Rozdział 3
Przewracałam się z boku na bok niemal jak w gorączce. Miałam wrażenie, że się wybudzam, ale ponownie zapadałam w niezdrowy sen. Przerysowane sceny przemykały przez głowę, przyspieszając oddech. Otwierałam powieki czy nie? Sama już nie wiedziałam, co jest jawą, a co snem.
Spałam w świeżej pościeli, wokół bardzo ładnie pachniało. Zawsze tak było. Dorian nie lubił brudu, nie lubił bałaganu ani brzydkich zapachów. Robiłam wszystko, żeby go zadowolić. Pragnęłam, żeby codziennie miał dobry humor. Gdy miał zły, było gorzej. Ja też musiałam zawsze ładnie pachnieć, mieć gładką skórę, ogoloną i miękką w dotyku. Zadowalanie go stało się moją pracą na pełen etat. Inaczej potrafił godzinami wydzierać się, wymachiwać rękami, rzucać tekstami, które miały za zadanie zrzucić całą winę na mnie. Czasem mnie pchnął, czasem ściągnął za włosy na podłogę, czasem uderzył w twarz. Czasem nawet nie musiał... Sama się uderzyłam, gdy mną szarpał.
Te wszystkie obrazy przelatywały przed zamkniętymi powiekami, ciśnienie zaczęło wzrastać, serce pracować nierytmicznie.
Jesteś nikim, wszystko robisz źle, do niczego się nie nadajesz. Ach, powinienem cię zmienić na kogoś lepszego. Ale gdzie byś wtedy poszła? No, gdzie? Masz tylko mnie, powinnaś być wdzięczna. A nie jesteś... nie jesteś... Robisz wszystko, żeby mnie zdenerwować. A ja jestem dla ciebie taki wyrozumiały, łaskawy i dobry. Gdybyś nie trafiła pod moje skrzydła, rodzice pewnie sprzedawaliby cię za flaszkę.
Strach narastał, naciskając na wnętrzności, niczym zbyt nagromadzone powietrze. Ukryty krzyk oblepiał tkanki jak gęsta smoła, odbierając lekkość duszy.
Spałam w świeżej pościeli, lekko się denerwując, bo użyłam innego płynu do płukania. Zorientuje się i przyczepi czy nie? Było już późno, gdy wrócił pijany i pachniał inaczej niż zwykle. Położył się obok, uginając materac po swojej stronie. Śmierdział alkoholem i obrzydliwie słodkimi perfumami. Nawet się nie rozebrał, nie szanując mojej ciężkiej pracy.
– Przesuń się. – Kopnął mnie lekko pod kołdrą.
Znalazłam się przy samym brzegu łóżka. Zabrał całą kołdrę dla siebie. Było mi zimno. Nie mogłam używać ogrzewania, gdy nie było go w domu, bo to on za nie płacił. Pociągnęłam pościel z powrotem w swoją stronę. Wyrwał ją, a we mnie coś pękło. Szarpnęłam ponownie.
– Daj mi spać! – Pchnął mnie. Prawie spadłam na podłogę, ale podtrzymałam się ręką.
– Śmierdzisz inną kobietą, chociaż ciągle to mnie oskarżasz o zdrady! – syknęłam wściekła, podnosząc się z łóżka. – Sam sobie śpij albo trzeba było zostać u niej. Mnie już nie dotkniesz.
Z uniesioną głową zrobiłam krok w przód z zamiarem przespania się na kanapie. Nagle pociągnął za włosy, podciął moją nogę, a gdy runęłam na ziemię, najpierw dostałam kilka razy z otwartej ręki za pyskowanie, później mnie przyduszał, czyli robił to, co lubił najbardziej.
– Chcesz się przekonać czy cię dotknę? – wyszeptał mi do ucha, po czym puścił z obrzydzeniem, jakbym była nic nie wartym śmieciem. Zszedł ze mnie i tak po prostu poszedł spać.
Leżałam na wznak. Patrząc w sufit, próbowałam zebrać siły. Czułam się nikim. Byłam niczym, bo dawałam się traktować, jak nic nie warty śmieć. Jak Dorian miał okazywać mi szacunek, skoro sama sobie go nie okazywałam?
Wstałam. W środku byłam pusta. Po prostu pusta. Nie czułam nic. Otworzyłam okno i usiadłam na parapecie.
– Majka! – Usłyszałam krzyk Doriana za plecami. – Majka, oszalałaś! Wracaj do środka!
Zbliżał się. Uniosłam się na dłoniach. Adrenalina przyjemnie wybuchnęła w żyłach, gdy podjęłam decyzję. Odbiłam się od parapetu. Słyszałam krzyk, który smakował wygraną. Leciałam i czułam się wspaniale. To była prawdziwa wolność. Leciałam... Krzyczałam głośniej niż on, w końcu uwalniając tak długo skrywany ból. Nie mogłam się doczekać, kiedy uderzę w ziemię i wszystko się skończy. A gdzieś tam dzwonił telefon...
