Rozdział 19
Wyszła do pracy na ostatnią chwilę. Deszcz za oknem nie zachęcał do opuszczenia ciepłego łóżka, dlatego ciągle przestawiała budzik na kolejne kilka minut. W końcu musiała wstać. Pacjenci nie poczekają aż się pojawi w pracy..
- Przepraszam, ma Pani ognia? – ledwo opuściła budynek, a zaczepiła ją czarnowłosa kobieta. Wyszukała szybko zapalniczkę podając ją znajomej twarzy. Przyglądała jej się chwilę, wiedząc że już się gdzieś spotkały. Kobieta oddała jej własność z podziękowaniem, siadając na pobliskiej ławeczce. Nie mając czasu ją rozmowę, uśmiechnęła się i poszła w swoją stronę. Skądś znała tę kobietę.. obróciła głowę w tamtym kierunku, ale już jej nie zobaczyła ponownie, bo czarnowłosa opuściła ławeczkę.
- A pierścionka nadal na palcu nie widać.. – obróciła głowę skąd dochodził głos. Stała przed nią, mierząc zaciekawionym spojrzeniem – nie pamiętasz mnie?
- pierścionka? – zainteresowała się, o czym mówi kobieta i w końcu jak bumerang powróciło wspomnienie spotkanej na spacerze z Panem Andrzejem kobiety – Ilona tak?
- Mam nadzieję, że Cię nie wystraszyłam? – zainteresowała się, widząc bladość Martyny – chciałam Cię tylko ostrzec.
- przed czym?
- raczej przed kim.. On nie jest taki jaki Ci się wydaje. Zostawi Cię, jak wszystkie inne i wróci do mnie. Zawsze wraca..
- nie rozumiem. Ma Pani na myśli Wiktora?
- Wiktora.. – powtórzyła z uśmiechem – byliśmy razem wiele lat, zapytaj go o mnie.. zrobił że mnie wariatkę i porzucił.. Ale wróci jeszcze.
- Przepraszam, jestem spóźniona.. – wyminęła kobietę i szybkim krokiem szła w stronę stacji. Skąd ta kobieta wie gdzie mieszka? Co tu robiła, I czemu oczernia Wiktora? Oczywiście, że jej nie uwierzyła, w końcu znała go wiele lat, I nigdy nie słyszała o tej kobiecie.. obróciła głowę, ale tym razem stała tam, z uśmiechem zaciągając się papierosem. Nagle wydała jej się.. niebezpieczna. W pubie też była, kiedy spotkała się z Piotrkiem i Anką. Przypadek? Czy może ją śledzi? Myśl że ktoś za nią chodzi sprawiła, że poczuła dreszcze na plecach. Obracała się regularnie za siebie, żeby sprawdzić gdzie jest kobieta, ale rozpłynęła się w powietrzu..
- Spóźniłaś się. – Wiktor wskazał na zegarek, na którym było kilka minut po 6. – przebieraj się, odprawa jest.
Nie odpowiedziała, szybko kierując się do szatni. Zerknęła ukradkiem przez okno, I z ulgą stwierdziła że nikogo za nim nie ma. Może po prostu przypadkiem się spotkały?
- Martyna, wezwanie. – Wiktor zapukał do szatni. Szybko wciągnęła na siebie spodnie, sięgając po radiostację. Wyjęła kurtkę, I zamknęła szafkę.
- Już jestem! – zawołała wskakując do przedziału dla pasażerów – co mamy?
- ostry ból u 8 latka – Piotrek skontrolował czy zapięła pasy, po czym ruszył z parkingu, włączając sygnały. - pewnie za dużo słodyczy..
- Nie prorokuj Piotr.. – Wiktor Zerknął na niego, I wrócił do przeglądania dokumentów. Usłyszał znajomy hałas za sobą, z zaciekawieniem odwracając głowę – wszystko w porządku?
- chyba tak.. – uśmiechnęła się niepewnie
- co znaczy chyba? – zmarszczył czoło, odwracając się w stronę Martyny.
- Miałam dziś dziwne spotkanie.. – zamyśliła się na chwilę, przypominając sobie wyraz twarzy kobiety – w sumie to już drugie w ostatnim czasie.
