Rozdział 2
Przespałam kilka godzin w tej samej pozycji. Nie poruszyłam nawet palcem. Podnosiłam się powoli, walcząc z zastygłym ciałem. W pierwszym odruchu chciałam sięgnąć po torebkę, żeby wyciągnąć z niej telefon, ale odsuwałam ten moment jak najdłużej. Poszłam do łazienki, a po chwili stania i bezsensownego patrzenia na siebie w lustrze postanowiłam wziąć prysznic.
Nie lubiłam siebie. Przestałam. A może nigdy nie lubiłam?
Nie chciałam tracić czasu. Każda doba spędzona w hotelu to kolejny dzień bliżej bezdomności lub powrotu do Doriana. Jednego i drugiego wolałabym uniknąć. Jako ostateczność pozostawiłam sobie furtkę w postaci wszelkich fundacji pomagającym kobietom. Nie wiem, dlaczego nigdy nie prosiłam o pomoc. Chyba czułam, że innym należy się bardziej. Ja przecież nie miałam dzieci, tak naprawdę nie miałam nawet rodziny, byłam już dorosła. Mogłam po prostu zacząć pracować i wziąć życie w swoje ręce. Może to był mój błąd... Może powinnam poszukać pomocy dawno temu...
Zrobiłam makijaż, starając się zamaskować wszelkie ślady przemęczenia. Tego fizycznego i psychicznego. Na szyi zawiązałam apaszkę, żeby ukryć zasinienia. Mogło to wyglądać dziwacznie, bo dzień był dość ciepły, ale nie miałam innego wyboru.
Wraz z nadejściem wiosny, gdy wszystko budzi się do życia, ja też chciałam w końcu się obudzić, i to w nowym życiu.
Sięgnęłam do torby, wyciągając z niej teczkę i wyszłam z pokoju. Telefon zostawiłam, nie chcąc, żeby wybijał mnie z rytmu. Zamiast iść przed siebie, przysiadłam na pierwszej napotkanej ławce. Mało nie zalałam się łzami, zdając sobie sprawę z tego, jak głupi zrobiłam błąd. Starałam się być tak bardzo uważna, wszystko sobie przemyśleć, stawiać ostrożne kroki, a zawaliłam. Wszystkie CV przygotowałam w domu, nie mając pewności, czy będę miała dostęp do komputera i drukarki. I na każdym z nich widniał mój numer telefonu. A to oznaczało, że nowa karta leżąca na dnie torby, nie mogła mi się na nic przydać...
Dorian wciąż będzie mógł mnie prześladować.
Mając wrażenie, że zaraz zemdleję od fali gorąca zalewającej moje ciało, przymknęłam powieki, próbując wyrównać oddech. Wiedziałam, że muszę podnieść się z tej cholernej ławki i iść dalej. Zrobiłam już jeden krok, musiałam zdobyć się na kolejny. Bo każdy taki krok był krokiem do wolności.
Podniosłam się w końcu i poszłam przed siebie. Rozglądałam się po okolicy. Skupiłam się tylko na tym, żeby nie zapomnieć drogi powrotnej do hotelu. To pomogło. Okazało się, że niedaleko znajduje się Urząd Miasta i Urząd Pracy. A więc weszłam do obu budynków. W pierwszym znalazłam darmowe gazetki na temat miasta, w których znajdowały się również oferty pracy. W drugim spisałam sobie kilka ofert z tablicy do notesu.
Zaszłam odrobinę za daleko, nie będąc pewna, jak wrócić do hotelu. Postanowiłam skręcić do marketu po drobne zakupy. W pokoju hotelowym zauważyłam czajnik, małą kawę zabrałam z domu, ale włożyłam do koszyka mleko, parówki i bułki. Musiałam oszczędzać, więc sięgałam tylko po najtańsze produkty. Dołożyłam płatki śniadaniowe, i mimo chęci, nie miałam pomysłu na ciepły posiłek. W hotelu nie znajdowało się nic, gdzie mogłabym coś podgrzać, a za dodatkowe usługi pewnie musiałabym również dodatkowo zapłacić. Poddałam się i wybrałam różne smaki zupek chińskich. Wciąż powtarzałam sobie w głowie, że to tylko pewien etap. Przetrwam. Przetrwam i będę z dumą patrzeć w lustro. Odzyskam to, kim byłam naprawdę.