Poderwałam się na łóżku z krzykiem. Szybko przyłożyłam dłoń do ust, bojąc się, że ktoś mnie usłyszy. Telefon naprawdę dzwonił, wibrował w pościeli. Pot wystąpił na karku i plecach, a po ramionach przeszedł dreszcz. Mimo kolejnych mijających dni, on znowu wygrał. Dorian terroryzował mnie nawet w snach. Sięgnęłam po komórkę wściekła na siebie, na niego i na to, co pozwalałam ze sobą robić.
– Halo? – Tym razem brzmiałam ostrzej.
– Dzień dobry, Jolanta Malek, Carrefour Mieścina Mała, czy rozmawiam z panią Mają Abramowicz?
– Tak, to ja. Dzień dobry.
– Złożyła pani u nas CV. Rozumiem, że książeczka sanitarno-epidemiologiczna jest aktualna?
– Tak.
– Czy interesowałby panią dział kas?
– Nigdy nie pracowałam na kasie.
– To żaden problem, przejdzie pani odpowiednie szkolenie.
– Dobrze, tak, jestem zainteresowana. – Potarłam twarz, próbując się dobudzić. Nadal nie wiedziałam, czy tkwię w dziwnym śnie, czy naprawdę rozmawiam przez telefon.
– W takim razie, jeśli ma pani czas, zapraszam jutro między dziewiątą a dziesiątą na rozmowę. Odpowiada pani?
– Tak, jak najbardziej.
– W porządku. Proszę nie wchodzić głównym wejściem, tylko od tyłu sklepu. Ochronie należy zgłosić, że przyszła pani na rozmowę o pracę i poprosić o kierownika działu kas.
– Dobrze, będę na pewno.
– W takim razie dziękuję i do widzenia.
– Do widzenia.
Z szeroko otwartymi ustami wpatrywałam się w przerwane połączenie. Dotarło do mnie, że to dzieje się naprawdę. Zaczęłam podskakiwać ze szczęścia. Wiedziałam, że to tylko rozmowa, ale cieszyłam się jak małe dziecko.
Moje ostatnie dni przypominały istną huśtawkę... Miałam nadzieję, że w końcu się zatrzyma i będę mogła z niej bezpiecznie zeskoczyć. Nie chciałam się już huśtać. Pragnęłam iść przez życie po twardej ziemi.
*****
Pojawiłam się o dziewiątej dziesięć, tłumacząc sobie, że to też jest między dziewiątą a dziesiątą. Byłam ogromnie podekscytowana i starałam się nie myśleć, jak się poczuję, jeśli nie dostanę tej pracy. Musiałam się naczekać, zanim przyszła pani po pięćdziesiątce wyglądającą na taką, co ma już dość tej pracy. Przeprosiła mnie, uśmiechając się słabo i tłumacząc, że mieli kolejki, a brak im pracowników. Zaprowadziła mnie do jednego z biur, gdzie zadała kilka pytań. Najbardziej interesowało ją, czy jestem dyspozycyjna i czy nie będą mi przeszkadzały zmiany w różnych godzinach. Dodatkowo z rozbrajającą szczerością przyznała, że są wypłacalni, jeśli wyrobię nadgodziny, co jest bardzo mile widziane. Gdy ona odebrała telefon, martwiąc się o kolejne kolejki i wykłócającego się klienta, ja mogłam to przemyśleć, ale podjęłam już decyzję. Nie miałam gdzie się podziać, a tu było bezpiecznie, ciepło i nawet mogłam podgrzać sobie jedzenie w mikrofalówce. Pieniądze również by mi się przydały. Uniosła brew, gdy zapytała, od kiedy mogę zacząć, a ja byłam gotowa nawet dziś. Uścisnęłyśmy sobie dłoń. Zaprosiła mnie na pojutrze, ponieważ kadrowa, która do mnie dzwoniła, musiała mieć czas na przygotowanie umowy. Tak bardzo potrzebowali rąk do pracy, że nie robiło im różnicy czy coś umiem, czy nie.
Wyszłam stamtąd niezwykle szczęśliwa. Odnosiłam wrażenie, że się czegoś uczepiłam, a rozpoczęcie życia od nowa wcale nie było takie niemożliwe. To było realne. Wygrana z demonami była realna. A przynajmniej taką miałam nadzieję...
I tej nocy spałam dobrze. Chociaż może nie powinnam, bo milczenie Doriana powinno mnie niepokoić.
*****
Dostałam kluczyk do szafki w szatni. Miałam popracować kilka godzin, zanim podpiszę umowę. Gdy wyszłam, przy ochronie czekała już na mnie ta sama kobieta. Przeszłyśmy przez cały sklep, a ona podawała mnóstwo informacji. Byłam pewna, że połowy nie zapamiętam. Weszłyśmy do biura znajdującego się obok szeregu kas. Kilka już pracowało.
