Rozdział 13
- Lekarz będzie za godzinę. Poczekam z Tobą, ale jeśli chcesz znać moje zdanie, to powinnaś zostać u rodziców.. – Wojtek podał jej ciepłą herbatę, kiwając głową z wyrazem dezaprobaty dla pomysłu siostry.
- Nie. Nie chciałam zarazić Niki, w jej stanie to niebezpieczne. Nic mi nie będzie..
- Ty się widziałaś? Wyglądasz jakbyś jedną nogą była po drugiej stronie..
- Chciałbyś.. – uśmiechnęła się, chociaż nie było jej do śmiechu. Bolało ją wszystko, nie miała siły, żeby wstać z łóżka, gorączka nie odpuszczała, a kaszel sprawiał, że miała wrażenie że rozrywa jej płuca. Zgodziła się na wizytę lekarz dopiero, kiedy zagroził jej szpitalem.
- Dzwoni Wiktor. Kolejny raz.. – podał jej telefon, ale nie chciała odebrać. Zawahał się i nacisnął zieloną słuchawkę – Dzień dobry, Wojciech Kubicki. Brat Martyny.
- Co robisz? – szepnęła, ale machnął ręką wychodząc do drugiego pokoju. Oby miał dyżur, bo inaczej nasłucha się o tym, jaka jest nieodpowiedzialna.. zamknęła oczy, licząc na odrobinę kojącego snu, ale jak spać kiedy kaszel nie daje ci spokoju? Bezskutecznie starała się wsłuchać w rozmowę mężczyzn.
- Wiktor ma dyżur, ale powiedział że przyjedzie. Nie mówiłaś, że jest lekarzem. – oddał jej telefon, siadając na skraju łóżka- odwołałem wizytę domową.
- świetnie.. – burknęła, siadając na łóżku. Jednak źle że się modliła o dyżur, teraz wpadnie tu z Piotrkiem, I dopiero będzie mieć przechlapane.. – jesteś najgorszym bratem na świecie. Teraz będę słuchać o swojej nieodpowiedzialności..
- I będzie miał świętą rację. Więc? Skąd się znacie?
- Wiktor był moim szefem na stacji..
- Szefem?! Wpakowałaś się w romans z szefem?!
- Z byłym szefem.. Ale to jest długą historia, I nie wiem, czy ci ją opowiem po tym co zrobiłeś – założyła ręce na piersi, udając obrażoną.
- czekaj.. jak to z byłym szefem?
-Nie pracuję już na stacji.. Nie mam siły tego tłumaczyć..
- Ja widzę, że Ty to taka cicha woda! – zaśmiał się. Ktoś zapukał do drzwi, więc skierował się w tamtą stronę. Wzięła głęboki oddech i zaraz pożałowała, zanosząc się kaszlem.
- Co Ty robisz dziewczyno, co? – Wiktor wszedł do sypialni, kucając przy łóżku.
- Sam jesteś? – zainteresowała się, kiedy żaden z ratowników nie wszedł za nim. Nie odpowiedział, skupiając uwagę na badaniu ciśnienia kobiety.
- Piotr z Adamem zostali w karetce. – odpowiedział od niechcenia, sprawdzając parametry, co jakiś czas przyglądając się kobiecie spod uniesionych brwi. – mam ich zawołać?
- Może ja wyjdę? – Wojtek postanowił się wycofać, widząc jak napięta atmosfera jest między tą dwójką. Odprowadziła go wzrokiem, zaraz przenosząc go z powrotem na Wiktora, osłuchującego jej plecy. Chwila ciszy zdawała się trwać w nieskończoność. Starała się zapanować nad drżeniem ciała
- kiedy brałaś coś przeciwgorączkowego? – ściągnął brwi, wyciągając termometr
- godzinę temu.
- pakuj się, jedziemy do szpitala. Masz zapalenie płuc. – zaczął chować sprzęt do torby.
- Jesteś zły.. – bardziej stwierdziła niż zapytała. Dotknęła jego dłoni, przyglądając się jak unosi brwi. Często to robił, chyba nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
- Co ja mam z Tobą zrobić, co? Nie odzywasz się, nie odbierasz telefonów, nie byłaś u lekarza.. Martyna z tym nie ma żartów, to nie jest ból głowy, który zniknie po tabletce..
