Rozdział 5

Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje naaammmm.... A kto? @EdytaCe 🥳


^^^^^

Ella zostawiła mnie w spokoju. Gdy wyszłam z łazienki, nowy strój pracowniczy czekał na łóżku. Dała mi do zrozumienia, że może mi pomóc, mam z kim porozmawiać, ale nie naciskała. To chyba najlepsze, co można zrobić dla ofiary przemocy. Dać do zrozumienia, że może na kogoś liczyć, a jednocześnie nie przyciskać do ściany, żądając zwierzeń. Rozumiała, bo sama przez to przeszła. Wciągając na siebie rajstopy z wystającymi na udach kokardkami, pomyślałam jeszcze raz o Elli. Jej się udało, uwolniła się, wyszła za mąż po raz drugi i wydawała się szczęśliwa. Może ja również miałam jeszcze szansę?

Zeszłam na dół, każdy na mnie zerkał, nawet chłopcy krążący między stolikami, rozdający róże klientkom. Całowali je po rękach i robili sobie z nimi zdjęcia. Jednak ja udawałam, że nic się nie wydarzyło, oni też.

Zbierałam szkło ze stolików, poprawiałam krzesła i wynosiłam cały bałagan do kuchni, gdzie Ella, uśmiechnięta przyjacielsko, myła naczynia i segregowała śmieci. Przez chwilę patrzyła na dżinsową krótką kurteczkę, ale nie skomentowała. Tak, było mi w tym gorąco, ale to jedyne, co na szybko znalazłam, a co nie śmierdziało od zbyt długiego leżenia w kartonie.

– Mamy pralkę w innym pomieszczeniu. Jutro ci pokażę.

– Dziękuję – odpowiedziałam, starając się wykrzesać z siebie odrobinę pozytywnych wibracji. Trochę bałam się jej wiedzy, a jednocześnie dobrze było nie dźwigać tego ciężaru samotnie.

Przeszłam przez bar, a Owen nie spuszczał ze mnie wzroku, popijając wodę. Obserwował mnie, gdy zbierałam kolejne szklanki, wyniosłam je, a później położyłam na blat znalezione na jednym ze stolików pieniądze.

– Dałaś radę, laleczko. – Puścił mi oczko, poprawiając swoje długie włosy.

– Jeszcze nie, to nadal nie koniec. Może zaraz zacznę tłuc alkohol? – Skrzywiłam się w niby uśmiechu, a on roześmiał się w głos, donośnie, męsko, aż do głowy przyszedł mi King Kong. Zaśmiałam się z własnych myśli. Miło było się zaśmiać. To takie oczyszczające.

– Nowa, wytrzymałaś dłużej niż większość kandydatek. – Uśmiechnęła się Nora, robiąc porządek wokół siebie. – A to była naprawdę ciężka noc, więc i egzamin był trudny. Zdałaś, brawo.

– Dzięki. – Odsunęłam się od nich, żeby pomóc Ivy na sali. Chciałam, żeby stali się dla mnie mili, a gdy zaczęli się otwierać, robiłam coś odwrotnego. Chowałam się, jakbym się bała z kimkolwiek zaprzyjaźniać, wiedząc, że nie zostanę z nimi długo.

W tym czasie Lucas i Nate mieli wspaniałą zabawę w podnoszeniu stolików i krzeseł, żeby Ivy mogła porządnie pozamiatać.

Nagle pojawił się Elliot, które nie widziałam przez całą noc. Stanął przede mną, więc się zatrzymałam.

– Wszyscy zaraz się zbierają do domu. Ty musisz jeszcze posprzątać zaplecze chłopaków. Tam, gdzie się szykują i przebierają. Do tego scenę, pomyć podłogi i sprawdzić, czy coś jeszcze jest do zrobienia. Jeśli wolisz najpierw się przespać, to nie ma problemu, resztę możesz zrobić później. Dziś nie mamy już występów, więc tę noc masz wolną. Chłopcy jadą na wieczór panieński, lokal będzie zamknięty. Ja wracam z Ellą do domu, będziemy tu po południu, gdybyś czegoś potrzebowała.

– Dobrze, dziękuję za szansę. – Wyprostowałam się, lekko stresując, bo Elliot był najpoważniejszy ze wszystkich w tym lokalu.

– Nie znikaj nigdzie, zaraz będą się dzielić napiwkami. – Skinął głową i odszedł. Miałam dziwne wrażenie, że zwracał się mnie bezosobowo, bo zapomniał mojego imienia. Mogłam się mylić i po prostu tylko przy Elli stawał się bardziej wyluzowany.