*****
Cała siła zniknęła, gdy przekroczyłam próg pokoju hotelowego i dotarł do mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Skrzywiłam się, jakbym odczuwała ostry ból. Miałam ochotę uciec. Nie miałam jednak dokąd. Nie wyciągnęłam telefonu. Rozpakowywałam zakupy, udając, że nie słyszę uporczywej melodii. Ktoś się dobijał i doskonale wiedziałam kto. W końcu się poddałam i wygrzebałam urządzenie. Kilka razy próbowałam zablokować jego numer, ale za każdym razem przerywał mi kolejny dzwonek. Odrzucałam go, ale to na nic. Komórka zamilkła, a ja zrobiłam coś, czego nie powinnam była robić. Kliknęłam nieodczytane wiadomości. Wściekał się na mnie kierownik, szef, koleżanka z pracy, wściekł się Dorian.
Gdzie ty do kurwy jesteś? To jakiś żart?
Odbieraj!
Oberwiesz za te głupie żarty.
Nie masz gdzie pójść, przybłędo!
Jesteś nikim. Jestem NICZYM! To ja wyciągnąłem cię z patologii. Dałem dach nad głową i możliwość nauki. Pracowałem, a ty żarłaś i mieszkałaś za darmo! Pieprzona niewdzięcznica. Beze mnie jesteś niczym... niczym... NICZYM! Nie masz niczego i nie masz nikogo.
Znajdę Cię... Wiesz, że Cię znajdę, kochanie. ;)
Upuściłam telefon na łóżko, przełykając łzy. Zablokowałam numer Doriana, ale te wiadomości wypalały mi się na skórze znamionami. Parzyły, paliły, piekły. Tak bardzo, że nie umiałam oddychać. Łkałam w podciągnięte do brody kolana. Jesteś NICZYM! Nie masz niczego i nie masz nikogo. – Wracało bez przerwy.
Byłam tylko dziewczyną z patologicznego domu. Rodzice upijali się do nieprzytomności dzień w dzień. Chowałam się pod łóżko, gdy byłam małym dzieckiem, bo bałam się ich znajomych. Gdy zaczęłam dorastać, chowałam się u Doriana. Nawet w środku nocy wpuszczał mnie przez okno i tulił do rana w swoich ramionach. Wyjeżdżając z naszej wsi, w której nikogo nie obchodziłam, zabrał mnie ze sobą. I dał wszystko. Miał rację. Dał mi wszystko. Było pięknie do czasu. Później sami staliśmy się patologią. Trafiłam z deszczu pod rynnę. I nie wiem, kiedy zdecydował, że przestanie być dobrym, kochającym mnie chłopakiem. Nie wiem, kiedy stwierdził, że ma nade mną władzę absolutną i zaczął to wykorzystywać. Wiedziałam tylko tyle, że nie dam rady dłużej tego znosić. A on w końcu mnie zabije albo sama się zabiję.
Wiedziałam coś jeszcze. On nigdy nie żartował. Ta ostatnia wiadomość zagnieździła się we mnie strachem, który rósł do niewyobrażalnych rozmiarów. Przejmował nade mną kontrolę, obezwładniał, pochłaniał każdy kawałek ciała, centymetr po centymetrze. I tylko drżące dłonie, zaciśnięte na łydkach boleśnie, nie pozwoliły mi do niego zadzwonić, przeprosić i błagać o możliwość powrotu. Bałam się, że spełni swoją groźbę. Zrobi to.
Znajdę Cię. Wiesz, że nie znajdę, kochanie. ;)
Obudziłam się z bólem głowy, a przecież wcale nie piłam. W sumie powinnam. Może zresetowanie myśli w czymś by pomogło. Z drugiej strony po alkoholu mogłabym zrobić coś bardzo głupiego, na przykład odblokować numer Doriana i do niego zadzwonić.
Zamrugałam, odwracając powoli głowę w stronę okna. Później przechyliłam się bardziej, żeby spojrzeć na zegarek stojący na nocnym stoliku. Dochodziło południe, ból głowy nie ustępował, a żołądek głośno upominał się o swoje racje. W końcu nie jadłam wiele godzin. Najpierw byłam zbyt rozemocjonowana ucieczką, później nie potrafiłam nic przełknąć przez te wiadomości.
