Cały on

Czterdzieści dziewięć, pięćdziesiąt, pięćdziesiąt jeden...

- Nie dam rady- jęknęłam przeciągle, nie mogąc złapać oddechu. To była szósta seria brzuszków. Clint tylko się roześmiał.

- Jedziesz, jedziesz, Młoda. To najlżejszy trening, jaki mogę ci zaoferować.

- Najlżejszy? Matko, też byłabym superbohaterem, gdybym potrafiła zrobić coś gorszego- skomentowałam szczerze, ocierając pot płynący po mojej skroni. Położyłam się wygodniej i postanowiłam, że już nie wstaję z podłogi.

Od dwóch godzin ćwiczyliśmy górne partie ciała. Sokole oko zabrał mnie na swoje prywatne szkolenie, służące do podtrzymania sprawności fizycznej. Miałam autentycznie dosyć. Bolało mnie wszystko i bałam się, że jutro nie będę mogła się ruszyć.

- To zrobimy przerwę.- Beztrosko spoczął obok mnie, nie będąc choćby w połowie tak zmęczonym, jak ja.- Masz słabą kondycję.

- Słabą? SŁABĄ? Jak na zwykłego człowieka mam wspaniałą kondycję, mój drogi panie. Normalna osoba nie wykonałaby nawet jednej piątej tych twoich durnych tortur, a ja dobrnęłam...- zacięłam się, nie wiedząc właściwie ile mi zostało.

- Prawie do końca- przyznał. Wydałam z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, podkreślający agonię minionej godziny. 

- Zabij mnie- rzuciłam poddańczo, osłaniając oczy dłońmi. Ponownie zareagował śmiechem.

- Nie jest tak tragicznie.

- Jutro będziesz mnie wszędzie nosił na plecach, gwarantuję- wymamrotałam cicho, oddychając głęboko. Co mi odbiło, że z nim poszłam?

- Nie przesadzaj, przyda ci się to. Całe dnie leżysz odłogiem.

- Lalalala- zacisnęłam powieki, udając, że go nie słyszę.

- Chciałem z tobą o czymś pomówić- wtrącił nagle, odrobinę zakłopotany swoimi słowami. Zaciekawił mnie, więc z trudem podniosłam się do siadu.- Chodzi o Lokiego.

- Co z nim?- Uniosłam brew, analizując w głowie trzy tysiące scenariuszy. Chciał mi zrobić moralizatorską pogadankę czy coś się stało?

- Spędzasz z nim dużo czasu.

- Taaak...- przeciągnęłam, niepewna do czego tym nawiązuje.

- Uważaj na niego, dobra? W sensie, nie ma swoich dawnych zdolności, ale gdyby dać mu broń to nie wątpię, że przynajmniej najbardziej denerwujące go osoby - nie żyłyby. Nie zmienił się.

- Hm. Ja, Anthony, Thor i... Steve- wyliczyłam skrupulatnie.

- Co?

- No, bylibyśmy martwi.- Może Oko wcale nie był tak inteligentny jak mi się wydawało?

- A Bruce?- zapytał z fałszywą troską. 

- Niee. Loki wspominał coś o tym, jak tamten nim poniewierał i wgniótł go w ziemię, jednak po moich namowach sam przyznał, że należało mu się.- To stwierdzenie ewidentnie zbiło Clinta z tropu.

- Powiedział to?

- No tak. Inaczej po co bym to przytaczała? Słuchaj, on nie jest taki za jakiego go macie. Jasne, ma swoje agresywne odzywki i nie jest aniołkiem. Nigdy nie będzie. Mimo to nie jest również złoczyńcą. Zrozumiał swój błąd, drugi raz raczej go nie popełni. Będzie uprzykrzał wam życie, bo zwyczajnie sprawia mu to frajdę. Każdy ma jakieś hobby. Twoim jest katowanie niewinnych kobiet na siłowni- parsknęłam, a mężczyzna odpowiedział mi połową uśmiechu. Skinął, nie wracając ponownie do tematu, chociaż wyraźnie miał potrzebę.

- Dawaj, dokończymy.- I kto tu jest sadystą?


Przesunęłam pionek skośnie, zbijając konia Banner'a.

- Przegrywasz, Staruszku.- Zestrzeliłam go pistoletem z palców na co spojrzał pobłażliwie i bez wysiłku zabrał niemal najważniejszą z moich figur.- C-co... jak...

- Przegrywasz, Młoda.- Odwzajemnił mój poprzedni gest z widocznym zadowoleniem.

- W co gracie?- zagadnął Thor, zjawiając się niespodziewanie tuż za mną.

- Szachy- odpowiedziałam mu cierpliwie, obserwując jak Bruce bierze kolejne z moich pionków.- Już mnie to nie bawi.

- A kiedyś bawiło?- dopytał radośnie mój przeciwnik. Dojrzale pokazałam mu język.

- Wygląda na skomplikowane.- Bóg wisząc nade mną przyglądał się rozgrywce, póki naukowiec nie rozłożył mnie na łopatki.- Nie dziwne, że z nim przegrałaś.

- Też mnie to nie dziwi- margnęłam z przekąsem, godząc się z przerażającym IQ Bruce'a.- Co robimy teraz?