- Wiem Wiktor. Mam swoje powody, i proszę nie każ mi teraz o tym mówić.. – spuściła wzrok, gładząc jego dłoń. – Nie mogę jechać do szpitala. Zrobię RTG, ale na własną rękę, zgoda?
- Nie możesz czy nie chcesz?
- A to jakaś różnica? – wzruszyła ramionami. Zastanowił się chwilę nad odpowiedzią.
- Pod warunkiem że Twój brat z Tobą zostanie do wieczora, dopóki nie przyjadę, I osobiście jutro zawiozę Cię na wizytę.
- zgadzam się.
- podpisz mi papier.. I widzimy się wieczorem ..
- Dziękuję Wiktor.. – uśmiechnęła się, kładąc w łóżku i narzucając na siebie kołdrę.
- Mam nadzieję, że nie będę tego żałował..
- Jak z Martyną? – Wojtek natychmiast podszedł do lekarza.
- Ma zapalenie płuc. Jeśli o mnie chodzi to powinna jechać ze mną do szpitala na badania. Ale obiecała że zostaniesz z nią do wieczora, aż Cię nie zmienię.. – popatrzył pytająco, na co ten skinął głową.
- Jasne, jak długo będzie trzeba.
- powinna jak najszybciej wziąć leki – podał mu receptę, z kilkoma nazwami leków- Postaram się wrócić o 19 ale muszę jeszcze zajrzeć do domu..
- 21s wypadek Krasickiego, jesteście wolni? - głos z radia przerwał ich rozmowę. Wyciągnął radio z kieszeni spodni przystawiając do ust.
- zgłaszam 21s. Podaj dane, zaraz będziemy. – przekręcił pokrętło w radiu, zmieniając kanał – Piotr, grzej dyliżans, zaraz sobie popracujecie. Przepraszam, wezwanie..
- Rozumiem. Dziękuję bardzo.
- Na razie. Dzwoń w razie czego!
- Wiktor zawsze taki jest? – podał jej leki, przepisane przez Banacha. Kiedy lekarz wyszedł, Martyna usnęła prawie natychmiast, skorzystał z tej okazji aby wyjść do apteki.
- Nie, po prostu był zły na mnie. Chyba pierwszy raz, odkąd go znam był naprawdę wściekły, a wiesz mi.. wiele razy dostałam od niego ochrzan pracując na stacji.. – przejęła tabletki, popijając szklanką wody.
- Myślałem że pogotowie nie wypisuje recept..
- lekarz może wypisać je, jeśli istnieje taka konieczność. Zagrożenie zdrowia lub życia. Ale później jest uciążliwa dokumentacja, dlatego robią to naprawdę bardzo rzadko..
- czemu nie chciałaś jechać do szpitala?
- Nie mam pracy. Kilka dni temu okazało się, że restauracja w której pracowałam ogłosiła plajtę.. a brak pracy, to brak ubezpieczenia.. – usiadła na łóżku, podciągając nogi do siebie. – Wiktor o tym nie wie, nie chciałam mu mówić, bo znowu namawiałby mnie na powrót do stacji..
- Nic z tego nie rozumiem.. możesz zacząć od początku? Dlaczego nie pracujesz na stacji?
- a zrobisz herbatkę? To będzie dłuuugaa rozmowa- uśmiechnęła się przymilnie. Kiwnął głową, znikając za drzwiami sypialni. Zastanowiła się od czego powinna zacząć. Uśmiechnęła się na wspomnienia, pierwszych prób zbliżenia się do Wiktora. Tych, których on nie chciał, lub naprawdę nie zauważał..
- proszę bardzo – na nocnej szafce pojawiły się dwa kubki z parującą herbatą. Podniosła jeden z nich, stawiając na kolanach.
- Zanim ci powiem, dlaczego nie pracuje na stacji, muszę Ci opowiedzieć o mnie i Wiktorze... – uśmiechnęła się. Wróciła kolejny raz wspomnieniami do przeszłości. Do pierwszych miesięcy na stacji, do pracy którą kochała nad życie, I która nadal pozostaje jej częścią.. Do Piotrka, próbującego poderwać ją oklepanymi tekstami, do tych wszystkich sytuacji w których zagrożone było nie tylko życie pacjentów, ale również ich własne.. do Rafała, który odgrywał w tym wszystkim niemałą rolę.. opowiadała o Zosi i Panu Andrzeju.. to wszystko, co sprawiało że przez długi czas, starała się odsunąć od siebie te wszystkie myśli – i uczucia- które pchały ją w stronę TEGO mężczyzny. Do pierwszych, niepewnych spojrzeń, do dziwnej radości, gdy przyłapała go na patrzeniu, cichych rozmów ukrywanych przed pracownikami, tych wszystkich gestów, które sprawiły że tam – na wyjeździe integracyjnym- pod wpływem alkoholu ich hamulce puściły, pozostawiając za sobą smak wstydu, bezradności i porażki.. o próbie poukładania sobie życia bez niego, o pracy w nowej stacji, I zwolnieniu, o pracy w restauracji i -nie-przypadkowych korepetycjach Zosi, aż do teraz..