– To pokój kasjerek. U góry po schodach jest biuro kierowników zmiany. Możesz tam przychodzić w każdej sprawie, kiedy tylko zechcesz. Jednak uprzedzam, że wszyscy są tutaj okropnie zabiegani. Po lewej te stalowe drzwi do skarbiec, nad wejściem jest kamera. Nie wolno ci tam wchodzić, chociaż zawsze są zamknięte. Tu wszędzie są kamery, bo pracujemy z pieniędzmi. – Odchrząknęła. – Na tablicy korkowej wisi grafik, sprawdzaj codziennie, bo często się zmienia. Są tam też ważne informacje, na przykład kody na jakieś promocje. Czasem można sobie oderwać kod, czasem trzeba spisać. Musisz mieć przy sobie własny notatnik i długopis. – Przechyliła się i ściągnęła jedną z kartek. – W notatniku trzymaj to, wklej sobie albo coś. To numery telefonów do wszystkich działów. Masz tu kierownika zmiany naszego działu podkreślone na czerwono. Dzwonisz, gdy będziesz miała jakikolwiek problem z kasą. W razie braku kodu na produkcie, dzwonisz na odpowiedni dział. Na początku możesz się gubić, ale zawsze będziesz siedziała obok kogoś, kogo możesz zapytać, na jaki dział powinnaś zadzwonić. – Podała mi kolejną kartkę. – Kody na pieczywo, takie same masz przy kasie, ale nowe dziewczyny często lubią sobie je powtórzyć w domu. To stresujące, gdy klient nad tobą stoi i czeka z jednym rogalikiem, a ty dziesięć minut szukasz kodu. Co jeszcze... – Zamyśliła się, po czym zasypywała informacjami przez kolejne kilka minut. – Wszystko jasne? – Spojrzała na mnie znad okularów opadających na nos, ręce trzymając na biodrach.
– Chyba tak – odparłam z niepewnością.
– Nie przejmuj się, nie jesteś tu sama. Dam ci kasetkę i wezwę kogoś.
Drzwi skarbca zapikały, gdy przyłożyła do nich swoją kartę, a później zamknęły się ciężko. Po chwili pokazała mi wszystko jeszcze raz i sięgnęła po telefon, który wciąż nosiła w kieszeni spodni.
– Hejka! – Do środka wpadła dziewczyna z brązowymi warkoczykami, przeplatanymi kolorowymi nitkami. – To nowa?
– Tak – odparła kierowniczka.
– Dżasmina. – Podała mi rękę, na co szerzej otworzyłam oczy, nie dowierzając, że naprawdę ma imię niczym z bajki Aladyna.
– Maja.
– Miło mi, będę cię dzisiaj szkolić. – Sięgnęła po telefon przymocowany do ściany. – Na kasę, dziękuję. – Odłożyła słuchawkę, uśmiechając się do mnie. – Nie możemy wyjść same, musimy z ochroniarzem.
– Dobrze.
Dżasmina, jej imię nadal mnie dziwiło, pomogła mi zalogować się na kasę, pokazywała, co gdzie mam i pomogła skasować pierwszego klienta. Stała za mną i później powiedziała, że mam sobie radzić, a ona będzie po prostu nade mną czuwać. Szeptała mi kody, których nie umiałam i dawała wskazówki, gdy robiłam coś źle. Gdy kasa zapikała niemal alarmem, zatrzęsły mi się ręce.
– Spokojnie. – Zaśmiała się, wciskając jakiś przycisk. – Kasa cię tylko poinformowała, że ten kod jest nieaktywny. Ten miks sałat jest w promocji, więc kod z opakowania nie działa, musisz kasować tym, który był przyczepiony do tablicy. 36528 – Podała, znając go już na pamięć.
Po kilku godzinach, które okazały się czterdziestoma minutami miałam dość informacji, których nie byłam w stanie zapamiętać. Moja nowa koleżanka znów się na to zaśmiała.
– Po tygodniu będziesz miała ochotę się zwolnić. Poznasz więcej dziwaków niż kiedykolwiek wcześniej. Z czasem jednak się uodpornisz. Większość rzeczy nie będzie robiła na tobie wrażenia. Jeśli trafi ci się pijany albo agresywny klient, wzywaj ochronę lub kierownika zmiany. Nawet ja pyskuję coraz mniej, bo wiem, że nie warto. Jeden mi groził, że poczeka aż skończę pracę i wyobraź sobie, że czekał na mnie na parkingu.
– Co zrobiłaś? – zapytałam przerażona.
– Wróciłam na ochronę i zadzwoniłam po znajomego, z którym mieszkam. Przyjechał po mnie.
– Ile tu pracujesz? – Odwróciłam się do niej lekko, gdy kolejny klient wykładał na taśmę zakupy.
– Dwa lata. Nie jest tak źle, jak na początku się wydaje. – Puściła mi oczko, a ja zobaczyłam przyczepioną do jej ubrania plakietkę. Jaśmina. Miała na imię Jaśmina.
^^^^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top