Rozdział 6
- Martini weź za mnie dzisiejsze korki! – Anka uklęknęła przed kanapą, robiąc minę zbitego psa. Minę, której Martyna nie znosiła najbardziej na świecie.
- Znowu? – jęknęła, zerkając na przyjaciółkę – Tylko nie ta szczeniaków mina!
- Prooooszęęę.. mam randkę! – Uśmiechnęła się, siadając obok przyjaciółki- kto wie, może to właśnie mój królewicz?
- ostatni raz! – zagroziła palcem, chociaż obie wiedziały że z pewnością jeszcze nie raz pomoże przyjaciółce. Taka była. Pomocna. – z czego i o której?
- Tu masz wszystko wypisane. Adres wyślę Ci smsem – uśmiechnęła się, wręczając Martynie pogiętą kartkę – Kocham Cię, wiesz?
- Wiem – pokiwała głową na zgodę – Baw się dobrze, i tak co mi zdasz sprawozdanie!
- Wszystko ze szczegółami! – ucałowała jej policzek i zniknęła za drzwiami mieszkania. Cała Ania. Szybka i zwariowana. Zerknęła na kartkę. Miała jeszcze dwie godziny, mogła przypomnieć sobie materiał. Zaparzyła herbatę i otworzyła laptopa, wpisując w niego zagadnienia na dzisiejsze korepetycje.
Anka oczywiście zapomniała wysłać jej adres, dzwoniła do niej przez pół godziny, aż w końcu raczyła odebrać. Po tonie głosu wywnioskowała, że bawiła się nieźle. Cieszyła się, choć była zła że spóźniła się ponad pół godziny. Zawsze wołała być przed czasem, i liczyła że przez te spóźnienie nie będzie miała żadnych nieprzyjemności. Pchnęła metalową furtkę, prowadzącą do domu, w którym miały odbywać się korepetycje. Przeszła przez krótki chodnik, i wspięła się na kilka stopni. Nie pewnie nacisnęła dzwonek w drzwiach. Odczekała chwilę, i zobaczyła że światło po drugiej stronie się zapaliło, po czym usłyszała charakterystyczny dźwięk otwieranych drzwi.
- Martyna? – Wiktor zaskoczony zerknął na kobietę, która wydawała się być również zmieszana jego obecnością. – Wejdź, proszę. Coś się stało?
- Nie wiem czy mam dobry adres.. mam za koleżankę poprowadzić korepetycje z Biologii. – szybko się wytłumaczyła, sprawdzając adres w telefonie.
- za Ankę tak? – zmarszczył czoło upewniając się, że to nie zbieg okoliczności – zapraszam.
- Jeśli to problem.. – popatrzyła niepewnie na lekarza.
- nie wygłupiaj się Martyna. – podszedł bliżej, przejmując jej beżowy płaszcz aby odwiesić go na wieszaku i gestem zaprosił do salonu. – Rozgość się, zawołam Zosię.
Weszła do pomieszczenia wskazanego przez lekarza, dyskretnie się po nim rozglądając. Biała kuchnia, z drewnianymi akcentami była bardzo nowoczesna, jasna i przestronna z niewielką wyspą, przy której znajdował się spory stół. Po przeciwnej stronie typowy salon, z ciemnym kompletem wypoczynkowym, niewielkim stolikiem i sporą komodą, w kolorach kuchni, na której stało mnóstwo zdjęć. Od razu zwróciła na nie uwagę. Zerknęła nie pewnie na schody, na których zniknął gospodarz. Podeszła do komody przyglądając się fotografiom, na których zdecydowana większość przedstawiała Zosię i Wiktora. Przejechała dłonią po zdjęciu przedstawiającym rodzinę przed choinką. Mała dziewczynka, około dwuletnia w ramionach uśmiechniętych rodziców. Patrzyła na kobietę ze zdjęcia i nie mogła uwierzyć jak Zosia bardzo podobna jest do matki. Ten sam.kolor włosów, oczy.. zatrzymała się na twarzy mężczyzny, widziała szczęście zatrzymane w kadrze. Nigdy nie widziała by się tak uśmiechał.. zdecydowanie był szczęśliwy. Sama uśmiechnęła się na ten widok. Podniosła inne zdjęcie, Zosia w pierwszym dniu szkoły, o czym miał świadczyć wielki róg, wypełniony pewnie słodkościami. Tyta pierwszoklasisty. Tak się mówiło w jej domu. Uśmiechała się szeroko do aparatu, a dumni rodzice obejmowali siebie, jednocześnie trzymając dłonie na barkach córki. Odstawiła zdjęcie i miała wrócić do miejsca, w którym stała przed chwilą, kiedy jeszcze jedna fotografia przyciągnęła jej wzrok. Kolejne zdjęcie przy choince, tym razem tylko Wiktora z córką. Przyglądała się ich uśmiechom. Już nie tak szczerym i wesołym jak na poprzednich zdjęciach, można powiedzieć, że wymuszonym.
