20. Rozdział
- O czym chciałaś porozmawiać? - zapytał Aizawa, gdy znaleźli się sami na korytarzu.
Kobieta nie odpowiedziała, zaciskając usta. Szok sprzed paru minut jeszcze jej nie opuścił. Wyciągnął rękę, by dotknąć jej ramienia, ale zamiast tego, jego dłoń powędrowała ku jej twarzy, uważając na okulary. Kirie na chwilę zapomniała o oddychaniu, kiedy kciuk Shouty starł łzę błądzącą jeszcze w oku. Jego ciepły dotyk był tak kojący, że mimowolnie wtuliła twarz w jego dłoń, sycąc się i czerpiąc przyjemność z tej czułości. Nagle przypomniała sobie, że wciąż są na korytarzu szkolnym, a mężczyzna przed nią nie jest tak bliską osobą, przy której mogła pozwolić sobie na coś takiego. Zakłopotana cofnęła się, wpadając plecami na ścianę.
Dłoń Aizawy unosiła się w powietrzu, jakby nie dotarło do niego, co się stało. Nie wiedział, czemu ją dotknął, dlaczego ona tak zareagowała. Opuścił wolno rękę, mając jeszcze nadzieję, że Kirie chwyci ją i ponownie się w nią wtuli. Spojrzał na mocno zaczerwienioną kobietę, uznając, że na zawstydzenie reagowała tak samo jak przed laty.
- To bardzo nieodpowiedzialne - powiedziała, drugi raz tego dnia unikając jego spojrzenia. - Śpisz sobie, kiedy uczniowie robią, co chcą?
- Wykonywali zadanie - odpowiedział. No tak... dla niego to przecież było codziennością. - Przyszłaś rozmawiać o tym, jak nauczam? - spytał z lekką kąśliwością.
Haruna pokręciła głową, krzyżując ręce na piersiach, nieco się jeszcze od niego odsuwając.
- Oczywiście, że nie - prychnęła. - Byłam u dyrektora, prosząc o wyjście z Eri poza U.A. do wesołego miasteczka i...
- Odmawiam.
Przez moment kobieta nie była pewna, czy kierował to słowo do niej. Dlaczego miałby się nie zgadzać, by dziecko nie korzystało z życia i cieszyło się takimi drobnostkami?
- Ale dlaczego? - oburzyła się, nerwowo tupiąc obcasem. - Dyrektor nie ma żadnych obiekcji, o ile... ty pójdziesz z nami. - Aizawa zmrużył oczy. - Myślałam, że takie wyjście zrobi dobrze Eri. Chciałam zabrać ją, Togatę i ciebie. Tobie też zresztą by się przydało. - Ostatnie słowa wypowiedziała ciszej, ale mężczyzna doskonale ją słyszał.
- Mnie? O czym ty...
- Nie wiedziałam, że będąc bohaterem, traci się swoje człowieczeństwo - przerwała mu, mierząc go surowym, wręcz karcącym spojrzeniem. - Hizashi powiedział mi, że ciągle albo nauczasz albo pracujesz, ledwo znajdujesz czas na odpoczynek czy rozrywkę. Ja... - zawahała się - nie jestem zła, że nie mogliśmy wyjść razem, ale czy teraz odmówisz?
Znowu te gierki manipulacyjne, przez które człowiek w interakcji z Kirie odczuwałby wyrzuty sumienia. Z rozbawieniem musiał przyznać przed samym sobą, że wpadł w pułapkę już w swojej klasie, bo tak naprawdę Haruna nie wystraszyła się, widząc go w śpiworze. Będąc razem w klasie w liceum, znała go z tej strony, że potrafił spać wszędzie. Zagrała tak przed jego uczniami oraz nim samym, by łatwiej było jej przekonać go do zgody na wyjście. Nie cierpiał jej za to. A siebie jeszcze bardziej, bo dał się złapać.
Westchnął, chowając ręce do kieszeni czarnych spodni. Nie byli dziećmi, a jednak miał ochotę zdzielić ją w łeb. Sam sobie był winny, tak łatwo wpadł w sidła jej podstępu.
- Niech ci będzie - przyznał niechętnie, a dostrzegając iskry w miętowych oczach, jeszcze bardziej pożałował swojej decyzji. - Zdajesz sobie sprawę, że U.A. prowadzi sześciotygodniowy plan zajęć i wyjść możemy dopiero, jak skończę zajęcia? - Nie ostudziło to zapału kobiety, przypominającej swoją młodszą wersję. To trochę rozczuliło Aizawę, bo położył dłoń na czubku jej głowy, delikatnie mierzwiąc ciemne włosy. - Nie podziękowałem ci jeszcze za tamtą paczkę.
