Rozdział 7
- Szczerość.. – powtórzyła kiwając głową – Nie jestem taka.. Nie zdradzam ludzi, szczególnie tych najbliższych, nie kłamię, nie...
- Wiem..
- Nie chciałam narobić takiego bałaganu. Ani w swoim życiu, ani w głowie.. Nie chciałam, żeby w taki sposób to wszystko wyszło.. to co się stało, nie miało prawa się stać. Zgadzam się z Panem.. plany były inne, miałam poukładać swoje życie, zakończyć pewien rozdział, zanim zrobię cokolwiek.. taka jestem. – podniosła głowę, zagryzając wargi, niepewnie bładząc wzrokiem po jego twarzy. Nie wiedziała nawet jak nazwać to, co było między nimi, bo przecież nie było tak naprawdę nic. Żadne z nich nie zrobiło kroku, żeby to zmienić. Flirt? A może to już zauroczenie? Albo po prostu przyjaźń? – Ale to się już stało, i ku mojemu przerażeniu wiedzieli o tym wszyscy. Straciłam wszystko.. bałam się zrobić cokolwiek, czując że jestem pod ciągłą obserwacją.. Nie chciałam pogarszać sytuacji, więc uciekałam.. – w końcu zatrzymała się na jego oczach, widziała w nich spokój. Słuchał wszystkiego, co mówiła nie zaprzeczał, nie potwierdzał.. po prostu słuchał. Pierwszy raz ktoś po prostu był obok, kiedy opowiadała o wszystkim co siedziało w jej głowie, i czuła się dobrze. W końcu rozumiana.. – ale skoro to wszystko się już działo, i ponosiłam konsekwencje swojego czynu, na pewno nie chciałabym tego zakończyć. Wiem, to głupie.. przecież między nami nic nie było.. Sama nie wiem jak to nazwać, ale myślę że ma Pan podobne odczucia.. – zatrzymała się na chwilę, ale widząc że chce jej przerwać, zatrzymała go prostym gestem, przenosząc wzrok na okno, po drugiej stronie pokoju. – Ja wiem ze Pan również ponosił konsekwencje. Wiem, że rozstaliście się z doktor Raiter, bo dostała ten sam pakiet zdjęć co Rafał, wiem.. ale po prostu wtedy tego nie widziałam. A skoro mieliśmy o tym zapomnieć..
- Myślałem, że tego właśnie chcesz Martyna.. zapomnieć o tym co było.. Czemu od razu nie powiedziałaś mi wszystkiego?
- Co miałam zrobić według Pana? Przyjść i powiedzieć „ Skoro razem spaliśmy to może będziemy razem? „ to brzmi.. absurdalnie!
- Cała ta sytuacja jest absurdalna. Popatrz do czego doprowadziło to uciekanie od odpowiedzialności. Minęło pół roku, a jesteśmy w punkcie wyjścia.
- Czyli to moja wina?! – uniosła głos, zeskakując z blatu. Podeszła do okna, przykładając dłoń do czoła, drugą opierając na biodrze. – Ja nie uciekłam od odpowiedzialności doktorze! Ja wzięłam ją w swoje ręce! Oto do czego doszłam, dzięki temu!
- Nie to miałem na myśli Martyna.. – stanął za nią, czekając aż odwróci się w jego kierunku – powinniśmy razem wziąć odpowiedzialność na swoje barki. Obydwoje. Martyna.. – delikatnie obrócił ją w swoją stronę – Może nie wiesz o tym, ale czuję się źle z tym co się stało. Ciągle analizuję co mogłem zrobić wtedy, co mogę zrobić teraz dla Ciebie.. dla nas Martyna. Bo czuję – a jeżeli się mylę to proszę, wyprowadź mnie z błędu- że nadal nie chcesz tego kończyć, prawda?
- To się już stało doktorze..
- Gdyby tak było, nie bylibyśmy teraz tutaj.. – wskazał gestem na mieszkanie – a skoro jesteśmy, to wszystko można jeszcze naprawić.
- Jak? – opuściła bezwładnie ręce, czuła że ta rozmowa nie ma sensu, że już za późno by cokolwiek zmienić.
- Na początek wystarczy mi Twoje zapewnienie, że tego chcesz, hm? – założył za jej ucho niesforny kosmyk włosów, wyczekująco patrząc w jej niepewne oczy. Czuł się jak nastolatek, pytający koleżankę czy będzie jego dziewczyną. Ta nuta nie pewności co będzie, gdy powie nie? – wahasz się, rozumiem. Nie chcę naciskać, a jedynie być pewnym że chcemy tego samego. Dla mnie to też nowa sytuacja, możesz mi wierzyć. Nie wiem co będzie dalej, ale wiem że jeśli oboje tego chcemy..
