Mroczny ratownik

Młoda dziewczyna szła przez ciemny las. Miała długie blond włosy z krwiście czerwonymi końcówkami oraz ciemnobrązowe oczy. Nosiła na sobie czarny strój baletnicy ubrudzony krwią, bez tutu i czarne kozaki za kolano z małym obcasem.

W jednej ręce trzymała zakrwawiony sztylet, a w drugiej mocno pokiereszowane zwłoki małej, na oko 6-letniej dziewczynki. Łapczywie spiajała krew z jej ran. Uwielbiała smak krwi.

Szła przed siebie w stronę małej leśnej chatki, która znalazła jakiś czas temu. Las był cichy i ciemny ze względu na późną porę, ale dziewczynie to nie przeszkadzało. Szła już tą drogą kilka razy wracając z podlowania. Po jakimś czasie oderwała usta od rany i zaczęła mówić do zwłok:

- Widzisz Ginger? Mówiłam ci, że indywidualne lekcje baletu są bardziej opłacalne. Twoja krew jest taka skłodka. Hahahahaha! - zaśmiała się psychopatycznie wracając do wysysania krwi z ran dziecka.

Zostawiała za sobą ślad z krwi, ale nie przejmowała się tym. Nikt nie zapuszcza się tak głęboko w las, myślała. Nagle usłyszała szelest liści na ścieżce za sobą.

Odwróciła się błyskawicznie podnosząc sztylet, gotowa w razie potrzeby zabić ewentualnego napastnika, lecz kiedy w pełni się odwróciła ujrzała przed sobą gigantyczną w jej mniemaniu niedźwiedzicę, co gorsza z młodym u boku. Najwyraźniej przyciągnął ich zapach krwi. Nastolatka próbowała powoli się wycofać, nie puszczając przy tym zwłok dziewczynki.

Jednak po chwili niedźwiedzica ruszyła na nią i próbowała zadać cios łapą, lecz dziewczynie udało się odskoczyć. Niestety poleciała prosto w drewo i nabiła sobie ramię na jakąś gałąź. Przy okazji opuściła swoją ofiarę, jednak niedźwiedzia nie zwróciła na nią większej uwagi i zaczęła podchodzić do natolatki.

Dziewczyna była w niekorzystnej sytuacji, jej ramie było niesprawne, a sztylet poleciał na ziemię. Nie miała też szans na ucieczkę przed wielkim niedźwiedziem. Po chwili zwierzę stanęło przed nią i podniosło się na tylne łapy gotowe zaatakować pazurami.

Dziewczyna zamknęła szybko oczy i przygotowała się na cios. Po chwili usłyszała głośny ryk, a na jej twarz prysnęła krew, jednak... dziewczyna nie czuła bólu. Nie otwierając oczu zlizała szybko krew z górnej wargi. Nie była ona ludzka, a na pewno nie była to jej krew. Powoli otworzyła oczy i zobaczyła skąd pochodzi szkarłatna ciecz.

Niedźwiedzica stała przed nią, a z jej piersi wystawiał spornych rozmiarów, czarny kolec. Wydawał się być zrobiony z czarnego lodu. Po chwili cofnął się, a truchło zwierzęcia, teraz już przez nic nie podtrzymywanie upadło na ziemię. Jej młodego, nie było widać nigdzie w pobliżu.

Dziewczyna rozejzała się i dostrzegła ubranego ma czarno, blond włosego chłopaka, stojącego w cieniu drzew. Patrzył na nią zimnym, przeszywającym wzrokiem. Dziewczyna jak najszybciej złapała zdrową ręką swój sztylet z ziemi. Z drugiej leciało sporo krwi i nie mogła nią ruszać.

- K-kim jesteś?! - zająkała się. Przed chwilą go tu jeszcze nie było.

- Obecnie nie powinno cię to obchodzić Suzan. Masz większe problemy na głowie - wskazał jej ramie. Jednak dziewczyna zwróciła uwagę na coś innego.

- Wiesz kim jestem? - zapytała nieufnie.

- Suzan Mayers, uczennica szkoły baletowej, od dwóch miesięcy znana jako Bloody Suu lub Psychiczna Wampirzyca. Ofiary pozbawione krwii, ciężko poranione ostrym narzędziem. Zabiłaś swoich opiekunów zastepczych i koleżankę ze szkoły. Od tego czasu polujesz na przypadkowych ludzi i wypijasz ich krew. Aż tak ci smakuje? - mówiąc to powoli zbliżał się do Suzan, jednak zatrzymał się obok zwłok niedźwiedzia i zaczął je oglądać, stojąc tyłem do dziewczyny.

Ta zaczęła panikować. Nie wie kim jest ten chłopak, ale on wie o niej o wiele więcej niż powinien. Nie może pozwolić mu odejść z tymi informacjami. Wstała powoli i skoczyła w stronę, jak miała nadzieję, nic nie spodziewającego się chłopaka. Wbiła swój sztylet w miejsce na jego plecach, gdzie powinno być serce.

