieka nad nim. Pozycja, w jakiej usnęła, zdradzała, że nie zamierzała tracić czujności, mimo to sen porwał ją w swoje objęcia.
Aizawa podrapał się po głowie, nie bardzo wiedząc, co począć z tym fantem. Obecność kobiety w jego łóżku, owszem podobała mu się, ale mogła doprowadzić do wielu nieporozumień. Znał charakter miętowookiej, by wiedzieć, że ta sytuacja nie do końca ją zakłopocze, ale mogłaby opacznie zrozumieć pocałunek. A gdyby jeszcze ktoś inny zapragnął sprawdzić jego stan zdrowia, na przykład Yamada, i zobaczył ich dwójkę razem... Plotkom nie byłoby końca.
- Haru... - mruknął cicho, zdejmując jej okulary z twarzy, nie chcąc, by je uszkodziła i odstawił je na bok. Przypatrywał się jej twarzy z uwielbieniem.
Gdyby ktoś mu kazał powiedzieć, co o niej myślał, przyznałby, że odzyskał cenną przyjaciółkę. Nic więcej. Jednak jego serce wiedziało lepiej. Już kiedy zostali dobrymi znajomymi, a potem przyjaciółmi myślał o niej częściej, niedowierzając, że Kirie Haruna wybrała jego jako przyjaciela i to jemu zwierzała się z problemów i wątpliwości, których wbrew pozorom miała naprawdę sporo. Co się zmieniło? Drugi rok w liceum... zdał sobie sprawę, że nie widzi w niej tylko kumpeli i chłonie każde jej słowo jak zaczarowany, nawet śpiąc na jej kolanach. Lubił o niej myśleć, a jeszcze bardziej cenił jej towarzystwo. Zrozumiał swoje dziwne zachowanie, a wytłumaczenie znalazł podczas drugiego festiwalu sportowego, który dla Kirie nie miał szczęśliwego zakończenia.
- Lubię cię - szepnął w ciszę i ciemność, układając się na łóżku tak, by im obojgu było wygodnie. Kobieta w ogóle nie stawiała oporu. Gdy spała przypominała manekina, którym można do woli sterować. Albo po prostu była tak zmęczona, że nie czuła nic. - Bardzo cię lubię...
Ale nigdy nie odważyłby się tego wyznać, wpatrując się w te miętowe oczy. Dopiero co naprawiali nadszarpnięte zaufanie, utraconą relację. Gdyby Aizawa wyznał, że darzy Harunę uczuciem znacznie silniejszym, wystraszyłaby się, uciekła, znów znikając z jego życia na wiele lat, pozostawiając pustkę. Nie chciał tego i wręcz się tego obawiał. Pod żadnym pozorem nie mógł pozwolić tej relacji upaść, choćby musiał zdusić w sobie wszystkie uczucia, jakie żywił względem tej kobiety.
Nie był w liceum. Szczeniackie zauroczenie już dawno przeminęło. W wesołym miasteczku, kiedy byli na diabelskim młynie, widział jej uśmiech oraz błysk w oczach. Gdy szła za rękę z Eri, gdy poprawiała jego włosy - zrozumiał i pogodził się z tym. Zakochał się. Beznadziejnie i nieszczęśliwie. Przynajmniej tak uważał, bo przecież nie mógł wiedzieć, że stanowił obiekt zainteresowania kobiety już od gimnazjum, a wspólny czas w liceum wykorzystywała na zbliżenie się do niego przez serce. Oboje stanowili beznadziejny przypadek. O ile o miłości Haruny wiedział Hizashi, tak odnośnie Shouty mógł tylko zgadywać. Wątpliwości zniknęły w dniu wyjazdu nastoletniej Kirie. Aizawa nie płakałby jak małe dziecko za tylko przyjaciołką.
Głowa Haruny oparła się o jego klatkę piersiową. Aizawa westchnął, czując, że jego pragnienia i cierpliwość są wystawiane na naprawdę ciężką próbę. Przed laty miał takie głupawe postanowienie. Zaraz po skończeniu praktyk Haruny u bohatera numer 5, chciał jej pogratulować, zabrać do ją do ich ulubionej kociej kawiarni, którą pokazała mu w Walentynki i... wyznać swoje uczucia.
Prawdziwe szaleństwo, prawda?
- Mm... - jęknęła Haruna, uchylając lekko powieki i spojrzała na swoją ,,poduszkę''. - Cholera, przysnęłam! - szepnęła do siebie, zrywając się do siadu. Przyłożyła dłoń do czoła mężczyzny, z ulgą stwierdzając, że gorączka spadła. - Całe szczęście... Shouta? - Zamarła, widząc otwarte oczy Aizawy. - Jak się czujesz?
- Zmęczony.
- Ty zawsze jesteś zmęczony - sapnęła rozbawiona. - Pozwolę ci odpocząć, okej? Wrócę do siebie.
- Haruna. - Złapał ją na dłoń, splatając ich palce ze sobą, uniemożliwiając kobiecie wyplątanie się z uścisku. - Dziękuję za twoją opiekę.
- Daj spokój, jesteśmy przyjaciółmi, prawda? Proszę, mów, jeśli będziesz się kiedykolwiek źle czuł. - Zdecydowała się wstać, ale mężczyzna oplótł drugą rękę w jej pasie, przyciągając do siebie. - S-Shouta?
