Rozdział 17

- piwo? – Piotrek oparł rękę o metalową szafkę, tuż obok przebierającej się Martyny. To już kolejny raz, kiedy ponawiał propozycję, na którą za każdym razem dostawał przeczącą odpowiedź. Coraz trudniej było jej znajdować wymówki, by odmówić. W końcu kiedy regularnie spotykali się po pracy, czasami całą ekipą, czasem we dwójkę, nic zobowiązującego, ot zwykła chwila relaksu i rozmowy. Popatrzyła na niego brązowymi oczami, tym razem na prawdę, nie musiała szukać pretekstu – Tylko mi nie mów, że nie możesz.. 

- Moja przyjaciółka czeka na mnie. Przyjechała na kilka dni.. – złapała za dół pomarańczowo- czarnej koszulki  szybkim ruchem zdejmując z siebie i przewieszając przez drzwi szafki. W jej miejsce narzuciła luźny sweterek, opadający na jedno ramię. Trochę zniszczony  ale nadal jej ulubiony.

- Niech idzie z nami. Nie daj się prosić.. – przeczesała przydługie ciemne włosy, nie spuszczając jej z oczu. – chętnie ją poznam.

- Tak Piotruś, ja wiem że Ty chętnie poznasz nowe kobiety.. – zaśmiała się, wyjmując torebkę, I zamykając szafkę. - w porządku. Ale tylko jedno piwo. Jestem okropnie zmęczona..

- Świetnie! – uradowany klasnął w dłonie, szczerząc zęby w uśmiechu.

Zadzwoniła do Anki, żeby poinformować ją o zmianie planów, kobieta chętnie zgodziła się na wyjście, obiecała dotrzeć jak najszybciej. Wysłała jej szybkiego smsa z adresem, I nazwą pubu do którego mieli zamiar iść. Korzystają z chwili, również Wiktora poinformowała o swoich planach. Co prawda, nigdy nie narzucał jej żadnych reguł, ale chciała być fair w stosunku do mężczyzny.

< Baw się dobrze! J> prawie natychmiast dostała odpowiedź zwrotną. Cały Wiktor. Zero pytań po co, dlaczego.. po prostu życzył jej miłej zabawy. Kiedy była z Rafałem, musiała uciekać się do wielu kłamstw, żeby wyrwać się na chwilę bez niego. Kiedy mówiła prawdę, zawsze przerywał jej spotkania telefonami i wiadomościami. To było męczące.. Ale nie Wiktor. On nigdy nie kwestionował jej pomysłów, czasem tylko upewniając się czy wie co robi. Spośród wielu jego zalet, tę ceniła sobie najbardziej. Poczucie wolności, I zaufania. To działało zresztą w dwie strony. Sama również nie wypytywała o jego wyjścia z doktor Raiter czy Samborem..

- idziemy, czy korzenie zapuszczasz? – Piotrek wskazał na wnętrze pubu, w którym stali od dobrych kilkunastu minut. Kiwnęła głową na zgodę  wyrywając się z zamyślenia. – Pani przodem.

Weszli do ciemnego, ale bardzo przytulnego lokalu  zajmując jeden z boksów na uboczu. Lubiła to miejsce, mimo że niczym nie wyróżniało się od innych pubów w Warszawie. Może tym, że było po prostu nie daleko stacji, więc zawsze chętnie się tu spotykali.

- To jak to jest.. – zaczęła temat, kiedy na stole pojawiły się dwa kufle z piwem – Jesteś z Renatą czy nie?

- To.. skomplikowane. – zaśmiał się, unosząc do góry trunek - Dogadujemy się dobrze tylko w łóżku, próbowaliśmy i nie wychodzi nam razem, ciągle się kłóciliśmy o pierdoły.. spotykamy się od czasu do czasu..

- Czyli tylko seks?

- pasuje nam to. Nic zobowiązującego...

-Skoro tak.. nie moja sprawa.

- A co u Ciebie? Udało ci się wszystko poukładać?

- Radzę sobie – wzruszyła ramionami od niechcenia, przejeżdżając palcem po rancie cienkiego szkła – Nie było łatwo, ale się udało.

- Dzień dobry Państwu! – Anka dosiadła się do Martyny z szerokim uśmiechem.

- Piotrek – wystawił dłoń w jej stronę, którą uścisnęła bez skrępowania.