Krążyłam wokół, dopóki Ivy na mnie nie machnęła. Podeszłam więc za bar, a gdy przysiadłam na blacie, miałam wrażenie, że moje nogi wysyłają śpiewne pieśni dziękczynne za chwilę odpoczynku.

Aaron uśmiechnął się uroczo, wyciągając z kieszeni plik banknotów. Zrobiłam wielkie oczy, nie dowierzając, że można tyle zarobić w jedną noc. A to były pieniądze, które siłą wsadzały mu kobiety za pasek albo rzucały do stóp na scenie. Aaron odliczył kilka papierków i położył na blat, to samo zrobił Nate, po nim Lucas, Edi, a na końcu Owen.

Dziewczyny wysypały napiwki ze słoika, zmieszały razem pieniądze, po czym przeliczyły i podzieliły na trzy kupki.

– To dla ciebie. – Podała mi pierwszą część Nora.

– Naprawdę? – Uniosłam brew, odbierając pieniądze.

– Na napiwkach zarobisz więcej niż na wypłacie. – Aaron posłał szeroki uśmiech Elli, a ona przewróciła na to oczami, ale się zaśmiała. To miłe, że chłopcy dzielili się z nami swoimi napiwkami.

– Czasem warto tak zapierdalać tylko we trzy. – Powachlowała się pieniędzmi Ivy. – Czujecie? Tak pachną zakupy.

Chłopcy roześmiali się z jej słów, po czym po kolei się z nami żegnali, mówiąc, że muszą iść coś zjeść, a później się przespać, bo mają zaplanowany wieczór panieński i trzydzieste urodziny, a będą tam największą atrakcją.

Pomahałam im, w drugiej ręce trzymając pieniądze. Od razu zaczęłam myśleć o tym, że wystarczyłby dwa, trzy miesiące, żebym mogła coś zrobić ze swoim życiem. Za to, co trzymałam w ręce mogłabym już wrócić do domu. Jednak pamiętałam o swoim planie, musiałam odłożyć więcej, żeby coś wynająć, przeżyć i opłacić adwokata. Miałam również zobowiązania, o których nie mogłam zapomnieć. Tak naprawdę przydałaby mi się jeszcze całodobowa ochrona, gdy wrócę w okolice domu, ale o tym nawet nie śniłam. Musiałam sobie poradzić sama jak przez całe życie.


***


Najpierw musiałam się przespać. W jednej z szafek znalazłam nadal działający staromodny budzik, nastawiłam go i zapadłam w głęboki sen. Gdy ten zaczął dzwonić, ledwo zwlekłam się z łóżka. Zakwasy na udach i łydkach dawały o sobie znać przy każdym ruchu. Wzięłam ciepły prysznic, żeby rozluźnić mięśnie, po czym wybrałam ubrania z kartonu i z pustym żołądkiem zeszłam na dół, żeby wziąć się do pracy. Miałam pieniądze na śniadanie, ale nie znałam miasta i czułam irracjonalny strach przed opuszczeniem budynku samotnie. Tu czułam się bezpiecznie. Uciekając przed Cameronem, działałam pod wpływem adrenaliny, teraz miałam w sobie o wiele mniej odwagi.

Potrzebowałam chwili, żeby znaleźć włącznik światła, ale się udało. Sala rozbłysła, nagle wydając się ogromna i pusta, jakaś mroczna. Chyba w przeszłości oglądałam za dużo programów o morderstwach. Nie, żebym planowała to, oglądając: „Zabójcze żony" czy „Kobiety, które zabijają". Zrobiło mi się gorąco na myśl, że gdyby Cameronowi coś się stało, policja przeszukałaby mój laptop i co by sobie pomyśleli, widząc, że oglądałam właśnie takie programy? Przecież ja bym nigdy nikogo celowo nie skrzywdziła, ale kto by mi uwierzył?

Przeszłam się powoli po sali, zauważając ciemne, grube zasłony. Wow, znalazłam przypadkowo okna. Otworzyłam je na oścież, wpuszczając do środka świeże powietrze, przy okazji pozbywając się zapachów rozlanego alkoholu, potu i perfum. Unosiłam krzesła, ustawiając je na stołach, a każdy dźwięk roznosił się po sali echem, sprawiając, że po plecach przechodził mnie dreszcz za dreszczem. Najpierw zamiotłam, bo teraz lepiej było widać wszystkie brudy, przy okazji ogarniając też podłogę w kuchni, łazienkach i za barem. Miałam już dość, a dopiero zaczęłam. Bolały mnie mięśnie po wczorajszym, a do tego brakowało mi kawy i jedzenia. Stwierdziłam, że silny głód w końcu wygoni mnie na zewnątrz, ale to nadal nie był ten etap desperacji, żebym się odważyła. Wzięłam sobie z baru tylko butelkę wody, za którą zamierzałam później zapłacić.