- Chyba brakuje mi słów.. Jesteś świadoma tego, na co się piszesz? – upił łyk zimnej herbaty, przyglądając się jej.
- Na szczęście u boku mężczyzny, którego kocham? Jestem.
- A różnica wieku? Co będzie za 20 lat? Ty będziesz w jego wieku a On..
- Nadal pozostanie starszy ode mnie... – uniosła ramiona nie wiedząc co ma odpowiedzieć. Już dawno postawiła na jednej stronie plusy bycia z Wiktorem, a na drugiej minusy. Tych pierwszych było zdecydowanie więcej. Różnica wieku, była po środku. Często cieszyła się z tego, że Wiktor jest starszy, doświadczony, opanowany.. czyli wszystko to, czego sama nie miała. Tak zwane doświadczenie życiowe. Często studził jej zapał, pomagał, podpowiadał.. czasami jednak chętnie wrzucilaby w to w drugą tabelkę kiedy czuła się przy nim jak mała, nieporadna dziewczynka. Kiedy patrzył na nią z taką.. litością jakby nie znała życia.. Ale czy przez to powinna to zakończyć? Nie. Tak samo nie powinna się martwić tym, co będzie za 20 lat.. chciała żyć tym, co ma teraz. Tym bardziej, że przecież wszystko zaczyna się układać, Zosia zaakceptowała fakt że są razem, I może nie zostaną najlepszymi przyjaciółkami, ale w swoim towarzystwie czują się dobrze..
- Hallo! Mówię do Ciebie! – pstryknął palcami przed jej oczami. Zwróciła na niego uwagę dopiero po chwili. – pytałem czy On czuje to samo do ciebie? Nie chcę go oceniać, po prostu upewniam się, że nie jesteś dla niego tylko odskocznią..
- Wojtek! – podniosła głos, co odbiło się atakiem kaszlu – Ty słyszysz co mówisz? Nie chcesz oceniać, ale właśnie to zrobiłeś. Nie znam nikogo bardziej słownego, szczerego i uczciwego niż Wiktor. On nie rzuca słów na wiatr. Jeśli mówi, że mu na mnie zależy, to tak właśnie jest. Nie wierzysz?
- przyznaję, trochę trudno mi w to uwierzyć..- uniósł dłonie do góry jakby chciał powiedzieć „nic nie poradzę, jestem niedowiarkiem”
- a więc kiedy przyjdzie, nie wychodź od razu. Posiedź z nami. Zobacz jak na mnie patrzy, jak śmieje się z moich żartów, jak sprawdza czy wzięłam leki, i jak się czuję.. jak zareaguje, kiedy powiem że nie mam pracy.. Nawet mogę Ci powiedzieć co powie!
- Dawaj! Jeśli tak będzie, przeproszę go za to że źle go oceniłem!
- w porządku, zakład stoi.. powie coś w stylu ,” czemu mi po prostu nie powiedziałaś? Pomógłbym Ci, nie jesteś że wszystkim sama.” I wspomni o powrocie do stacji..
- To jest moja siostra.. Zawsze gotowa by udowodnić swoją rację! – zaśmiał się, klepiąc ją w ramię. – A teraz wybacz, ale muszę zadzwonić do kancelarii..
- Lubię go. – Wiktor zamknął drzwi za Wojtkiem, wracając do sypialni. Teraz, kiedy zostali sami mógł się spokojnie położyć na łóżku obok Martyny, która natychmiast przysunęła się bliżej, opierając głowę na jego torsie tak, żeby go widzieć. – Ma odwagę.
- Odwagę? – uniosła brew, przyglądając mu się z ciekawością.
- Nie często słyszę przeprosiny za to, że ktoś mnie źle ocenił. W dodatku kiedy nawet o tym nie wiedziałem – zaśmiał się, odsuwając włosy Martyny na bok.