Powoli podniosłam się do pozycji stojącej, poczłapałam do łazienki razem z czajnikiem, żeby nalać do niego wody. Czułam się jak na porządnym kacu. Przemyłam twarz, zrobiłam kawę i kanapkę. Telefon podłączyłam do ładowarki i siedziałam w ciszy, zjadając śniadanie. Nie było tu nawet telewizora, a to źle, bo nie miałam co ze sobą zrobić. Mogłam tylko rozmyślać, a to nie był najlepszy pomysł. Sięgnęłam po wczorajszą darmową gazetkę. Przerzucałam strony, dowiadując się czegoś więcej o mieście, w którym się znalazłam. Na środkowej stronie widniała wielka reklama kursu Taekwondo. Zapraszali zarówno dzieci, młodzież, jak i dorosłych. Zaśmiałam się pod nosem, wyobrażając sobie, jak naparzam w odwecie Doriana. Przydałby mi się taki kurs. Jednak nie było mnie stać. Doczytałam, że pierwsze zajęcia pokazowe są darmowe, a później przełożyłam kartkę, ponownie przyglądając się ofertom pracy i mieszkań, a najlepiej pokoi na wynajem. Ten cichy śmiech sprawił, że stałam się odrobinę silniejsza. Odłożyłam kubek na podłogę i wyłożyłam się na łóżku, patrząc w sufit. Wyobrażałam sobie, jak ćwiczę sztuki walki i już niczego się nie boję. Już nigdy nie będę musiała się bać...
Kolejne dwa dni wyglądały podobnie do poprzednich. Spacerowałam po mieście i zauważałam jego urok. Mogłabym poczuć się tutaj jak w domu. Lubiłam takie miejsca. Nie było to ani wielkie miasto przepełnione gwarem i pośpiechem, ani mała mieścina, gdzie czasem miało się wrażenie, że wszyscy wiedzą wszystko i o wszystkich. Zanosiłam CV w miejsca, gdzie znajdowały się karteczki na szybach i w te z ogłoszeń. Zadzwoniłam nawet pod jeden numer z oferty pokoju do wynajęcia. Jednak zrezygnowałam. Mogłam się mylić, ale sposób, w jaki rozmawiał ze mną ten mężczyzna, sprawił, że zaświeciły mi się lampki ostrzegawcze. Nawet jego głos i ton odrzucały. Nie chciałam znów źle trafić. Chyba nie mogłabym więcej znieść. Przysiadłam na ławce w niewielkim parku, zajadając się małą porcją frytek. Wolałam nie trwonić pieniędzy, ale ten zapach obiecujący ciepły posiłek ze mną wygrał. Gdy zobaczyłam dno papierowego opakowania, zapragnęłam kolejnej porcji. Wyrzuciłam jednak papierek do kubła na śmieci i poszłam dalej. Jak najdalej od zapachów.
Ponownie uśmiechnęłam się do swoich myśli: Przynajmniej schudnę. To dziwne jak czarny można mieć humor, gdy jest się w czarnej dupie.
*****
Wyszłam z łazienki w pośpiechu, sięgając po dzwoniący telefon. Z radością uniosłam go wyżej, naciskając zieloną słuchawkę. Nieznany mi numer dawał nadzieję. Może to oferta pracy albo oddzwonił ktoś z ogłoszeń pokoju do wynajęcia.
– Słucham? – zaczęłam radośnie.
Cisza. Przedłużająca się cisza wkradła się do żył, przyspieszając bieg krwi. Serce zaczęło bić wolno, lecz głośno, aż czułam go w całym ciele. Zadrżałam, a nieprzyjemny dreszcz dotarł do policzków. Oblizałam usta, biorąc wdech. Zniżyłam głos, nie panując nad tonem pełnym strachu.
– Halo?
Odpowiedział mi śmiech.
– Znajdę cię, suko.
Pospiesznie się rozłączyłam i rzuciłam urządzenie na łóżko, jakby miało mnie dotkliwie poparzyć. Poparzyło, tyle że duchowo nie fizycznie.
Telefon znów zaczął dzwonić. Ten sam numer. Stałam obok łóżka i wpatrywałam się w komórkę, która mnie krzywdziła, chociaż była martwym, nieczułym przedmiotem. Gdy tylko ucichła, rzuciłam się i zablokowałam również ten numer.
Opadłam na pościel, płacząc kolejny raz. Uciekłam, a wciąż tam tkwiłam. Naiwnie myślałam, że najtrudniejsze będą przygotowania. Żyłam tylko potrzebą wolności. Chciałam się nią zachłysnąć. Jednak będąc wiele kilometrów dalej, Dorian wciąż miał nade mną władzę. Można skądś uciec ciałem, to wbrew pozorom wcale nie takie trudne. Wystarczy wsiąść w pociąg i jechać przed siebie. Najgorsza jest psychika. Od niej tak łatwo nie uciekniesz...
^^^^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top