- To pierwsze święta bez mamy..- Zosia stanęła obok, przejmując zdjęcie od Martyny.
- Przepraszam.. Nie chciałam być ciekawska – szybko odsunęła się od komody, skupiając swój wzrok na Wiktorze, który przyglądał się całej sytuacji, oparty ramieniem o ścianę przy wejściu. Przeniosła wzrok na nastolatkę, która ustawiała zdjęcie na miejsce. Czuła się niezręcznie, nigdy nie była ciekawska a sytuacja na której została przyłapana powodowała u niej poczucie winy. – Chciałam tylko..
- Napijesz się czegoś? – Wiktor postanowił zignorować całą sytuację, podchodząc do kuchni. Potrząsnęła głową.
- Dziękuję. A więc na czym skończyłaś z Anią ? – postanowiła udać, że nie wie jaki materiał przerobiły licząc że to rozluźnić atmosferę. Zosia usiadła przy stole obok wyspy kuchennej, otwierając zeszyty. Podeszła do niej studiując notatki. – czyli to wszystko jest dla Ciebie jasne, tak?
Siedziała przy stoliku, czekając aż Zosia rozwiąże zadania, które jej dała aby upewnić się, że rozumie materiał. Udawała, że przegląda materiał w książce, chcąc uniknąć spotkania ze wzrokiem Wiktora, który wyraźnie na sobie czuła. Zerkała to na kartkę to na książkę, by w końcu zerknąć na mężczyznę, aby upewnić się, że jej przeczucie jej nie myli. Patrzył na nią, z nieodgadnionym wyrazem na twarzy. Przyglądała mu się chwilę, po czym przeniosła zawstydzony wzrok na lekturę. Zdziwiła ją bezpośredniość lekarza, który nic sobie nie robił z tego, że został przyłapany na gorącym uczynku. Na szczęście nieświadoma niczego Zosia wybawiła ją z opresji.
- Wygląda na to, że wszystko rozumiesz. Kiedy masz sprawdzian?
- Jutro.
- Daj znać jak ci poszło, będę trzymała kciuki. – uśmiechnęła się, chowając materiały do plecaka. – Na dziś to wszystko. Pamiętaj powtórzyć sobie jeszcze raz cały materiał.
Zosia szybko się pożegnała, zgarniając rzeczy aby najszybciej znaleźć się na górze. Wstała id stołu, niepewna co powinna zrobić. Podeszła do kanapy, zwracając na siebie uwagę lekarza, oglądającego jakiś program.
- Skończyłyśmy na dzisiaj.. – zaczęła zakłopotana – chciałam się pożegnać i przeprosić jeszcze raz za.. – zatrzymała się na chwilę, przestępując z nogi na nogę
- daj spokój Martyna to tylko zdjęcia.. – podniósł pilot, wyłączając telewizor. – Może teraz masz ochotę się czegoś napić?
- Dziękuję, będę uciekać..
- Zaczekaj Martyna. – zatrzymał ją, kładąc dłoń na ramieniu- korzystając z okazji, chciałbym z Tobą porozmawiać.
- Coś się stało? – obróciła głowę w jego stronę. Zabrał rękę kierując się do kuchni. Załączył czajnik, wyjmując dwie szklanki z szafki. Obrócił się q jej stronę, widząc że nadal stoi w tym samym miejscu zachęcił gestem by usiadła.
- spokojnie, nic się nie stało. Chyba możemy napić się herbaty i porozmawiać? – Nie był przekonany co do tego pomysłu który jeszcze niedawno wydawał mu się być dobry. Kiwnęła głową zajmując wskazane miejsce. Telefon w kieszeni zawibrował, zerknęła na wyświetlacz
<Jak było?>
<Zrobiłaś to specjalnie?!> Dopiero teraz dotarło do Martyny, że Anka ukłuła to specjalnie. Miała ochotę udusić ją przez telefon. <Uduszę Cię!>
<Też Cię kocham!>
- Jak ci się podoba praca w Restauracji? – postawił przed nią szklankę z parującą herbatą, drugą trzymając w ręce. Oparł się o szafki kuchenne, przyglądając zaciekawiony.
