🐺Czekaj!🐺
Strach mnie sparaliżował, serce mi biło jak oszalałe, a oddech przyśpieszył, jak by miał to być mój ostatni wdech. Dalej wpatrywałem się w jego wystraszone, ale piękne, czekoladowe oczy i w śliczną, gładką twarz pokrytą lekkim rumieńcem na policzkach. Przyglądałem mu się nerwowo, wdychając słodki zapach bijący od niego. Co teraz zrobi? Strzeli, a może zacznie krzyczeć? Nie wiedziałem kompletnie co mam robić. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Były wręcz przytwierdzone do ziemi, w dodatku zwisałem nad chłopakiem w rozkroku, trzymając ręce przy jego głowie, a dolne kończyny przy jego kolanach. Powinienem zawołać stado, jednak gdy chciałem wydać jakikolwiek odgłos, ten nie nadchodził, przestał się wydobywać z moich ust. Tak jak by go nie było. To pewnie przez strach. Tak, to na pewno to. Pierwszy raz spotkałem innego człowieka.
Wreszcie kiedy udało mi się opanować drżenie całego ciała, oraz przejąłem nad nim kontrolę. Odskoczyłem na kilka metrów od chłopaka, uderzając się plecami o pień drzewa. Ból rozszedł się po całych plecach, dotarłszy do karku i miednicy. Sam syknąłem gdy tylko to poczułem. Mimo to nie dałem za wygraną i wstałem na równe nogi, podbierając się jedną ręką o pobliskie drzewo. Rudzielec w tym czasie wstał i zaczął do mnie podchodzić. Syknąłem groźnie gdy był za blisko. Najwyraźniej się przestraszył, bo się cofnął o dwa, może trzy kroki. Po jego wzroku wypełnionego zaciekawieniem, jaki i strachem mogłem stwierdzić, że pierwszy raz widzi kogoś takiego jak ja. Ale co się dziwić, nie pierwszy raz masz okazje zobaczyć zdziczałego człowieka. Jeżeli w ogóle mogę się nazwać człowiekiem. Byłem już jak dzikie zwierzę, jednak kawałki człowieczeństwa we mnie zostały. Między innymi wygląd i charakter, jednak to jak udawało mi się przetrwać przez te ostatnie lata mojego życia, zostawiło spore zmiany po sobie w zachowaniu jak i trybie życia. Mogłem jeść mięso i rozrywać je zwykłymi zębami. Nie potrzebowałem do tego żadnych ostrych narzędzi, jak to było za czasów mojego mieszkania w cywilizowanym domu.
Sam również się cofnąłem od rudego i uciekłem, jak najszybciej tylko umiałem, gdy ten najwyraźniej się zamyślił.
- Czekaj!! - krzyknął za mną, jednak mnie już dawno nie było.
Nogi same mną kierowały, nie chciałem się zatrzymywać. Odwracałem się co jakiś czas, chcąc być pewnym, że nie podążył za nim. Jednak nic takiego się nie stało. Udało mi się dobiec niezły kawałek. Kiedy się upewniłem, że nikogo nie ma, usiadłem pod drzewem i odpoczywałem. Byłem zmęczony po biegu. Zacząłem myśleć o tamtym chłopaku, niby nic mi nie zrobił, ale jednak dalej jego zamiary były niewiadome. Bałem się, chyba pierwszy raz od bardzo dawna. Zapomniałem nawet, jak to jest czuć strach. Teraz już wiem, dalej zmęczony ruszyłem powolnym krokiem w stronę domu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top