- Nie ważne czy wiedziałeś, ważne że udowodniłeś, że się mylił – odpowiedziała tajemniczo, co sprawiło że stał się podejrzliwy.
-tak? A czym to udowodniłem hmm?
- byciem sobą. – uniosła ramiona. – Trochę dziś porozmawialiśmy.. I Wojtek miał pewne obawy co do nas..
- Trudno, żeby było inaczej.. Martwi się o Ciebie..
-Ja to wiem Wiktor, ale jednocześnie wkurzam się że to stawia Ciebie w złym świetle.. więc kazałam mu zostać jak przyjdziesz i dobrze się przyjrzeć. – uśmiechnęła się triumfalnie.
- Czy ja na pewno chcę wiedzieć to, co próbujesz mi powiedzieć?
- To proste Wiktor.. Wojtek miał obawy czy to, co jest między nami jest obustronne. Chciałam żeby zobaczył Cię takiego jakim jesteś na prawdę, nie złego Pana doktora z rana – parsknęła śmiechem, łapiąc się za klatkę piersiową, kiedy kaszel znowu powrócił. Uniósł brwi, dotykając jej czoła.
- Bredzisz Martyna. Na pewno dobrze dawkujesz leki?
- Rano byłeś zły. Nie. Ty byłeś wściekły, chyba nigdy nie widziałam Cię tak wkurzonego, a musisz przyznać, że umiejętnie wyprowadzałam Cię z równowagi nie raz – obróciła się na brzuch, żeby lepiej go widzieć – więc Wojtek pytał mnie czy zawsze jesteś taki.. delikatnie mówiąc nieprzyjazny.
- No.. chyba mi się nie dziwisz, że byłem wkurzony? Martwiłem się, bo nie dawałaś znaków życia, gdyby nie Twój brat pewnie nadal bym nic nie wiedział. Byłem na dyżurze. Musiałem zgłosić prywatny wyjazd rudej, już nie mówiąc o tym że Piotrek wie gdzie mieszkasz, więc zaczął się stawiać.. Nadal jestem wściekły Martyna, tym bardziej że Ty nic sobie z tego nie robisz. Czasem mam wrażenie, że moja piętnastoletnia córka jest mądrzejsza!
- Więc znajdź sobie kogoś lepszego! – warknęła, odsuwając się od niego. Wstała z łóżka kierując się do kuchni. Nastawiła wodę na herbatę, i zaciskając dłonie na kuchennym blacie czuła jak z jej oczu wydobywają się łzy. Te słowa wypowiedziane z jego ust były dla niej największą obelgą, jaką do tej pory usłyszała.
- Przepraszam, nie chciałem..- próbował się zrehabilitować, chciał podejść bliżej ale zatrzymała go ruchem dłoni. – Przepraszam. Nie potrzebnie się uniosłem, wcale tak nie uważam.
- Chcę zostać sama.
- Martyna.. – położył dłonie na jej barkach, ale szybko je zrzuciła, z wściekłością obracając się w jego stronę.
- Czemu Ty tak naprawdę ze mną jesteś, skoro jestem głupsza od nastolatki, co?
- Martynka.. – głośno wypuścił powietrze, łapiąc jej dłoń. – Posłuchaj mnie, nie wyrywaj się tak. Po prostu posłuchaj, dobrze? Przepraszam. Naprawdę nie to miałem na myśli. Wiesz przecież co o Tobie sądzę. Uważam że jesteś inteligentną osobą, o mocnym temperamencie, która z pewnością za chwilę da mi w pysk, i będziesz miała rację. Należy mi się. Obiecuję, że więcej tego nie powiem, w porządku? - widząc, że się poddała, przyciągnął ją bliżej siebie, mocno wtulając w swoje ramiona. Musi bardziej zwracać uwagę na słowa, bo ta kobieta nie wybacza zbyt łatwo..
Mam nadzieję, że ten rozdział jest mniej chaotyczny od poprzedniego 😉
Przepraszam za wszelkie chochliki, które -notorycznie- wkradają się do tekstu, naprawdę staram się je w porę poprawiać :-)
Trochę za bardzo weszłam na tematy poboczne, dlatego całkowicie uciełam temat świąt, które pewnie poruszę w innej formie 😉
P.s. jeśli gdzieś są niedociągnięcia, coś jest nie jasne.. piszcie! :-)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top