- Tajemniczy wielbiciel? – Piotrek parsknął śmiechem, patrząc we wsteczne lusterko.
- Właściwie wielbicielka.. I to nie moja – utkwiła wzrok w Wiktorze.
- Uuu kłopoty w raju doktorze?
- Na drogę patrz Piotr. – skupił wzrok na kierowcy, który posłusznie kiwnął głową, na powrót przenosząc go na Martynę – zapnij pasy. Pogadamy później.
- Żebym ja tak miał wielbicielkę..
- Piotr!
- A Anka? – wystawiła język, nie mając zamiaru usiąść.
- Pasy Martyna!
- Przecież i tak będzie... dobra, już – uniosła ręce do góry w geście poddania. Nastrój Wiktora zmienił się diametralnie, jakby obrazu wiedział, kogo miała na myśli. Nawet przy młodym pacjencie ledwo utrzymywał spokój, co sprawiło że poczuła ukłucie niepewności.. ukrywał coś? Może ta kobieta mówiła prawdę? Nie. To nie było możliwe..
- Martyna! – usłyszała jego stanowczy głos, natychmiast patrząc w jego stronę – tlen na maskę!
Wstała z fotela, wykonując polecenie Wiktora, chwilę później dziecko zaczęło oddychać spokojniej. Oddali je na sor, i wrócili na bazę. Piotr wyszedł pierwszy, widząc że chcą porozmawiać beż jego obecności.
- kogo spotkałaś? – zapytał, wsiadając do tylnego przedziału.
- Ilonę. Zaczepiła mnie pod blokiem, a później w parku.. dziwna kobieta..
- czego chciała?
- zapalniczkę, a później.. chciała mnie przestrzec.. przed Tobą. Mówiła coś że byliście razem, I że zawsze do niej wracasz.. – zamyśliła się chwilę czy to było możliwe? Popatrzyła w jego brązowe oczy, dostrzegła w nich coś, czego jeszcze nigdy nie widziała.. strach? Bezradność? A może obie rzeczy na raz... – o co chodzi Wiktor?
- mówiłaś, że to nie pierwszy raz?
- Pierwszy raz był pod tym pubem, gdzie byłam z Anką i Piotrkiem. Poprosiła o zapalniczkę, pytałam czy się znamy, bo skądś ją kojarzyłam, ale zaprzeczyła. Myślałam że może pomyliłam ją z kimś.. Wiktor, co się dzieje?
- Powinienem ci to wyjaśnić dawni temu. – westchnął, przecierając twarz dłonią – powiem Ci wszystko wieczorem, w porządku?
- Nie możesz teraz?
- Teraz jesteśmy w pracy Martynka, to nie czas na takie rozmowy.. – jak na zawołanie radio się odezwało, z nowym wezwaniem. - 21s Przyjąłem. O tym właśnie mówię. Obiecuję, że wszystko Ci opowiem.
- powinnam się bać? – patrzyła na niego z dozą niepewności.
-Wieczorem.. – rzucił zasuwając drzwi karetki. Wskoczył do przodu poganiając Piotra. Usiadła na żółtym siedzeniu, czując jej puls przyśpiesza. Nie odpowiedział, a to nie znaczy nic dobrego...
♡♡♡
Milczała, choć zwykle miała wiele do powiedzenia. Stał, zaparty o kuchenny blat, przyglądając jej się w ciszy. Nie chciał pośpieszać, nie chciał nic mówić aby dać jej szansę na poukładanie myśli. Jego myśli teraz krążyły wokół niej. Chociaż nie zrobił nic, co mogłoby zagrozić ich związkowi, nie mówiąc Martynie całej prawdy od początku, czuł się jak skończony dupek. Cisza, która się przedłużała, była dowodem na to, że nie powinien tego robić. Widział jak patrzy w kieliszek z czerwonym winem, delikatnie muskając jego rantu palcami. Co jakiś czas zagryzała usta, próbując powstrzymać się przed powiedzeniem czegoś, czego nie chciała powiedzieć. Miał nadzieję, że ta historia była już za nim. Wiele stresów kosztowało go to, co przeżyła jego rodzina kilka lat temu, wiedział że ponowne pojawienie się kobiety nie wróży nic dobrego. Zgłaszał sprawę na policji, uporczywe nękanie w tym kraju jest karalne, ale jak widać nie dla wszystkich. Wystarczy mieć zdiagnozowane zaburzenia osobowości, spędzić rok w zakładzie psychiatrycznym i można wszystko.. oliwy do ognia dolał jego ojciec przedstawiając jej Martynę, I to w dodatku jako narzeczoną. Nie wiedział jak daleko posunie się Ilona, ale wiedział że jest zdolna do wszystkiego..
- Kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć? – podniosła na niego wzrok wbijając wściekłe spojrzenie.
- Chciałem, ale nawet nie wiedziałem jak mam to zrobić.. z początku liczyłem, sam nie wiem na co.. że może odpuści? Że pobyt w zakładzie psychiatrycznym sprawił, że jednak się opamięta? – podszedł do Martyny, kucając przy jej krześle. Położył rękę na jej dłoni, ale natychmiast ją cofnęła. – Martynka.. naprawdę chciałem Ci powiedzieć prawdę, ale nie teraz, nie w takich okolicznościach.
- Byłeś z nią? – zmrużyła oczy, co miało świadczyć o jej gniewie. Odetchnął głęboko, wiedząc że te pytanie padnie prędzej czy później.
- Byliśmy razem ponad dwa lata.. Ale Martyna, miałem wtedy dwadzieścia lat!
- Czemu zerwaliście?
- Na studiach poznałem Elę, zakochałem się..
- Więc ją zostawiłeś dla innej?
- Nigdy nie mówiłem, że może być z tego coś więcej. Nie mieliśmy wspólnych planów, było nam razem dobrze.. owszem, ale to nie była miłość. – chciał się zbliżyć, ale nie pozwoliła mu na to. Odsuwała się, za każdym razem kiedy uniósł dłoń do góry. Uszanował to, chociaż trudno było mu zrozumieć, ponieważ to On w tej chorej sytuacji był tym poszkodowanym.
- Jak to zniosła ?
- Do czego zmierzasz, co? – uniósł brwi do góry, przyglądając się jej z uwagą. W
- JAK?!! - uniosła głos, odsuwając krzesło od stołu. Stanęła przy blacie, zaciskając na nim dłonie.
- Nie pamiętam dokładnie. Pojawiała się na uczelni prosząc, żebym zostawił Elę, wydzwaniała, przychodziła do mojego domu.. odpuściła po czasie.
- A Ty nic z tym nie zrobiłeś?!
- A co miałem zrobić, co? Miałem zmarnować z nią życie?! Być z nią z obowiązku? Ty byś tak zrobiła? – uniósł głos, nie mogąc znieść tego oskarżycielskiego tonu głosy Martyny. Chce go sądzić za coś, co zdarzyło się tak dawno? Był młody, butny i przede wszystkim zakochany.
- Co było po śmierci Twojej żony? – obróciła się w jego stronę. Znała prawdę, a mimo wszystko miała nadzieję że zaprzeczy, powie że zmyśliła to.. Ale patrząc na jego zmieniający się wyraz twarzy, pozbyła się wszystkich złudzeń. Wykorzystał ją. Wykorzystał, I zostawił. Nie podejrzewała nigdy Wiktora o takie zachowanie.. On. Idealny prawilny Wiktor Banach. Dwa razy Wykorzystał jedną kobietę, a później zostawił na pastwę losu. - Powiedz że nie wiedziałeś, że przez te wszystkie lata ciągle coś do Ciebie czuła?
- Martyna. – chciał podejść ale zatrzymała go gestem ręki – proszę.. znasz mnie doskonale, wiesz że nie jestem..
- Właśnie się okazuje, że Cię nie znam Wiktor.. – walczyła sama ze sobą, żeby powstrzymać łzy, które napływały jej do oczu. Zacisnęła powieki, nie dając im wypłynąć, ale czuła że na to już za późno – Teraz rozumiem, dlaczego tak bardzo chciałeś to ukryć przede mną. Świetnie odgrywałeś swoją rolę, gratuluję. Dałam się nabrać.. idiotka ze mnie..
