15. Rozdział
- Haru? Co ty tu robisz?
Kobieta jęknęła, żałując, że ze wszystkich ludzi trafiła akurat na Present Mica. Mężczyzna otworzył szeroko usta, omal nie krzycząc na widok ogromnej dziury zionącej w boku kobiety. Obyło się bez krwi i widoku wnętrzności, ponieważ przypominało to bardziej podartą kartkę. Hizashi dopadł do niej jak dzikie zwierzę, złapał ją za ramiona, uważnie oglądając przykry stan przyjaciółki. Kto ośmielił się zaatakować ją na terenie U.A.?
- Co ci się stało?! Haru, czy ty...
Zatkała mu usta dłonią, nie dopuszczając na wylanie słowotoku. Nie miała do tego głowy. Krótko opowiedziała o dyscyplinarnej walce z nierozgarniętym i agresywnym bachorem, informując Yamadę, że nie może z nim teraz rozmawiać, bo natychmiast potrzebowała makulatury. Z przykrością przez prośbę Midnight odpuściła sobie także obiad, na co jej żołądek podjął głośny strajk. Zostawiła zmieszanego przyjaciela, chcąc jak najszybciej załatać dziurę. Sam widok przyprawiał o mdłości.
Do pokoju wparowała niczym burza, zaczynając odczuwać ból jak przy prawdziwej ranie. Odszukała niezapisany zeszyt i zaczęła wyrywać kartki, od razu przykładając je do dziury. Papier scalał się z ciałem kobiety, która zaczynała odczuwać przyjemną ulgę. Wzięła głęboki wdech, a potem wydech, rozciągając się wygodnie na łóżku. Tamten przeklęty dzieciak posiadał naprawdę potężny dar. Może i mógł siłą wdrapać się na szczyt, ale charakter pozostawiał wiele do życzenia. Bohater nie wykrzykuje takiej ilości bluźnierstw i nie obiecuje śmierci swoim wrogom, bardziej pasowało to do profilu złoczyńcy. A przecież to nie nim pragnął zostać chłopak.
Brzuch Haruny wydał z siebie głośny ryk, przypominający górskiego potwora. Ależ była głodna. Rano zjadła skromne śniadanie, myśląc, że obiad wszystko wynagrodzi, ach, jak była naiwna. Nie chciało jej się szukać telefonu, więc nie zadzwoniła po pizzę czy inny fastfood. Dłonie błądziły po boku, który jeszcze niedawno był rozerwany.
- Jeeeść... - mruknęła sama do siebie, ostatni raz godząc się na wyręczanie leniwych nauczycieli. Przez to wszystko nie zdążyła nawet załamać się, że została wysłana do Aizawy. Czemu nikt jej mentalnie nie przygotował na spotkanie z czarnowłosym? - Przynajmniej mogłam pokazać mu, na co mnie stać. - Uśmiechnęła się, żałując, że nie widziała jego miny. Na pewno był pod wrażeniem. Przynajmniej tak sobie wmawiałam. - Duuuupek... - zanuciła pod nosem.
* * *
Aizawa zakończył na dziś lekcje. Postanowił spędzić trochę czasu z Eri i przy okazji sprawdzić, czego ciekawego nauczyła ją dziś Kirie. Już dawno przywykł do obecności dziewczynki w swoim życiu, nieraz obdarowując ją ojcowską troską. Sam nie posiadał dzieci i wątpił, by ten stan rzeczy kiedyś uległ zmianie, biorąc pod uwagę jego styl życia, czy samo bycie bohaterem. Szczerze dziwił się, jak inni profesjonaliści godzili życie rodzinne z obowiązkami stróżów prawa. Podrapał się po karku, przystając przed drzwiami sześciolatki. Zapukał, szanując jej prywatność, a potem w drzwiach stanęła Eri, na jego widok szeroko się uśmiechając.
- Cześć, Eri - przywitał się. - Mogę wejść?
- T-tak!
Dziewczynka chwyciła mężczyznę za rękę, wprowadzając do swojego pokoju. Na widok pluszowych kociaków, zapragnął kupić ich jeszcze więcej, chcąc uszczęśliwić to dziecko. Za bardzo się do niej przyzwyczajał, w czym nie widział problemu. Przysiadł na różowej kanapie. Wszystko tu było niemal różowe, bo najwidoczniej ten kolor bardzo podobał się Eri, chociaż nie brakowało tu zielonych akcentów, co pewnie kojarzyło jej się z Midoriyą.