- Wolę czyny od słów..- przerwała mu, wspinając się na palce. Przyjrzała się jego brązowym oczom, szukając w nich przyzwolenia. Uśmiechnęła się widząc jak wbija w nią swój wzrok. Czy tego chciała? To było tak oczywiste jak oddychanie. Chciała spróbować. Delikatnie musnęła jego usta, czekając na reakcję, nie zawiodła się. Serce przyśpieszyło, kiedy położył dłonie na jej plecach, przysuwając bliżej siebie. Ciepło, które odczuwała dawało jej zapewnienie, że to właśnie jest mężczyzna, z którym chce być. Bez względu na to, czy ten związek ma jakąś szansę na przetrwanie, czy nie. Telefon w kieszeni Wiktora się rozdzwonił. Przerwał tę chwilę wyjmując go z kieszeni. Zerknął na wyświetlacz, ale nie odebrał od razu.
- To znaczyło tak? – upewnił się kolejny raz, nim przyłożył urządzenie do ucha. Przymknęła oczy, kiwając na potwierdzenie. Odebrał, nie zabierając wzroku. Słuchała rozmowy z córką, myśląc o tym jak zareaguje na wieść że są razem. Czy Wiktor będzie chciał jej to powiedzieć? A może będzie chciał to ukrywać? Przestraszyła się tej myśli, że być może Zosia nigdy ich nie zaakceptuje. Nie uszło to uwadze mężczyzny, ściągnął brwi kończąc rozmowę – wszystko w porządku?
- Tak – skłamała, nie chcąc psuć wieczoru. – Zosia się martwi?
- Będę się zbierać, zrobiło się późno.. – westchnął wkładając komórkę do kieszeni spodni. Przytaknęła bezgłośnie, będąc zawiedzioną, że chce wyjść w takim momencie. Przecież przed chwilą się pocałowali.. jak na zawołanie poczuła jak dreszcze przechodzą po jej plecach. Przygryzła usta, jakby to miało powstrzymać to, co odczuwała. – na pewno wszystko dobrze?
- Najlepiej – rozłożyła usta w uśmiechu, który odwzajemnił. Stała w ciszy, nie wiedząc jak powinna się zachować. Nowa sytuacja ją onieśmielała, sprawiała że walczyła z tym co chce a co powinna zrobić. Nie spodziewała się takiego obrotu sprawy, toteż nie była na nie przygotowana. – przepraszam, chyba nie wiem jak powinnam się zachować? – parsknęła śmiechem, słysząc swoje słowa.
- Martyna.. – zaśmiał się, kręcąc głową z niedowierzaniem. Złapał jej dłoń, delikatnie przysuwając bliżej siebie. Delikatnie ucałował jej włosy, kładąc na nich swoją brodę- chcę, żebyś coś wiedziała.. wbrew plotkom, które huczały na stacji, nigdy nie byłem z Anką.
- nie?
- Nie. Nie prostowaliśmy tego, w myśl zasady ze winny się tłumaczy. Przyjaźnimy się, I to od bardzo wielu lat. Znaliśmy się jeszcze zanim Anka dołączyła naszej stacji. Ale to jest długi temat, kiedyś Ci o tym opowiem. Po prostu chciałem, żebyś wiedziała.
- A wasza sprzeczka? – odsunęła się od Wiktora, chcąc widzieć jego twarz.
- Zrobiła mi piekło, jak tylko wszystko się wydało.. – uśmiechnął się, ale zaraz na powrót spowalniał. – Miała rację. Nie powinienem nigdy do tego dopuścić.. Nawet nie wiedziałem, że jestem zdolny do takiego zachowania.
- To już nie istotne. Najważniejsze, że mamy to za sobą. Obydwoje zrobiliśmy coś, czego się nie spodziewaliśmy, ale nie mam zamiaru roztrząsać tego do końca życia. Liczy się tu i teraz.
- Tu I teraz mówisz?
Kolejny raz poczuła mrówki rozbiegające się po całym ciele. To było przyjemne uczucie. Chyba nigdy nie czuła się w ten sposób, tym bardziej pragnęła więcej jego pocałunków, które kończyły się zdecydowanie zbyt szybko. – muszę lecieć Martyna. Zobaczymy się jutro?
- Mam drugą zmianę w pracy.. Ale pojutrze mam wolny dzień.
- w takim razie do zobaczenia..
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top