- Muszę wracać do laboratorium.- Skrzywił się, odstępując od stolika.

- Serio? Rzadko tu bywasz, a strasznie lubię się z tobą bawić- pisnęłam jak mała, zawiedziona dziewczynka. Poczochrał mnie po włosach na pożegnanie.

- Ja z tobą też, ale niestety, obowiązki. Jak znajdę chwilę to dam ci znać. Na razie. Thor.- Uścisnęli sobie ręce i Banner wyszedł. 

- Co można robić z tobą?- zaczepiłam blondyna, póki przy mnie stał. Biło od niego jakieś ciepło charakteru.

- Wybacz, jestem tu dosłownie na moment. Czekam, aż Jane znajdzie dla mnie parę minut, także zaraz do niej lecę. Poszukaj Iron Man'a. 

- Siedzi w warsztacie- burknęłam ponuro. Nie mogłam tam wejść. Nikt mi co prawda nie zabraniał, jednakże nie chciałam robić wokół siebie podejrzeń, skoro już dwójka ludzi wiedziała o mojej tajemnicy.

- A Natasha?

- Nie ma jej dziś w wieży. Miała jakieś spotkanie. 

- Pozostaje ci Rogers lub mój brat.- Podrapał się po tyle czaszki. Chyba wszyscy zauważyli jak Steve się wobec mnie zachowuje.- Z dwojga złego, poszukałbym Lokiego.

- Wiem gdzie jest. Nie mogę ciągle zawracać mu tyłka, bo potem narzeka, że nie ma kiedy czytać, a moja twarz prześladuje go w koszmarach. 

- Cały on- roześmiał się serdecznie, jakbym powiedziała coś zupełnie oczywistego.- Zbieram się, powodzenia.- Poklepał mnie po ramieniu, po czym wyszedł na balkon, by odlecieć dzięki mocy młota. Fajna zabawka. 

Przetransportowałam się na kanapę i włączyłam pierwszy lepszy film z DVD. Nie poświęcałam mu jednak zbyt dużo uwagi. Telewizja mnie nudziła. 

- Co tam ciekawego oglądasz?- rzucił na powitanie Kapitan Ameryka, przysiadając się do mnie. Przezornie zachował rozsądny odstęp, jak na dżentelmena przystało.

- Nie mam pojęcia, nie potrafię się na tym skupić.

- Wygląda jak "Zakochany Nowy Jork"- podpowiedział mi. Chwilę wypełnioną konsternacją poświęciłam na zastanawianie się kto im kupuje te filmy. 

- Możliwe.

- Nie masz co robić? Jeśli chcesz możemy się gdzieś przejść. Niedaleko jest wesołe miasteczko- zaoferował ochoczo. Urocze z jego strony, lecz nie widziałam się raczej w roli randki dla przedwojennego eksperymentu. Nie mój typ, mimo sympatii, jaką do niego żywiłam. 

- Dziękuję, ale pójdę się położyć. Clint dał mi dzisiaj ostro popalić na treningu.

- Oh. Okej. Innym razem?

- Zobaczymy.- Wykrzywiłam się pokrzepiająco, zanim wstałam i opuściłam pokój.

Miałam przeczucie, że swoją ulubioną osobę znajdę przy oknie, więc tam się udałam. Oczywiście znalazłam go, zaczytanego w jakiejś grubej książce. Nie chciałam przeszkadzać. Po minucie obserwowania go i układania strategii uznałam, że wrócę do siebie.

- O co ci chodzi?- warknął, kiedy zrobiłam pierwszy krok w tył. Nawet nie zerknął w moim kierunku.

- Musi zaraz o coś chodzić? Chciałam sprawdzić jaką mamy pogodę- skłamałam, udając śmiertelnie obrażoną. 

- Ponuro, zimno, pada. Taką jak lubię. Z mojej twarzy jej nie wyczytasz, toteż nie wiem w jakim celu się na nią gapisz.- Podniósł chłodny wzrok, przeszywając mnie na wylot jego intensywnością. Mimowolnie się zarumieniłam. Jak on to robił?

- Nie miałam co robić- przyznałam.

- To akurat rozumiem- prychnął, wracając do lektury. Wyciągnął do mnie książkę, którą miał w zanadrzu obok siebie, wysyłając nieme zaproszenie.

- Dziękuję, Ponuraku.- Przyjęłam podarunek i umościłam się na swoim miejscu, luźno opierając kolana o jego łydki. Mogłam siedzieć w ten sposób do późnego wieczora.


---------

Po pierwsze: wstawienie tego rozdziału nie oznacza, że szybko pojawią się kolejne. Akurat miałam wolniejszą chwilę na poprawki, a tekst był łatwy, więc udało się coś spłodzić, ale to tyle. Studia nieco utrudniają, blokada też robi swoje. Proszę, nie pytajcie kiedy następny, bo naprawdę nie mam pojęcia. 

Po drugie: wybaczcie, że po takim czasie wrzucam wam rozdział "zapychacz", ale niestety na taki właśnie wypadło. Pocieszcie się, że rzuca światło na uczucia Sarah czy coś. 

Kocham was, dziękuję za nieustający odzew.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top