- Anka.

- Jeszcze po jednym? – zapytał, przyglądając się pustemu kuflowi.

- Ja odpadam- podniosła do góry ręce. Wypiła kilka piw, I już czuła że przesadziła. Jej słaba głową nie była przyzwyczajona do takich ilości trunków. Dobrze się bawiła, tym bardziej że Anka była nim wyraźnie oczarowana. Pomyślała nawet, że pasują do siebie. Żadne z nich dotąd nie było w stałym związku, ciesząc się przelotnymi romansami.

- Ja chętnie – Anka wskazała na swoje szkło. – Miło się rozmawia..

- To ja poproszę herbaty – przewróciła oczami, widząc maślane oczy przyjaciółki, a teraz przepraszam, ale idę zapalić.. – wstała od stolika, popychając Ankę, żeby zrobiła jej miejsce. Wyszła na zewnątrz, odpalając papierosa. Nie robiła tego od tygodni. Wiktor nie znosił zapachu papierosów, więc starała się powstrzymywać. Chciała napisać mu o tym, czego jest świadkiem, ale nie potrafiąc nic sensownego wymyślić, schowała telefon do kieszeni.

- Masz ognia? – usłyszała pytanie, I podniosła głowę. Podała zapalniczkę czarnulce, którą skądś kojarzyła.

- Czy my się nie znamy? – zapytała podejrzliwie, ale kiedy kobieta pokręciła przecząco głową, stwierdziła że jej się po prostu wydawało. Zgasiła papierosa, odebrała zapalniczkę i żegnając się weszła do lokalu.  

- Chyba będę rzygać..- skomentowała zachowanie Anki i Piotrka, którzy całowali się przy stoliku. – Halo! Koniec tego!

- Aleś Ty delikatna Kubicka.. – Anka odsunęła się od Piotrka, przerzucając oczami. – Nie przypomnę ci  czego byłam świadkiem wczoraj!

- Jakbyś umiała pukać, to byś nie widziała.. – mruknęła, mieszając herbatę  która pojawiła się tu pod jej nieobecność. Zrobiło jej się gorąco na samą myśl przerwanej chwili z Wiktorem.

- Nie wiedziałam że taki ogier z tego Wikto..auaa! I czego mnie kopiesz wariatko?! – sięgnęła pod stolik, aby rozmasować bolące miejsce, czując na sobie morderczy wzrok Martyny i Piotrka.

- Wiktor? -Piotrek zmarszczył brwi  przyglądając się kobietom. –  Chyba nie TEN, o którym myślę?

- Nie wiedziałeś? – Anka popatrzyła na niego zaskoczona, przenosząc wzrok na Martynę – Nie wiedział?

- Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć? – Wbił w nią swoje spojrzenie, aż poczuła się nieswojo.

- Nie zamierzałam, I nadal nie zamierzam nikomu się spowiadać – wzruszyła ramionami, sięgając po kubek z herbatą, aby nie musieć na niego patrzeć. Atmosfera w mgnieniu oka zrobiła się tak gęsta, że można by ją ciąć nożem, i to niekoniecznie naostrzonym. Anka widząc to, pożałowała że się wtrącił, ale Martyna nie uprzedziła jej wcześniej o tym, że nikomu się nie przyznała.

- Ładnie to tak ojca oszukiwać? – zaśmiał się, widząc jak podbiera karty, myśląc że nie patrzy.

- Bo wy zawsze wygrywacie! – zaniosła się śmiechem, przyłapana na gorącym uczynku.

- Lata wprawy.. – zaśmiał się Pan Andrzej, wyciągając karty na stół. – ja nie oszukuję a popatrz..

- od jutra gramy w planszówki. I to takie, których nie znacie! – pozbierała karty że stołu.

- Może ja je przetasuje, bo ci jeszcze Jakiś As do rękawa wpadnie.. – Wiktor przejął talię, powoli tasując – przełóż. Ale bez oszustw.

- raz się zdarzyło, I będzie wypominał – przerzuciła oczami, podnosząc połowę stosu.

- Raz Cię przyłapałem. – popatrzył na córkę rozdając karty. Dzwonek do drzwi sprawił, że momentalnie wstała z krzesła.