- Jak dzisiejsze zajęcia?
- Och... Pani Haruna jest taka dla mnie dobra - wymamrotała, nieco zawstydzona. - Zgodziła się na zajęcia plastyczne! Cały dzień wycinałyśmy i kleiłyśmy figurki z papieru. - Na potwierdzenie swoich słów podała czarnowłosemu dwie figurki przedstawiające kota, a drugie chyba miało być koniem. - Podobają się panu? Ten kotek... jest dla pana.
Aizawa wziął do ręki różowego kota, obserwując go z zaskakującą łagodnością. Prezent dla niego od Eri...
- Dziękuję ci, Eri, będę o niego dbał - powiedział do dziewczynki, kładąc dłoń na jej główce, delikatnie głaszcząc. Jak o najcenniejszy skarb, dodał w myślach. Naprawdę doceniał to, że podczas zajęć z Haruną zawsze myślała także o nim. Ostatnio dostał od niej rysunek z jego podobizną, trzymającego narysowaną Eri za rękę. - Czyli rozumiem, że lubisz Kirie?
Ta pokiwała głową, szukając czegoś w szafie, nucąc pod nosem dziwnie znajomą melodię Aizawie.
- Swe oczy zmruż... zachodzi słońce już. Uśmiechnij się... Tu nikt nie skrzywdzi cię. Poranek znów... ważne byś był cały i zdrów... - zaśpiewała cichutko Eri, wyciągając z szafy gitarę. - Pani Haruna zostawiła to tutaj, czy powinnam jej to odnieść czy zostawić?
Ale mężczyzna nie odpowiedział na pytanie dziecka, skupiając się na usłyszanych słowach. Pamiętał je, aż za dobrze... Spojrzał na Eri.
- Gdzie usłyszałaś tę piosenkę?
- Pani Haruna ją dla mnie dziś zagrała - odparła z lekkim uśmiechem. - Powiedziała, że mama śpiewała jej to, jako kołysankę.
Kołysankę, huh?
* * *
Kolejny upalny dzień sprawiał, że młodemu Aizawie odechciewało się wszystkiego. Wykorzystując okienko między zajęciami, ponieważ nauczyciel dostał nagłe wezwanie, udał się na dach, gdzie zwykł spędzać dłuższe przerwy i spać. Od pewnego czasu nie tylko on tu przesiadywał, ale także bardzo hałaśliwa, irytująca dwójka, która nie pojmowała słów ,,chcę być sam''. Niestety oboje nie rozumieli tak prostego przesłania, przez co był skazany na ich towarzystwo. Shouta ułożył się wygodnie, opierając głowę na swoim plecaku, ignorując stanowczo za głośną rozmowę Yamady z Kirie. Ten pierwszy ze względu na swój dar miał tak donośny głos, że ciągłe upominanie o mówieniu ze trzy tony ciszej stało się bezskuteczne.
W końcu Yamada wstał, otrzepując spodnie z niewidzialnego kurzu i spojrzał na swoich przyjaciół z wesołym uśmieszkiem.
- Idę do sklepiku po napój, chcecie coś?
- Sok żurawinowy - odpowiedziała Haruna, wygładzając spódniczkę i nie spoglądając na chłopaka.
- Święty spokój - mruknął Aizawa, na co Hizashi zachichotał i poszedł do sklepiku.
Dziewczyna spoglądała na leżącego płasko czarnowłosego, cicho przełykając ślinę. Kiedy zaczęła częściej rozmawiać z Shoutą, zaprzyjaźniła się także z Yamadą. Nie pamiętała momentu, gdy stali się zgraną paczką i każdą wolną chwilę spędzali we trójkę. Akurat ich towarzystwo najlepiej działało na Kirie.
- Nie możesz spać? - zapytała, widząc wciąż drgające nerwowo brwi kolegi. Mruknął coś niezrozumiałego. - Chodź tutaj. - Chłopak otworzył oczy, zaszczycając ją przenikliwym spojrzeniem.