- O czym Ty mówisz do cholery, co?! Nie możesz mnie oskarżyć o coś, o czym nie masz zielonego pojęcia Martyna! – delikatnie złapał jej ramiona. Chciał, żeby na niego popatrzyła, ale zawzięcie z nim walczyła – proszę, nie rób tego.. nie odsuwaj się ode mnie.. uwierz mi, nie wszystko jest takie, jak wygląda..
- Jak dla mnie, Ty ją Wykorzystałeś Wiktor. Nie przeszkadzało Ci to, że była zakochana, żeby iść z nią do łóżka...
♡ ♡ ♡
- Cholera! – wrzasnął na cały głos, kiedy przypadkowo wylał herbatę na stół. Szybko uniósł dokumenty, które na szczęście nie ucierpiały. Rzucił nimi na kuchenny blat, sięgając po szmatkę. Zacisnął na niej dłoń, próbując opanować gniew, który w nim narastał. Wolną dłonią przetarł twarz, pozostając w tej pozycji. Zosia wymieniła spojrzenie z dziadkiem, czekając na dalszą reakcję. Kiedy jej nie było, wstała od stołu, delikatnie przejmując ścierkę od ojca.
- Daj, ja to zrobię.. – popatrzyła na niego łagodnie. Kiwnął na zgodę, zabierając rękę. Nie radził sobie. Pierwszy raz, tak naprawdę sobie nie radził z własnymi emocjami. Denerwowało go wszystko, najmniejsza rzecz wyprowadzała z równowagi. Ciągle zastanawiał się, czym sobie zasłużył na takie traktowanie. Na te wszystkie oskarżenia ze strony Martyny, na to by go ignorować.. wyciągała błędne wnioski, nie pozwalając wytłumaczyć całej sytuacji. Odkąd trzy dni temu wybiegła z jego domu, rzucając w jego stronę potok raniących słów, czuł się okropnie. Analizował, czy miała rację, czy byłby do tego zdolny..
Czy można skarżyć kogoś za czyn, sprzed tylu lat? Był w żałobie, a Ilona była blisko, służyła mu oparciem, dodawała otuchy, kiedy cały świat stanął na głowie.. to był impuls, zła decyzja w nieodpowiedniej porze. Przerwał wszystko, jak zaczęło robić się gorąco, przeprosił, wyjaśnił kobiecie że już nigdy nie będą razem.. a w niej wtedy coś pękło.. z początku starał się być cierpliwy, ale im bardziej próbował, tym większe baty zbierał od wszechświata. Nie chciała odpuścić. Czekała pod jego domem godzinami, nie zwracała uwagi na jego słowa, myśląc że są razem, powiedziała Zośce że z premedytacją zabił jej matkę.. a kiedy to wszystko nie przynosiło oczekiwanego skutku zaczęła go szantażować. Nie brał tego na poważnie, więc mocno się zdziwił kiedy do jego domu zapukała policja. Oskarżenie o gwałt, kilka dni w areszcie..
- Synu.. – ojciec Wiktora poczekał aż Zosia zniknie w swoim pokoju aby móc zamienić z nim kilka słów. Widział co się dzieje, I podejrzewał czym to się wiąże – powinieneś z nią porozmawiać.. cokolwiek by się nie stało, nie ma sytuacji bez wyjścia.
- Ona nie chce ze mną rozmawiać, tato.. – westchnął obracając się przodem do rozmówcy. Założył ręce na piersi, zastanawiając się czy powinien mówić o tym schorowanemu ojcu? – Nie wiem, nie umiem tego pojąć..
- Kobiety ciężko zrozumieć, ale mądrą jest i zobaczysz że pójdzie po rozum do głowy.. – poklepał go po ramieniu, i wrócił do swojego pokoju. Typowy tata. Rzadko rozmawiali o swoich uczuciach, bo żaden z nich nie czuł się wtedy komfortowo. Odprowadził ojca wzrokiem, dziękując mu w duchu za to, że po prostu dał mu przestrzeń..
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top