Zostawiłam za sobą mokre podłogi, zabierając z baru jeszcze colę, bo naprawdę coraz bardziej brakowało mi kofeiny i kalorii, aż zaczęła boleć mnie głowa. Nawet szukałam czegoś w kuchni, jednak nie znalazłam kawy. Może Ella i Elliot przygotowywali ją w biurze?

Szukałam garderoby chłopaków, znalazłam najpierw jedne drzwi, później drugie, ale były zamknięte. Trzecie okazały się strzałem w dziesiątkę.

Nacisnęłam włącznik światła, rozglądając się z zaciekawieniem. Zostawili po sobie syf, to fakt, ale podobało mi się tutaj. Cztery ustawione toaletki z lustrami, wielkie lustro na ścianie, przy drugiej ścianie chyba ze cztery stojące wieszaki na kółkach, tak jak w garderobach na filmach, a na wszystkich ściśnięte stroje, w które się przebierali. Na kanapie znalazłam piórkowe, różowe boa. Nie widziałam, żeby któryś to wczoraj na sobie miał, ale przecież nie oglądałam występów w całości. Pogilgotałam się po nosie wściekle różowymi piórkami, uśmiechając się do lustra. Na kanapie zauważyłam mnóstwo okruszków, jakby wczoraj jedli coś w pośpiechu, wszędzie też walały się butelki po wodzie, energetykach i coli.

– Potrzebny będzie odkurzacz – powiedziałam sama do siebie, w końcu przerywając przygnębiającą ciszę.

Sprzątanie tego miejsca sprawiło mi najwięcej radości, bo znajdowało się tu mnóstwo ciekawych przedmiotów. Od akcesoriów policyjnych i strażackich, po kilka piórkowych boa, chust, czapek, a nawet pasy, paski i kajdanki. Tu też był spory wybór od skórzanych po aksamitne. Erotyczny raj. Nigdy nie dotykałam większości z tych sprzętów. Z Cameronem nie sypiałam od dawna, do zmuszania na szczęście nigdy nie posunął. Do szantażu tak i przez jakiś czas mu się udawało, później czułam do siebie zbyt ogromne obrzydzenie i przestałam się zgadzać. Wolałam oberwać niż uprawiać z nim seks. Głodził mnie, nie pozwalał wychodzić z domu i zabierał wszystko, łącznie z kontaktem z moją mamą. Groził nawet, że przestanie płacić za jej pobyt w domu opieki, ale w pewnym momencie naszego małżeństwa naprawdę nie potrafiłam dłużej się zmuszać. Nie kochałam go już. Brzydziłam się nim.

W końcu zrozumiał, że nic z tego nie będzie i przestał się napraszać, chociaż przez to stał się jeszcze większym dupkiem. Już w ogóle się nie starał, nawet już nie przepraszał za swoje zachowanie, żeby mnie udobruchać. Nie dostawał seksu, ja nie dostawałam nawet okruchów dobrego traktowania.

Od kilkunastu miesięcy nasze małżeństwo było już tylko układem. Ja pojawiałam się olśniewająca na jego spotkaniach z wpływowymi ludźmi i udawałam oczarowaną swoim fantastycznym mężem, on regularnie płacił za opiekę nad moją mamą, z którą było kiepsko. Chorowała na przedwczesną demencję, a gdy poznałam Camerona, już sobie z nią nie radziłam. Później było już tylko gorzej, gorzej i gorzej... A nie stać mnie było na jej leczenie, na jakąkolwiek pomoc dla niej. To on wszystko załatwił, a ja zakochałam się bez pamięci w swoim wybawicielu, który dla mnie był gotów na wszystko. Każdy problem, każdą kłodę odsuwał spod moich nóg, żebym mogła stąpać po samych różach... Nie uprzedził, że one mają kolce, a ja będę często krwawić. Byłam zbyt młoda, zbyt naiwna i zbyt zagubiona, żeby nie dać się omamić. Idealny cel dla mężczyzny takiego jak Cameron. Dla mężczyzny, który potrzebuje czuć władzę nad swoją żoną, który z tęsknotą słucha o czasach, gdzie kobiety istniały jako dodatek dla męża, posłuszne, podatne, bezbronne... Czasy się zmieniły, ale nadal rodziły się takie jak ja, pozwalające sobie na zaślepienie.