Spodziewała się widoku tryskającej krwi, lecz zamist tego z rany zaczął się sączyć czarny, gęsty płyn. Dziewczyna puściła sztylet, zostawiając go w ranie i nagle poczuła, że coś ciągnie ją za ręce do tyłu. Poczuła mocny ból, w zranionej rece i zdążyła zobaczy, że jej rece są trzymane przez dwie czarne macki, wypływające z czarnych plam na drzewach obok niej. Jednak po chwili identyczne kałuże pojawiły się na ziemi obok miejsca gdzie stała. Dwie zablokowały jej nogi, a z pozostałych wystrzeliły czarne kolce, które zatrzymały się na ciele dziewczyny blokując każdy jej ruch. Czuła ból w miejscach, gdzie kolce wbijały się w jej ciało. Próbowała ruszyć zdrową ręką, ale tylko wbiła ją bardziej na kolec, powodując niewielki krwotok.

Wtedy Suzan zrozumiała. To ten chłopak zabił niedźwiedzicę. On zdecydownie nie był zwyczajny. A ona go właśnie zaatakowała.

- To nie było zbyt mądre - powiedział odwracając się w jej stronę. Na jego twarzy malowała się irytacja - Zaatakować jedyną osobę, która może ci pomóc w obecnej sytuacji. Teraz posłuchaj mnie dobrze, mam dziś zły dzień, Kreator mnie wkurzył i nie mam ochoty się z Tobą męczyć. Więc powiedz, czy chesz żebym ci pomógł, czy wolisz sobie sama poradzić ze swoim ramieniem, które na jakiś czas uniemożliwi ci polowanie?! - powiedział lekko podniesionym glosem, po czym wyjął sztylet dziewczyny z pleców i rzucił nim w ziemię, aż ten się wbił.

Dziewczyna mocno wystraszona, zastanowiła się chwilę, ale nie mogła odpowiedzieć, bo jeden z kolców był oparty na jej brodzie. Jednak po chwili cofnął się, a chłopak zapytał lekko spokojniejszym głosem:

- Potrzebujesz mojej pomocy?

- P-poproszę - powiedziała dziewczyna, patrząc na chłopaka. Ten się tylko lekko uśmiechnął, po czym chwycił plecak leżący pod jednym z drzew, wyjął z niego flakonik czarnego płynu (dziwnie przypominającego jego krew) i podszedł do dziewczyny.

- K-kim jesteś? - zapytała ponownie patrząc na dziwną fiolkę. Chłopak milczał chwilę.

- Wyjątkiem - powiedział zmęczonym głosem, po czym otworzył buteleczkę i wylał jej zawartość na zranione ramię Bloody Suu.

Najpierw dziewczyna poczuła ból. Ostry, przeszywający jej rękę ból. Potem został on powoli zastepowany uczuciem ciepła, płynącym przez całe ciało. Nagle macki ją puściły, a kolce znikły, powodując tym samym upadek nastolatki na ziemię. Poleciała ona na kolana co było dość bolesne, ale ból o dziwo szybko minął.

Podniosła się chwiejnie i oparła o najbliższe drzewo. Jej ramię było w pełni sprawne, a po ranie pozostał tylko ślad.

Wtedy do nozdrzy dziewczyny dotarł najsłodszy według niej zapach. Zapach krwi. 0 Rh-, AB Rh+, krwi słodkiej, gorzkiej, mlecznej i owocowej. Natychmiast spojrzała w stronę źródła zapachu, czyli miejsca w którym stał tajemniczy chłopak. Jednak nie było tam ani go, ani jego plecaka, ani nawet martwego niedźwiedzia. Udało jej się jedynie dostrzec jakiś mały przedmiot leżący na ziemi. Podniosła go

Był to złoty, Polski grosik, całkowicie normalny poza jednym szczegółem. Kiedy go oglądała, przez chwilę orzeł, zmienił się w wampirze kły.

Jednak po chwili, znów był tylko orłem. Dziewczyna wrzuciła pieniążek do kieszeni i sięgnęła po sztylet, wbity do połowy w ziemię. Przy rękojeści nadal była "krew" tajemniczego chłopaka. Suzan z ciekawości ją polizalała, a wtedy jej umysł prawie wybuchł od tego cudownego smaku. Chciała więcej. Wiedziała jedno, nigdy nie zapomni tego chłopaka.

Po tej myśli wzięła z powrotem ciało dziewczynki, które wypuściła wcześniej w trawę, gdy niedźwiedzica ją zaatakowała. Przerzuciła je przez ramię i ruszyła w stronę swojego tymczasowego domu, myśląc o jej tajemniczym ratowniku...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top