- To do mnie! – pobiegła otworzyć drzwi. Nie słyszał rozmowy  więc z zaciekawieniem wychylił się, żeby zobaczyć co się dzieje. Zosia weszła do salonu, trzymając rękę chłopaka.

- Dzień dobry - przywitała się niepewnie, widząc na dobie ich wzrok.

- Dzień dobry Antek. Zosia kolega ci chyba nie ucieknie? Nie musisz trzymać go za rękę.

- Tato..- przewróciła oczami, kiedy chłopak cofnął dłoń – będziemy na górze..

- Całkiem miły ten chłopak – odezwał się seniora kiedy nastolatkowi zniknęli na górze.

- Miły, I w dodatku wygląda na takiego, co to w głowie ma poukładane. Lubię go, ale nie chcę żeby Zosia znowu się zawiodła.

- przed wszystkimi jej nie uchronisz synu.. – poklepał go po ramieniu

- ale mogę próbować.. czekasz na kogoś? – zapytał słysząc kolejny dzwonek do drzwi. Ojciec pokiwała głową zaprzeczając. Wstał od stołu, nieśpiesznie otwierając drzwi.

- Piotr? Coś się stało? – podał mu rękę na przywitanie, otwierając szerzej drzwi. Niezapowiedziana wizyta zwykle oznaczała problemy, tym razem domyślał się, w jakiej sprawie przyszedł. – wejdź.

- Myślałem że jest doktor moim przyjacielem. Traktowałem Pana jak ojca.. – westchnął wchodząc do korytarza. – a Pan mi taki numer wykręca?

- chodź. Pogadamy. – wskazał na salon, ale mężczyzna ani się ruszył.

- Pogadajmy tutaj. – odpowiedział twardo, zaciskając dłonie w pięści.

- To, że dasz mi w mordę, nie pomoże Ci – uniósł brwi patrząc, na zaciętą minę ratownika – ale jeżeli chcesz, to proszę.

- Ja? Nie.. Ja po prostu nie rozumiem. – podrapał się po głowie, zbity z tropu. – sam nie wiem po co przyszedłem..

- Piotr. Wiem, że miałeś plany w stosunku do Martyny.. – zaczął pierwszy, widząc jak Strzelecki miota się z własnymi myślami – Tylko Ona ich nigdy nie odwzajemniła. Dla Martyny zawsze byłeś przyjacielem, nie czarujmy się. Marny z Ciebie kandydat na trwały związek.

- Doktor niby lepszy? – zakupił- Zostawił Pan doktor Raiter dla Martyny.

- Nie muszę Ci się tłumaczyć Piotr. Ale zrobię to. Wejdź do  środka – wskazał ręką wejście do salonu, mężczyzna zawahał się, ale w końcu kiwnął na zgodę. Z pokorą słuchał wszystkiego  co Wiktor miał zamiar mu przekazać.  Banach był świadomy  że prędzej czy później do tej konfrontacji dojdzie, bo znał ratownika doskonale. Był impulsywny, ale w gruncie rzeczy, często przyznawał mu rację.

- Czyli powinienem się wycofać, bo wybrała Ciebie? – popatrzył z żalem w stronę lekarza.

- Nie Piotr. Powinieneś przyjąć do wiadomości, że jesteśmy razem, i nadal być przyjacielem Martyny. Ona bardzo przeżywa wasze kłótnie, uważam że na tym pułapie sprawdzasz się świetnie. – przechylił kubek z herbatą, dopijając do końca.

- I nadal możemy się widywać?

- Pytasz mnie o zgodę? To chyba Martyny powinieneś zapytać.

- no nie wiem, może nie będzie doktor chciał, żebyśmy się spotykali.

- Piotr.. Martyna jest dorosła, I sama o sobie decyduje. Nie mam zamiaru narzucać jej żadnych reguł. - sięgnął po telefon, który któryś raz z kolei zaczął wibrować. Odrzucił połączenie, wyciszając urządzenie.

- Może to coś pilnego? – zasugerował Piotr, ale odpowiedziało mu potrząśnięcie głową.

- Wracając do naszej rozmowy.. mam nadzieję że wszystko zostanie jak dawniej Piotr.

- Tak. Przepraszam, głupio wyszło..  

- Daj spokój. Cieszę się, że jednak nie dostałem w mordę – zaśmiał się odstawiając kubek do zlewu..

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top