- W porządku. Można nieźle zrobić na napiwkach – uśmiechnęła się, sięgając po cukierniczkę.
- Dlatego dorabiasz na korepetycjach?
- Nie. Ja tylko zastępuję Ankę. Nie biorę za to pieniędzy.
- A co z karetką? – ciągnął dalej temat. Nigdy nie owijał w bawełnę, i tym razem też nie zamierzał.
- Pyta Pan czy tęsknię? – upewniła się, czy dobrze zrozumiała jego pytanie – tęsknie za adrenaliną, ale rachunki nie poczekają.
- Zawsze możesz wrócić do nas. Brakuje nam Ciebie w stacji.
- To miłe, ale niemożliwe. Nie po tym wszystkim..
- Martyna.. – oparł się rękami o blat, nachylając w jej stronę – ludzie są zajęci innymi sprawami. Dawno zapomnieli.
- Problem w tym doktorze, że ja nie.. – uniosła szklankę do ust, dmuchając w parę, która się z niej wydobywała – Mogę być szczera?
- poproszę.
- Nie mogę, i nie chcę o tym wszystkim zapomnieć.. – zaśmiała się ironicznie, odstawiając na stół szklankę. Wodziła palcem po rancie, wracając wspomnieniami do tego co się wtedy działo. – Nie mogę sobie poradzić z tym, na jak wielu osobach się zawiodłam.. a przecież nie zrobiłam nic złego!
- Jak mogę pomóc?
- Dlaczego chce mi Pan pomóc? – zaciekawiona spojrzała na niego, a ich spojrzenia kolejny raz się spotkały, kolejny raz nie odwrócił wzroku. Znała to spojrzenie.. jeszcze nie tak dawno, często się na tym łapali. Przecież byli blisko.. niepostrzeżenie już dawno minęli pewną granicę, a to co się stało na wyjeździe.. zagryzła wargę, spuszczając wzrok. Poczuła jego dłoń na swojej, i ciepło, które zniknęło kiedy tylko ją cofnął.
- Bo jestem temu wszystkiemu winien. Chciałbym pomóc, ale nie dajesz mi do tego szans Martyna...
- powinnam już iść.. – czując do czego zmierza ta rozmowa wstała od stołu. Bała się tego, co może usłyszeć, dlatego kolejny raz tchórzyła. Szedł za nią, nie odzywając się ani słowem. Oparł głowę o ścianę, patrząc jak ubiera buty.
- Odwiozę Cię.
- Nie. – jej natychmiastowa odpowiedź zdziwiła ich obu – przejdę się, dziękuję.
- poczekaj, powiem tylko Zośce że wychodzę..
- naprawdę nie trzeba doktorze.
- Proszę. – jego głos był niesamowicie delikatny, a jednocześnie stanowczy, poddała się kiwając na zgodę. Stał chwilę, jakby upewniając się, że nie ucieknie po czym skierował schodami do góry. Patrzyła jak znika na nich, i miała ochotę wyjść, ale coś ją powstrzymywało, nie mogła wykonać ruchu więc stała, obserwując jak schodzi w dół. Sięgnął po kurtkę, i wskazał na drzwi dając znak że mogą wychodzić. Kiwnęła, otwierając je, i wolno schodząc w dół.
- Naprawdę mogłam się przejść.. – odezwała się, kiedy otworzył jej drzwi samochodu. Zaśmiał się, kręcąc głową z niedowierzaniem ale postanowił puścić to mimo uszu.
- Kiedyś będziemy musieli porozmawiać. – odezwał się w końcu, kiedy byli już w drodze. – Nie możesz przed tym ciągle uciekać, chyba że..
- że? – popatrzyła na niego wnikliwym spojrzeniem.
- sam nie wiem.. chciałbym znać Twoje myśli. – zatrzymał się na czerwonym świetle, czekając na dalsze wskazówki dalszej drogi. Wskazała palcem miejsce w które powinien skręcić, odwracając głowę w bok. Dalsza droga przebiegła w ciszy, przerywanej jedynie krótkimi słowami prawo, lewo, dalej.. zaparkował pod wskazanym blokiem. Siedzieli chwilę w ciszy, widząc że nie chce rozmawiać wyszedł z samochodu. Otworzył drzwi od strony pasażera, pomagając jej wyjść z samochodu.