- Huh? - jęknęła, zbytnio zaskoczona jego gestem, by logicznie myśleć. - Pamiętasz o tym jeszcze? - Dziwne spojrzenie mężczyzny było jedyną odpowiedzią. - Ty przyniosłeś mi obiad... prawie, jak za dawnych czasów, co? - zachichotała, strzepując z siebie dłoń czarnowłosego. - W takim razie, jesteśmy umówieni. - Puściła mu oczko, odchodząc.
Kiedy zniknęła za rogiem, odruchowo zasłonił usta dłonią, uśmiechając się szeroko. Ta kobieta... nie zmieniła się zupełnie! I za to... zawsze ją uwielbiał. I za nią tęsknił. Wprost powiedział, że jej nie nienawidzi, ale nie potrafi wybaczyć odejścia. Prawda była taka, że bardzo chciał zapomnieć o przeszłości, ale jej widok przypominał mu tylko przeszłość, której trochę się wstydził. Pokręcił głową, znów przybierając znudzony wyraz twarzy.
- Koniec czasu - odezwał się do swojej klasy. - Midoriya, przedstawiasz pierwszy.
* * *
Z jakiegoś powodu wszyscy traktowali Kirie, jakby już nie była częścią tej klasy, chociaż do niedawna osaczali ją z każdej strony. Uwielbiali jej towarzystwo, uśmiech i cenili obecność. Yamada wolał myśleć, że tak znoszą wewnętrzny ból po odejściu tak ważnego elementu tworzącego ich zespół. Ich klasę. Aizawa ignorował marudzącego blondyna, obiecując sobie, że po zajęciach wstąpi do Kirie, jeszcze raz próbując nawiązać rozmowę.
Ostatnim razem nie otworzyła mu drzwi od pokoju, a nie mając pewności, czy dziewczyna go słucha, darował sobie wielkie słowa. Równo z dzwonkiem opuścił klasę, a Hizashi podążył tuż za nim, mając taki sam pomysł. Prędko zmienili buty i opuścili teren szkoły, kierując się pod adres przyjaciółki. Stanęli przed blokiem dziewczyny, ignorując mijający ich granatowy samochód. Zapukali, ale nikt nie odpowiedział.
- Pani Kirie! - wydarł się Yamada, dobijając się do drzwi. - Haru! To my! Wpuść nas!
Aizawa odczuwał dziwny niepokój, próbując spojrzeć, czy gdzieś w pobliżu nie krząta się jej ojciec, często pracujący na świeżym powietrzu.
- Chyba nikogo nie ma... - westchnął rozczarowany blondyn, jeszcze kilka razy pukając i dzwoniąc dzwonkiem. - Haaaalooo!
Drzwi po prawej stronie skrzypnęły, otwierając się, a z nich wychylił się starszy mężczyzna z krótką brodą. Zmierzył głośnego młodzieńca nieprzychylnym spojrzeniem, ostatecznie zwracając się do tego cichszego, którego kojarzył z widzenia. Często spotykał go, czekającego na jego młodszą sąsiadkę. Od razu łapiąc, że są jej bliskimi przyjaciółmi, nie miał dla nich dobrych wiadomości.
- Przestań się tak wydzierać, chłopie! - oburzył się staruszek. - Nikt ci już nie otworzy.
- Co ma pan na myśli? - zapytał, zaciekawiony Shouta, ściągając nisko brwi. Obawiał się tego, co starzec miał im do powiedzenia. - Jak to ,,nikt już nie otworzy''?
- Wyprowadzili się.
Aizawa zamarł, słysząc te słowa. Zastanawiał się, czy po prostu się nie przesłyszał. Jednak dostrzegając podobny szok na twarzy Yamady, wiedział, że usłyszał dobrze. Kirie Haruna się wyprowadziła, bez słowa, bez pożegnania. Zostawiła ich... Hizashi osunął się na kolana, zaciskając dłonie na wycieraczce do niedawna należącej do państwa Kirie. Kręcił głową, nie dowierzając. Szukał logicznego wyjaśnienia, ale nie potrafił go znaleźć. Ratunku poszukał u Shouty, równie zmieszanego, co on. Starszy sąsiad nie wiedział, gdzie rodzina się wyniosła, a nie mając nic do powiedzenia, zamknął za sobą drzwi.
Między szlochem Hizashi'ego, Shouta słyszał jak jego własne serce się kruszy. Wizja, której od dawna się obawiał, spełniła się. Haruna zniknęła z ich życia tak gwałtownie, że zostawiła ogromną dziurę i pustkę. Myśl, że więcej nie usłyszy jej śmiechu, nie spojrzy w miętowe oczy, które tylko powierzchownie wydawały się zimne, niszczyła go. Przypomniał sobie granatowy pojazd, który niedawno ich mijał... to był samochód ojca Haruny. Aizawa ściągnął plecak z ramienia, rozpoczynając szaleńczy bieg.
,,Nie odchodź'' - powtarzał sobie w myślach.