- Lubię cię - powiedział cicho.
- Hm? Co powiedziałeś?
- Lubię twoje towarzystwo...
- A... Ach! O to chodzi! Ja też lubię spędzać z tobą czas. Jak poczujesz się lepiej może pójdziemy na kawę? - Skinął głową.
Haruna odsunęła się od niego.
- Pomóc ci zmienić przepoconą koszulkę?
-Poradzę sobie.
Wychodząc z jego pokoju, posłała mu spojrzenie, jakby chciała się upewnić, że może zostawić go samemu sobie. Znikając za drzwiami, nie mogła zobaczyć jak Shouta opada z rezygnacją na poduszki, rumieniąc się cholernie. Jej obecność pobudzała go bardziej niż kawa i koiła lepiej niż spokojne melodie. Beznadziejny przypadek, a przecież był dorosły i powinien powiedzieć, co czuł, oczekując, że dojrzałość Haruny nie doprowadzi do ruiny ich przyjaźni.
W tym samym czasie Haruna osunęła się po powierzchni drzwi. Skuliła się, czując jak łzy spływają po jej twarzy. Przyciągnęła do siebie kolana i objęła je ramionami, ukrywając w nich twarz. Nerwowo przygryzła wargę. Miłość do tego mężczyzny ją dręczyła. Chciała wyjawić mu swoje uczucia, ale bała się, że znów wytknąłby jej zniknięcie, mówiąc, że mogła pomyśleć o nich wcześniej, a nie dopiero teraz.
* * *
Drugi festiwal sportowy w życiu Haruny okazał się być kulminacyjnym momentem w rozpoczynającej się karierze bohaterskiej. To właśnie wtedy oczarowała swoją zaciętością, determinacją i siłą bohatera numer 5. Chociaż dotarła do samego finału, nie było dla niej wtedy dobrego zakończenia. Przeciwnik w ostatniej walce niemal ją zmiażdżył, ale to nie on zadał ostateczny czas. Kirie nadużyła daru, zmieniając wiele wewnętrznych narządów w papier, za późno je przywracając.
Umknęła lewemu sierpowemu i gdy miała zaatakować, odskoczyła do tyłu, czując duszący ból w klatce piersiowej. Złapała się za obolałe miejsce, po czym splunęła krwią, całkowicie tracąc władanie nad własnym ciałem. Osunęła się na ziemię, oddając walkę. Stan Kirie początkowo wydawał się niebezpieczny, ale Recovery Girl ustabilizowała. Przez cały czas regeneracji Shouta i Hizashi nie opuszczali przyjaciółki, czekając aż się obudzi.
- Może się zdrzemniesz? - zapytał Hizashi przyjaciela, biorąc pod uwagę, że sam jakiś czas temu stoczył ciężką walkę i wydawał się być wykończony.
- Nie jestem zmęczony. - To było kłamstwo, ale nie zasnąłby, nie wiedząc, co się dzieje z jego przyjaciółką. - Przyniesiesz mi kawę? - Blondyn pokiwał głową, spełniając prośbę Aizawy i zostawił go samego z nieprzytomną dziewczyną.
Czasem potrafili siedzieć razem godzinami w milczeniu, ale tym razem cisza dręczyła i atakowała czarnowłosego, pragnącego usłyszeć melodyjny śmiech przyjaciółki. Nic już jej nie zagrażało, a jednak sam drżał, jakby walczyła o życie. Jej nagłe zasłabnięcie, zaskoczyło go. Chwycił ją za dłoń, opuszkiem palców głaszcząc jej gładką skórę.
- Byłaś niesamowita - przyznał cicho. - Dla mnie... wygrałaś tę walkę.
Źle się czuł, gadając tak do samego siebie, ale tylko dzięki temu nie ześwirował do końca. Mógłby powtórzyć te słowa, ponieważ to była prawda. Każdy, kto oglądał walkę Kirie, nie mógł zaprzeczyć, że nie miała szans zostać wielką bohaterką, być może jedną z najlepszych. Porażka była tylko skutkiem przeforsowania się. Aizawa, widząc jak dziewczyna jest gotowa postawić wszystko na jedną kartę, byleby zwyciężyć i udowodnić swoją siłę, poczuł nieprzyjemny uścisk w sercu. Troska zmieszana z bólem większym niż kiedykolwiek czuł. I to przez nią. Przez dziewczynę teraz spokojnie pogrążoną we śnie. Ta walka i ryzyko jej utraty, uświadomiło mu, że przekroczył zabronioną dla przyjaciół granicę. Zapragnął czegoś więcej, większej bliskości... Egoistyczne, fakt, bo nie liczył się z tym, co czuła miętowooka.
Nachylił się ku niej, uprzednio upewniając, że nikogo nie ma w pobliżu i przycisnął lekko swoje wargi do ust Haruny. Może to źle, że ich pierwszy pocałunek tak wyglądał, ale nie liczył, by dostał kiedykolwiek inną szansę.
Kiedy Yamada wrócił z kawą, ten bez słowa wyminął go, nie potrafiąc ukryć rumieńców. A wolał, by blondyn tego nie zobaczył i nie zadawał żadnych pytań.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top