- Dziękuję.. dobrej nocy. – pożegnała się unikając kontaktu wzrokowego i skierowała w stronę budynku. Chciał pozwolić jej odejść, ale w ostatnim momencie złapał jej dłoń. Postanowił zaryzykować, i postawić wszystko na jedną kartę.
- Tylko tyle? Dobranoc? – zrobił dwa kroki do przodu, aby skrócić dystans pomiędzy nimi. Czekał, aż podniesie głowę, a kiedy nic takiego się nie wydarzyło, podłożył palec pod jej brodę, zmuszając tym samym by na niego popatrzyła – Nie zasługuję nawet na to, by poznać Twoje myśli?
- A czy to ma jakieś znaczenie?
- a nie?
- Sam Pan powiedział że mamy zapomnieć o całej sytuacji, która nie miała prawa się wydarzyć. Skoro decyzja została podjęta, dlaczego mamy do tego wracać?
- Właśnie dlatego, że ani razu nie powiedziałaś, co Ty o tym sądzisz Martyna.
- Nie domyślasz się?
- Nie chcę się domyślać. Chcę mieć pewność, że cokolwiek robię, jest to zgodne z Twoją decyzją. – zabrał rękę z jej dłoni. Obserwował jak walczy sama ze sobą. Nie wiedział czego ma się spodziewać, ale cokolwiek usłyszy.. da mu szansę by odetchnąć spokojnie. Nigdy do niczego nie chciał jej zmuszać. Z początku ta decyzja wydawała się mu jedyną właściwą, myślał że Martyna się zgadza z nim, ale z czasem poddał ją w wątpliwość. Czy to na pewno było to, czego chcieli obydwoje?
- Teraz to i tak nie ma znaczenia.. nawet gdyby moja decyzja była inna, minęło tyle czasu.. do tego nie da się wrócić.. powinnam już naprawdę iść.. – zrobiła trzy kroki do tyłu, nie spuszczając go oczu, po czym odwróciła się i zniknęła na klatce schodowej. Odprowadził ją wzrokiem.
Nie miała pojęcia jak powinna się zachować. Nie potrafiła tak po prostu mu powiedzieć że jej zależy, chociaż przecież było to oczywiste. Kolejny raz tego wieczoru była zakłopotana. A jeśli to była jedyna okazja, by w końcu coś się między nimi zmieniło?Bała się.. sytuacja na stacji pokazała jej, jak może wyglądać jej życie, kiedy się zaangażuje w związek z Wiktorem. Już wtedy wszyscy odsunęli się od niej, uważając że załatwia swoje sprawy przez łóżko. Chciałaby, żeby było to łatwiejsze.. żeby mogła spróbować szczęścia u jego boku, przecież ryzykowali tym obydwoje..
<Moja decyzja byłaby zupełnie inna.. >
<Podjęłabym inną decyzję..>
Chciała wysłać wiadomość, ale ciągle wydawała jej się być zbyt .. prosta.
<Myślę, że zaryzykowałabym i podjęła inną decyzję. Mimo wszystko..>
Wysłała. Chociaż ciągle wydawało jej się, że powinna napisać coś innego. Wpatrywała się w ekran telefonu, czekając na odpowiedź zwrotną, ale nie nadchodziła. Zacisnęła mocniej telefon w dłoni, odświeżając skrzynkę odbiorczą. Nic. Zero odzewu. Pukanie do drzwi wyrwało ją z oczekiwania. Podeszła do drzwi, już od progu przedpokoju wołając do przyjaciół.
- Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, co narobiłaś! – zawołała zanim jeszcze uchyliła drzwi, za którymi nie była przyjaciółki. Nie pozwolił jej na nic więcej dodać, robiąc krok do przodu. Odsunęła się automatycznie, aby zrobić mu miejsce w drzwiach. Plan był taki aby nie pozwolić jej nic powiedzieć, zamykając usta pocałunkiem. Ale będąc tu, jego odwaga gdzieś się ulotniła. Nie chciał jej wystraszyć. Chciał się przekonać że mówiła prawdę. Uniósł do góry rękę, delikatnie muskając policzka, kiedy zakładał za ucho niesforny kosmyk włosów, spadający na jej twarz. Patrzyła na niego spod przymrużonych powiek, czekając na dalsze bieg wydarzeń. Uśmiechnął się widząc jej reakcję. Przybliżył głowę, nie przestając wpatrywać się w brązowe oczy, które również utkwiły w jego spojrzeniu. Szukał potwierdzenia, że może posunąć się krok dalej. Teraz, kiedy miał ją przy sobie, i nic do stracenia. Zbliżył się jeszcze bardziej, dotykając jej czoła swoim. Oblizała nerwowo usta, czekając na kolejny krok, delikatnie dotknął ich kciukiem, dłoni, która wciąż spoczywała na jej policzku. W końcu odważył się, by pójść dalej..
- Dobry wieczór Państwu! – Anka stanęła w otwartych drzwiach mieszkania, z uśmiechem patrząc na zmieszana dwójkę ludzi. Minęła ich, jak gdyby nigdy nic wchodząc do środka mieszkania, tym razem zamykając drzwi wejściowe. Martyna spojrzała przepraszająco na Wiktora, uwalniając się i podchodząc do przyjaciółki.
- Nie masz własnego mieszkania? – rzuciła oschle, zrzucając z kanapy jej nogi , na których wciąż miała brudne od błota buty.
- przeszkodziłam w czymś? – natychmiast zrehabilitowała się, patrząc to na Martynę, to na Wiktora. – Jasne, już uciekam.. ale tak na przyszłość. Radzę zamykać drzwi. – mrugnęła do kobiety. Sięgnęła po torebkę i zniknęła w korytarzu uśmiechając się uroczo do Wiktora. Jak przykazała tym razem skrupulatnie zamknął drzwi, chociaż wiedział że do niczego więcej nie dojdzie, skoro kobieta wymknęła mu się z rąk.
- Ona tak zawsze? – przeniósł wzrok z drzwi na Martynę, która pokiwała głową.
- wariatka z niej.. – zaśmiała się, stawiając na blacie ciepłą herbatę. – to dla Pana.
- Cicha woda brzegi rwie.. – uniósł usta w uśmiechu.
- Ojj żeby Pan wiedział jak bardzo to pasuje do Anki! – usiadła na blacie, sięgając po swój kubek z herbatą.
- Długo się znacie?
- Poznałyśmy się na studiach. Pewnie nie wspominała, że ukończyła ratownictwo? – sięgnęła do szafki nad głową, wyjmując stamtąd opakowanie białej czekolady, którą skrupulatnie połamała na kawałki, po czym otworzyła wkładając kostkę do ust, a resztę kładąc na blacie pomiędzy nimi.
- Nie znalazła pracy w zawodzie?
- Nie szukała. Nigdy nie interesowało ją ratownictwo.. wołała raczej.. – odchrząknęła znacząco, zabawnie unosząc brwi do góry - ratowników.
- Ciekawy dobór.. – zaśmiał się, upijając ciepłego napoju. Zamieszał go w szklance, obserwując jak rozbija się o jej boki.
- Każdy ma swoje priorytety – wzruszyła ramionami.
- Jaką podjęłabyś decyzję? – zapytał bez ogródek, wracając do wcześniejszej rozmowy. Obserwował jak zagryzając wargi spuszcza głowę w dół, przyglądając się swoim paznokciom. Zmarszczył czoło, widząc jej reakcję, ale nie poganiał.
- To chyba oczywiste? – podniosła wzrok, patrząc mu prosto w oczy. – z perspektywy czasu wiem, że to wszystko co się wydarzyło wtedy było nieuniknione.. mam na myśli siebie. Po prostu nie w takiej kolejności miało się odbyć..
- Nie bardzo rozumiem co chcesz przez to powiedzieć.. – podszedł bliżej, opierając ręce na blacie bo obu jej bokach.
- Nie jestem najlepsza w poważnych rozmowach.. – zaśmiała się, kolejny raz opuszczając wzrok – łatwiej przychodzi mi uciekanie przed nimi.
- Zdążyłem to zauważyć Martyna. – zniżył głowę, próbując odnaleźć jej wzrok. – Nie chcę wywierały na Tobie presji. Po prostu powiedz to, co uważasz. Proszę tylko o szczerość.
- Szczerość.. – powtórzyła kiwając głową
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top