Wbrew pozorom, przez te wszystkie myśli, sprzątałam szybciej i bardziej intensywnie, zapomniałam nawet o głodzie, więc poszło sprawnie. Zanim się obejrzałam, skończyłam pracę. Zaniosłam wszystkie sprzęty to składzika, po czym zwiedziłam cały przybytek raz jeszcze, żeby sprawdzić, czy na pewno niczego nie przeoczyłam. Wolałam nie podpaść Elliotowi.

Wróciłam do siebie, odświeżyłam się, a następnie stwierdziłam, że jednak będę musiała wyjść w miasto, kompletnie go nie znając. Miałam nadzieję, że droga do lokalu, w którym jadłam śniadanie z chłopakami nie sprawi mi problemu.

Zostawiłam na blacie baru pieniądze i karteczkę ze spisem, co wypiłam i zjadłam, a była to paczka orzeszków. I właśnie w tym momencie zdałam sobie sprawę, że nawet nie zapytałam, którędy stąd wyjść. Trzepnęłam się w czoło, jednak nie poddałam się tak łatwo. Przejrzałam pęk kluczy, domyślając się, że jeden jest do mojego pokoju, a dwa pozostałe na pewno gdzieś pasują.

Na szczęście znalazłam odpowiednie drzwi od razu. Te same, którymi weszłam tutaj po raz pierwszy. Oba klucze pasowały, bo musiałam otworzyć dolny i górny zamek. Oślepiło mnie jasne słońce miasta, bardzo przydałyby mi się okulary, które leżały gdzieś w mojej dawnej sypialni. Przepełniał mnie stres, że coś źle zapamiętałam i nie dotrę w odpowiednie miejsce, a jeśli zgubiłabym się w nieznanym mieście, to musiałabym zaczepiać obcych, żeby znaleźć drogę, na co nie miałam ochoty. Zwyczajnie zaczęłam bać się ludzi, zdałam sobie sprawę, że przed poznaniem Camerona byłam bardziej otwarta na otoczenie, to przy nim zgasłam, zapadłam się w sobie, a wiara we własne możliwości pełzała u stóp męża. Pewność siebie oddałam mu dawno temu.

W pełni skupiona starałam się zapamiętać najważniejsze punkty, dzięki którym mogłabym odnaleźć drogę powrotną. Niemal wpadłam w panikę, gdy źle skręciłam. Idąc z Ellą i chłopakami zamyśliłam się na tyle, że nie zapamiętałam dobrze, gdzie byliśmy. Zagryzłam wargi, rozglądając się wokół siebie kompletnie zdezorientowana. Ulga spłynęła na mnie jak błogosławieństwo. Dostrzegłam lokal i w końcu mogłam coś zjeść.

Z pełnym brzuchem, drobnymi zakupami i w jeszcze większym stresie wracałam do Spearmint. Nie poznałam ulicy, w którą skręciłam, więc ponownie próbowałam nie wpaść w panikę. Tu i teraz chciałam się znaleźć w moim małym, skromnym, tymczasowym pokoiku, gdzie czułam się dobrze i bezpiecznie. Krążyłam wokół, odnosząc wrażenie, że znalazłam się w labiryncie, gubiąc się coraz bardziej. Już zbierałam się w sobie, żeby zaczepić jakiegoś przechodnia i zapytać o drogę. Lustrowałam ludzi, szukając tego odpowiedniego, wyglądającego przyjacielsko, gdy dostrzegłam okno swojego pokoju. Poznałam zasłony i odetchnęłam z ulgą. Nadal nie wiedziałam, gdzie skręcić, żeby tam dotrzeć, ale przynajmniej miałam jakiś punkt, do którego mogłam się kierować.

Dotarłam, w myślach obiecując sobie, że zrobię tak porządne zakupy, żeby nie musieć się samotnie poruszać po nieznanym terenie. Wmurowało mnie, gdy okazało się, że drzwi do Spearmint są otwarte. Stałam w miejscu, ignorując oblewający mnie pot. Elliot mnie zamorduje, jeśli cokolwiek zginęło. A jeśli ktoś nadal tam jest?

Próbowałam sobie przypomnieć, czy zamknęłam lokal, ale wydawało mi się, że tak. Tylko że to podobne do wyjścia z domu i myśleniu o żelazku. Człowiek nie ufa samemu sobie i zawraca trzy razy, żeby sprawdzić.

Postanowiłam wziąć się w garść i wejść do środka. Co mogło się stać? Najwyżej jakiś napastnik mnie zamorduje. Czy to nie rozwiązałoby wszystkich moich problemów? A biedny Cameron pewnie ubiłby na tym interes...

^^^^^^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top