Odskoczył od niej jak poparzony, uświadamiając sobie, co mu proponowała. Mimowolnie jego policzki zrobiły się nieco różowe, co przez czarne, nieco dłuższe włosy na szczęście nie było aż tak widoczne. Ze zdenerwowaniem obserwował, jak dziewczyna klepie swoje uda z niewinnym uśmieszkiem, jakby wcale nie proponowała mu... dobra, nie składała mu niemoralnej propozycji, ale jeszcze nigdy nie był tak blisko żadnej dziewczyny, a ona...
- Połóż się na moich kolanach - odezwała się, jakby to było oczywiste. - Będzie ci wygodniej.
Przez moment toczyli walkę na spojrzenia, ale Aizawa w końcu poległ, uznając, że jest zbyt zmęczony, aby protestować. Nieznacznie zbliżył się do koleżanki i niechętnie ułożył na kolanach, starając się nie myśleć, jak blisko niej był, jak bardzo źle musiało to wyglądać dla osób trzecich. Większe zażenowanie ogarnęło go, kiedy Haruna zaczęła odgarniać jego czarne kosmyki z czoła, delikatnie bawiąc się końcówkami. Powstrzymał się przed złapaniem ją za nadgarstek, ponieważ to było... całkiem przyjemne.
Pozwolił sobie na taką małą pieszczotę z jej strony, chcąc zasnąć. Ale obecność miętowookiej i ich nagła bliskość działały na niego zbyt pobudzająco. Mimo to nie odważył się otworzyć oczu.
- Wciąż pamiętam łzy, kiedy powiedziałam ci, że już nigdy nie opuszczę cię... - zanuciła, nieświadomie przyspieszając akcję serca kolegi. - Gdy wszystkie cienie ćmiły twoje światło... I błagałeś proszę cię, nie zostawiaj mnie...
Spodobał mu się jej głos i łagodność, z jaką śpiewała. W ogóle nie przypominała swojej krzykliwej, wciąż śmiejącej się wersji. Delikatność zawarta w spokojnej kołysance, działała naprawdę kojąco i mógł jej słuchać godzinami. Zawsze, kiedy zasypiał. Kołysanka w połączeniu z jej palcami ostrożnie muskającymi jego twarz, gdy zgarniała kolejne kosmyki, doprowadzała go do dziwnego stanu. Nie potrafił tego nazwać, ale wiedział, że jest mu teraz dobrze i z wielką chęcią pogrąży się we śnie.
W końcu jego oddech się wyrównał, co Haruna odebrała, jako znak, że Aizawa zasnął. Nie przestała nucić pod nosem linii melodycznej kołysanki ani bawić się jego włosami. Drugiej szansy na taką bliskość mogła nie dostać.
- Oi! Już jestem! - wydarł się Hizashi, ponownie wbiegając na dach. Zamilkł, widząc nietypową scenę i palec wskazujący na ustach Kirie, nakazując mu zachowanie ciszy. - Przegapiłem coś?
- Aizawa nie mógł zasnąć przez nasze głośne rozmowy, więc mu to teraz wynagrodziłam - odpowiedziała z uśmiechem. - Masz mój sok?
- No jasne, girl! - Podał jej ulubiony napój. - Hikaru z drugiej klasy bohaterstwa cię szukał.
- Hikaru? Ten z darem siłowym o ładnym uśmiechu?
- Czy ja wiem, czy takim ładnym - fuknął z udawaną urazą Hizashi. - My z Shoutą uśmiechamy się sto razy lepiej.
- Jak się uśmiechacie to małe dzieci płaczą - zaśmiała się cicho dziewczyna, dbając o to, by nie obudzić chłopaka śpiącego na jej kolanach. - Jeżeli mu zależy to poczeka. Nigdzie się stąd teraz nie ruszam. - Znów pogłaskała ciemne włosy Aizawy.
Nie zdawała sobie sprawy, że mimo wszystko Shouta już nie spał.
* * *
- Przepraszam, Eri... muszę coś zrobić, przyjdę później poczytać ci bajkę do snu, zgoda? - zapytał, wstając z kanapy, na co dziewczynka z ochotą pokiwała główką. - Możesz wybrać bajkę.
Opuścił sypialnię dziecka, zmierzając do stołówki U.A., licząc, że Lunch-Rush zachował coś jeszcze z dzisiejszego obiadu. Powinien coś dziś naprawić i wyjaśnić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top