Biegł tak szybko, jak potrafił, wierząc, że jeśli się postara dogoni samochód i przekona Harunę do nie znikania z jego życia. Nie chciał tego. Tak bardzo tego nie chciał.
,,Nie zostawiaj mnie''.
Omal nie wpadł pod samochód na skrzyżowaniu, ledwo zdołał się zatrzymać. Prosta droga się skończyła i nie miał pojęcia, w którą stronę powinien biec. Oparł dłonie na zgiętych kolanach, próbując złapać oddech.
Odeszła. Zniknęła. Zostawiła go.
- Shouta? - Odwrócił się gwałtownie, będąc przekonanym, że to Haruna stała za nim i przygląda mu się. Obejrzał się za siebie, bo wierzył, że zobaczy jej szeroki uśmiech. Zamiast tego widział tylko łzy Yamady. - Odeszła...
Musiał to przyznać. I zaakceptować. Kirie Haruna... Haru, postanowiła zniknąć. Po twarzy Aizawy spłynęła łza, potem następna. W otępieniu wpatrywał się w przyjaciela. Pociągnął nosem, ignorując ludzi, którzy ich mijali. Płakał. Pozwolił sobie na tę rozpacz, bo rozsadzała go od środka. Jego Haruna, najlepsza przyjaciółka, osoba, która wierzyła w niego ze wszystkich najbardziej i widziała w nim kogoś, kto mógł zostać wielkim bohaterem i kimś, na kim ludzie będą mogli polegać - porzuciła go.
To go niszczyło. Poczuł przez moment, że umiera.
Tylko czyjeś ramiona nie pozwoliły mu się rozsypać całkowicie. Oparł czoło na przyjacielu, który również płakał.
- Jestem tu, bro... - szepnął Yamada. - Przejdziemy przez to razem... - załkał. - Ona... nie wróci, prawda?
- Nie.
,,Nie wróci do mnie...''
* * *
- Ne, ne, Shouta!
Chłopak odwrócił się w stronę źródła głosu. Wywrócił oczami, wyciągając przed siebie rękę z parasolką, pod którą wcisnęła się także dziewczyna. Nie przeszkadzało mu to, że napierała całym bokiem na niego. Pomimo kurtki przeciwdeszczowej czuł bijące od niej ciepło.
- Idziesz już do domu? - zapytała. Odpowiedziało jej ciche mruknięcie. - Mogę wrócić z tobą?
- Po prostu chcesz się moją parasolkę.
- Nieprawda! - zaśmiała się, obejmując jego ramię. - Po prostu przyjaciele powinni razem wracać!
Nie protestował. Nie zwrócił także uwagi na to, jak mocno wtulała się w niego, chcąc zaczerpnąć jego własnego ciepła. Tamtego dnia bardzo padało i nikt normalny nie wychylałby się na tak paskudną pogodę. Z szarych chmur spadała kropla za kroplą, zalewając ulice i mocząc ludzi do suchej nitki. W pospiechu mijali obskurną uliczkę za uliczką, aż w pewnym momencie Haruna nagle przystanęła, ciągnąc chłopaka za sobą. Spojrzał na nią zaskoczony.
Haruna puściła go, wbiegając w głąb uliczki, a on jak idiota podążył za nią. Zobaczył ją przed kartonem. Kucała i w coś się wpatrywała, nie zważając, że sama moknie. Jej włosy w kolorze jagód oblepiły jej twarz i kark.
- Zobacz... ktoś go porzucił. - Wyciągnęła z kartonowego pudła czarnobiałego, wychudzonego kociaka. - Biedaczek... - Aizawa przystanął obok niej, zasłaniając całą ich trójkę parasolką, z czego większa jej część chroniła przed deszczem kota i dziewczynę. Jego ramię szybko przemokło. - Jak można tak kogoś porzucić...
- Co zamierzasz z nim zrobić? - spytał, głaszcząc zwierzątko.
- Zabiorę go ze sobą! - odparła stanowczo, przytulając kota do piersi. - Nikt na tym świecie nie powinien być samotny!
* * *
Aizawa postukał plikiem kartek o biurko, wyrównując je. W końcu jego klasa wyszła do stołówki, dając mu chwilę wytchnienia. Nie do końca pamiętał, o czym było ich zadanie, bo przez całą lekcję dręczyły go wspomnienia.
- Nie byłaś w stanie porzucić tamtego kotka - mruknął do siebie, odczuwając podobny ból, jak czternaście lat temu. - A jednak nas porzuciłaś, Kirie.
- Shouta? - Usłyszał znajomy głos i odwrócił się w stronę wejścia do klasy, gdzie stał Present MIc. - Znam ten wyraz twarzy... - sapnął, siląc się na uśmiech. - Ona wróciła, Shouta. Wróciła - powtórzył.
- Na jak długo, Hizashi? - spytał i wyminął przyjaciela.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top